[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On sam na pewno świetnie by sobie ze wszystkim poradził - lata go,siwowłosego, tak prędko nie dogonią.Dostrzegł obserwującego go Wilczarza, ale nie dał nic posobie poznać, tylko jeszcze mocniej się zaczerwienił.Wen jednak nie odchodził, więc w końcuPrawy sam go zawołał.- Hej, ty! Podejdz tutaj!Wilczarz ostrożnie położył na ziemi pokazny pakunek z nowymi strojami i podszedł.- Dlaczego mam ci ufać? - spytał bojar, na wskroś go przeszywając uważnym spojrzeniemmałych szarych oczu.Wilczarz uchwycił w jego głosie autentyczną gorycz.Milczał dłuższą chwilę, obmyślającodpowiedz, po czym spokojnie rzekł:- Dlatego że pani mi ufa.- To dla ciebie ona jest panią! - wrzasnął Prawy.- A dla mnie jest jak rodzona siostra! Skądmam wiedzieć, że ty, łotrze, nie zrobisz jej krzywdy?Wilczarz mimo woli porównał siebie i Spryta do narowistych, skorych do bitki zuchów, którzyobchodzą się nawzajem, trącają umięśnionymi ramionami i rozważają, czy już przyłożyćprzeciwnikowi, czy jeszcze nie.Teraz nie mieli się o co bić.A to znaczyło, że ktoś powinienustąpić.- Wojewodo, czy ktoś zagraża knezince? - cicho spytał Wilczarz.- Czy może ktoś podrzucił jejjakieś listy z pogróżkami? Albo może ktoś zasłyszał czyjąś złą rozmowę?- Nic takiego nie było - odburknął Spryt.Już trochę ostygł z emocji.- Na co ty się możesz jejprzydać, oberwańcze?- Nie wiem, czy się przydam, czy się nie przydam, to ani na mój, ani na twój rozum.Jak pani kazała, tak służyć trzeba.Czy pani ma jeszcze jakichś innych ochroniarzy?- Nie ma! - tak samo nieuprzejmie, ale już bez uprzedniej zapiekłej wrogości odparł bojar.- Dotej pory nie było i tobie też nie na długo służba pisana.- Jak pani każe, tak się stanie - odrzekł Wilczarz.- Dzięki za naukę, wojewodo.Tego dnia był w zamku niedługo, ale zdążył się nasłuchać najróżniejszych różności.Któryś zwitezi zaczepił go i zapytał, czy zamierza cały czas sterczeć obok knezinki i odprowadzać ją nawetpod drzwi wychodka.Inni z kolei twierdzili, że Wen zajmie się polowaniem na pchły, jeżeli takowewychyną z puchowych pierzyn i zaczną panience zagrażać.Jeszcze inni jadowicie prorokowali, żenawet jeśli pchły rzeczywiście się pojawią, najpewniej przeskoczą z samego Wena - kto z kimprzestaje, taki się staje.Wilczarz znosił docinki w milczeniu, tak jak gdyby w ogóle go niedotyczyły.Zawsze tak postępował, kiedy był na służbie.Przywiązywał wagę tylko do tego, comogło zaszkodzić pani.A o żarty pod jego adresem tyle dbał co o zeszłoroczny śnieg.Knezinka Hellona nie wyszła już więcej ze swoich komnat.Czekała zapewne, aż ustaniegadanina.Tylko wysłała chłopca, który wręczył Wilczarzowi woreczek srebra i przekazał ustnepolecenie: niech teraz idzie do domu, a jutro wcześnie rano przybędzie pod jej drzwi.Pani, znaczyknezinka, chce się wybrać na rynek, gdzie mają jej złożyć pokłon nowo przybyli kupcy.- A dlaczego knezinka do nich, a nie oni do knezinki? - spytał Wilczarz.- Taki u nas zwyczaj - odparł z dumą w głosie chłopiec.- Knezie nie powinni odgradzać się oddobrych ludzi.A Halirad z kupców słynie!*W domu wszyscy czekali na Wilczarza z wielką niecierpliwością.Pod jego nieobecność domistrza zajrzał znajomy młody Welch i opowiedział o wczorajszym zdarzeniu ze starcem istaruszką - opowiedział w typowy dla Welchów sposób, z mnóstwem ubarwiających opowieśćszczegółów, za prawdziwość których sam by zapewne nie zaręczył, bo połowę z nich wymyślił wtrakcie opowiadania.Kiedy Wilczarz powrócił z zamku, na dodatek z sakiewką pełną prawdziwegosrebra i z pokaznym węzełkiem w ręku, pytania podekscytowanych domowników posypały się nańjak grad.- Jestem teraz osobistym ochroniarzem knezinki - złożył krótkie wyjaśnienie.- To ona oddała mimiecz.Nie powiedział już ani słowa więcej, ale dla kogoś domyślnego wszystko było jasne: za samo toWilczarz byłby gotów być ochroniarzem knezinki bez żadnej zapłaty.Od jutrzejszego ranka ma sięzacząć jego prawdziwa służba, a dziś jeszcze raz obejrzał wyczyszczone rozbójnicze kolczugi,włożył je do worka i zaczął się znowu zbierać, by iść do płatnerza, do którego wczoraj nie udało musię dotrzeć.- Pójdę z tobą, dobrze? - zaoferował swe towarzystwo Tilorn.- Obiecuję, że będę szedł szybko,bez rozglądania się na boki.Słowo honoru.Przechodząc obok oberży  Pod Baranim Bokiem", Wilczarz mimowolnie odszukał wzrokiem tomiejsce, w którym przecięła mu drogę stara Kirena [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl