Pokrewne
- Strona Główna
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- Marcello Simoni Zaginiona biblioteka alchemika
- Germain Saint Studium alchemii
- Kenneth Goddard Alchemik
- Goddart Kennetch Alchemik (2)
- J.R.R Tolkien Niedokonczone opowiesci t.1
- Adobe Photoshop 7.0 PL podręcznik uzytkownika
- Terry Pratchett 13 Pomniejsze
- Lackey Mercedes Lot Strzaly
- Koontz Dean R Pieczara gromow
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- cukrzycowo.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usuwaniekryształków soli i ziarenek piasku było zajęciem doskonale muznanym i znakomicie zabijało czas.W zwieńczonych łukiem drzwiach prowadzących do głównej saliChez Pierre, jednej z najdroższych francuskich restauracji w PalmSprings, stanął niemłody już mężczyzna.Spokojnym pewnym krokiempodszedł do maitre d'hotel i wypowiedział szeptem swoje nazwisko.Ubrany w nienaganny smoking maitre d'hotel zareagował znależnym szacunkiem, acz dyskretnie.Niezauważalny ruch palcami ijedno spojrzenie wystarczyło, by czuwający w pobliżu szef saliwszystko zrozumiał.Szybkim krokiem podszedł do odosobnionegostolika nakrytego na dwie osoby, zerknął ukradkiem w fiołkoweoczy oszałamiającej blondynki towarzyszącej gościowi, pochyliłsię i szepnął mu coś do ucha.W chwilę pózniej wspaniała blondynka wstała i odeszła zwdziękiem w stronę toalety dla pań, a jej ciepły jeszcze ipachnący perfumami fotel zajął Al Rosenthal.- No więc, co się dzieje? - spytał Jake Locotta zachęcającdoradcę do spróbowania smażonych krewetek i małży.- Niewiele - mruknął Rosenthal przeżuwając delikatne mięso.- Nie udało mi się skontaktować z Pilgrimem.Z Tęczą też nie -dodał.- Unikają nas?- Na to wygląda.- Wiesz dlaczego? - spytał Locotta; natychmiast stał sięczujny i podejrzliwy.- Nie.Zostawiłem wiadomość, że mają nam udzielić informacjina temat południowego rejonu.Dałem im dwadzieścia czterygodziny.Locotta rozważał to chwilę w skupionym milczeniu, wreszcieskinął głową.- Dobrze.Ale dłużej nie będziemy czekać - powiedział.- Tego przeklętego Pilgrima trzeba jak najszybciejokiełznać.- Zarabia dla nas kupę pieniędzy - zauważył roztropnieRosenthal.- Tak, ale to kłamliwy sukinsyn.Nie ufam mu.Nigdy mu nieufałem.Miej na niego oko - rozkazał Locotta.- Tymczasem skontaktowałem się z naszymi ludzmi w policji ico nieco sprawdziłem - mówił dalej Rosenthal.- O ile wiedzą, tedwa morderstwa nie mają żadnego związku z naszymi sprawami.Ale.- zawiesił głos.- Po mieście krążą bardzo ciekawe plotki.- Na przykład?- Po pierwsze, ten facet i dziewczyna byli na pewnozamieszani w handel narkotykami.To nie ulega wątpliwości.Pytanie tylko, dla kogo pracowali, skąd się wzięli i kto ichzałatwił.- Pewnie handlowali na własną rękę - wymamrotał Locotta zustami pełnymi gotowanego na parze kalafiora.- Trzy do jednego,że skasował ich Pilgrim.Rosenthal kiwnął głową.- Zgoda, ale druga plotka jest trochę bardziej niepokojąca.Powiadają, że Pilgrim zamierza wejść na rynek z jakimś nowymtowarem.Z czymś, do czego policja nie będzie się mogłaprzyczepić.Locotta poderwał wzrok.- Znasz szczegóły? - warknął.- Nie, ale przypuszczam, że to kolejna odmiana kofeiny -wysapał Rosenthal.- Mimo to.- Kofeina! Głupi sukinsyn zaczyna rozrabiać - burknąłLocotta zaciskając mięsiste szczęki i rzucając doradcy wściekłespojrzenie.- Nie chcemy żadnej kofeiny, Rosey.I on o tym dobrzewie.- Chcesz, żebym to sprawdził?- Tak.- Locotta położył widelec na resztce jarzyn i wbiłwzrok w starego przyjaciela.- Sprawdz to, Rosey.I przekażwiadomość Pilgrimowi i temu alfonsowi, Tęczy.Powiedz im, żechcę, żeby do mnie zadzwonili.Powiedz im, że chcę wiedzieć, cosię dzieje.I to natychmiast! - Zirytowany, pokręcił głową, akiedy Rosenthal zaczął wstawać od stołu, dodał:- Niech wiedzą, że mówię poważnie, Rosey.Zainwestowaliśmy wten rejon bardzo dużo pieniędzy.Nie pozwolę, żeby jakiś obłąkanysukinsyn wszystko mi zepsuł.Kiedy Paul Reinhart i Tina Sun-Wang przyjechali do kostnicy,była godzina 19#/35.Starszy detektyw oraz koroner stali jużwokół jednego z trzech aluminiowych stołów autopsyjnych ipomagali patologowi - łysiejącemu jegomościowi z rudym wąsem -usunąć spod bladego ciała Kaaren uwalany piaskiem plastikowyworek.Tina przekroczyła próg niewielkiego, jaskrawo oświetlonegopomieszczenia w suterenie i natychmiast uderzył ją ten zapach.Był to bardzo wyrazny i niepokojący odór, którego, jakonowicjuszka, nie umiała początkowo rozpoznać - odór, który od tejchwili miał się jej kojarzyć z natrętnym zapachem śmierci.Patolog oderwał wzrok od zwłok Kaaren i zauważył pobladłątwarz nieznajomej.- Pani u nas pracuje? - spytał zwracając się raczej doReinharta niż do Tiny.- To nasza nowa pracownica - wyjaśnił Reinhart klękając nawyłożonej gumoleum podłodze, żeby otworzyć swój przybornik.-Tina Sun-Wang.Tino, przywitaj się z naszym Kubą Rozpruwaczem.Tojest doktor Camey.Tina zaliczyła przed chwilą swoją pierwsząsprawę w terenie, więc pomyślałem sobie, że najwyższa porasprawdzić, jak zareaguje na widok krwi i wnętrzności.Najwyrazniej zadowolony z wyjaśnień patolog skinął głową.- Wciągnij ją na listę - powiedział.- Krwi to chybaniewiele zobaczy.Boże, że też muszą mordować tak pięknekobiety.- Pokręcił głową, spoglądając na zimne, szklistookiezwłoki.- Co do wnętrzności, owszem, zaraz sprawdzimy - dodałszykując narzędzia.- Jak tylko ta nędzna namiastka fotografanauczy się wkładać film do aparatu.Policyjny fotograf, najwidoczniej odporny na tego rodzajudocinki, zrobił coś około trzydziestu zdjęć; obfotografował ciałoKaaren ze wszystkich możliwych stron, według dokładnych wskazówekpatologa.Kiedy stanął przy pobliskiej szafce, żeby oznaczyćrolkę i załadować następną, Tina podeszła bliżej i obserwowała,jak Reinhart i Carney pobierają próbki brudu i skóry spodpaznokci, jak robią wymaz z pochwy, by zakończyć pierwszą fazęautopsji pobraniem próbek włosów z głowy i wzgórka łonowego.Otępiały mózg Tiny zdołał zarejestrować fakt, że aniReinhart, ani Camey nie są zażenowani jej obecnością.- Najprawdopodobniej zgwałcona - wymamrotał patolog ni to dosiebie, ni do Reinharta.- Ale nie spodziewaj się, że znajdziemycoś konkretnego.Reinhart kiwnął głową, mruknął coś niewyraznie i szybkimi,wprawnymi ruchami oznaczył probówkę karteczką ze swoimnazwiskiem, datą, godziną i numerem próbki.Starannie i metodycznie umieszczali każdą próbkę woznakowanych buteleczkach i kopertach.Tina ich niby obserwowała,ale jej oczy wędrowały nieustannie w stronę straszliwych ran narękach i nogach Kaaren Mueller.Zauważył to Camey.- Ktoś się nad nią okrutnie pastwił, co? - stwierdziłbeznamiętnie i dłonią w plastikowej rękawiczce zaczął badaćpotworne nacięcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Usuwaniekryształków soli i ziarenek piasku było zajęciem doskonale muznanym i znakomicie zabijało czas.W zwieńczonych łukiem drzwiach prowadzących do głównej saliChez Pierre, jednej z najdroższych francuskich restauracji w PalmSprings, stanął niemłody już mężczyzna.Spokojnym pewnym krokiempodszedł do maitre d'hotel i wypowiedział szeptem swoje nazwisko.Ubrany w nienaganny smoking maitre d'hotel zareagował znależnym szacunkiem, acz dyskretnie.Niezauważalny ruch palcami ijedno spojrzenie wystarczyło, by czuwający w pobliżu szef saliwszystko zrozumiał.Szybkim krokiem podszedł do odosobnionegostolika nakrytego na dwie osoby, zerknął ukradkiem w fiołkoweoczy oszałamiającej blondynki towarzyszącej gościowi, pochyliłsię i szepnął mu coś do ucha.W chwilę pózniej wspaniała blondynka wstała i odeszła zwdziękiem w stronę toalety dla pań, a jej ciepły jeszcze ipachnący perfumami fotel zajął Al Rosenthal.- No więc, co się dzieje? - spytał Jake Locotta zachęcającdoradcę do spróbowania smażonych krewetek i małży.- Niewiele - mruknął Rosenthal przeżuwając delikatne mięso.- Nie udało mi się skontaktować z Pilgrimem.Z Tęczą też nie -dodał.- Unikają nas?- Na to wygląda.- Wiesz dlaczego? - spytał Locotta; natychmiast stał sięczujny i podejrzliwy.- Nie.Zostawiłem wiadomość, że mają nam udzielić informacjina temat południowego rejonu.Dałem im dwadzieścia czterygodziny.Locotta rozważał to chwilę w skupionym milczeniu, wreszcieskinął głową.- Dobrze.Ale dłużej nie będziemy czekać - powiedział.- Tego przeklętego Pilgrima trzeba jak najszybciejokiełznać.- Zarabia dla nas kupę pieniędzy - zauważył roztropnieRosenthal.- Tak, ale to kłamliwy sukinsyn.Nie ufam mu.Nigdy mu nieufałem.Miej na niego oko - rozkazał Locotta.- Tymczasem skontaktowałem się z naszymi ludzmi w policji ico nieco sprawdziłem - mówił dalej Rosenthal.- O ile wiedzą, tedwa morderstwa nie mają żadnego związku z naszymi sprawami.Ale.- zawiesił głos.- Po mieście krążą bardzo ciekawe plotki.- Na przykład?- Po pierwsze, ten facet i dziewczyna byli na pewnozamieszani w handel narkotykami.To nie ulega wątpliwości.Pytanie tylko, dla kogo pracowali, skąd się wzięli i kto ichzałatwił.- Pewnie handlowali na własną rękę - wymamrotał Locotta zustami pełnymi gotowanego na parze kalafiora.- Trzy do jednego,że skasował ich Pilgrim.Rosenthal kiwnął głową.- Zgoda, ale druga plotka jest trochę bardziej niepokojąca.Powiadają, że Pilgrim zamierza wejść na rynek z jakimś nowymtowarem.Z czymś, do czego policja nie będzie się mogłaprzyczepić.Locotta poderwał wzrok.- Znasz szczegóły? - warknął.- Nie, ale przypuszczam, że to kolejna odmiana kofeiny -wysapał Rosenthal.- Mimo to.- Kofeina! Głupi sukinsyn zaczyna rozrabiać - burknąłLocotta zaciskając mięsiste szczęki i rzucając doradcy wściekłespojrzenie.- Nie chcemy żadnej kofeiny, Rosey.I on o tym dobrzewie.- Chcesz, żebym to sprawdził?- Tak.- Locotta położył widelec na resztce jarzyn i wbiłwzrok w starego przyjaciela.- Sprawdz to, Rosey.I przekażwiadomość Pilgrimowi i temu alfonsowi, Tęczy.Powiedz im, żechcę, żeby do mnie zadzwonili.Powiedz im, że chcę wiedzieć, cosię dzieje.I to natychmiast! - Zirytowany, pokręcił głową, akiedy Rosenthal zaczął wstawać od stołu, dodał:- Niech wiedzą, że mówię poważnie, Rosey.Zainwestowaliśmy wten rejon bardzo dużo pieniędzy.Nie pozwolę, żeby jakiś obłąkanysukinsyn wszystko mi zepsuł.Kiedy Paul Reinhart i Tina Sun-Wang przyjechali do kostnicy,była godzina 19#/35.Starszy detektyw oraz koroner stali jużwokół jednego z trzech aluminiowych stołów autopsyjnych ipomagali patologowi - łysiejącemu jegomościowi z rudym wąsem -usunąć spod bladego ciała Kaaren uwalany piaskiem plastikowyworek.Tina przekroczyła próg niewielkiego, jaskrawo oświetlonegopomieszczenia w suterenie i natychmiast uderzył ją ten zapach.Był to bardzo wyrazny i niepokojący odór, którego, jakonowicjuszka, nie umiała początkowo rozpoznać - odór, który od tejchwili miał się jej kojarzyć z natrętnym zapachem śmierci.Patolog oderwał wzrok od zwłok Kaaren i zauważył pobladłątwarz nieznajomej.- Pani u nas pracuje? - spytał zwracając się raczej doReinharta niż do Tiny.- To nasza nowa pracownica - wyjaśnił Reinhart klękając nawyłożonej gumoleum podłodze, żeby otworzyć swój przybornik.-Tina Sun-Wang.Tino, przywitaj się z naszym Kubą Rozpruwaczem.Tojest doktor Camey.Tina zaliczyła przed chwilą swoją pierwsząsprawę w terenie, więc pomyślałem sobie, że najwyższa porasprawdzić, jak zareaguje na widok krwi i wnętrzności.Najwyrazniej zadowolony z wyjaśnień patolog skinął głową.- Wciągnij ją na listę - powiedział.- Krwi to chybaniewiele zobaczy.Boże, że też muszą mordować tak pięknekobiety.- Pokręcił głową, spoglądając na zimne, szklistookiezwłoki.- Co do wnętrzności, owszem, zaraz sprawdzimy - dodałszykując narzędzia.- Jak tylko ta nędzna namiastka fotografanauczy się wkładać film do aparatu.Policyjny fotograf, najwidoczniej odporny na tego rodzajudocinki, zrobił coś około trzydziestu zdjęć; obfotografował ciałoKaaren ze wszystkich możliwych stron, według dokładnych wskazówekpatologa.Kiedy stanął przy pobliskiej szafce, żeby oznaczyćrolkę i załadować następną, Tina podeszła bliżej i obserwowała,jak Reinhart i Carney pobierają próbki brudu i skóry spodpaznokci, jak robią wymaz z pochwy, by zakończyć pierwszą fazęautopsji pobraniem próbek włosów z głowy i wzgórka łonowego.Otępiały mózg Tiny zdołał zarejestrować fakt, że aniReinhart, ani Camey nie są zażenowani jej obecnością.- Najprawdopodobniej zgwałcona - wymamrotał patolog ni to dosiebie, ni do Reinharta.- Ale nie spodziewaj się, że znajdziemycoś konkretnego.Reinhart kiwnął głową, mruknął coś niewyraznie i szybkimi,wprawnymi ruchami oznaczył probówkę karteczką ze swoimnazwiskiem, datą, godziną i numerem próbki.Starannie i metodycznie umieszczali każdą próbkę woznakowanych buteleczkach i kopertach.Tina ich niby obserwowała,ale jej oczy wędrowały nieustannie w stronę straszliwych ran narękach i nogach Kaaren Mueller.Zauważył to Camey.- Ktoś się nad nią okrutnie pastwił, co? - stwierdziłbeznamiętnie i dłonią w plastikowej rękawiczce zaczął badaćpotworne nacięcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]