[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przejdę zatem od razu do meritum sprawy.Mam siostrzenicę, która znajduje się teraz w.powiedzmy, w tara­patach.O ile mi wiadomo, uważa ona, iż mógłbyś jej pomóc.Nazywa się Carolyn Donovan.Kojarzysz?Przez chwilę Nick kompletnie zapomniał języka w gębie.Potem słowa niepewnie wypłynęły z jego ust.- Ja, hmm.znałem ją kiedyś.Tak.Harry uśmiechnął się szeroko na widok uczuć malujących się jasno na twarzy Nicka.- Coś mi się wydaje, że nie grasz zbyt często w pokera, Nick - powie­dział śmiejąc się.- Skoro ją znasz, zakładani, że nieobca ci jest natura jej kłopotów.Nick skinął głową, zaprzestając wysiłków, aby pozostać nieodgadnionym.- No cóż, zgodnie z tym, co mówił jej syn - tak swoją drogą, to mają teraz syna.a więc zgodnie z tym, co mówił dziś rano jej syn, Carolyn i jej mąż, Jack.znasz Jacka?Nick spojrzał pytająco.- Chyba Jake? Tak, oczywiście, że go znam.- Niech będzie Jake - poprawił się Harry Sinclair.- Tak czy owak, czy sądzisz, że są winni zbrodni, o jaką się ich oskarża?Nick zmrużył oczy.Niewątpliwie istniała tylko jedna odpowiedź na to pytanie.- Nie - odparł powoli.- Nie.Nigdy tak nie uważałem.Mówiłem wtedy FBI.- umilkł raptownie, zdając sobie sprawę, że powinien tylko odpowia­dać na pytania, nic poza tym.- To dobrze - powiedział Harry.- Ponieważ oni wytrwale zaprzeczają, by zrobili coś złego.Muszę ci w zaufaniu powiedzieć, że od początku chcieli się oddać w ręce policji, aby udowodnić swoją niewinność.Niestety, moja wiara w system prawny była o wiele słabsza niż ich i wymogłem, by pozo­stali przez jakiś czas w ukryciu.Tej decyzji nie można odwrócić.Teraz, kiedy wydarzenia przybrały tak nieszczęśliwy obrót, doszli do wniosku, że mogliby dowieść swojej niewinności, gdyby tylko mogli dostać się do tego składowiska w Newark.Nick rozdziawił usta.- Nie ma mowy - powiedział stanowczo.- Mam rozumieć, że chcą wejść do tego magazynu?Harry wzruszył ramionami.- Przypuszczalnie tak.- Nie ma mowy.Absolutnie.Poziom skażenia powaliłby słonia.Nawet nie pozwolono mi odzyskać tych ciał.- Nie pozwolono? - Harry sprawiał wrażenie zaintrygowanego.Nick przewrócił oczami.- Ci wariaci z FBI i z Agencji Ochrony Środowiska.Bardzo im zależa­ło, żeby wszystko zapieczętować.- A więc gdybyś miał szansę, wszedłbyś tam? - przerwał mu Harry.Nick umilkł, zdając sobie sprawę, że właśnie wpadł w pułapkę.- Cóż, zachowując odpowiednie środki ostrożności.To znaczy, sam sprzęt ochronny.- nagle zrozumiał, czego chce od niego Harry.- Nie mogę po prostu zażądać wydania tego sprzętu! - żachnął się.- Te rzeczy kosztują tysiące dolarów.Wylaliby mnie na zbity pysk.Na czole starszego mężczyzny pojawiły się głębokie bruzdy.- Tak samo jak wsadziliby moją siostrzenicę do pierdla za zbrodnię, której nie popełniła - warknął.- Ona i jej mąż mieli nadzieję, że wyka­żesz chęć pomocy.Dlatego zadzwonili do mnie.Mam cię skłonić, żebyś pomógł im znaleźć dowody ich niewinności.A zwykle jestem bardzo prze­konujący.Przerażenie Nicka pogłębiło się, kiedy zdał sobie sprawę z wyboru, przed jakim stał.Jeden z najpotężniejszych biznesmenów w kraju - do diabła, z te­go co wiedział to nawet na świecie - właśnie wyznał, że popełnił przestęp­stwo, i zdradził Nickowi szczegóły planu opracowanego przez jego rodzi­nę.Jeśli powie "tak", stanie się współwinnym.- A jak powiem "nie"? - zapytał ostrożnie.Harry wzruszył jednym ramieniem.- Wówczas byłbym bardzo rozczarowany - odpowiedział.Tym razem jego uśmiech nie wydawał się już taki szczery.Nick wpatrywał się w twarz mężczyzny, szukając ukrytej groźby, jakie­goś znaku mówiącego o tym, co mogłoby przytrafić się jemu i jego rodzinie w razie odmowy.Ujrzał jedynie uśmiech.Jeśli Harry dostrzegł obawę w oczach swego pasażera, nie zrobił absolutnie nic, aby ją rozwiać.Naj­zwyczajniej w świecie się uśmiechał.Ludzie tak potężni jak Harry Sinclair nie wspinali się po drabinie po jednym szczeblu; oni spychali stojących im na drodze ludzi, łamali drabinę, a później odbudowywali ją pod swoimi nogami bez szczebli na dole.Ktoś taki jak Nick nie znaczył absolutnie nic dla Sinclaira - po prostu kolejny robak, którego należało zmiażdżyć po drodze.Ten starzec był zbyt taktowny, aby grozić otwarcie, i miał zbyt dużo oleju w głowie, by nawet na moment pozwolić swemu pasażerowi się roz­luźnić.Nick musiał podjąć decyzję, przypieczętowując tym samym swój los.Mógł walczyć albo się poddać; nie istniały pośrednie wyjścia.Prawdę mówiąc, z Nicka nigdy nie był wielki wojak.Kiedy wreszcie spojrzał w oczy Harry'ego, wyglądał na wyczerpanego psychicznie.- Co mam zrobić?22Z braku alternatywy Donovanowie zaparkowali furgo­netkę o jakieś półtora kilometra od baru w opuszczonej stodole - w każ­dym razie sprawiała takie wrażenie.W Wirginii Zachodniej nie można było mieć co do tego pewności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl