[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli wciąż mnie chcesz, jestem twoja. Szczerze mówiąc  powiedział  uważam, że nie ty jesteś odpowiedzialna za to, cozrobiłem, lecz ja sam.Trudno mi też czegokolwiek żałować.Od czasu do czasu tęskniłem zamiękkim łóżkiem i nigdy już nie będę mógł spojrzeć obojętnie na susła.Ale ty wcale nie obie-całaś mi swojej ręki, jeśli wrócę do ciebie z gwiazdą, Vicky. Nie? Nie.Przyrzekłaś dać mi wszystko, czegokolwiek zapragnę.Victoria Forester wyprostowała się gwałtownie i wbiła wzrok w ziemię.Na jej policzkiwystąpiły czerwone plamy, jakby ktoś uderzył ją w twarz. Czy dobrze rozumiem, że. zaczęła, lecz Tristran jej przerwał. Nie, nie sądzę, żebyś rozumiała.Powiedziałaś, że dasz mi, czegokolwiek zapragnę. Tak. Zatem. Urwał. Pragnę, abyś poślubiła pana Mondaya.Pragnę, abyście pobralisię jak najszybciej.Jeśli da się to załatwić, to jeszcze w tym tygodniu.I pragnę, żebyście byli zesobą tak szczęśliwi, jak to tylko możliwe.256 Powoli, z cichym jękiem wypuściła z ust powietrze.Spojrzała na niego. Mówisz to szczerze?  spytała. Wyjdz za niego z moim błogosławieństwem i nasze rachunki będą wyrównane.Gwiazdaprawdopodobnie też się ucieszy.W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Wszystko w porządku?  usłyszeli męski głos. W absolutnym porządku  odparła Victoria. Proszę, wejdz, Robercie.PamiętaszTristrana Thorna, prawda? Dzień dobry, panie Monday. Tristran uścisnął dłoń mężczyzny, spoconą i chłodną.Rozumiem, że wkrótce się pan żeni.Zechce pan przyjąć moje gratulacje.Pan Monday uśmiechnął się szeroko.Wyglądał w tym momencie, jakby bolały go wszystkiezęby.Potem wyciągnął rękę do Victorii, która wstała z fotela. Jeśli chce pani zobaczyć gwiazdę, panno Forester. zaczął Tristran, ale Victoriapotrząsnęła głową. Niezmiernie się cieszę, że bezpiecznie wrócił pan do domu, panie Thorn.Ufam, że przyj-dzie pan na nasz ślub.257  Z pewnością nic nie mogłoby sprawić mi większej radości  odparł Tristran, choć w isto-cie wcale nie był tego taki pewien.* * *W zwykły dzień  Pod Siódmą Sroką nigdy nie spotykało się takiego tłumu gości, i tojeszcze przed śniadaniem.To jednak był dzień targowy.Mieszkańcy Muru i przybysze tłoczylisię przy barze, pochłaniając kopiaste talerze pieczonej baraniny, bekonu, pieczarek, smażonychjajek i kaszanki.Dunstan Thorn czekał na Tristrana przy barze.Gdy ujrzał syna, wstał, podszedł do niegoi bez słowa uścisnął. Widzę, że wróciłeś bez szwanku  rzekł.W jego głosie dzwięczała duma.Tristran zastanowił się przelotnie, czy podczas swej nieobecności przypadkiem nie urósł.Pamiętał ojca jako znacznie roślejszego mężczyznę. Witaj, ojcze  rzekł. Trochę szwankuje mi ręka. Matka czeka na ciebie ze śniadaniem na farmie  oznajmił Dunstan.258   Zniadanie brzmi cudownie  przyznał Tristran. I oczywiście cieszę się, że znówzobaczę matkę.No i musimy porozmawiać. Jego myśli wciąż krążyły wokół czegoś, copowiedziała Victoria Forester. Jesteś chyba wyższy  zauważył ojciec  i stanowczo powinieneś odwiedzić balwierza.Opróżnił kufel i razem wyszli na słoneczny świat.Dwaj Thornowie przelezli przez plot na jedno z pól Dunstana i, gdy maszerowali przez łąkę,na której bawił się w dzieciństwie, Tristran poruszył dręczący go temat: kwestię swoich naro-dzin.Ojciec odpowiedział mu najszczerszej, jak potrafił, wspominając podczas długiego marszuna farmę rzeczy, które wydarzyły się bardzo dawno temu komuś zupełnie innemu: historię mi-łości.A potem znalezli się w starym domu Tristrana.W środku czekała już na niego siostra.Napiecu stały garnki, a na stole śniadanie, przyszykowane z miłością przez kobietę, którą zawszeuważał za swą matkę.259 * * *Madame Semele poprawiła ostatnie szklane kwiaty i powiodła niechętnym wzrokiem pojarmarku.Minęło już południe.Na łące zjawiali się pierwsi klienci.Jak dotąd żaden z nich niezatrzymał się przy ich kramie. Każdego dziewiątego roku jest ich coraz mniej i mniej  zauważyła. Zapamiętaj mo-je słowa: wkrótce z jarmarku pozostanie tylko wspomnienie.Są jeszcze inne targi, inne miejsca.Czasy tego jarmarku już niemal minęły.Jeszcze czterdzieści, pięćdziesiąt, najwyżej sześćdzie-siąt lat, i koniec. Możliwe  odparła jej służka o fiołkowych oczach  ale mnie już to nie obchodzi.Toostatni jarmark, w którym uczestniczę.Madame Semele spojrzała na nią gniewnie. Sądziłam, że już dawno wybiłam ci z głowy bezczelność. To nie bezczelność  odparł niewolnica. Spójrz.Uniosła krępujący ją srebrny łańcuch.Jego ogniwa połyskiwały w blasku słońca.Wydawałysię jednak cieńsze, bardziej przejrzyste.Miejscami wyglądały jak zrobione nie z metalu, leczz mgły.260  Coś ty zrobiła?  Na wargi starej kobiety wystąpiły kropelki śliny. Nic.Nic, czego nie zrobiłabym osiemnaście lat temu.Miałam pozostać twą niewolnicądo dnia, w którym księżyc straci córkę, jeśli wydarzy się to w tygodniu, w którym połączą siędwa poniedziałki.Mój czas niewoli już niemal upłynął.* * *Była trzecia po południu.Gwiazda siedziała na łące obok stoiska z winem, piwem i jadłempana Bromiosa i spoglądała w stronę wyrwy w murze i leżącej za nią wioski.Od czasu do czasuklienci częstowali ją winem, piwem bądz pysznymi, tłustymi kiełbaskami.Ona jednak zawszeodmawiała. Czekasz na kogoś, moja droga?  spytała nagle młoda kobieta o miłej twarzy.Popołu-dnie ciągnęło się bez końca. Nie wiem  odparła gwiazda. Chyba tak. Jeśli się nie mylę, pewnie na jakiegoś młodzieńca.Taka piękna dziewczyna jak ty.Gwiazda przytaknęła. W pewnym sensie  przyznała. Jestem Victoria  przedstawiła się tamta. Victoria Forester.261  Ja nazywam się Yvaine. Gwiazda zmierzyła swą rozmówczynię uważnym spojrze-niem. A zatem  rzekła  ty jesteś Victoria Forester.Twoja sława cię wyprzedza. Chodzi ci o ślub?  W oczach Victorii zalśniły iskry dumy i radości. Będzie więc ślub?  spytała Yvaine.Uniosła rękę do pasa i poczuła ukryty pod sukniątopaz na srebrnym łańcuchu.Potem spojrzała w stronę otworu w murze i przygryzła wargę. Och, moje biedactwo! Co z niego za potwór! Czemu każe ci tu czekać?  wykrzyknęłaVictoria Forester. Może pójdziesz i go poszukasz? Nie, bo. zaczęła gwiazda i urwała. Rzeczywiście  mruknęła  może pójdę.Niebo nad ich głowami zasnuły szarobiałe ławice chmur.Między nimi widać było skrawkibłękitu. Szkoda, że nie ma mojej matki  westchnęła gwiazda. Mogłabym się z nią pożegnać. Niezgrabnie dzwignęła się z ziemi.Victoria jednak nie zamierzała tak łatwo pozwolić odejść swej nowej przyjaciółce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl