Pokrewne
- Strona Główna
- Erich Maria Remarque Trzej Towarzysze
- Remarque Erich Maria Trzej Towarzysze
- Maria Siemionowa 01.Wilczarz
- Zientarowa Maria Drobne ustroje (2)
- Nurowska Maria Wiek samotnosci
- Duenas Maria Krawcowa z Madrytu
- Zientarowa Maria Drobne ustroje
- Cornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 2 Nieprzyjaciel Boga (3)
- Haldeman Joe i Jack Nie Ma Ciemnosci
- Przysiega otchlani Grange Jean Christophe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- metta16.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był to wątły, w nieokreślonym wieku człowiek, bystry nad wyraz i wprost niestrudzony.Los zetknął ich ze sobą w chwili, kiedy von Hedry wysiadł z pociągu kursującego na trasie Wiedeń-Gródek-Tarnopol i nie mógł znaleźć tragarza, który by się zajął jego bagażem, ani fiakra, by się dostać do miasta.Lebovitz jechał tym samym pociągiem, trzecią klasą, wracał bowiem z pobliskiego miasta, gdzie brał udział w pogrzebie.Widząc, w jak trudnym położeniu znalazł się młody oficer, natychmiast przejął inicjatywę.W mgnieniu oka znalazł fiakra dla porucznika i furmankę na jego bagaż, pokój w najlepszym hotelu miasta, proszek na insekty gwarantujący nieprzerwany sen, następnego zaś dnia mieszkanie z łazienką i osobnym wejściem oraz dostarczył listy polecające do najlepszych burdeli Tarnopola i Przemyśla.Ten ideał bez skazy postanowił jednak opuścić rodzinną Galicję i wyemigrować do Ameryki, co było zaskoczeniem dla porucznika von Hedry, a dla Lebovitza i licznej gromady jego pobratymców ukoronowaniem żmudnych przygotowań.Dwudziestu trzech mężczyzn, niektórzy nawet z rodzinami, związało swój los z młodym rabinem, który zorganizował ów wspólny wyjazd.Większość miała krewnych w Stanach Zjednoczonych, toteż ich zdaniem nie ryzykowali wiele.Lebovitz natomiast nie miał tam nikogo, za to był jednym z pierwszych, którzy postanowili wyjechać.Kiedy Hedry próbował odwieść go od tego zamiaru strasząc opowieściami o masakrach dokonywanych przez Indian i rzezimieszków z Dzikiego Zachodu, Lebovitz tylko się śmiał.- Panie poruczniku, dla takiego jak ja biedaka, który musiał zarabiać na życie obsługując panów wojskowych, Indianie wydają się cherubinami.- I dodał szybko: - Oczywiście mam na myśli ułanów, a nie huzarów.Ułani to polscy panowie i nie darzą nas, Żydów, miłością.Węgierscy panowie są znacznie lepsi.Nigdy nas nie biją, kiedy są trzeźwi.Lebovitz odjechał przed dziesięcioma dniami.Chociaż wyznaczył bratanka na swoje miejsce, von Hedry ciągle czuł się jak osierocone dziecię.Bratanek był chuderlawym, wiecznie zakatarzonym młodzieńcem i w ciągu dziesięciu dni ani razu nie zmienił koszuli, nie wyczyścił sobie butów ani też nie użył chusteczki.Kiedy Hedry dotarł do domu, spostrzegł ku swemu przerażeniu, że będzie musiał na czas nieokreślony zrezygnować z kąpieli.Czekał już bowiem na niego kapral z rozkazem zameldowania się natychmiast u dowódcy.Ideges, koń porucznika, czekał w podwórzu już osiodłany i nakryty derką.Porucznikowi wydawało się, że w oczach zwierzęcia maluje się taki sam wyraz obrzydzenia.Ideges znaczy po węgiersku „narowisty” i koń ten w całej pełni na takie miano zasługiwał.Wszystko, co się rusza: człowiek, armata, automobil lub Żyd w czarnym chałacie, sprawiało, że stawał dęba lub ponosił, dopóki nie poczuł, jak lędźwie porucznika von Hedry ściskają mu boki.Zmieniał się wówczas w baranka, chociaż porucznik nie karał go nigdy ani szorstko się z nim obchodził.Hedry posiadał, jak się zdaje, większy dar nawiązywania kontaktu ze zwierzętami niż z ludźmi.Zaczęło mżyć, a mrok przemienił się w zamgloną szarość, nim dotarli do koszar.Kancelaria dowódcy mieściła się na parterze ponurego piętrowego budynku w pobliżu bramy.Stojący na warcie starszy sierżant natychmiast powiadomił dowódcę o przybyciu Hedry’ego.Hrabia Peterfy był wysokim i wyniosłym mężczyzną o najbardziej prostych plecach i najbardziej orlim nosie w całej austro-węgierskiej monarchii.Spojrzenie jego stalowych oczu budziło dreszcz grozy wśród najodważniejszych huzarów.Von Hedry przypuszczał, że czeka go jakaś straszliwa reprymenda za brewerie, których się dopuścił minionej nocy, i poczuł się niemal zawiedziony, kiedy w stalowoniebieskich oczach dostrzegł ojcowską łagodność.„Jezu Chryste - pomyślał.- Pewnie umarł ktoś z rodziny.Może mama? Boże, spraw, by to nie była ona.Nie pisałem już do matki od sześciu tygodni”.Potem zauważył, że pułkownik nie jest sam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Był to wątły, w nieokreślonym wieku człowiek, bystry nad wyraz i wprost niestrudzony.Los zetknął ich ze sobą w chwili, kiedy von Hedry wysiadł z pociągu kursującego na trasie Wiedeń-Gródek-Tarnopol i nie mógł znaleźć tragarza, który by się zajął jego bagażem, ani fiakra, by się dostać do miasta.Lebovitz jechał tym samym pociągiem, trzecią klasą, wracał bowiem z pobliskiego miasta, gdzie brał udział w pogrzebie.Widząc, w jak trudnym położeniu znalazł się młody oficer, natychmiast przejął inicjatywę.W mgnieniu oka znalazł fiakra dla porucznika i furmankę na jego bagaż, pokój w najlepszym hotelu miasta, proszek na insekty gwarantujący nieprzerwany sen, następnego zaś dnia mieszkanie z łazienką i osobnym wejściem oraz dostarczył listy polecające do najlepszych burdeli Tarnopola i Przemyśla.Ten ideał bez skazy postanowił jednak opuścić rodzinną Galicję i wyemigrować do Ameryki, co było zaskoczeniem dla porucznika von Hedry, a dla Lebovitza i licznej gromady jego pobratymców ukoronowaniem żmudnych przygotowań.Dwudziestu trzech mężczyzn, niektórzy nawet z rodzinami, związało swój los z młodym rabinem, który zorganizował ów wspólny wyjazd.Większość miała krewnych w Stanach Zjednoczonych, toteż ich zdaniem nie ryzykowali wiele.Lebovitz natomiast nie miał tam nikogo, za to był jednym z pierwszych, którzy postanowili wyjechać.Kiedy Hedry próbował odwieść go od tego zamiaru strasząc opowieściami o masakrach dokonywanych przez Indian i rzezimieszków z Dzikiego Zachodu, Lebovitz tylko się śmiał.- Panie poruczniku, dla takiego jak ja biedaka, który musiał zarabiać na życie obsługując panów wojskowych, Indianie wydają się cherubinami.- I dodał szybko: - Oczywiście mam na myśli ułanów, a nie huzarów.Ułani to polscy panowie i nie darzą nas, Żydów, miłością.Węgierscy panowie są znacznie lepsi.Nigdy nas nie biją, kiedy są trzeźwi.Lebovitz odjechał przed dziesięcioma dniami.Chociaż wyznaczył bratanka na swoje miejsce, von Hedry ciągle czuł się jak osierocone dziecię.Bratanek był chuderlawym, wiecznie zakatarzonym młodzieńcem i w ciągu dziesięciu dni ani razu nie zmienił koszuli, nie wyczyścił sobie butów ani też nie użył chusteczki.Kiedy Hedry dotarł do domu, spostrzegł ku swemu przerażeniu, że będzie musiał na czas nieokreślony zrezygnować z kąpieli.Czekał już bowiem na niego kapral z rozkazem zameldowania się natychmiast u dowódcy.Ideges, koń porucznika, czekał w podwórzu już osiodłany i nakryty derką.Porucznikowi wydawało się, że w oczach zwierzęcia maluje się taki sam wyraz obrzydzenia.Ideges znaczy po węgiersku „narowisty” i koń ten w całej pełni na takie miano zasługiwał.Wszystko, co się rusza: człowiek, armata, automobil lub Żyd w czarnym chałacie, sprawiało, że stawał dęba lub ponosił, dopóki nie poczuł, jak lędźwie porucznika von Hedry ściskają mu boki.Zmieniał się wówczas w baranka, chociaż porucznik nie karał go nigdy ani szorstko się z nim obchodził.Hedry posiadał, jak się zdaje, większy dar nawiązywania kontaktu ze zwierzętami niż z ludźmi.Zaczęło mżyć, a mrok przemienił się w zamgloną szarość, nim dotarli do koszar.Kancelaria dowódcy mieściła się na parterze ponurego piętrowego budynku w pobliżu bramy.Stojący na warcie starszy sierżant natychmiast powiadomił dowódcę o przybyciu Hedry’ego.Hrabia Peterfy był wysokim i wyniosłym mężczyzną o najbardziej prostych plecach i najbardziej orlim nosie w całej austro-węgierskiej monarchii.Spojrzenie jego stalowych oczu budziło dreszcz grozy wśród najodważniejszych huzarów.Von Hedry przypuszczał, że czeka go jakaś straszliwa reprymenda za brewerie, których się dopuścił minionej nocy, i poczuł się niemal zawiedziony, kiedy w stalowoniebieskich oczach dostrzegł ojcowską łagodność.„Jezu Chryste - pomyślał.- Pewnie umarł ktoś z rodziny.Może mama? Boże, spraw, by to nie była ona.Nie pisałem już do matki od sześciu tygodni”.Potem zauważył, że pułkownik nie jest sam [ Pobierz całość w formacie PDF ]