Pokrewne
- Strona Główna
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Marsden Kroniki Ellie 1. Wojna się skończyła, walka wcišż trwa
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- DeMille Nelson John Corey 01 liwkowa Wyspa
- John Ringo Dziedzictwo Aldenata 03 Taniec z Diabłem
- Wojny Rady Tom 1 Tam Będš Smoki Ringo John
- Tom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojna
- Chmielewska Joanna Babski motyw (2)
- VIII Wespazjan Tytus Domicjan ( (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zsz5.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie przed nimi wyłonił się gmach sądu okręgu Harrison, oddalony zale-dwie o kilkaset metrów od jego dawnej kancelarii.Była to masywna jednopiętro-wa budowla na rogu ulicy Howarda, oddzielona od alei wąskim pasem trawnika.Teraz przed frontonem kłębił się spory tłum, długi odcinek Main Street był zatło-czony poustawianymi ciasno samochodami.Z obu stron ulicy nadciągały dalszerzesze ciekawskich.Kolumna wozów policyjnych zwolniła, skręcając na podjazd.Tłum oczekujący przed gmachem zafalował gwałtownie, lecz policyjne kor-dony dobrze spełniły swą rolę.Na tyłach gmachu została wydzielona barierka-mi spora przestrzeń.Patrick kilkakrotnie był świadkiem dostarczania przed tylnewejście różnych groznych przestępców, toteż domyślał się, co za chwilę nastą-pi.Kawalkada pojazdów stanęła.Najpierw w pośpiechu wysypało się kilkunastufunkcjonariuszy z biura szeryfa, którzy szczelnym pierścieniem otoczyli czarne-go forda.Dopiero wtedy szeryf otworzył drzwi i pozwolił Patrickowi wysiąść.Jego zielony chirurgiczny kaftan stanowił jaskrawy kontrast z ciemnobrązowymimundurami obstawy.Przy najbliższej barierce tłoczyła się olbrzymia grupa dziennikarzy, fotore-porterów i kamerzystów.Inni usiłowali się przepchnąć do pierwszej linii.Lani-gan, jakby nagle uświadomiwszy sobie, że jest powodem całego tego zamieszania,wcisnął głowę w ramiona i dał nura między zastępców szeryfa.W ich otoczeniupodreptał szybko ku wejściu do budynku, całkowicie ignorując przecinające musię nad głową pytania: Jak ci podoba powrót do domu, Patricku?! Gdzie są pieniądze, Patricku?!126 Kto spłonął w twoim samochodzie, Patricku?!Poszli na górę wąskimi bocznymi schodami, po których on przed laty wielo-krotnie biegał, chcąc złapać sędziego, by zamienić kilka słów lub uzyskać jegopodpis.Nawet unoszący się tu zapach przywoływał wspomnienia.Klatka schodo-wa była tak samo odrapana, nie pomalowano jej w ciągu tych czterech lat.Przeszliprzez drzwi i znalezli się w krótkim bocznym korytarzu, na którego końcu tłoczyłasię gromadka sądowych urzędników, ciekawie zerkających w tę stronę.Wprowa-dzono go do sali konferencyjnej sąsiadującej z główną salą posiedzeń i Patrickz westchnieniem ulgi opadł na krzesło stojące obok stolika z ekspresem do kawy.Sandy natychmiast pochylił się nad nim, pytając, czy wszystko w porządku.Sweeney odesłał swoich zastępców na korytarz, gdzie mieli czekać, aż znowubędą potrzebni. Napijesz się kawy? zapytał McDermott. Chętnie.Czarnej i gorzkiej. Dobrze się czujesz, Patricku? zainteresował się szeryf. Tak, oczywiście.Dziękuję, Raymondzie.W jego głosie wyraznie pobrzmiewała jednak nuta strachu.Ręce i nogi mu siętrzęsły, nie potrafił nad nimi zapanować.Nie sięgnął od razu po kubek z kawą,uniósł skute kajdankami dłonie, żeby poprawić ciemne okulary na nosie i głę-biej naciągnąć baseballową czapeczkę na czoło.Siedział przygarbiony, jak gdybyzałamany.Rozległo się pukanie do drzwi, urocza sekretarka o imieniu Belinda wsunęłagłowę do środka i oznajmiła pospiesznie: Sędzia Huskey chciałby porozmawiać na osobności z panem Laniganem.Brzmienie jej głosu przywołało kolejne wspomnienia.Patrick uniósł głowę,spojrzał w kierunku drzwi i rzucił przyjaznie: Witaj, Belindo. Dzień dobry, Patricku.Witamy w ojczyznie.Odwrócił wzrok.Belinda pracowała w kancelarii i chyba nie było w mieścietakiego adwokata, który by z nią nie flirtował.Wyróżniała się nieprzeciętną urodąi miała nadzwyczaj słodki głos.Czy naprawdę minęło cztery i pół roku od ichostatniego spotkania? Gdzie? spytał szeryf. W tej sali, za kilka minut. Chcesz porozmawiać z sędzią, Patricku? zwrócił się do niego Sandy.Mógł nie wyrazić na to zgody, ale według zwykłej procedury byłoby to poprostu niestosowne. Oczywiście odparł Lanigan, który autentycznie pragnął porozmawiaćz sędzią Huskeyem.Belinda wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Zaczekam na zewnątrz mruknął Sweeney. Muszę zapalić.127W pokoju zostali tylko dwaj prawnicy. Kilka spraw.Kontaktowała się z tobą Leah Pires? szybko zapytał szep-tem Lanigan. Nie odparł Sandy. Powinna się niedługo zjawić, bądz na to przygotowany.Napisałem do niejdługi list i chciałbym, abyś go przekazał. Jasne. Po drugie, istnieje urządzenie antypodsłuchowe o symbolu DX-130, pro-dukowane przez LoKim, niewielką firmę koreańską.Kosztuje mniej więcej sześć-set dolarów i jest wielkości dyktafonu.Zdobądz je i noś ze sobą na każde naszespotkanie.Będziemy sprawdzali pomieszczenia i telefony przed każdą rozmową.Ponadto wynajmij dobrych nowoorleańskich specjalistów w tym zakresie i zlećim szczegółowe kontrolowanie twego biura dwa razy w tygodniu.To dosyć kosz-towne usługi, lecz ureguluję wszystkie rachunki.Masz jakieś pytania? Nie.Znów rozległo się pukanie.Patrick błyskawicznie zgarbił się na krześle.Dosali wkroczył sędzia Karl Huskey.Był bez togi, w samej koszuli i krawacie.Wą-skie okulary do czytania wisiały na samym czubku jego nosa.Z powodu całkiemsiwych włosów i gęstej siateczki zmarszczek wokół oczu uchodził za znaczniestarszego, choć w rzeczywistości miał dopiero czterdzieści osiem lat.Jemu tojednak było nawet na rękę.Lanigan powoli uniósł głowę i uśmiechnął się, widząc dłoń sędziego wycią-gniętą w jego kierunku. Tak się cieszę, że cię widzę, Patricku rzekł przyjaznie Huskey, energicz-nie potrząsając jego ręką, aż zadzwonił łańcuszek kajdanków.Sędzia miał wielką ochotę uściskać serdecznie starego przyjaciela, uzmysło-wił sobie jednak, że wobec oskarżonego o morderstwo powinien zachować po-wściągliwość. Jak się miewasz, Karl rzekł Lanigan, siadając z powrotem. Doskonale.A co u ciebie? No cóż, bywało lepiej, ale twój widok sprawił mi ogromną radość, nawetw tych okolicznościach. Dzięki.Ja zaś nie wyobrażałem sobie. Sądziłeś, że wyglądam zupełnie inaczej, zgadza się? Tak, właśnie to chciałem powiedzieć.Nie jestem pewien, czy rozpoznał-bym cię na ulicy.Patrick uśmiechnął się szerzej.Huskey zaliczał się do tych nielicznych osób, które nadal odczuwały sympatięw stosunku do Lanigana, i chociaż w pewnym sensie uważał się za oszukanego, toprzede wszystkim odbierał z ogromną ulgą fakt, że jego dawny przyjaciel wcalenie zginął w wypadku samochodowym.Zarazem bardzo go martwiło oskarżenie128o morderstwo z premedytacją.Sprawa rozwodowa i skargi cywilne należały dozupełnie innej kategorii wystąpień.A z powodu dawnej przyjazni Huskey nie mógł przewodniczyć rozprawie kar-nej.Chciał jedynie nadzorować wszelkie posunięcia wstępne, po czym w decydu-jącej fazie ustąpić miejsca komuś innemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Wreszcie przed nimi wyłonił się gmach sądu okręgu Harrison, oddalony zale-dwie o kilkaset metrów od jego dawnej kancelarii.Była to masywna jednopiętro-wa budowla na rogu ulicy Howarda, oddzielona od alei wąskim pasem trawnika.Teraz przed frontonem kłębił się spory tłum, długi odcinek Main Street był zatło-czony poustawianymi ciasno samochodami.Z obu stron ulicy nadciągały dalszerzesze ciekawskich.Kolumna wozów policyjnych zwolniła, skręcając na podjazd.Tłum oczekujący przed gmachem zafalował gwałtownie, lecz policyjne kor-dony dobrze spełniły swą rolę.Na tyłach gmachu została wydzielona barierka-mi spora przestrzeń.Patrick kilkakrotnie był świadkiem dostarczania przed tylnewejście różnych groznych przestępców, toteż domyślał się, co za chwilę nastą-pi.Kawalkada pojazdów stanęła.Najpierw w pośpiechu wysypało się kilkunastufunkcjonariuszy z biura szeryfa, którzy szczelnym pierścieniem otoczyli czarne-go forda.Dopiero wtedy szeryf otworzył drzwi i pozwolił Patrickowi wysiąść.Jego zielony chirurgiczny kaftan stanowił jaskrawy kontrast z ciemnobrązowymimundurami obstawy.Przy najbliższej barierce tłoczyła się olbrzymia grupa dziennikarzy, fotore-porterów i kamerzystów.Inni usiłowali się przepchnąć do pierwszej linii.Lani-gan, jakby nagle uświadomiwszy sobie, że jest powodem całego tego zamieszania,wcisnął głowę w ramiona i dał nura między zastępców szeryfa.W ich otoczeniupodreptał szybko ku wejściu do budynku, całkowicie ignorując przecinające musię nad głową pytania: Jak ci podoba powrót do domu, Patricku?! Gdzie są pieniądze, Patricku?!126 Kto spłonął w twoim samochodzie, Patricku?!Poszli na górę wąskimi bocznymi schodami, po których on przed laty wielo-krotnie biegał, chcąc złapać sędziego, by zamienić kilka słów lub uzyskać jegopodpis.Nawet unoszący się tu zapach przywoływał wspomnienia.Klatka schodo-wa była tak samo odrapana, nie pomalowano jej w ciągu tych czterech lat.Przeszliprzez drzwi i znalezli się w krótkim bocznym korytarzu, na którego końcu tłoczyłasię gromadka sądowych urzędników, ciekawie zerkających w tę stronę.Wprowa-dzono go do sali konferencyjnej sąsiadującej z główną salą posiedzeń i Patrickz westchnieniem ulgi opadł na krzesło stojące obok stolika z ekspresem do kawy.Sandy natychmiast pochylił się nad nim, pytając, czy wszystko w porządku.Sweeney odesłał swoich zastępców na korytarz, gdzie mieli czekać, aż znowubędą potrzebni. Napijesz się kawy? zapytał McDermott. Chętnie.Czarnej i gorzkiej. Dobrze się czujesz, Patricku? zainteresował się szeryf. Tak, oczywiście.Dziękuję, Raymondzie.W jego głosie wyraznie pobrzmiewała jednak nuta strachu.Ręce i nogi mu siętrzęsły, nie potrafił nad nimi zapanować.Nie sięgnął od razu po kubek z kawą,uniósł skute kajdankami dłonie, żeby poprawić ciemne okulary na nosie i głę-biej naciągnąć baseballową czapeczkę na czoło.Siedział przygarbiony, jak gdybyzałamany.Rozległo się pukanie do drzwi, urocza sekretarka o imieniu Belinda wsunęłagłowę do środka i oznajmiła pospiesznie: Sędzia Huskey chciałby porozmawiać na osobności z panem Laniganem.Brzmienie jej głosu przywołało kolejne wspomnienia.Patrick uniósł głowę,spojrzał w kierunku drzwi i rzucił przyjaznie: Witaj, Belindo. Dzień dobry, Patricku.Witamy w ojczyznie.Odwrócił wzrok.Belinda pracowała w kancelarii i chyba nie było w mieścietakiego adwokata, który by z nią nie flirtował.Wyróżniała się nieprzeciętną urodąi miała nadzwyczaj słodki głos.Czy naprawdę minęło cztery i pół roku od ichostatniego spotkania? Gdzie? spytał szeryf. W tej sali, za kilka minut. Chcesz porozmawiać z sędzią, Patricku? zwrócił się do niego Sandy.Mógł nie wyrazić na to zgody, ale według zwykłej procedury byłoby to poprostu niestosowne. Oczywiście odparł Lanigan, który autentycznie pragnął porozmawiaćz sędzią Huskeyem.Belinda wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Zaczekam na zewnątrz mruknął Sweeney. Muszę zapalić.127W pokoju zostali tylko dwaj prawnicy. Kilka spraw.Kontaktowała się z tobą Leah Pires? szybko zapytał szep-tem Lanigan. Nie odparł Sandy. Powinna się niedługo zjawić, bądz na to przygotowany.Napisałem do niejdługi list i chciałbym, abyś go przekazał. Jasne. Po drugie, istnieje urządzenie antypodsłuchowe o symbolu DX-130, pro-dukowane przez LoKim, niewielką firmę koreańską.Kosztuje mniej więcej sześć-set dolarów i jest wielkości dyktafonu.Zdobądz je i noś ze sobą na każde naszespotkanie.Będziemy sprawdzali pomieszczenia i telefony przed każdą rozmową.Ponadto wynajmij dobrych nowoorleańskich specjalistów w tym zakresie i zlećim szczegółowe kontrolowanie twego biura dwa razy w tygodniu.To dosyć kosz-towne usługi, lecz ureguluję wszystkie rachunki.Masz jakieś pytania? Nie.Znów rozległo się pukanie.Patrick błyskawicznie zgarbił się na krześle.Dosali wkroczył sędzia Karl Huskey.Był bez togi, w samej koszuli i krawacie.Wą-skie okulary do czytania wisiały na samym czubku jego nosa.Z powodu całkiemsiwych włosów i gęstej siateczki zmarszczek wokół oczu uchodził za znaczniestarszego, choć w rzeczywistości miał dopiero czterdzieści osiem lat.Jemu tojednak było nawet na rękę.Lanigan powoli uniósł głowę i uśmiechnął się, widząc dłoń sędziego wycią-gniętą w jego kierunku. Tak się cieszę, że cię widzę, Patricku rzekł przyjaznie Huskey, energicz-nie potrząsając jego ręką, aż zadzwonił łańcuszek kajdanków.Sędzia miał wielką ochotę uściskać serdecznie starego przyjaciela, uzmysło-wił sobie jednak, że wobec oskarżonego o morderstwo powinien zachować po-wściągliwość. Jak się miewasz, Karl rzekł Lanigan, siadając z powrotem. Doskonale.A co u ciebie? No cóż, bywało lepiej, ale twój widok sprawił mi ogromną radość, nawetw tych okolicznościach. Dzięki.Ja zaś nie wyobrażałem sobie. Sądziłeś, że wyglądam zupełnie inaczej, zgadza się? Tak, właśnie to chciałem powiedzieć.Nie jestem pewien, czy rozpoznał-bym cię na ulicy.Patrick uśmiechnął się szerzej.Huskey zaliczał się do tych nielicznych osób, które nadal odczuwały sympatięw stosunku do Lanigana, i chociaż w pewnym sensie uważał się za oszukanego, toprzede wszystkim odbierał z ogromną ulgą fakt, że jego dawny przyjaciel wcalenie zginął w wypadku samochodowym.Zarazem bardzo go martwiło oskarżenie128o morderstwo z premedytacją.Sprawa rozwodowa i skargi cywilne należały dozupełnie innej kategorii wystąpień.A z powodu dawnej przyjazni Huskey nie mógł przewodniczyć rozprawie kar-nej.Chciał jedynie nadzorować wszelkie posunięcia wstępne, po czym w decydu-jącej fazie ustąpić miejsca komuś innemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]