[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- uśmiechnęła się jej dostojność.Herhor spuścił oczy.Na czółenku odezwała się arfa i Sara drżącym głosem zaczęła pieśń:- "Jakże wielkim jest Pan, jakże wielkim jest Pan, twój Bóg, Izraelu!."- Prześliczny głos!.- szepnęła królowa.Arcykapłan słuchał z uwagą.- "Dni Jego nie mają początku - śpiewała Sara - a dom Jego nie ma granic.Odwieczne niebiosa podJego okiem zmieniają się jak szaty, które człowiek wdziewa na siebie i odrzuca.Gwiazdy zapalają się igasną, jak iskry z twardego drzewa, a ziemia jest jak cegła, której przechodzień raz dotknął nogą idącwciąż dalej.Jakże wielkim jest twój Pan, Izraelu.Nie masz takiego, który by Mu powiedział: , ani łona, które by Go wydało.On uczynił niezmierzone otchłanie, ponad którymi unasza się,kędy chce.On z ciemności wydobywa światło, a z prochu ziemi - twory głos wydające.On srogie Iwy ma za szarańczę, ogromnego słonia waży za nic, a wieloryb jest przy nim jak niemowlę Jegotrójbarwny łuk dzieli niebiosa na dwie części i opiera się na krańcach ziemi.Gdzież jest brama, która byMu dorównała wielkością? Na grzmot Jego wozu narody truchleją i nie masz pod słońcem, co ostałobysię przed Jego migotliwymi strzałami.Jego oddechem jest wiatr północny, który orzezwia zemdlałedrzewa, a Jego dmuchnięciem jest chamsin, który pali ziemię.Kiedy wyciągnie rękę swoją nad wody, woda staje się kamieniem.On przelewa morza na nowe miejscejak niewiasta kwas do dzieży.On rozdziera ziemię niby zbutwiałe płótno, a łyse szczyty gór nakrywasrebrnym śniegiem.On w pszenicznym ziarnie chowa sto innych ziarn i sprawia, że lęgną się ptaki.On z sennej poczwarkiwydobywa złotego motyla, a ludzkim ciałom w grobach każe oczekiwać na zmartwychwstanie."Zasłuchani w śpiew wioślarze podnieśli wiosła i purpurowy statek królewski z wolna płynął sam zbiegiem rzeki.Nagle Herhor podniósł się i zawołał:- Skręcić do Memfis!.Wiosła uderzyły, statek zawrócił w jednym miejscu i z szumem zaczął wdzierać się w górę wody.Zanim goniła stopniowo milknąca pieśń Sary:- "On widzi ruch serca mszycy i ukryte ścieżki, po których chadza najsamotniejsza myśl ludzka.Lecznie masz takiego, który by Jemu spojrzał w serce i odgadł Jego zamiary.Przed blaskiem Jego szat wielkie duchy zasłaniają swoje oblicza.Przed Jego spojrzeniem bogowiepotężnych miast i narodów skręcają się i schną jako liść zwiędły.On jest mocą, On jest życiem, On jestmądrością, On twój Pan, twój Bóg, Izraelu!."- Dlaczego wasza dostojność kazałeś odsunąć nasz statek? - zapytała czcigodna Nikotris.- Czy wiesz, pani, co to jest za pieśń?.- odparł Herhor w języku zrozumiałym tylko dla kapłanów.- Przecież ta głupia dziewczyna na środku Nilu śpiewa modlitwę, którą wolno odmawiać tylko wnajtajemniejszym przybytku naszych świątyń.- Więc to jest bluznierstwo?.- Szczęście, że na tym statku znajduje się tylko jeden kapłan - mówił minister.- Ja tego nie słyszałem,a choćbym słyszał, zapomnę.Lękam się jednak, czy bogowie nie położą ręki na tej dziewczynie.- Ale skądże ona zna tą straszną modlitwę?.Przecież Ramzes jej nie mógł nauczyć?.- Książę nic nie winien.Ale nie zapominaj, pani, że %7łydzi niejeden taki skarb wynieśli z naszego Egiptu.Dlatego między wszystkimi narodami ziemi traktujemy ich jak świętokradców.Królowa wzięła za rękę arcykapłana.- Ale memu synowi - szeptała patrząc mu w oczy - nie stanie się nic złego?.- Ręczę pani, że nikomu nie stanie się nic złego, skoro ja nie słyszałem i nie wiem.Ale księcia trzebarozdzielić z tą dziewczyną.- Aagodnie rozdzielić!.prawda, namiestniku? -pytała matka.- Jak najłagodniej, jak najnieznaczniej, ale trzeba.Zdawało mi się - mówił arcykapłan jakby do siebie- że wszystko przewidziałem.Wszystko, z wyjątkiem procesu o bluznierstwo, który przy tej dziwnejkobiecie wisi nad następcą tronu!.Herhor zamyślił się i dodał: - Tak, czcigodna pani! Można śmiać się z wielu naszych przesądów; niemniej prawdą jest, że synfaraona nie powinien łączyć się z %7łydówką.ROZDZIAA SIEDEMNASTYOd owego wieczoru, kiedy Sara śpiewała w łódce, statek dworski już nie ukazywał się na Nilu, a książęRamzes począł nudzić się na dobre.Nadchodził miesiąc Mechir, grudzień.Wody opadały niżej, ziemia rozlegała się coraz szerzej, trawa byłaco dzień wyższa i gęstsza, a wśród niej, jak barwne iskry, zapalały się kwiaty przerozmaitych kolorów,niezrównanego zapachu.Niby wyspy na zielonym morzu ukazywały się w ciągu jednego dnia kwiecistekępy: białe, niebieskie, żółte, różowe albo pstre kobierce, z których dyszała woń upajająca.Mimo toksiążę nudził się, a nawet - czegoś lękał.Od wyjazdu ojca sam nie był w pałacu i nikt stamtąd u niego,nie wyłączając Tutmozisa, który po ostatniej rozmowie przepadł jak wąż w trawie.Czy szanowano jegosamotność, czy chciano mu dokuczyć, czy wprost lękano się odwiedzać księcia dotkniętego niełaską?.Ramzes nie wiedział."A może ojciec i mnie odsunie od tronu, jak starszych braci?." - myślał niekiedy następca i potwystępował mu na czoło, a nogi ziębły.Co on począłby w takim razie? W dodatku - Sara była niezdrowa: chudła, bladła, wielkie oczy zapadałysię, czasem z rana narzekała na mdłości.- Pewnie kto czary rzucił na niebogę! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl