[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ile zostaje? Czterdzieści milionów dolarów.Dzięki swojej polityce zbijają na czysto czter­dzieści melonów, a w następnym roku, kto wie, może znowu zaczynają funkcjonować zgodnie z prawem i roz­patrywać wnioski tak, jak trzeba.Rok praktyk nieuczci­wych, rok praktyk uczciwych, i tak na zmianę.Mają tyle szmalu, że stać ich na każdy numer.Gapię się na niego bez słowa, w końcu pytam:- Może pan to udowodnić?- Nie.To tylko przeczucie, teoria.Teoria tak ob­ciążająca, że pewnie niemożliwa do udowodnienia.Ci ludzie robią wiele niewiarygodnych głupstw, ale wątpię, żeby skretynieli do tego stopnia, by sporządzić oficjalny plan gry potwierdzający moje domysły.Nie, to wyklu­czone.Otwieram usta, żeby powiedzieć mu o “liście do głupiej”, ale w ostatniej chwili zmieniam zdanie.Niby po co miałbym mu o tym mówić? I tak go nie przeko­nam.Jest zbyt zarozumiały i pewny siebie.- Działa pan w jakichś stowarzyszeniach adwokac­kich? - pyta.- Nie.Zacząłem praktykować ledwie kilka miesięcy temu.- Ja działam, i to aktywnie.Tworzymy luźną sieć grupującą adwokatów lubujących się w skarżeniu towa­rzystw ubezpieczeniowych.Jesteśmy w stałym kontak­cie, wymieniamy informacje, plotki, pogłoski.Great Benefit to, Great Benefit tamto, Great Benefit siamto.Tak, myślę, że odrzucili zbyt dużo wniosków o wy­płatę odszkodowania.Wszyscy czekają na pierwszy du­ży proces.Surowy werdykt pociągnie za sobą prawdzi­wą lawinę.- Nie wiem, jaki będzie werdykt, ale gwarantuję, że do procesu dojdzie.Mówi, że przekręci do swoich kumpli, że uruchomi sieć, zbierze informacje i plotki z całego kraju.Niewy­kluczone, że w lutym przyleci do Memphis na proces.Wystarczy jeden surowy werdykt - powtarza w kółko.Jeden surowy werdykt i tama pęknie.Do południa następnego dnia przeglądam akta Jacksona, później żegnam się z nim i wyjeżdżam.Nalega, żebym był w kontakcie, czuje, że mój proces będzie uważnie śledzony przez bardzo wielu prawników.Świetnie, tylko dlaczego mnie to przeraża?!Do Memphis docieram po dwunastu godzinach jazdy.Gdy przed domem panny Cyraneczki rozła­dowuję bagażnik, zaczyna prószyć śnieg.Jutro Nowy Rok.ROZDZIAŁ 40W połowie stycznia w sali sędziego Kiplera odbywa się narada przedprocesowa.Kipler każe nam usiąść za stołem obrony i stawia przed drzwiami bailiffa, który ma pilnować, żeby nikt nam nie przeszkadzał.Sam siada u szczytu stołu.Jest bez togi.Po jego prawej stronie zajmuje miejsce sekretarka, po lewej protokolantka.Siedzę tyłem do ław dla publiczności, po prawej ręce Kiplera, i mam przed sobą cały zespół obrońców.Widzę Drummonda pierwszy raz od przesłuchania dok­tora Korda, które odbyło się dwunastego grudnia, i tru­dno mi zachować dobre maniery.Ilekroć podnoszę słuchawkę telefonu w kancelarii, staje mi przed oczyma ten wymuskany i ogólnie szanowany łajdak przysłuchu­jący się moim rozmowom.Obie strony złożyły wnioski przedprocesowe, a dzisiaj mamy wypracować szczegółową agendę obowiązującą do końca procesu.Kipler nie okazał zbyt wielkiego zdumienia, gdy po­kazałem mu wewnętrzny instruktarz Great Benefit, któ­ry pożyczyłem od Coopera Jacksona.Porównał go uważnie z instruktarzami przedłożonymi przez Drummonda i stwierdził, że nie muszę powiadamiać pana mecenasa o kolejnej próbie zatajenia dokumen­tów.Mam pełne prawo zaczekać do procesu i zaskoczyć Great Benefit przed ławą przysięgłych.Efekt powinien być druzgoczący.Ściągnę z nich gacie i będę patrzył, jak świecąc gołymi tyłkami, uciekają, gdzie pieprz rośnie.Zaczynamy od świadków.Na mojej liście figurują prawie wszyscy mający cokolwiek wspólnego ze sprawą.- Jackie Lemancyzk już nie pracuje dla mojego klien­ta - oznajmia Drummond.- Czy wie pan, gdzie ona teraz jest? - pyta mnie Kipler.- Nie, wysoki sądzie.To prawda.Wykonałem co najmniej sto telefonów do Cleveland, ale Jackie Lemancyzk przepadła jak kamień w wodę.Zwróciłem się nawet o pomoc do Butcha, ale on też nie miał szczęścia.Kipler spogląda na Drummonda.- A pan, mecenasie?- Nie, wysoki sądzie.- W takim razie zaliczamy ją do świadków niepew­nych.- Chyba tak.Drummond i T.Pierce Morehouse uważają, że to bardzo śmieszne, i wymieniają sfrustrowane uśmieszki.Nie uśmiechaliby się tak, gdybym zdołał tę Lemancyzk znaleźć i ściągnąć ją na rozprawę, ale wiem, że to marzenia ściętej głowy.- A Bobby Ott? - pyta Kipler.- Też niepewny - odpowiadam.Obie strony mają prawo zamieścić na liście wszyst­kich tych, którzy będą w stanie - przynajmniej teorety­cznie - stawić się w sądzie.To wątpliwe, żebym zdołał odnaleźć Otta, ale jeśli go znajdę, musi zeznawać jako świadek.Butch szuka go po raz drugi.Przechodzimy do biegłych.Mam tylko dwóch: dok­tora Korda i Randala Gaskina, dyrektora adminis­tracyjnego kliniki onkologicznej.Drummond powołał jednego, niejakiego Miltona Jiffy’ego, lekarza z Syracuse.Postanowiłem go nie przesłuchiwać, a to z dwóch powodów: po pierwsze, podróż do Syracuse byłaby zbyt kosztowna, a po drugie - wiem, co facet powie.Zezna, że przeszczepy szpiku kostnego to operacje zbyt eksperymentalne, żeby traktować je jako sprawdzoną i pewną metodę leczenia białaczki.Kord dostał szału, gdy to usłyszał.Pomoże mi sporządzić listę pytań krzy­żowych.Kipler wątpi, czy Jiffy w ogóle będzie zeznawał.Godzinę siedzimy nad dokumentacją.Drummond za­pewnia, że przedłożył wszystkie papiery, jakie otrzymał od swego klienta.Mówi to nawet przekonująco, ale bujaj las, nie nas.Kipler też mu nie wierzy.- Przedstawiciel powoda zażądał udostępnienia info­rmacji o całkowitej liczbie polis ubezpieczeniowych sprzedanych przez pozwanego w ciągu ostatnich dwóch lat oraz o całkowitej liczbie wniosków o odszkodowanie złożonych i odrzuconych w tym samym czasie - przypo­mina Drummondowi Kipler [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl