[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Straciłaś na wadze, odkąd wróciłaś ze świątyni.Niektórzy mężczyzni mogą uznać cię za kościstą.Z głową wciąż zaprzątniętą rozmową z Jicanem, Mara zignorowała uwagę.- Pragnę poznać stan moich posiadłości i majątku.Musiałaś bardzo starannie wybrać tegoJicana, Nacoya.Mimo że wspominam kochanego Sotamu, ten człowiek wygląda mi na mistrzahandlu.Nacoya zmiękła w oczach.- Pozwoliłam sobie na wiele, ale to było konieczne.- Dobrze zrobiłaś.- Mara popatrzyła na procesję jadła, a woń świeżego thyzowego chlebaobudziła w niej głód.Sięgnęła po kromkę, zmarszczyła się i dodała:- I wcale nie jestem chuda.Nasze posiłki w świątyni nie były tak skromne, jak ci się zdaje.-Ugryzła kęs, przeżuwając starannie, i spojrzała na nieugiętą piastunkę.- A więc, co musimy zrobić?Nacoya zasznurowała usta; pewny znak, że poruszy temat, który uważa za trudny.- Musimy działać szybko, aby umocnić pozycję rodu.Pozbawiona krewnych, jesteś dla wielułakomym kąskiem.Nawet ci nie szukający wcześniej zatargów z Acomami mogą uznać nas teraz załatwy i smakowity łup.Ziemie i stada nie skusiłyby może pomniejszego pana, jeśliby miał zwrócićsię przeciwko twemu ojcu, ale przeciw młodej dziewczynie bez doświadczenia?  Za każdą kotarączai się dłoń" - zacytowała.-  A w każdej dłoni nóż" - dokończyła Mara i odłożyła chleb.- Rozumiem, Nacoya.Jużmyślałam o tym, aby przeprowadzić nowy zaciąg.Nacoya potrząsnęła głową tak gwałtownie, że jej niepewnie spiętej fryzurze zagroziłorunięcie.- W tych czasach to trudne i niebezpieczne przedsięwzięcie.- Dlaczego? - Mara z irytacji zapomniała o jedzeniu.- Właśnie przeglądałam z Jicanem stanmajątku.Mamy dość bogactwa, by wystawić dwadzieścia pięć setek żołnierzy.Wystarczy nam naopłacenie żołdu.Ale Nacoi nie chodziło o to, że nowy pan musi wynagrodzić dawnemu koszt szkoleniakażdego rekruta.Przypomniała łagodnie:- Zginęło zbyt wielu, Mara-anni.Pozostało za mało więzów rodzinnych, aby odgrywały jakąśrolę.- Nakazem tradycji w Tsurani tylko krewny żołnierza już będącego na służbie mógł wstąpić dosłużby danego rodu.Jako że najstarsi synowie skłaniali się ku przyjmowaniu tych samych więzów,co ich ojcowie, taki zaciąg ograniczał się do młodszych synów.Mając to na uwadze, Nacoya dodała:- W wielkim zaciągu, który przedsięwziął twój ojciec na wyprawę do kraju barbarzyńców, większość zdolnych mężczyzn została już powołana.Każdy powołany teraz byłby młody lubniewprawny.W dodatku pan Minwanabi zaatakuje, zanim zostaną przeszkoleni.- Przyszła mi do głowy pewna myśl - Mara sięgnęła do stojącego przed nią sekretarzyka iwyjęła szkatułkę, delikatnie rzezbioną w kosztownym, twardym drewnie.- Posłałam rano do CechuTragarzy.Jego przedstawiciel, który tu przybędzie, dostanie rozkaz oddania tego do rąk własnychpana Minwanabiego.Staruszka otworzyła kunsztownie wyrobiony zatrzask i uniosła brwi na widok tego, cospoczywało wewnątrz.Czerwony sznurek, ściemniały od krwi wyciekłej z ręki Mary, leżał zwiniętyobok pióra shatry.Zamykając pudełko z taką miną, jakby zawierało szkarłatnego dhasta,najjadowitszego spośród węży, Nacoya rzekła:- Otwarcie ogłaszasz waśń krwi z domem Minwanabi.- Potwierdzam jedynie waśń, która trwa od wieków! - Mara odpowiedziała gwałtownie;morderstwo ojca i brata było zbyt świeże w jej pamięci, aby potrafiła zachować powściągliwość.- Iprzypominam Jingu, że następne pokolenie Acomów gotowe jest stawić mu czoło.Matko megoserca, nie mam doświadczenia w rozgrywkach Rady, ale pamiętam wiele nocy, kiedy ojciecrozprawiał z Lano o planach intryg, ucząc go krok po kroku każdego posunięcia i wyjaśniając ichprzyczyny.Słuchałam tego uważnie.Nacoya odłożyła szkatułkę i przytaknęła.Mara, lekko spocona od upału, ale opanowana,uniosła wzrok.- Nasz wróg Minwanabi będzie myślał, że to coś chytrzejszego niż w rzeczywistości.Gotówodparować jakiś ruch, którego się po nas spodziewa, da nam w ten sposób szansę na obmyślenieinnych planów.Teraz mogę tylko mieć nadzieję, że uda się nam zyskać na czasie.Nacoya odezwała się po chwili milczenia:- Córko mego serca, twoja śmiałość jest godna podziwu, jednak choćby ten gest dał ci dzień,może tydzień, może nawet więcej, ale w końcu pan Minwanabi i tak wyruszy, by zdeptać wszystko,co należy do Acomów.Musisz znalezć sprzymierzeńców, a żeby to osiągnąć, otwiera się przed tobątylko jedna droga: musisz wyjść za mąż.I to niezwlekąjąc!Mara zerwała się tak gwałtownie, że kolanem uderzyła o sekretarzyk.- Nie!Zapadła pełna napięcia cisza, a strącony pergamin poleciał prosto do naczynia z zupą.Nacoya puściła mimo uszu złość swojej pani.- Nie masz wyboru, dziecko.Jako głowa rodu musisz znalezć małżonka wśród młodszychsynów któregoś z domów w Imperium.Zlub z synem Shinzawai, Tukareg czy Chochapanzaowocowałby przymierzem z rodem, który potrafiłby nas chronić.Przynajmniej tak długo, jak totylko możliwe.Mimo wszystko czas może zachwiać układem sił. Policzki Mary zapłonęły, a powieki rozwarły się szeroko.- Na oczy nie widziałam żadnego z tych chłopców.%7ładen obcy nie będzie moim mężem!Nacoya powstała.- Przemawia przez ciebie gniew, a umysłem zawładnęło serce.Gdybyś nie przestąpiła progówświątyni, twój ojciec, a jeżeli nie on, to twój brat wybraliby ci takiego męża, jakiego uznaliby zastosownego.Jako pani Acoma pamiętać musisz o swoim domu.Zostawiam cię teraz, byśprzemyślała to raz jeszcze.Zacisnęła palce na szkatułce, którą Cech Tragarzy zanieść miał panu Minwanabiemu.Skłoniła się sztywna i wyszła.Mara usiadła z furią, oczy utkwiła w pergaminie, który z wolna pogrążał się w głębinachwypełnionej zupą misy.Myśl o małżeństwie wywołała nieokreślone obawy i przeszedł ją dreszcz,choć dzień był upalny.Skinęła na służących, aby zabrali tace z jedzeniem.Nie miała ochoty naposiłek, a do rozmyślań potrzebowała samotności.* * *Za namową Keyokego Mara nie opuszczała rezydencji przez całe popołudnie.Chociażwolałaby dalej zapoznawaj się ze stanem majątku, podróżując w lektyce, to przy takiej małej liczbiezbrojnych albo ona byłaby bezpieczna, albo posiadłość.Nienawykła do bezczynności, oddała sięstudiowaniu dokumentów, chcąc zdobyć równe ojcowskiemu rozeznanie w położonych dalejmajątkach rodu.Popołudniu posłała po lekki posiłek.Zaczęła rozumieć trudno uchwytną, ale ważną stronę życia Tsurani, często podkreślaną przezojca, której wagę doceniła dopiero teraz: honor i tradycja to tylko dwie ściany wielkiego domu, którewspierane są przez dwie pozostałe, siłę i bogactwo.A z tych czterech ścian, to ta druga parapodtrzymuje dach, nie pozwalając mu runąć.Zacisnęła palce na uchwycie zwoju - gdyby mogłapowstrzymać nieprzyjaciół do czasu, gdy będzie dość silna, by przystąpić do rozgrywki rady,wtedy.Na razie znalezć musiała sposób, by panowie Minwanabi i Anasati trzymali się z dali odAcoma.Zemsta była mrzonką, dopóki nie zapewni rodowi przetrwania.Zatopiona w myślach nie usłyszała wejścia Nacoi.- Pani?Drgnęła, uniosła głowę i przywołała sędziwą niańkę.Czekała zamyślona i nieobecna, ażstaruszka uklęknie irzed nią i skończy się kłaniać.- Pani, myślałam o naszej ostatniej rozmowie i błagam cę o wyrozumiałość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl