[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Terazpróbował sobie przypomnieć rozkład lotów z miejscowego lotniska Ronne do Ko-penhagi.* * *W wielkim salonie jadalnym  Komety członkowie Sztokholmskiego Syndy-katu wydawali się porażeni obezwładniającym strachem, pozbawieni zdolnościpodejmowania jakichkolwiek decyzji.Leo Gehn, jeden z najpotężniejszych ludziZachodu, siedział u szczytu stołu jak Budda, na pozór pochłonięty obliczaniemprzyszłych zysków z sektora północnoeuropejskiego, który przydzielono mu wewcześniejszej części konferencji.Ale kiedy hrabia d Arlezzo, szczupły Włoch,który z kolei nie mógł usiedzieć na miejscu, zajrzał mu przez ramię, ujrzał kuswemu przerażeniu, że Amerykanin wypisuje na swej kartce w kółko te same cy-fry.Większość z obecnych trzydziestu osób trzymała się z dala od drzwi.Staliprzy iluminatorach z twarzami przyciśniętymi do szyb i wpatrywali się w błyska-jące światło latarni morskiej na przylądku Hammeren.Jak na ironię, ci mistrzowienieograniczonego szantażu, mordu i terroru wykazywali kompletny brak zdecy-dowania.Na mostku kapitańskim Henderson opuszczał statek tą samą drogą co inni,ale w odmiennych okolicznościach. Kometa uniosła się już na gigantycznychpłatach i mknęła przed siebie ze swą maksymalną prędkością trzydziestu węzłów.270 Weszła na kurs wytyczony przez Hendersona i nadzorowany przez automatyczne-go pilota.Szkot przecisnął się na zewnątrz przez jedno z wybitych okien i szarpa-ny wiatrem dotarł do relingu.Przytrzymując się jakiegoś wspornika, ugiął nogi,czekając na chwilę, kiedy statek choć przez kilka sekund będzie płynął równo.Teraz!Skoczył do przodu i w dół, daleko poza tylny płat, i zanurkował pionowow wody Bałtyku.Miał nadzieję, że dość daleko i głęboko, by ominąć śmiertel-ny wir ssący śruby napędowej.Kiedy wypłynął na powierzchnię, zdumiał się, jakbardzo  Kometa zdążyła się oddalić  znikająca garstka świateł.Nacisnął gu-zik, który włączył czerwone światełko na czepku jego kombinezonu.Kiedy złapałoddech po głębokim skoku pod wodę, ujrzał tuż obok siebie motorówkę wysłanąz jednym tylko zadaniem  wyłowienia Jocka Hendersona.* * *Pionowe urwiska północnego cypla Bornholmu są chronione przed morzemprzez pojedyncze skalne słupy, sterczące z wody niczym gigantyczne kamiennesztylety.Tej nocy i o tej porze Bałtyk był tak spokojny, że fale u podnóża tychlewiatanów natury tkwiły prawie w miejscu obmywając je łagodnie.Uniesionana płatach  Kometa gnała przed siebie jak pocisk, zbliżając się pod kątem pro-stym do klifów.Dla tych, którzy mieli zamiar skupić całe zło zachodniego świataw jednej wielkiej zbrodniczej organizacji, jej ostatnie chwile musiały być czymśpotwornym.Zderzenie szybującego metalowego kadłuba z niewzruszonym skalnym ba-stionem przeszyło noc hukiem gromu.Ułamek sekundy pózniej zawtórowały muwybuchy ładunków, które Henderson przymocował do płatów wodolotu.Nasta-wione były na piętnaście minut, ale także na zderzenie z jakimś większym przed-miotem.Urwiska Hammeren w zupełności do tego wystarczyły.Statek dosłownierozprysnął się na kawałki.Eksplozja wyrzuciła jeden z płatów wysoko w powie-trze, gdzie zawisł na chwilę, nim runął z powrotem do morza.Sam kadłub złożyłsię jak teleskop, sprasowany impetem zderzenia w harmonię, dziobem w dół, także rufa uniosła się na kilka sekund w powietrze, nim zatonął.Od podnóży urwisk wzbił się w górę pióropusz czarnego dymu, rozwłóczo-ny po niebie lekką bryzą.Nie zostało zupełnie nic.%7ładnego śladu, że  Kome-ta kiedykolwiek istniała.Głęboką ciszę zakłócał tylko warkot silnika motorówkiwracającej do  Burzy Ognia.Siedzący bez ruchu przy jej sterze Beaurain był nienaturalnie cichy.Wskazałruchem ręki jakby jakiemuś nieobecnemu świadkowi coś, co właśnie zobaczył 271 cieniutki jak nitka ślad motorówki płynącej równym tempem na południe od nichku zachodniemu wybrzeżu Bornholmu.Kiedy pózniej powiedziano mu, że jednaz łodzi tajemniczo zniknęła, był już pewien, że Wiktor Raszkin zdołał uciec. ROZDZIAA 23Beaurain nadał depesze z  Burzy Ognia dokładnie o północy.Rozesłał umó-wione hasła do Fondberga, niecierpliwiącego się w Sztokholmie, Markera, czeka-jącego w komendzie głównej policji w Kopenhadze, i do Flamena w Brukseli.Dziesięć minut po północy zarządzono największą obławę w dziejach Euro-py; wozy radiolokacyjne i flotylle radiowozów czekały tylko na pierwszy sygnałz nadajników Syndykatu.Radiostacje zaczęły nadawać punktualnie o trzeciej ra-no.Chwilę pózniej Fondberg połączył się z Beaurainem przez radiotelefon  BurzyOgnia. Dlaczego nadałeś hasło dokładnie o północy?  spytał. Czy to miałojakieś znaczenie? Dlatego, że właśnie o północy pewien człowiek musiał dotrzeć do Born-holmu.I pierwszą rzeczą, jaką zrobił, musiało być nadanie do niedobitków Syn-dykatu ostrzeżenia o katastrofie. Jakiej katastrofie? Poczekaj na poranne wiadomości. Tak czy inaczej, dobrze to sobie skalkulowałeś! Działa!Fondberg był wyraznie podekscytowany.W całej Europie wozy radiolokacyj-ne z łatwością namierzały jedno po drugim zródła tajemniczych transmisji, bo poraz pierwszy nie interesowali się drogami, tylko szlakami wodnymi.I z uwagi naalarmową sytuację tym razem radiostacje nadawały dłużej niż trzy minuty.W Belgii, Francji i Holandii funkcjonariusze wdarli się na pokłady łodzi i za-skoczyli operatorów Syndykatu w trakcie nadawania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl