Pokrewne
- Strona Główna
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Cole Courtney Beautifully Broken. Tom 3. Zanim miłoć nas połšczy
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Tom Clancy Jack Ryan, Jr. 05 Zwierzchnik [2014]
- Chmielewska Joanna Trudny Trup (4)
- Roberts Nora Marzenia 01 Smiale marzenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- streamer.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamienili jej życie w piekło.Jeden z nich napisał, że powinnasię zabić.I to właśnie zrobiła.A na niej się nie skończy.Terapeuci powtarzają nam, że wszystko będziedobrze.Przekonują, że nic nam nie dolega.Nie pozwalając nam skonfrontować się z naszym cierpieniemi angażując sobowtóry, pozbawiają nas umiejętności samodzielnego radzenia sobie z kryzysem.To, żerobimy dobrą minę do złej gry, nie znaczy wcale, że jesteśmy zdrowi.Cały ten system jest chory.Alekomu mamy się poskarżyć? Komu możemy zaufać? Mnie możesz ufać zapewniłam żarliwie.Czułam promieniujący od niej ból.Mimo że nie wspomniała ani słowem o swojej znajomościz Cataliną ani o tym, co wie na temat sobowtórów, i tak zapragnęłam jej pomóc.Nie obchodziło mnie już,czy pomoże mi zdobyć jakieś istotne informacje.Moje słowa przyniosły jednak odwrotny do zamierzonego skutek zamiast pocieszyć Virginię,wyrwały ją z transu, w którym się pogrążała.Odgarnęła włosy opadające jej na twarz i z zawstydzeniemzaczęła skubać brzeg koszulki. No pięknie odezwała się, próbując ukryć prawdziwe emocje pod maską uśmiechu. Przepraszam,że tak się przed tobą wywnętrzam. Nie szkodzi powiedziałam, licząc, że powie coś jeszcze.Virginia miała jednak inne plany.Nabrała czubatą łyżkę bitej śmietany i włożyła ją do ust.Unikałateraz mojego spojrzenia.Widziałam, że stara się zachowywać jak gdyby nigdy nic. Umiesz słuchać odezwała się po chwili. Pewnie wiele osób ci to mówi. Nie tak wiele odparłam z uśmiechem. Mam niewielu znajomych.Skrzywiła się, jakby nie bardzo w to wierzyła.Gdyby tylko wiedziała, jak wielką nienawiść budzęw ludziach jako sobowtór& Inna sprawa, że gdyby się dowiedziała, sama również mogłaby mnieznienawidzić.Dokończyłyśmy ciasto, a Virginia opowiedziała mi jeszcze o szkole, o rozgrywkach siatkówki, o tym,która dziewczyna spotyka się z którym chłopakiem typowe tematy, jakimi interesują się normalni ludzie.W jej słowach czaiła się jednak pustka.Wyczuwałam, że pragnie podzielić się ze mną czymś więcej zdradzić mi sekrety, na które tak liczyłam jednak nie jest jeszcze gotowa. A może masz ochotę wyskoczyć na imprezkę? zaproponowała.Zatkało mnie.Po naszej szczerej rozmowie wypad na imprezę był ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby mido głowy.Virginia musiała wyczuć moje wahanie. Pytałaś wcześniej, co robimy po lekcjach przypomniała. No więc prawda jest taka, że kiedyjesteśmy wśród ludzi, imprezujemy.A na łzy pozwalamy sobie, kiedy nikt nas nie widzi.Dzisiaj jestimpreza.Powinnaś wpaść.Zerknęła na rachunek zostawiony na stole przez kelnerkę, po czym sięgnęła do portfela i odliczyłapotrzebną kwotę.Znów spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.Nie zostało jej wielu przyjaciół, pomyślałam.To dla mnie szansa, żeby uwiarygodnić moją rolę.Szansa, że w końcu dowiem się, kim naprawdę jestem.Równocześnie jednak nie opuszczało mnieprzeświadczenie, że postępuję wobec Virginii skrajnie niemoralnie.Wykorzystywałam przecież jejnieszczęście, a świadomość tego pogłębiała tylko moje poczucie winy.Znów zatem miałam byćsobowtórem, tyle że tym razem wchodziłam w rolę, żeby pomóc samej sobie, a nie komuś innemu.Niemiałam jednak innego wyjścia. Dla mnie bomba odezwałam się, na co zareagowała uśmiechem.Zerknęłam na swoje ubranie, sprawdzając, czy wyglądam wystarczająco dobrze.Virginia machnęłajednak ręką. Wyglądasz świetnie.Nic się nie martw.Wszyscy będą tobą zachwyceni.Może pójdziemy od razu?Nie imprezujemy do pózna stwierdziła, a jej twarz spochmurniała. Nie chcemy martwić rodziców.Niewykluczone, że jej obawa miała realne podstawy.Ale równie dobrze mogła być tylko kolejnymurojeniem być może żałoba powodowała, że popadała w paranoję.Kiedy Virginia wstała od stolika, rozejrzałam się po sali.Zauważyłam, że kelnerka przypatruje się jejuważnie.Tak jakby bacznie śledziła jej zachowanie.Gdy przeniosła spojrzenie na mnie, schyliłam szybkogłowę i ruszyłam za Virginią w stronę drzwi.Opuszczając bar, zachodziłam w głowę, czy urojeniadziewczyny przypadkiem nie stają się też moim udziałem.Rozdział dziewiątyiebo skąpane było w pomarańczowej poświacie zachodzącego słońca.Kiedy podeszłyśmy dozaparkowanego przed barem srebrnego samochodu, zauważyłam wiszące na lusterku wstecznymNpędy szałwii.Wnętrze auta wypełniał przyjemny relaksujący aromat.Aromatoterapia, domyśliłam się.Czasami też stosowaliśmy tę metodę w pracy z klientami. To stary samochód mojego ojca wyjaśniła Virginia, kiedy zauważyła, z jakim zainteresowaniemprzypatruję się powieszonym ziołom. Prawdę mówiąc, nie mam prawa jazdy.Ale nic się nie martw,świetnie prowadzę.Przypomniałam sobie, jak wyglądało moje życie przed zdaniem egzaminu na prawo jazdy.Oczywiścieteż zdarzało mi się siadać za kółkiem.W przeciwnym razie ilekroć chciałam dokądś pojechać, byłamzdana na uprzejmość taty albo Deacona. W porządku, tylko nas nie zabij powiedziałam z uśmiechem.Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, uświadomiłam sobie, jak niefortunnie musiały zabrzmieć.Virginia udawała, że nie usłyszała mojej uwagi.Rozejrzałam się powoli po wnętrzu samochodu ArthuraPritcharda.Podświadomie liczyłam chyba, że wypatrzę jakąś wskazówkę dotyczącą mojej przeszłości,ale oczywiście nic takiego tam nie było.Virginia tymczasem wsunęła płytę do odtwarzacza.Po chwili wnętrze wypełniła tęskna, niepokojącamuzyka, w której dominowały długie, rzewne dzwięki gitary.Wokalistka śpiewała zbolałym głosem, tekstpiosenki był mroczny i przygnębiający.Kiedy jednak zerknęłam na Virginię, od razu zorientowałam się,że te dzwięki wywierają na nią zupełnie inny efekt niż na mnie.Prowadziła samochód z uśmiechem naustach.Ja jednak powoli zaczynałam się dusić.Nie chodziło tylko o tę mroczną muzykę, ale też o uczuciestrachu, które się we mnie zalęgło.Był to egoistyczny, osobisty lęk.Odgrywałam kolejną rolę rolę LizMajor, dziewczyny, której tożsamość wykradłam, jednak pragnęłam być sobą.Pragnęłam tego każdąkomórką mojego ciała.Chociaż przecież nie miałam pojęcia, co to może znaczyć.Nie wiedziałam, kimtak naprawdę jestem.Na myśl o tym poczułam jeszcze bardziej dojmującą samotność.Skrzyżowałam ramiona na piersi, poczym zaczęłam przyglądać się mijanym budynkom.Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni razbyłam na jakiejś imprezie nie jako Catalina, ale Quinlan McKee.Wtedy wróciło do mnie pewne wspomnienie, a ja uczepiłam się go kurczowo.Niemal całkiemwyparłam je z pamięci, bo wydawało mi się kiedyś mało ważne.Teraz jednak miałam wrażenie, że jestwszystkim.Było niczym łańcuch, który wiązał mnie z tym, kim kiedyś byłam, czy raczej z tym, za kogokiedyś się miałam.Wspomnienie dotyczyło pewnej nocy z czasów, kiedy nie byłam już z Deaconem.Było to kilka tygodnipo jednej z naszych niemądrych prób zejścia się na nowo.Deacon zachowywał się potem, jakby doniczego między nami nie doszło, a ja kolejny już raz przypłaciłam to złamanym sercem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Zamienili jej życie w piekło.Jeden z nich napisał, że powinnasię zabić.I to właśnie zrobiła.A na niej się nie skończy.Terapeuci powtarzają nam, że wszystko będziedobrze.Przekonują, że nic nam nie dolega.Nie pozwalając nam skonfrontować się z naszym cierpieniemi angażując sobowtóry, pozbawiają nas umiejętności samodzielnego radzenia sobie z kryzysem.To, żerobimy dobrą minę do złej gry, nie znaczy wcale, że jesteśmy zdrowi.Cały ten system jest chory.Alekomu mamy się poskarżyć? Komu możemy zaufać? Mnie możesz ufać zapewniłam żarliwie.Czułam promieniujący od niej ból.Mimo że nie wspomniała ani słowem o swojej znajomościz Cataliną ani o tym, co wie na temat sobowtórów, i tak zapragnęłam jej pomóc.Nie obchodziło mnie już,czy pomoże mi zdobyć jakieś istotne informacje.Moje słowa przyniosły jednak odwrotny do zamierzonego skutek zamiast pocieszyć Virginię,wyrwały ją z transu, w którym się pogrążała.Odgarnęła włosy opadające jej na twarz i z zawstydzeniemzaczęła skubać brzeg koszulki. No pięknie odezwała się, próbując ukryć prawdziwe emocje pod maską uśmiechu. Przepraszam,że tak się przed tobą wywnętrzam. Nie szkodzi powiedziałam, licząc, że powie coś jeszcze.Virginia miała jednak inne plany.Nabrała czubatą łyżkę bitej śmietany i włożyła ją do ust.Unikałateraz mojego spojrzenia.Widziałam, że stara się zachowywać jak gdyby nigdy nic. Umiesz słuchać odezwała się po chwili. Pewnie wiele osób ci to mówi. Nie tak wiele odparłam z uśmiechem. Mam niewielu znajomych.Skrzywiła się, jakby nie bardzo w to wierzyła.Gdyby tylko wiedziała, jak wielką nienawiść budzęw ludziach jako sobowtór& Inna sprawa, że gdyby się dowiedziała, sama również mogłaby mnieznienawidzić.Dokończyłyśmy ciasto, a Virginia opowiedziała mi jeszcze o szkole, o rozgrywkach siatkówki, o tym,która dziewczyna spotyka się z którym chłopakiem typowe tematy, jakimi interesują się normalni ludzie.W jej słowach czaiła się jednak pustka.Wyczuwałam, że pragnie podzielić się ze mną czymś więcej zdradzić mi sekrety, na które tak liczyłam jednak nie jest jeszcze gotowa. A może masz ochotę wyskoczyć na imprezkę? zaproponowała.Zatkało mnie.Po naszej szczerej rozmowie wypad na imprezę był ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby mido głowy.Virginia musiała wyczuć moje wahanie. Pytałaś wcześniej, co robimy po lekcjach przypomniała. No więc prawda jest taka, że kiedyjesteśmy wśród ludzi, imprezujemy.A na łzy pozwalamy sobie, kiedy nikt nas nie widzi.Dzisiaj jestimpreza.Powinnaś wpaść.Zerknęła na rachunek zostawiony na stole przez kelnerkę, po czym sięgnęła do portfela i odliczyłapotrzebną kwotę.Znów spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.Nie zostało jej wielu przyjaciół, pomyślałam.To dla mnie szansa, żeby uwiarygodnić moją rolę.Szansa, że w końcu dowiem się, kim naprawdę jestem.Równocześnie jednak nie opuszczało mnieprzeświadczenie, że postępuję wobec Virginii skrajnie niemoralnie.Wykorzystywałam przecież jejnieszczęście, a świadomość tego pogłębiała tylko moje poczucie winy.Znów zatem miałam byćsobowtórem, tyle że tym razem wchodziłam w rolę, żeby pomóc samej sobie, a nie komuś innemu.Niemiałam jednak innego wyjścia. Dla mnie bomba odezwałam się, na co zareagowała uśmiechem.Zerknęłam na swoje ubranie, sprawdzając, czy wyglądam wystarczająco dobrze.Virginia machnęłajednak ręką. Wyglądasz świetnie.Nic się nie martw.Wszyscy będą tobą zachwyceni.Może pójdziemy od razu?Nie imprezujemy do pózna stwierdziła, a jej twarz spochmurniała. Nie chcemy martwić rodziców.Niewykluczone, że jej obawa miała realne podstawy.Ale równie dobrze mogła być tylko kolejnymurojeniem być może żałoba powodowała, że popadała w paranoję.Kiedy Virginia wstała od stolika, rozejrzałam się po sali.Zauważyłam, że kelnerka przypatruje się jejuważnie.Tak jakby bacznie śledziła jej zachowanie.Gdy przeniosła spojrzenie na mnie, schyliłam szybkogłowę i ruszyłam za Virginią w stronę drzwi.Opuszczając bar, zachodziłam w głowę, czy urojeniadziewczyny przypadkiem nie stają się też moim udziałem.Rozdział dziewiątyiebo skąpane było w pomarańczowej poświacie zachodzącego słońca.Kiedy podeszłyśmy dozaparkowanego przed barem srebrnego samochodu, zauważyłam wiszące na lusterku wstecznymNpędy szałwii.Wnętrze auta wypełniał przyjemny relaksujący aromat.Aromatoterapia, domyśliłam się.Czasami też stosowaliśmy tę metodę w pracy z klientami. To stary samochód mojego ojca wyjaśniła Virginia, kiedy zauważyła, z jakim zainteresowaniemprzypatruję się powieszonym ziołom. Prawdę mówiąc, nie mam prawa jazdy.Ale nic się nie martw,świetnie prowadzę.Przypomniałam sobie, jak wyglądało moje życie przed zdaniem egzaminu na prawo jazdy.Oczywiścieteż zdarzało mi się siadać za kółkiem.W przeciwnym razie ilekroć chciałam dokądś pojechać, byłamzdana na uprzejmość taty albo Deacona. W porządku, tylko nas nie zabij powiedziałam z uśmiechem.Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, uświadomiłam sobie, jak niefortunnie musiały zabrzmieć.Virginia udawała, że nie usłyszała mojej uwagi.Rozejrzałam się powoli po wnętrzu samochodu ArthuraPritcharda.Podświadomie liczyłam chyba, że wypatrzę jakąś wskazówkę dotyczącą mojej przeszłości,ale oczywiście nic takiego tam nie było.Virginia tymczasem wsunęła płytę do odtwarzacza.Po chwili wnętrze wypełniła tęskna, niepokojącamuzyka, w której dominowały długie, rzewne dzwięki gitary.Wokalistka śpiewała zbolałym głosem, tekstpiosenki był mroczny i przygnębiający.Kiedy jednak zerknęłam na Virginię, od razu zorientowałam się,że te dzwięki wywierają na nią zupełnie inny efekt niż na mnie.Prowadziła samochód z uśmiechem naustach.Ja jednak powoli zaczynałam się dusić.Nie chodziło tylko o tę mroczną muzykę, ale też o uczuciestrachu, które się we mnie zalęgło.Był to egoistyczny, osobisty lęk.Odgrywałam kolejną rolę rolę LizMajor, dziewczyny, której tożsamość wykradłam, jednak pragnęłam być sobą.Pragnęłam tego każdąkomórką mojego ciała.Chociaż przecież nie miałam pojęcia, co to może znaczyć.Nie wiedziałam, kimtak naprawdę jestem.Na myśl o tym poczułam jeszcze bardziej dojmującą samotność.Skrzyżowałam ramiona na piersi, poczym zaczęłam przyglądać się mijanym budynkom.Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni razbyłam na jakiejś imprezie nie jako Catalina, ale Quinlan McKee.Wtedy wróciło do mnie pewne wspomnienie, a ja uczepiłam się go kurczowo.Niemal całkiemwyparłam je z pamięci, bo wydawało mi się kiedyś mało ważne.Teraz jednak miałam wrażenie, że jestwszystkim.Było niczym łańcuch, który wiązał mnie z tym, kim kiedyś byłam, czy raczej z tym, za kogokiedyś się miałam.Wspomnienie dotyczyło pewnej nocy z czasów, kiedy nie byłam już z Deaconem.Było to kilka tygodnipo jednej z naszych niemądrych prób zejścia się na nowo.Deacon zachowywał się potem, jakby doniczego między nami nie doszło, a ja kolejny już raz przypłaciłam to złamanym sercem [ Pobierz całość w formacie PDF ]