[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie się poddałem i długi czas usiłowałem rozwiązać bez­nadziejną zagadkę, jak odciągnąć wartowników od króla.Słyszałem huk morza i wycie wichru, a kiedy otworzyłem na chwilę okno, gwałtowny podmuch sztormu rzucił mnie pod przeciwległą ścianę.Większość ludzi uważała ten dzień za wyjątkowo stosowny na cere­monię: pogoda gwarantowała, że Zawyspiarze nie zaatakują.Mar­znący deszcz tworzył skorupę lodu na śnieżnych zaspach - drogi bę­dą bardzo śliskie.Wyobraziłem sobie Brusa podróżującego nocą w towarzystwie księżnej Ketriken oraz króla w lektyce.Mnie by się takie zadanie nie podobało.Nastrój grozy został już stworzony.Najpierw historia z Ospia­rzem przy studni i z wężem na kominku, potem rozpacz w kuchni.Cały dzienny wypiek chleba nie wyrósł, a mleko w beczułkach zgorzkniało, zanim jeszcze zebrano śmietanę.Biedna kucharka była wstrząśnięta do głębi i oznajmiła, że nigdy wcześniej takie rzeczy nie śmiały się zdarzyć w jej kuchni.Świniarze nie pozwolili dać mle­ka trzodzie, taką mieli pewność, że zostało ono dotknięte klątwą.Chleb trzeba było miesić jeszcze raz, a przecież i tak dosyć było ro­boty przy wykarmieniu wszystkich gości, którzy zjechali na uroczy­stość.Mogłem się założyć, że cała służba, w ślad za nieszczęśliwą za­łogą kuchni, będzie miała fatalne humory.W izbie żołnierskiej racje podawano skromne, w dodatku gu­lasz był przesolony, a piwo się skwasiło.Władca Księstwa Rolnego skarżył się, że dostał do komnat ocet zamiast wina, co doprowadzi­ło księcia Krzepkiego do stwierdzenia, że w jego komnatach, po­dobnie jak u władców księstwa Cypla i Dębów, chociaż ocet byłby mile widziany jako przejaw gościnności.Uwaga ta dotarła jakimś sposobem do mistrzyni Pokojów, która głośno zrugała pokojówki, że gościom brakowało podstawowych wygód, należnych jako wyraz szacunku.Służba broniła się, że wydano rozkaz, by wydatki na go­ści z gorszych komnat ograniczyć do minimum, ale nikt nie potrafił wskazać, kto wydał polecenie.I tak przez cały dzień.W sumie byłem zadowolony, że się ukryłem w wieży księcia Szczerego.Nie odważyłem się nie stawić na ceremonii, gdyż zbyt wiele można by było z tego wywnioskować.Stałem więc - wystrojony w koszulę z obszernymi rękawami oraz bardzo niewygodne wąskie spodnie, cierpliwie oczekując nadejścia księcia Władczego.Myśli miałem zajęte setką pytań i obaw.Bałem się, czy Brus zdołał prze­szmuglować konie i lektykę.Było już ciemno.Prawdopodobnie cze­kał, chłostany sztormem, w żałosnym schronieniu rzadkiego olcho­wego zagajnika.Z pewnością zakrył konie pledami, ale niewielka to osłona przy deszczu ze śniegiem, który teraz padał już bez prze­rwy.Zdradził mi imię kowala, u którego zostawił Sadzę oraz Fircy­ka.Będę musiał znaleźć sposób, żeby co tydzień wręczać temu czło­wiekowi zapłatę i pilnować, czy dobrze dba o konie.Brus kazał mi przyrzec, że dopatrzę tego osobiście.Czy księżna Ketriken zdoła odejść sama do swojej komnaty? I znowu: jak miałem odciągnąć strażników od króla Roztropnego i umożliwić Cierniowi działanie?Szmer głosów wyrwał mnie z zadumy.Spojrzałem w stronę podwyższenia; w tym samym kierunku patrzyli chyba już wszyscy.Po krótkim migotaniu jedna z białych świec błysnęła błękitem.Zaraz następna strzeliła iskrą i przez chwilę paliła się niebiesko.Raz jeszcze przez salę przeszedł szmer, ale świece paliły się już równo i spokojnie.Ani księżna Ketriken, ani król Roztropny nie dali po sobie poznać, że cokolwiek zauważyli, natomiast karzeł wyprosto­wał się u stóp monarchy i pogroził świecom szczurzym berłem.Wreszcie zjawił się książę Władczy, wystrojony w czerwony ak­samit oraz białe jedwabie.Przed nim szła dworka, mała dziewuszka, kołysząc kadzielnicą, z której rozchodziła się woń drzewa sandało­wego.Książę Władczy szedł bez pośpiechu, witał poddanych uśmie­chem albo skinieniem ręki.Nic nie szło tak wspaniale, jak sobie zaplanował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl