[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu kopnął z całej siły.Zataczając się, trup poleciał w kierunku Jimmy'ego, który uskoczył w bok i podstawił mu nogę.Zawinięte jak mumia ciało wpadło w rozszerzający się gwałtownie ogień.Salę wypełnił wściekły ryk potwora.Gorąco i duszący dym stały się nie do wytrzymania.Laurie rzucił się do drzwi i zatrzymał tuż przed progiem.– Książę! – krzyknął do łuczników na sąsiednich dachach.– Książę wychodzi!– Pośpieszcie się! – nadbiegła odpowiedź, a w ślad za nią strzała, która powaliła trupa podnoszącego się właśnie u stóp Lauriego.Arutha i Jimmy wybiegli z rozświetlonych płomieniami drzwi.Tuż za nimi biegło kilku kaszlących żołnierzy.– Do mnie! – krzyknął Arutha.W jednej chwili przy stajennych pilnujących wierzchowców pojawiło się kilkunastu gwardzistów.Jednym skokiem przedostali się na drugą stronę ulicy.Smród palonych ciał i krwi oraz gorąco buchające od płonącego budynku płoszyły konie, które zaczęły szarpać jak szalone, i stajenni musieli odprowadzić je dalej.Żołnierze dobiegli do Księcia i zaczęli wrzucać w płomienie naszpikowane strzałami ciała.Przeraźliwy wrzask płonących trupów wypełnił ciszę nocy.Z drzwi wypadł, potykając się, martwy Nocny Jastrząb.Cała lewa strona ciała buchała żywym ogniem.Kroczył w stronę Księcia z szeroko rozpostartymi ramionami, jakby chciał go wziąć w objęcia.Dwóch gwardzistów, nie zważając na oparzenia, chwyciło go z boku i cisnęło w płomienie.Kilku innych podeszło pod drzwi, by uniemożliwić ucieczkę z pożogi.Arutha odsunął się na bok i przeszedł na drugą stronę ulicy.Najbardziej ekskluzywny burdel w mieście płonął jak pochodnia.Książę skinął na najbliższego żołnierza.– Zawiadom tych na dole, w kanałach, by w żadnym razie nie wypuszczali nikogo z piwnicy.– Gwardzista zasalutował i oddalił się szybko.Po kilkunastu minutach w miejscu domu stał jeden wielki słup ognia.Zrobiło się jasno jak w dzień.Na ulice wylegli mieszkańcy sąsiednich domów, ponieważ obawiali się, że płomienie i tam się przeniosą.Arutha rozkazał, by żołnierze sformowali kolumnę i podając sobie wiadra wody, polewali ściany budynków sąsiadujących bezpośrednio z Domem pod Wierzbami.W niecałe pół godziny od rozpoczęcia pożaru rozległ się potężny trzask, po czym strzeliła w górę ogromna chmura dymu – puściły belki stropowe parteru i cały budynek zapadł się w podziemia.– No, to tyle, jeśli chodzi o te stwory na dole – skomentował Laurie.Arutha wpatrywał się w płomienie.Twarz miał zaciętą i ponurą.– Nie zapominaj, że zostało tam również wielu dobrych żołnierzy.Jimmy patrzył jak urzeczony na płomienne przedstawienie.Twarz miał umorusaną sadzą i krwią.Arutha położył mu rękę na ramieniu.– I znowu spisałeś się wspaniale.Jimmy mógł jedynie skinąć bez słowa głową.– Muszę się napić czegoś mocniejszego – powiedział Laurie.– Na bogów, chyba nigdy nie pozbędę się tego smrodu z nosa.– Wracajmy do pałacu – powiedział Arutha.– Koniec pracy na dzisiejszą noc.PRZYJAZDYJimmy szarpał za kołnierzyk.Mistrz Ceremonii Brian deLacy uderzył w podłogę sali audiencyjnej długą laską i chłopak momentalnie uniósł głowę, spoglądając przed siebie.Wszyscy młodzi szlachcice pozostający przy dworze książęcym, w wieku od czternastu do osiemnastu lat, byli właśnie instruowani co do obowiązków czekających ich w związku ze zbliżającym się ślubem Anity i Aruthy.Stary Mistrz, nienagannie ubrany, mówił powoli i wyraźnie zwracał się do niego.– Panie Jamesie, jeśli nie może pan ustać spokojnie na miejscu, będziemy musieli znaleźć dla pana jakieś bardziej aktywne zajęcie.Co by pan, na przykład, powiedział na noszenie wiadomości pomiędzy pałacem a dalszymi kwaterami? – W tym momencie dał się słyszeć cichutki jęk.Wizytujący miasto możni tego świata byli powszechnie znani z tego, że bez przerwy wysyłali dziesiątki nie mających żadnego znaczenia wiadomości.Dalsze kwatery, gdzie wielu z nich miało przebywać w czasie wizyty, znajdowały się w odległości dobrego kilometra od pałacu.Takie obowiązki nie oznaczały w praktyce nic innego, jak bieganie tam i z powrotem przez dziesięć godzin dziennie.Mistrz Ceremonii zwrócił się do osoby, która wydała jęk.– Panie Paul, może i pan zechciałby przyłączyć się do pana Jamesa?Kiedy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, mówił dalej.– Bardzo dobrze.Ci z was, którzy oczekują przybycia krewnych, powinni wiedzieć, że wszyscy po kolei będą musieli wypełnić ten obowiązek.– Po tych słowach pośród chłopców rozległy się głośne narzekania i przekleństwa.Nastąpiło ogólne poruszenie.Drewniana laska ponownie stuknęła głośno o podłogę.– Nie jesteście jeszcze ani książętami, ani baronami! Nie umrzecie zaraz, jeśli przez dzień czy dwa popracujecie.Po prostu w pałacu będzie zbyt wielu gości jednocześnie, by służący, paziowie czy posłańcy zdołali podołać wszystkim obowiązkom.Jeden z nowych chłopaków, panicz Locklear, najmłodszy syn barona Końca Ziemi, wystąpił przed innych.– Panie, którzy z nas będą przy ślubie?– Wszystko w swoim czasie, chłopcze.Każdy z was będzie miał okazję odprowadzić gości na wyznaczone dla nich miejsca w wielkiej sali i sali bankietowej.W czasie samej ceremonii zaślubin wasze miejsca będą z tyłu, w pełnej szacunku odległości, tak że będziecie mogli swobodnie obserwować przebieg uroczystości.Do sali wbiegł paź i podał kartkę Mistrzowi, po czym nie czekając na odpowiedź, wybiegł pośpiesznie.Mistrz deLacy przeczytał wiadomość.– Na mnie czas.Muszę się przygotować na przyjęcie Króla.Każdy z was wie, gdzie ma dzisiaj być, prawda? Spotykamy się tu po południu, gdy Król i Jego Książęca Wysokość udadzą się na naradę.Pamiętajcie, każdy, kto się spóźni, będzie za karę biegał z posyłkami do dalekich kwater o jeden dzień więcej.Teraz to już wszystko.– Kiedy odchodził, chłopcy stojący bliżej słyszeli, jak mruczał pod nosem: – Tak wiele do zrobienia, a tak mało czasu.Chłopcy zaczynali się powoli rozchodzić.Jimmy, ruszając w stronę wyjścia, usłyszał okrzyk za plecami.– Hej, ty, nowy!Odwrócił się, podobnie jak kilku innych chłopców.Wołający wyraźnie patrzył na niego.Jimmy czekał spokojnie, zdając sobie doskonale sprawę z tego, co za chwilę nastąpi.Oto za chwilę zostanie określona jego pozycja w społeczności młodych panów.Kiedy Jimmy nie ruszył się z miejsca, Locklear, który również się zatrzymał, wskazał na siebie palcem i niepewnie postąpił kilka kroków w stronę wołającego.– Nie, nie ty, chłopcze – warknął wysoki, kościsty szesnaste- czy siedemnastoletni dryblas.– Chodzi mi o tego tam.– Wskazał na Jimmy'ego.Chłopak miał na sobie taki sam brązowozielony strój, jak pozostali młodzi szlachcice należący do dworu książęcego.Jego ubranie było jednak o wiele lepiej skrojone niż większości pozostałych, musiał więc dysponować osobistymi funduszami na krawca.Zza pasa wystawała wysadzana drogimi kamieniami rękojeść sztyletu, a buty lśniły jak wypolerowana stal.Włosy miał jasne, koloru słomy i elegancko przycięte.Jimmy domyślił się, że chłopak musi być lokalnym tyranem.Wzniósł w górę oczy i zrezygnowany westchnął głęboko.On sam miał na sobie źle dopasowany uniform, zbyt ciasne buty, a powoli gojący się bok piekł go bez przerwy nieznośnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl