[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstał i musnął palcami rondo kapelusza.- Ruth, Kathleen, dzień dobry.- Jak się masz, Stick - odrzekła babcia.- Co cię tu sprowadza?- Szukam Eliego albo Jesse’ego.- Zaraz przyjdą.Coś się stało?Stick zagryzł sterczące z ust źdźbło trawy i długo patrzył w dal, jakby się zastanawiał, czy kobiety nie ugną się pod ciężarem wiadomości, jaką miał im przekazać.- Stick, o co chodzi? - spytała babcia.Jej syn był na wojnie, dlatego każdy gość w mundurze wzbudzał w niej lęk.W tysiąc dziewięćset czterdziestym czwartym jeden z poprzedników Sticka przyniósł wiadomość, że mój tata został ranny pod Anzio.Szeryf przeniósł na nie wzrok i doszedł do wniosku, że chyba może im zaufać.- Chodzi o Grady’ego, najstarszego Sisca - powiedział.- Tego, co to siedział w więzieniu za morderstwo.W zeszłym tygodniu uciekł.Powiadają, że wrócił w rodzinne strony.Przez chwilę mama i babcia milczały.Babcia dlatego, że jej ulżyło, mama, że sprawa Sisców już dawno ją znudziła.- Będzie lepiej, jeśli powiesz to Eliemu - odrzekła babcia.- Musimy przygotować kolację.Przeprosiły go i weszły do domu.Stick patrzył za nimi, niewątpliwie myśląc o kolacji.- Kogo on zamordował? - spytałem, kiedy teren był czysty.- Nie wiem.- A jak?- Z tego, co słyszałem, zdzielił go szpadlem.- O rany, musiało być ostro.- Chyba tak.- Myśli pan, że przyjdzie po Hanka?- Wiesz, lepiej pójdę pogadać z Elim.Gdzie on jest?Wyciągnąłem rękę w kierunku pola.Z tej odległości przy­czepa była prawie niewidoczna.- Daleko - wymruczał.- Można tam dojechać?- Jasne - odrzekłem, ruszając do radiowozu.Wsiedliśmy.- Tylko niczego nie dotykaj - rzucił, gdy usiadłem w fotelu dla pasażera.Gapiłem się na przełączniki i na radiostację, więc natychmiast zaczął się popisywać.- To jest radiostacja -powiedział, podnosząc mikrofon.- Tym włącza się syrenę, a tym światła.- Dotknął dźwigni na desce rozdzielczej.- A to jest uchwyt szperacza.- Z kim pan rozmawia przez radio? - spytałem.- Przeważnie z kwaterą główną.- Gdzie ona jest?- W Jonesboro.- Może pan ich wywołać?Stick niechętnie podniósł mikrofon do ust, przekrzywił głowę, zmarszczył czołom i zaczął:- Czwórka do bazy.Odbiór.- Mówił teraz szybciej, niskim i hardym głosem.Czekaliśmy.Ponieważ baza się nie zgłaszała, Stick przekrzywił głowę w drugą stronę, wcisnął guzik na mikrofonie i powtórzył:- Czwórka do bazy.Odbiór.- Pan jest czwórka? - spytałem.- Tak.- Ile radiowozów krąży w terenie?- To zależy.Wpatrywałem się w radiostację i czekałem, aż przemówi.To niesamowite, myślałem.Ktoś z Jonesboro może wywołać Sticka i Stick może z tym kimś rozmawiać.Teoretycznie powinno tak być, lecz tych z bazy najwyraźniej nie obchodziło, gdzie jest teraz ich szeryf.- Czwórka do bazy.Odbiór - powtórzył po raz trzeci Stick; tym razem wypowiedział te słowa z większym naciskiem.Ale baza ponownie go zignorowała.Stick odczekał kilka długich sekund i odłożył mikrofon.- To pewnie Teodor.Znowu śpi.- Kto to jest Teodor?- Dyspozytor.Cały czas śpi.Pan też, pomyślałem.- Może pan włączyć syrenę?- Nie.Mama się przestraszy.- A światła?- Akumulator siądzie.- Przekręcił kluczyk w stacyjce.Rozrusznik długo zgrzytał i gwizdał, lecz silnik nie zaskoczył.Spróbował ponownie i zanim siadł akumulator, silnik wresz­cie kichnął, parsknął i odpalił.Ci z kwatery głównej musieli przydzielić mu najgorszego gruchota, jakiego tylko zdołali znaleźć.Ostatecznie Black Oak nie było wylęgarnią zbrodni i występku.Zanim zdążył wrzucić jedynkę, zobaczyłem na drodze nasz traktor.- Już jadą - powiedziałem.Stick zmrużył oczy, wytężył wzrok i wyłączył silnik.Wy­siedliśmy i wróciliśmy pod drzewo.- Chcesz zostać zastępcą szeryfa? - spytał Stick.I jeździć zdezelowanym radiowozem, przesypiać pół dnia i mieć do czynienia z takimi jak Hank Spruill czy Siscowie? Odpada.- Będę baseballistą.- Gdzie?- W St.Louis.- Rozumiem - odrzekł z uśmieszkiem, jakim dorośli ob­darzają dzieci, które za dużo marzą.- Każdy chłopiec chce grać u Kardynałów.Miałem do niego masę pytań, głównie dotyczących rewol­weru i naboi.Poza tym zawsze chciałem obejrzeć kajdanki, zobaczyć, jak się je zamyka i otwiera.Podczas gdy on spog­lądał na nasz traktor, ja przyglądałem się jego broni i kaburze, chcąc zasypać go gradem pytań.Ale Stick poświęcił mi już wystarczająco dużo czasu.Chciał, żebym dał mu święty spokój.Grad pytań musiał zaczekać na inną okazję.Traktor się zatrzymał i z przyczepy zeskoczyli Spruillowie oraz kilku Meksykanów.Dziadzio i tata od razu ruszyli w naszą stronę i zanim stanęli pod drzewem, atmosfera wyraźnie zgęst­niała.- Czego chcesz, Stick? - warknął dziadek.Natręctwo Sticka bardzo go drażniło.Musieliśmy zebrać bawełnę, reszta się nie liczyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl