[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To prawda - mruknął Isaac po chwili wahania.- Mimo towciąż chce mi pan zapłacia dwadzieścia pięć tysięcy dolarów zawyprodukowanie dziesięciu gramów całkowicie legalnego analogu,którego synteza w laboratorium prywatnym kosztowałaby nie więcejjak pięćset dolarów.Czy tak? - spytał wyraznie rozbawiony Isaac.- Tak, panie profesorze.A jeśli chodzi o pańskiniepokój, o policję.Czy wspominałem już o premii, jakąoferujemy za syntezę tego związku?Isaac roześmiał się obojętnie.- Nie, o premii pan jeszcze nie wspominał.- Interesuje pana historia alchemii, prawda?- Owszem, to jedno z moich hobby.Jestem zaskoczony, żepan.- Szczerze mówiąc, odnoszę wrażenie, że w pańskimprzypadku studia nad historią alchemii to nie tyle hobby, ileprawdziwa obsesja, panie profesorze.Ale to pańska sprawa.Widzipan, tak się złożyło, że nasza firma jest międzynarodowymkonsorcjum.Jeden ze wspierających nas finansistów z BliskiegoWschodu przypadkowo wszedł w posiadanie fascynującego przedmiotu.Właściwie jest to kawałek bardzo starego papieru.Ekspercipotwierdzili, że papier ów to nic innego jak nieznany dotychczasfragment Cheirokmety.Są to najwyrazniej notatki laboratoryjnealchemiczki imieniem Maria.Przypuszczam, że ten rękopispasowałby do pańskiej.powiedzmy niezbyt legalnej kolekcjiprywatnej, prawda?Dziesięciosekundowa cisza.- Panie profesorze?- Hmm.tak?- Przepraszam, myślałem, że przerwano nam połączenie. Proszę mi powiedzieć, czy analog, o którym wspomniałem, jestnaprawdę tak trudny do zsyntetyzowania, jak twierdzi większośćspecjalistów?- Słucham? Hmm, nie.To stosunkowo prosta sprawa -odrzekł z roztargnieniem, po czym głosem już nieco bardziejstanowczym spytał: - Chciałbym wiedzieć, kto potwierdziłautentyczność tego rękopisu.- Trzech uznanych ekspertów, panie profesorze, ludzi do-skonale panu znanych.Czy mówią panu coś nazwiska takie jakAlmarian? Cohen? Fauss? Ale do rzeczy.Rozmawialiśmy otrudnościach związanych z wyprodukowaniem dziesięciu gramówwiadomej substancji.- Teraz z kolei Pilgrim był rozbawiony.- Synteza pańskiego analogu jest rzeczą trywialną, paniePilgrim.- W głosie Isaaca pojawiła się ostrzejsza nutka.-Poradziłby z nią sobie niemal każdy absolwent chemii.A zpewnością nie na tyle trudna, by stanowić podstawę do takwysokiego wynagrodzenia.Nie wspominając już o premii w postacirękopisu, który, dla pańskiej informacji, jest wprost bezcenny.Zakładając oczywiście, że rękopis ów naprawdę istnieje i że mówipan poważnie.- Rękopis istnieje, panie profesorze, i mówię jaknajpoważniej.Na tyle poważnie, że jeśli podejmie pan decyzję, wciągu dwudziestu czterech godzin jestem gotów skontaktować pana zmoim bliskowschodnim przedstawicielem.Ale chyba czegoś pan nierozumie.Wraz z zawarciem umowy nabylibyśmy coś więcej niż tylkopańską wiedzę i doświadczenie.Ma pan inne atrybuty, któreidealnie odpowiadają naszym potrzebom.- Nie pojmuję.- Jest pan profesorem zwyczajnym chemii organicznej nadużym uniwersytecie - tłumaczył Pilgrim głębokim, zimnym głosem.- I mówiąc wulgarnie, płacą panu gówniane pieniądze.Ale ma panza to absolutnie wolną rękę.Nikt nie zagląda panu przez ramię,nikt nie kwestionuje wyboru tematów pańskich prac badawczych anisprzętu, o ile tylko nie przekracza pan przydzielonego budżetu.Zgadza się?- Owszem, to chyba nader akuratne spostrzeżenie - odrzekłz wahaniem Isaac.- Ale co.- Panie profesorze, może pan pracować w jednym znajlepiej wyposażonych laboratoriów badawczych na świecie, widealnym odosobnieniu.Oprócz pańskiej wiedzy chcemy równieżnabyć część tego odosobnienia jak i pańskie absolutne milczeniena temat naszego przedsięwzięcia.- Chyba pojmuję w czym rzecz - wyszeptał Isaac w nagłymprzebłysku zrozumienia. - Nie proszę o decyzję natychmiastową.Niech pan to sobieprzemyśli.Jak sądzę, ma pan mój numer telefonu? - Cisza, potemszelest papieru w tle.- Tak, mam.- Znakomicie.Telefon jest podłączony do automatycznego icałkowicie bezpiecznego urządzenia nagrywającego.Jeśli niezadzwoni pan do mnie w ciągu tygodnia, numer przestanie byćaktualny.Niewykluczone, że przed tym terminem odezwę się do panaraz jeszcze.Proszę również uwzględnić fakt, że w przyszłościbędziemy zainteresowani syntezą innych analogów.Za odpowiednimwynagrodzeniem naturalnie.- Fascynujące - szepnął Isaac.- Tak sądzę.Aha, jeszcze jedno, panie profesorze.Kiedyzdecyduje się pan do mnie zadzwonić, proszę telefonować z budkioddalonej od laboratorium lub od domu.Przy tego rodzajubadaniach zawsze istnieje niebezpieczeństwo wrogiej konkurencji.Myślę, że pan to rozumie.- Chyba tak.- Do widzenia, panie profesorze.- Hmm, tak, do widzenia panu.Wyłączywszy magnetofon, profesor David Isaac wszedł dolaboratorium, stanął przy stanowisku roboczym Nichole i naklawiaturze komputera wystukał kod wejściowy.Kiedy na ekraniemonitora pojawił się katalog główny, wprowadził do urządzeniaserię komend.Nichole ma rację - pomyślał, rzuciwszy okiem na liczby isłowa jarzące się zielonkawo na ciemnym ekranie.Synteza analogusiedemnastego - pod względem potencjalnych możliwościpsychomotorycznych najbardziej interesującego z serii A- będzie bardzo złożona.Ale z pewnością możliwa doprzeprowadzenia.Uśmiechnął się, spisał najważniejsze dane donotatnika i wyczyścił ekran.Zdecydowawszy dodać trochę zakazanego smaczku doprzedsięwzięcia Jimmy'ego Pilgrima, profesor Isaac wstał,przeciągnął się z ukontentowaniem i podszedł do swego stanowiskapracy.Z pobliskiej szafki wybrał idealnie czystą kolbę i nagładkim szkle napisał mazakiem datę oraz literę "A" i liczbę"17"."A-17".Kolbę napełnił do połowy wodą destylowaną i zajrza-wszy jeszcze raz do notatnika, usiadł przed superczułą wagąelektroniczną.Notatnik oraz kolbę umieścił w zasięgu ręki, zkieszeni laboratoryjnego fartucha wyjął niewielką fiolkę za-wierającą jasnobrązowy proszek, nad którym pracował od kilkugodzin, a na szalce położył woskowany papierek. Zawartość fiolki ważyła dokładnie 10,024 grama.Isaac wsypał proszek z powrotem do nie oznaczonej fiolki,zamknął ją i wsunął naczynko do kieszeni fartucha.Pierwsza fazaoperacji - synteza analogu fencyklidyny dla Jimmy'ego Pilgrima-została zakończona.- Wkrótce miała się rozpocząć faza druga, o wiele bardziejintrygująca.Na małej wysepce oddzielonej od wybrzeża Brunswicku wąskąrzeczką, w głębi drogiego luksusowego apartamentu hotelowego zwidokiem na Ocean Atlantycki, siedział człowiek, który przezwiększość swego pięćdziesięcioczteroletniego życia był bardzoniebezpiecznym przestępcą, przestępcą obdarzonym wprostniepospolitą fantazją.Siedział i od niechcenia słuchał wywodówswego syna, przedstawiającego wielce zadowalający raportfinansowy szefom względnie dyskretnej i bardzo dobrzezorganizowanej "korporacji".Jake Locotta rozpoczynał karierę w epoce, kiedy jedyną"zorganizowaną" rzeczą dotyczącą amerykańskiego świataprzestępczego była jego bardzo nagłaśniana przez media nazwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl