Pokrewne
- Strona Główna
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- DeMille Nelson John Corey 01 liwkowa Wyspa
- John Ringo Dziedzictwo Aldenata 03 Taniec z Diabłem
- Wojny Rady Tom 1 Tam Będš Smoki Ringo John
- Tom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojna
- S. D. Perry Resident Evil 01 The Umbrella Conspiracy
- Clarke Arthur C Tajemnica Ramy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- negatyw24.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po przestudiowaniu sprawozdania nadesłanego przez dyrektora Zarząd Szkoły im.lorda Byrona zawiadamia z żalem, że jest zmuszony rozwiązać zawartą z panem umowę na podstawie paragrafu siódmego wyżej wymienionej umowy: niewywiązywanie się z zadań nauczyciela.Zgodnie z tym paragrafem otrzyma pan pensję do końca września oraz zwrot kosztów powrotnej podróży.Zatem nie było procesu, tylko wyrok.Podniosłem wzrok na cztery twarze, malowało się na nich zakłopotanie, a na twarzy Androutsosa dostrzegłem nawet cień żalu.Oznajmiłem: - Nie wiedziałem, że dyrektor jest na żołdzie Conchisa.Androutsos wyraźnie nie zrozumiał: - A la solde de qui? - Powtórzyłem, a on tę moją gniewną wypowiedź przetłumaczył i dyrektor także zrobił zdziwioną minę.Prawdę mówiąc wyglądał zbyt dystyngowanie, za bardzo przypominał prezydenta amerykańskiego college'u niż zwykłego dyrektora, żeby można było przypuścić, że da się nieuczciwymi środkami skłonić do udzielenia komuś niesłusznej dymisji.Demetriades zatem jeszcze bardziej, niż przypuszczałem, zasługiwał na podbicie oka.Demetriades, Conchis, ktoś wpływowy w komisji ateńskiej.Tajny raport.Między dyrektorem i jego zastępcą nastąpiła krótka wymiana zdań.Dwukrotnie usłyszałem nazwisko Conchisa, ale nie mogłem odgadnąć kontekstu.Poproszono Androutsosa, żeby przetłumaczył.- Dyrektor nie zrozumiał, o co panu chodzi.- Nie?Uśmiechnąłem się groźnie, ale byłem już niemal przekonany, że dyrektor nie udaje.Na znak wicedyrektora Androutsos wziął arkusik papieru i przeczytał: - Oto zarzuty przeciwko panu.Po pierwsze: nie uczestniczył pan w życiu szkoły, w ciągu ostatniego semestru wyjeżdżał pan na wszystkie weekendy.- Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.- Po drugie: dwukrotnie przekupił pan prefektów, żeby zastąpili pana podczas dyżuru.- Było to prawdą, choć przekupstwo polegało tylko na zwolnieniu ich z wypracowań domowych.Podsunął mi to Demetriades i tylko on mógł mnie zadenuncjować.- Po trzecie: nie poprawił pan prac egzaminacyjnych, karygodne niewywiązanie się z podstawowych obowiązków nauczyciela.Po czwarte.Ale miałem już dosyć farsy.Wstałem.Dyrektor zabrał głos, miał poważny wyraz twarzy, usta wykrzywione niesmakiem.- Dyrektor mówi - tłumaczył Androutsos - że dzisiejszy pański niepoczytalny atak na kolegę podważył szacunek, jakim dotychczas otaczał kraj Byrona i Szekspira.- O Jezu! - zaśmiałem się głośno i pogroziłem Androutsosowi palcem.Nauczyciel gimnastyki zerwał się, gotów na mnie skoczyć.- Niech pan słucha.Proszę mu powtórzyć, że zaraz jadę do Aten.Prosto do Ambasady Brytyjskiej i do Ministerstwa Oświaty.I zaalarmuję prasę.Nie pozbieracie się.Nie skończyłem.Obrzuciłem ich spojrzeniem pełnym wzgardy i wyszedłem.Wróciwszy do pokoju zabrałem się do pakowania, ale nie upłynęło pięć minut i ktoś zapukał.Uśmiechnąłem się ponuro i otworzyłem gwałtownie drzwi.Na progu stał najmniej spodziewany gość, wicedyrektor.Nazywał się Mavromichalis.Zajmował się administracją szkoły, a także sprawami dyscyplinarnymi: był to szczupły, łysiejący mężczyzna pod pięćdziesiątkę, na jego twarzy malowało się zawsze napięcie, trzymał się zwykle na uboczu.Mało z nim miałem do czynienia.Wykładał grecki i był, zgodnie z historyczną tradycją, fanatycznym miłośnikiem swego kraju.W czasie okupacji wydawał w Atenach najsłynniejszą podziemną gazetkę i przylgnął do niego używany wówczas pseudonim “Bouplix”, kolec na woły.Choć publicznie odwoływał się zawsze do zdania dyrektora, było wiadomo, że to on naprawdę rządzi szkołą; nienawidził tkwiącej w greckiej duszy bizantyjskiej apatii znacznie bardziej, niż byłby w stanie nienawidzić cudzoziemiec.Stał obserwując mnie bacznie i coś w jego oczach kazało mi zapomnieć o gniewie.Udało mu się zasugerować, że gdyby sytuacja na to pozwalała, to by się uśmiechnął.Oznajmił spokojnie.- Je veux vous parler, Monsieur Urfe.Znów się zdziwiłem, bo dotychczas odzywał się do mnie wyłącznie po grecku i sądziłem, że nie zna żadnego obcego języka.Pozwoliłem mu wejść.Obrzucił przelotnym wzrokiem otwarte na łóżku walizki i zaprosił mnie gestem, bym usiadł za biurkiem.Sam usiadł przy oknie i założył ręce: przenikliwe, badawcze oczy.Z całym rozmysłem milczał.Zrozumiałem.Dla dyrektora byłem po prostu złym nauczycielem, dla tego człowieka czymś więcej.- Eh bien? - spytałem chłodnym tonem.- Bardzo mi przykro, że rozmawiamy w takiej sytuacji.- Czy przyszedł pan po to, żeby mi to oznajmić? Nie spuszczał ze mnie oczu.- Czy uważa pan, że nasza szkoła jest dobrą szkołą?- Drogi panie Mavromichalis, czy wyobraża pan sobie.Uspokajająco podniósł rękę.- Przyszedłem tu jako pański kolega.I pytam serio.- Widać było, że dawno nie mówił po francusku, ale zna ten język dobrze.- Jako kolega czy jako emisariusz?Spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie zasztyletować wzrokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Po przestudiowaniu sprawozdania nadesłanego przez dyrektora Zarząd Szkoły im.lorda Byrona zawiadamia z żalem, że jest zmuszony rozwiązać zawartą z panem umowę na podstawie paragrafu siódmego wyżej wymienionej umowy: niewywiązywanie się z zadań nauczyciela.Zgodnie z tym paragrafem otrzyma pan pensję do końca września oraz zwrot kosztów powrotnej podróży.Zatem nie było procesu, tylko wyrok.Podniosłem wzrok na cztery twarze, malowało się na nich zakłopotanie, a na twarzy Androutsosa dostrzegłem nawet cień żalu.Oznajmiłem: - Nie wiedziałem, że dyrektor jest na żołdzie Conchisa.Androutsos wyraźnie nie zrozumiał: - A la solde de qui? - Powtórzyłem, a on tę moją gniewną wypowiedź przetłumaczył i dyrektor także zrobił zdziwioną minę.Prawdę mówiąc wyglądał zbyt dystyngowanie, za bardzo przypominał prezydenta amerykańskiego college'u niż zwykłego dyrektora, żeby można było przypuścić, że da się nieuczciwymi środkami skłonić do udzielenia komuś niesłusznej dymisji.Demetriades zatem jeszcze bardziej, niż przypuszczałem, zasługiwał na podbicie oka.Demetriades, Conchis, ktoś wpływowy w komisji ateńskiej.Tajny raport.Między dyrektorem i jego zastępcą nastąpiła krótka wymiana zdań.Dwukrotnie usłyszałem nazwisko Conchisa, ale nie mogłem odgadnąć kontekstu.Poproszono Androutsosa, żeby przetłumaczył.- Dyrektor nie zrozumiał, o co panu chodzi.- Nie?Uśmiechnąłem się groźnie, ale byłem już niemal przekonany, że dyrektor nie udaje.Na znak wicedyrektora Androutsos wziął arkusik papieru i przeczytał: - Oto zarzuty przeciwko panu.Po pierwsze: nie uczestniczył pan w życiu szkoły, w ciągu ostatniego semestru wyjeżdżał pan na wszystkie weekendy.- Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.- Po drugie: dwukrotnie przekupił pan prefektów, żeby zastąpili pana podczas dyżuru.- Było to prawdą, choć przekupstwo polegało tylko na zwolnieniu ich z wypracowań domowych.Podsunął mi to Demetriades i tylko on mógł mnie zadenuncjować.- Po trzecie: nie poprawił pan prac egzaminacyjnych, karygodne niewywiązanie się z podstawowych obowiązków nauczyciela.Po czwarte.Ale miałem już dosyć farsy.Wstałem.Dyrektor zabrał głos, miał poważny wyraz twarzy, usta wykrzywione niesmakiem.- Dyrektor mówi - tłumaczył Androutsos - że dzisiejszy pański niepoczytalny atak na kolegę podważył szacunek, jakim dotychczas otaczał kraj Byrona i Szekspira.- O Jezu! - zaśmiałem się głośno i pogroziłem Androutsosowi palcem.Nauczyciel gimnastyki zerwał się, gotów na mnie skoczyć.- Niech pan słucha.Proszę mu powtórzyć, że zaraz jadę do Aten.Prosto do Ambasady Brytyjskiej i do Ministerstwa Oświaty.I zaalarmuję prasę.Nie pozbieracie się.Nie skończyłem.Obrzuciłem ich spojrzeniem pełnym wzgardy i wyszedłem.Wróciwszy do pokoju zabrałem się do pakowania, ale nie upłynęło pięć minut i ktoś zapukał.Uśmiechnąłem się ponuro i otworzyłem gwałtownie drzwi.Na progu stał najmniej spodziewany gość, wicedyrektor.Nazywał się Mavromichalis.Zajmował się administracją szkoły, a także sprawami dyscyplinarnymi: był to szczupły, łysiejący mężczyzna pod pięćdziesiątkę, na jego twarzy malowało się zawsze napięcie, trzymał się zwykle na uboczu.Mało z nim miałem do czynienia.Wykładał grecki i był, zgodnie z historyczną tradycją, fanatycznym miłośnikiem swego kraju.W czasie okupacji wydawał w Atenach najsłynniejszą podziemną gazetkę i przylgnął do niego używany wówczas pseudonim “Bouplix”, kolec na woły.Choć publicznie odwoływał się zawsze do zdania dyrektora, było wiadomo, że to on naprawdę rządzi szkołą; nienawidził tkwiącej w greckiej duszy bizantyjskiej apatii znacznie bardziej, niż byłby w stanie nienawidzić cudzoziemiec.Stał obserwując mnie bacznie i coś w jego oczach kazało mi zapomnieć o gniewie.Udało mu się zasugerować, że gdyby sytuacja na to pozwalała, to by się uśmiechnął.Oznajmił spokojnie.- Je veux vous parler, Monsieur Urfe.Znów się zdziwiłem, bo dotychczas odzywał się do mnie wyłącznie po grecku i sądziłem, że nie zna żadnego obcego języka.Pozwoliłem mu wejść.Obrzucił przelotnym wzrokiem otwarte na łóżku walizki i zaprosił mnie gestem, bym usiadł za biurkiem.Sam usiadł przy oknie i założył ręce: przenikliwe, badawcze oczy.Z całym rozmysłem milczał.Zrozumiałem.Dla dyrektora byłem po prostu złym nauczycielem, dla tego człowieka czymś więcej.- Eh bien? - spytałem chłodnym tonem.- Bardzo mi przykro, że rozmawiamy w takiej sytuacji.- Czy przyszedł pan po to, żeby mi to oznajmić? Nie spuszczał ze mnie oczu.- Czy uważa pan, że nasza szkoła jest dobrą szkołą?- Drogi panie Mavromichalis, czy wyobraża pan sobie.Uspokajająco podniósł rękę.- Przyszedłem tu jako pański kolega.I pytam serio.- Widać było, że dawno nie mówił po francusku, ale zna ten język dobrze.- Jako kolega czy jako emisariusz?Spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie zasztyletować wzrokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]