Pokrewne
- Strona Główna
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Kosinski Jerzy Gra (2)
- Judith McNaught Raj
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radioclubhit.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W południe poszliśmy do UPIM i ujrzeliśmy co najmniej trzy rodzaje trąbek; blaszane zabawki - ale mnie wydawały się instrumentami z tajemniczej zatoki.Był tam wojskowy kornet, puzon z suwakiem i pseudotrąbka, wprawdzie z ustnikiem i złota, ale klawisze miała jak saksofon.Nie wiedziałem, którą wybrać, i być może zbytnio z tym marudziłem.Chciałem mieć je wszystkie,a robiłem wrażenie, jakbym nie chciał żadnej.Zdaje mi się, że w tym czasie wujostwo oglądali cennik.Nie byli skąpcami, ale miałem wrażenie, że uznali za przystępniejszy flet z bakelitu, cały czarny, ze srebrnymi klawiszami.Czy nie wolałbyś tego? - spytali.Spróbowałem zagrać, brzmiał nie najgorzej, wmawiałem sobie, że jest piękny, ale w gruncie rzeczy doszedłem do wniosku, że wujostwo wolą kupić flet, gdyż jest tańszy, trąbka musiała kosztować majątek i nie mogłem wymagać od nich takiego poświęcenia.Zawsze uczono mnie, że kiedy dostaję coś, co mi się podoba, winienem powiedzieć nie, dziękuję, i to nie wystarczy raz, nie można bowiem powiedzieć nie, dziękuję, i natychmiast wyciągnąć rękę, ale trzeba poczekać, aż ofiarodawca zacznie nalegać, powie: ależ bardzo cię proszę.Dopiero wtedy dobrze wychowany chłopczyk ustępuje.Powiedziałem więc, że może nie chcę trąbki, że może podoba mi się też flecik, jeśli oni wolą flecik.I przyglądałem się im spod oka, mając nadzieję, że będą nalegać.Nie nalegali, niechaj Bóg przyjmie ich na swe łono.Byli szczęśliwi, że kupili mi flet, skoro, oświadczyli, ja go wolę.Było już za późno, żeby się wycofać.Dostałem flet.Spojrzał na mnie podejrzliwie.- Chciałby pan zapytać, czy nadal gram na trąbce?- Nie - odparłem.- Chcę wiedzieć, co było przedmiotem miłości.- Ach - rzekł przystępując z powrotem do kartkowania maszynopisu - widzę, że wszystkich ogarnia obsesja przedmiotu miłości.Tymi sprawami można dowolnie manipulować.Ale.A gdybym je dnak wybrał trąbkę? Czy byłbym naprawdę szczęśliwy? Jak pan myśli, Casaubon?- Śniłby pan pewnie o flecie.- Nie - zamknął oschle dyskusję.- Flet tylko miałem.Chyba: go nigdy nie użyłem.- Marzyłem czy użyłem?- Użyłem - powiedział dobitnie i nie wiem dlaczego poczułem się jak błazen.10I w końcu nie wnioskuje się kabalistycznie z vinum niczego poza VIS NUMerorum, na których to liczbach opiera się Magia.(Cesare delia Riviera, Il Mondo Magico degli Eroi, Mantua, Osanna, 1603, s.65-66)Ale opowiadałem o moim pierwszym spotkaniu z Belbem.Zna- | liśmy się z widzenia, jakieś żarty wymieniane u Piladego, niewiele jednak o nim wiedziałem poza tym, że pracował u Garamonda, a na uniwersytecie wpadały mi czasem w ręce książki tej oficyny.Wydawca mały, ale poważny.Młodzieńca, który kończy pisać pracę doktorską, zawsze pociąga ktoś, kto pracuje w wydawnictwie publikującym rzeczy z zakresu kultury.- A czym pan się zajmuje? - spytał mnie pewnego wieczoru, kiedy obaj staliśmy przy samym końcu cynkowej lady, opierając się o nią, ściśnięci w tłumie, jaki gromadził się tu przy wielkich okazjach.Był to okres, kiedy wszyscy przeszli na ty, studenci z profesorami i profesorowie ze studentami.Nie mówiąc już o bywalcach Piladego.„Postaw kielicha" - mówił student w swetrze do redaktora naczelnego wielkiego dziennika.Wydawać by się mogło, że jesteśmy w Petersburgu w czasach młodego Szkłowskiego.Sami Maj akowscy i ani jednego Żywagi.Belbo nie uchylał się od powszechnego tykania, ale rzucało się w oczy, że wymierzał za to karę pogardy.Mówił „ty", żeby pokazać, że na ordynarność odpowiada ordynarnością, ale istnieje przepaść między tolerowaniem poufałości a poufałością.Czule albo namiętnie mówił „ty" rzadko i niewielu osobom; był na „ty" z Diotallevim, z paroma kobietami.Jeśli kogoś szanował, nie znając jednak od dawna, zwracał się przez „pan".Tak właśnie zwracał się do mnie przez cały czas, kiedy pracowaliśmy razem, i muszę powiedzieć, że doceniałem ten przywilej.- A czym pan się zajmuje? - spytał, jak wiem już teraz, z sympatią.- W życiu czy w teatrze? - spytałem wskazując na podiumlu Piladego.- W życiu.- Studiuję.- Uniwersytet czy praca naukowa?- Nie wygląda na to, ale te dwie rzeczy nie są ze sobą w sprzeczności.Kończę pracę doktorską o templariuszach.- Paskudny temat.Czy nie jest to przedsięwzięcie dla szaleńców?- Ja zajmuję się prawdziwymi templariuszami.Dokumentami z procesu.Ale co pan wie o templariuszach?- Pracuję w wydawnictwie, a do wydawnictwa przychodzą uczeni, ale i ludzie stuknięci.Zawód redaktora polega na rozpoznaniu od pierwszego wejrzenia stukniętych.Kiedy ktoś bierze na warsztat templariuszy, prawie na pewno jest stuknięty.- Wiem na ten temat to i owo.Ich imię brzmi legion.Ale nie wszyscy szaleńcy mówią o templariuszach.Jak rozpoznaje pan innych?- Wprawa.Zaraz to wyjaśnię, jako że jest pan bardzo młody.A propos, jak się pan nazywa?- Casaubon.- Czyż nie jest to bohater z Middlemarchl- Nie wiem.Tak czy owak był również taki filolog renesansowy.Ale nie jest moim krewnym.- Przyjdzie jeszcze na to czas.Napije się pan? Dwa razy to samo, Pilade, dziękuję.No właśnie.Na świecie spotyka się matołków, tępaków, głupców i szaleńców.- Ma pan kogoś na myśli?- Tak, weźmy na przykład nas dwóch.Albo przynajmniej, by pana nie urazić, mnie.Chociaż w gruncie rzeczy każdy należy do jednej z tych czterech kategorii, wystarczy mu się uważnie przyjrzeć.Każdy z nas jest od czasu do czasu matołkiem, tępakiem, głupcem albo szaleńcem.Powiedzmy, że osoba normalna to ktoś, kto ma w sobie rozsądną miarkę tych wszystkich składników, tych typów idealnych.- Idealtypen.- Brawo.Zna pan również niemiecki?- Tyle, ile muszę ze względu na bibliografie.- W moich czasach, kiedy ktoś znał niemiecki, ani mu było w głowie kończyć studia.Życie upływało mu na znajomości niemieckiego.Sądzę, że dzisiaj tak samo jest z chińskim.- Ja znam niemiecki za mało, więc piszę dyplom.Ale wróćmy do pańskiej typologii.Czym jest geniusz, na przykład Einstein?- Geniusz to człowiek, który uruchamia w oszałamiający sposób jeden element, karmiąc go pozostałymi.- Napił się i ciągnął: - Dobry wieczór, moja piękna.Czy znowu próbowałaś samobójstwa?- Nie - odparła przechodząca obok nas kobieta - jestem teraz w kolektywie.- Świetnie - pochwalił Belbo, a potem zwrócił się znowu w moją stronę: - Można dokonywać samobójstw zbiorowych, czyż nie tak?- A co z szaleńcami?- Mam nadzieję, że nie wziął pan mojej teorii za czyste złoto.Nie zajmuję się osadzaniem wszechświata na właściwym miejscu.Mówię tylko, kto jest szaleńcem dla firmy wydawniczej.To teoria stworzona ad hoc, zgoda?- Zgoda.Teraz stawiam ja.- Zgoda.Pilade, trochę mniej lodu, jeśli można prosić.W przeciwnym razie wszystko trafia natychmiast do krwiobiegu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.W południe poszliśmy do UPIM i ujrzeliśmy co najmniej trzy rodzaje trąbek; blaszane zabawki - ale mnie wydawały się instrumentami z tajemniczej zatoki.Był tam wojskowy kornet, puzon z suwakiem i pseudotrąbka, wprawdzie z ustnikiem i złota, ale klawisze miała jak saksofon.Nie wiedziałem, którą wybrać, i być może zbytnio z tym marudziłem.Chciałem mieć je wszystkie,a robiłem wrażenie, jakbym nie chciał żadnej.Zdaje mi się, że w tym czasie wujostwo oglądali cennik.Nie byli skąpcami, ale miałem wrażenie, że uznali za przystępniejszy flet z bakelitu, cały czarny, ze srebrnymi klawiszami.Czy nie wolałbyś tego? - spytali.Spróbowałem zagrać, brzmiał nie najgorzej, wmawiałem sobie, że jest piękny, ale w gruncie rzeczy doszedłem do wniosku, że wujostwo wolą kupić flet, gdyż jest tańszy, trąbka musiała kosztować majątek i nie mogłem wymagać od nich takiego poświęcenia.Zawsze uczono mnie, że kiedy dostaję coś, co mi się podoba, winienem powiedzieć nie, dziękuję, i to nie wystarczy raz, nie można bowiem powiedzieć nie, dziękuję, i natychmiast wyciągnąć rękę, ale trzeba poczekać, aż ofiarodawca zacznie nalegać, powie: ależ bardzo cię proszę.Dopiero wtedy dobrze wychowany chłopczyk ustępuje.Powiedziałem więc, że może nie chcę trąbki, że może podoba mi się też flecik, jeśli oni wolą flecik.I przyglądałem się im spod oka, mając nadzieję, że będą nalegać.Nie nalegali, niechaj Bóg przyjmie ich na swe łono.Byli szczęśliwi, że kupili mi flet, skoro, oświadczyli, ja go wolę.Było już za późno, żeby się wycofać.Dostałem flet.Spojrzał na mnie podejrzliwie.- Chciałby pan zapytać, czy nadal gram na trąbce?- Nie - odparłem.- Chcę wiedzieć, co było przedmiotem miłości.- Ach - rzekł przystępując z powrotem do kartkowania maszynopisu - widzę, że wszystkich ogarnia obsesja przedmiotu miłości.Tymi sprawami można dowolnie manipulować.Ale.A gdybym je dnak wybrał trąbkę? Czy byłbym naprawdę szczęśliwy? Jak pan myśli, Casaubon?- Śniłby pan pewnie o flecie.- Nie - zamknął oschle dyskusję.- Flet tylko miałem.Chyba: go nigdy nie użyłem.- Marzyłem czy użyłem?- Użyłem - powiedział dobitnie i nie wiem dlaczego poczułem się jak błazen.10I w końcu nie wnioskuje się kabalistycznie z vinum niczego poza VIS NUMerorum, na których to liczbach opiera się Magia.(Cesare delia Riviera, Il Mondo Magico degli Eroi, Mantua, Osanna, 1603, s.65-66)Ale opowiadałem o moim pierwszym spotkaniu z Belbem.Zna- | liśmy się z widzenia, jakieś żarty wymieniane u Piladego, niewiele jednak o nim wiedziałem poza tym, że pracował u Garamonda, a na uniwersytecie wpadały mi czasem w ręce książki tej oficyny.Wydawca mały, ale poważny.Młodzieńca, który kończy pisać pracę doktorską, zawsze pociąga ktoś, kto pracuje w wydawnictwie publikującym rzeczy z zakresu kultury.- A czym pan się zajmuje? - spytał mnie pewnego wieczoru, kiedy obaj staliśmy przy samym końcu cynkowej lady, opierając się o nią, ściśnięci w tłumie, jaki gromadził się tu przy wielkich okazjach.Był to okres, kiedy wszyscy przeszli na ty, studenci z profesorami i profesorowie ze studentami.Nie mówiąc już o bywalcach Piladego.„Postaw kielicha" - mówił student w swetrze do redaktora naczelnego wielkiego dziennika.Wydawać by się mogło, że jesteśmy w Petersburgu w czasach młodego Szkłowskiego.Sami Maj akowscy i ani jednego Żywagi.Belbo nie uchylał się od powszechnego tykania, ale rzucało się w oczy, że wymierzał za to karę pogardy.Mówił „ty", żeby pokazać, że na ordynarność odpowiada ordynarnością, ale istnieje przepaść między tolerowaniem poufałości a poufałością.Czule albo namiętnie mówił „ty" rzadko i niewielu osobom; był na „ty" z Diotallevim, z paroma kobietami.Jeśli kogoś szanował, nie znając jednak od dawna, zwracał się przez „pan".Tak właśnie zwracał się do mnie przez cały czas, kiedy pracowaliśmy razem, i muszę powiedzieć, że doceniałem ten przywilej.- A czym pan się zajmuje? - spytał, jak wiem już teraz, z sympatią.- W życiu czy w teatrze? - spytałem wskazując na podiumlu Piladego.- W życiu.- Studiuję.- Uniwersytet czy praca naukowa?- Nie wygląda na to, ale te dwie rzeczy nie są ze sobą w sprzeczności.Kończę pracę doktorską o templariuszach.- Paskudny temat.Czy nie jest to przedsięwzięcie dla szaleńców?- Ja zajmuję się prawdziwymi templariuszami.Dokumentami z procesu.Ale co pan wie o templariuszach?- Pracuję w wydawnictwie, a do wydawnictwa przychodzą uczeni, ale i ludzie stuknięci.Zawód redaktora polega na rozpoznaniu od pierwszego wejrzenia stukniętych.Kiedy ktoś bierze na warsztat templariuszy, prawie na pewno jest stuknięty.- Wiem na ten temat to i owo.Ich imię brzmi legion.Ale nie wszyscy szaleńcy mówią o templariuszach.Jak rozpoznaje pan innych?- Wprawa.Zaraz to wyjaśnię, jako że jest pan bardzo młody.A propos, jak się pan nazywa?- Casaubon.- Czyż nie jest to bohater z Middlemarchl- Nie wiem.Tak czy owak był również taki filolog renesansowy.Ale nie jest moim krewnym.- Przyjdzie jeszcze na to czas.Napije się pan? Dwa razy to samo, Pilade, dziękuję.No właśnie.Na świecie spotyka się matołków, tępaków, głupców i szaleńców.- Ma pan kogoś na myśli?- Tak, weźmy na przykład nas dwóch.Albo przynajmniej, by pana nie urazić, mnie.Chociaż w gruncie rzeczy każdy należy do jednej z tych czterech kategorii, wystarczy mu się uważnie przyjrzeć.Każdy z nas jest od czasu do czasu matołkiem, tępakiem, głupcem albo szaleńcem.Powiedzmy, że osoba normalna to ktoś, kto ma w sobie rozsądną miarkę tych wszystkich składników, tych typów idealnych.- Idealtypen.- Brawo.Zna pan również niemiecki?- Tyle, ile muszę ze względu na bibliografie.- W moich czasach, kiedy ktoś znał niemiecki, ani mu było w głowie kończyć studia.Życie upływało mu na znajomości niemieckiego.Sądzę, że dzisiaj tak samo jest z chińskim.- Ja znam niemiecki za mało, więc piszę dyplom.Ale wróćmy do pańskiej typologii.Czym jest geniusz, na przykład Einstein?- Geniusz to człowiek, który uruchamia w oszałamiający sposób jeden element, karmiąc go pozostałymi.- Napił się i ciągnął: - Dobry wieczór, moja piękna.Czy znowu próbowałaś samobójstwa?- Nie - odparła przechodząca obok nas kobieta - jestem teraz w kolektywie.- Świetnie - pochwalił Belbo, a potem zwrócił się znowu w moją stronę: - Można dokonywać samobójstw zbiorowych, czyż nie tak?- A co z szaleńcami?- Mam nadzieję, że nie wziął pan mojej teorii za czyste złoto.Nie zajmuję się osadzaniem wszechświata na właściwym miejscu.Mówię tylko, kto jest szaleńcem dla firmy wydawniczej.To teoria stworzona ad hoc, zgoda?- Zgoda.Teraz stawiam ja.- Zgoda.Pilade, trochę mniej lodu, jeśli można prosić.W przeciwnym razie wszystko trafia natychmiast do krwiobiegu [ Pobierz całość w formacie PDF ]