[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętacie, jak dwa lata temu uwolnił chłopówoddanych pod sąd za napaść na folwark %7łydówki?.- Ja sam widziałem, jak przed dwoma laty zbił pisarza, który ściągał z chłopów niesprawiedliwypodatek.- Niech żyje wiecznie pan nasz, Ramzes XIII, opiekun uciśnionych!.- Patrzajcie ino - odezwał się głos z daleka - samo bydło wraca z pastwisk, jakby zbliżał się wieczór.- Co tam bydło !.Dalejże na kapłanów!.- Hej, wy! - krzyczał olbrzym pod bramą świątyni.- Otwórzcie nam dobrowolnie, ażebyśmy przekonalisię: nad czym radzą arcykapłani z nomarchami?.- Otwórzcie!.bo wywalimy bramę!.- Dziwna rzecz - mówiono z daleka - ptaki kładą się spać.A przecież to dopiero południe.- Dzieje się coś niedobrego w powietrzu!.- Bogowie! już noc nadchodzi, a ja jeszcze nie narwałam sałaty na obiad.- dziwiła się jakaśdziewczyna.Lecz uwagi te zagłuszył wrzask pijanej bandy i łoskot belek uderzających w miedzianą bramę świątyni.Gdyby tłum mniej był zajęty gwałtami napastników, już spostrzegłby, że w naturze zachodzi jakieśniezwykłe zjawisko.Słońce świeciło, na niebie nie było ani jednej chmurki, a mimo to jasność dziennapoczęła się zmniejszać i powiał chłód.- Dajcie tu jeszcze jedną belkę!.- wołali napastnicy na świątynią.- Brama ustępuje!.- Mocno!.Jeszcze raz!.Przyglądający się tłum huczał jak burza.Tu i owdzie poczęły odrywać się od niego małe grupy i łączyć znapastnikami.Wreszcie cała masa ludu z wolna podsunęła się ku murom świątyni.Na dworze, mimo południa, wzrastał mrok; w ogrodach świątyni Ptah zaczęły piać koguty.Alewściekłość tłumu była już tak wielka, że mało kto dostrzegał te zmiany.- Patrzcie! - wołał jakiś żebrak - oto zbliża się dzień sądu.Bogowie.Chciał mówić dalej, lecz uderzony kijem w głowę padł na miejscu.Na mury świątyni poczęły wdzierać się nagie, lecz uzbrojone postacie.Oficerowie wezwali żołnierzy podbroń, pewni, że niebawem trzeba będzie wesprzeć atak pospólstwa.- Co to znaczy?.- szeptali żołnierze przypatrując się niebu.- Nie ma chmur, a jednakże świat wyglądajak podczas burzy.- Bij!.łam!.- krzyczano pod świątynią.Aoskot belek odzywał się coraz częściej.W tej chwili na tarasie stojącym nad bramą ukazał się Herhor, otoczony orszakiem kapłanów i dygnitarzy świeckich.Najdostojniejszy arcykapłan miał na sobie złoty ornat i czapkę Amenhotepaotoczoną królewskim wężem.Herhor spojrzał po ogromnych masach ludu, który otaczał świątynię, i schyliwszy się do szturmującejbandy rzekł:- Kimkolwiek jesteście, prawowiernymi czy poganami, w imię bogów wzywam was, żebyście świątynięzostawili w spokoju.Gwar ludu nagle ucichnął i tylko słychać było tłuczenie belek o miedzianą bramę.Lecz wnet i belkiustały.- Otwórzcie bramę! - zawołał z dołu olbrzym.- Chcemy przekonać się, czy nie knujecie zdrady przeciwnaszemu panu.- Synu mój - odparł Herhor - upadnij na twarz i błagaj bogów, aby przebaczyli ci świętokradztwo.- To ty proś bogów, ażeby cię zasłonili!.- krzyknął dowódca bandy i wziąwszy kamień rzucił go wgórę, ku arcykapłanowi.Jednocześnie z okna pylonu wyleciał cieniutki strumyk, niby wody, na twarz olbrzyma.Bandytazachwiał się, zatrzepotał rękoma i upadł.Jego najbliżsi wydali okrzyk trwogi, na co dalsze szeregi, nie wiedząc, co się stało, odpowiedziałyśmiechem i przekleństwami.- Wyłamujcież bramę!.- wołano od końca i grad kamieni posypał się w stronę Herhora i orszaku.Herhor wzniósł do góry obie ręce.A gdy tłum znowu ucichnął, arcykapłan zawołał silnym głosem:- Bogowie! pod waszą opiekę oddaję święte przybytki, przeciw którym występują zdrajcy i bluzniercy.A w chwilę pózniej, gdzieś nad świątynią, rozległ się nadludzki głos:- Odwracam oblicze moje od przeklętego ludu i niech na ziemię spadnie ciemność.I stała się rzecz okropna: w miarę jak głos mówił, słońce traciło blask.A wraz z ostatnim słowemzrobiło się ciemno jak w nocy.Na niebie zaiskrzyły się gwiazdy, a zamiast słońca stał czarny krągotoczony obrączką płomieni.Niezmierny krzyk wydarł się ze stu tysięcy piersi.Szturmujący do bramy rzucili belki, chłopi upadli naziemię.- Oto nadszedł dzień sądu i śmierci!.- zawołał jękliwy głos w końcu ulicy.- Bogowie!.litości !.święty mężu, odwróć klęskę!.- zawołał tłum.- Biada wojskom, które spełniają rozkazy bezbożnych naczelników!.- zawołał wielki głos ze świątyni.W odpowiedzi - już cały lud upadł na twarz, a w dwu pułkach stojących przed świątynią powstałozamieszanie.Szeregi połamały się, żołnierze poczęli rzucać broń i bez pamięci uciekać w stronę rzeki.Jedni pędząc jak ślepi wśród ciemności rozbijali się o ściany domów; inni padali na bruk deptani naśmierć przez swoich towarzyszów.W ciągu paru minut, zamiast zwartych kolumn wojsk, leżały na placuporozrzucane włócznie i topory, a przy wejściu do ulic - piętrzyły się stosy rannych i trupów.%7ładna przegrana bitwa nie skończyła się podobną klęską.- Bogowie!.bogowie!.- jęczał i płakał lud - zmiłujcie się nad niewinnymi.- Ozirisie!.- zawołał z tarasu Herhor - ulituj się i okaż oblicze swoje nieszczęśliwemu ludowi. - Po raz ostatni wysłucham modlitwy moich kapłanów, bom jest miłosierny.- odpowiedział nadludzkigłos ze świątyni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl