[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co prawda smakuje jak siki.- Myślę, że jakoś sobie z tym poradzimy - zapewnił Brutha przez wyschnięte wargi.Cofnął się do sznurowej drabinki pozwala­jącej pustelnikowi na kontakt z ziemią.- Na pewno nie zostaniesz? - zmartwił się św.Ungulant.- Dziś środa.W środę jemy młodego prosiaczka z rożna i warzywa spe­cjalnie dobrane przez szefa kuchni, dojrzałe na słońcu i wilgotne od rosy.- Mamy.tego, mamy dużo pracy - usprawiedliwił się Brutha w połowie rozkołysanej drabinki.- Kosz słodyczy?- Chyba jednak.Św.Ungulant ze smutkiem popatrzył w dół na Bruthę prowa­dzącego Vorbisa po piasku.- A na deser zwykle miętowe czekoladki! - krzyknął przez zwi­nięte dłonie.— Nie?Po chwili obie postacie były już tylko ciemnymi punkcikami na tle piasku.- Mogą się też trafić wizje rozkoszy cię.Nie, skłamałem, to w piątki - mruczał św.Ungulant.Teraz, kiedy goście odeszli, powietrze znów wypełniło się brzę­czeniem i mamrotaniem pomniejszych bóstw.Były ich tu miliardy.Św.Ungulant uśmiechnął się.Był oczywiście szalony.Czasami nawet się tego domyślał.Uzna­wał jednak, że szaleństwo nie powinno się marnować.Codzienniespożywał pokarm bogów, pil najlepsze wina, jadł owoce, które tra­fiały do niego nie tylko poza sezonem, ale spoza rzeczywistości.To, że czasem z powodów medycznych musiał wypić kilka łyków słonawej wody i przeżuć nogę jakiejś jaszczurki, było doprawdy ni­ską ceną.Wrócił do zastawionego stołu, który migotał w powietrzu.Tyle dobra.a pomniejsze bóstwa pragnęły w zamian jedynie kogoś, kto o nich wiedział, kto zwyczajnie wierzył w ich istnienie.Dzisiaj były także lody i galaretka.- Więcej zostanie dla nas.Prawda, Angus?Jasne, zgodził się Angus.***Starcia w Efebie dobiegły końca.Nie trwały długo, zwłasz­cza kiedy do walki włączyli się niewolnicy.Było zbyt wiele wąskich uliczek, zbyt wiele zasadzek, a przede wszystkim zbyt wiele rozpaczliwej determinacji.Uważa się powszechnie, że lu­dzie wolni zawsze pokonają niewolników, ale chyba zależy to od punktu widzenia.Poza tym dowódca efebiańskiego garnizonu ogłosił - odrobi­nę nerwowo - że od tej chwili niewolnictwo będzie zakazane, czym doprowadził niewolników do wściekłości.Jaki jest sens oszczędza­nia na czas wolności, jeśli nie wolno będzie mieć niewolników? I co by wtedy jedli?Omnianie nie mogli tego zrozumieć, a ludzie zakłopotani źle walczą.W dodatku zniknął Vorbis.Rzeczy pewne wydawały się mniej pewne, kiedy te straszne oczy spoglądały gdzie indziej.Uwolniono tyrana z więzienia.Pierwszy dzień na wolności spę­dził na starannym układaniu listów do innych niewielkich państe­wek z wybrzeża.Nadszedł czas, żeby zrobić coś w sprawie Omni.***Brutha śpiewał.Głos odbijał się echem od skał.Stadka scalbie zapomina­ły o swym leniwym, pieszym trybie życia i gorączkowo zrywały się do lotu.Startując w pośpiechu, pozostawiały za sobą zgubio­ne pióra.Węże kryły się w szczelinach.Można żyć na pustyni.A przynajmniej przetrwać.Powrót do Omni to przecież tylko kwestia czasu.Jeszcze jeden dzień.Vorbis wlókł się z tyłu.Nie odzywał się, a kiedy Brutha coś do niego mówił, nie dawał żadnego znaku, że cokolwiek rozumie.Om, obijając się w worku Bruthy, zaczynał odczuwać głęboką depresję, jaka opanowuje każdego realistę w obecności optymisty.Pełne wysiłku wersy Żelaznych szponów rozdzierających bezboż­ników przycichły wreszcie.Gdzieś niedaleko posypała się lawina kamieni.- Żyjemy - oświadczył Brutha.- Chwilowo.- I jesteśmy blisko domu.- Tak?- Widziałem dziką kozę na skałach za nami.- Wciąż jest ich tu sporo.- Kóz?- Bóstw.A te, które dotąd spotykaliśmy, były słabe.Nie zapo­minaj o tym.- O co ci chodzi? Om westchnął ciężko.- To przecież rozsądne, prawda? Zastanów się.Te najsilniej­sze trzymają się obrzeży, gdzie łatwiej o łup.to znaczy o ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl