[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. I takieromantyczne.Jak jakieś staro\ytne ruiny.Och, tak bardzo chciałabym ich odwiedzić.15 ROZDZIAA DRUGIPanny Williams nie musiały zbyt długo czekać na zawarcie znajomości z mieszkańcamiMelbury Lodge.Admirał Haddock zadziałał niezwykle sprawnie, po marynarsku, proszącdamy i ich nowych sąsiadów na wspólny obiad.Oczywiście kapitan Aubrey i jego przyjacieldoktor Maturin natychmiast zostali zaproszeni w gościnę do Mapes.Panie szybko uznały, i\obaj panowie są wspaniali, mili, dobrze wychowani, towarzyscy, a ich przyjazd o\ywiłokolicę.Sophie stwierdziła jednak, \e doktor Maturin zdecydowanie potrzebowałodpowiedniego od\ywiania. Jest taki blady i milczący"  pomyślała z troską.Nawet osobao najtroskliwszym sercu nie byłaby za to w stanie powiedzieć czegoś podobnego o Jacku,który od początku przyjęcia znajdował się w doskonałej formie.Jego śmiech słychać byłoniemal bez przerwy  od chwili, w której wraz ze Stephenem ukazali się na podjezdzie, a\do po\egnań pod oszronionym przez przymrozek portykiem.Na poznaczonej bliznami twarzykapitana przez cały czas gościł uśmiech, ustępujący czasem miejsca radosnemu zadowoleniu.Chocia\ błękitne oczy dzielnego \eglarza z dziwną tęsknotą spoglądały na karafkę orazznikające szybko resztki puddingu, nawet na moment nie przestał dowcipkować i bawićtowarzystwa miłą rozmową.Zjadał wszystko, co tylko przed nim postawiono i nawet paniWilliams poczuła coś w rodzaju sympatii do tak uroczego gościa. No có\. powiedziała, gdy daleko w mroku umilkł wreszcie tętent końskich kopyt.Chyba jeszcze nigdy nie miałam okazji urządzić lak udanego przyjęcia.Kapitan Aubrey zjadła\ dwie kuropatwy.Nic dziwnego.były mięciutkie.I pływająca wyspa doskonale wy-glądała w tej srebrnej wazie: zostało jeszcze sporo na jutro.Reszta wołowiny po zmieleniubędzie wspaniała.Na pewno nasi goście nic odjechali głodni.Nie wydaje mi się, by częstobyło im dane zjeść tak wspaniały obiad.Dziwię się, \e admirał mógł mieć jakieś uwagi podadresem naszego przemiłego kapitana.Przecie\ to prawdziwy d\entelmen.Sophie, mojadroga, idz i powiedz Johnowi, niech zleje resztkę pozostawionego przez panów wina do małejbutelki.Porto niszczy karafkę. Tak, mamo. A teraz, moje drogie. wyszeptała pani Williams, odczekawszy, a\ zamkną się drzwi. Zauwa\yłyście pewnie wszystkie, \e Sophie bardzo zainteresowała kapitana.Wiem to napewno.Dlatego wydaje mi się, i\ miło będzie z naszej strony, jeśli pozwolimy, by przynastępnej okazji jak najdłu\ej przebywali tylko we dwoje.Czy ty mnie słuchasz, Diano? Oczywiście, ciociu.Doskonale rozumiem, o co ci chodzi  odpowiedziała Diana,odwracając się plecami do okna.Daleko, na oświetlonej blaskiem księ\yca drodze, wijącej sięmiędzy Polcary i Beacon Dawn, wcią\ jeszcze widać było poruszające się szybko sylwetkijezdzców. Ciekawe, naprawdę bardzo ciekawe, czy w domu został jeszcze jakiś kawałek pieczonejgęsi  głośno zastanawiał się Jack. Na pewno ci dranie zdą\yli zjeść wszystko.Wnajgorszym razie pozostaje nam omlet i butelka czerwonego wina.Tak, koniecznie jakieśdobre wino.Czy znałeś kiedyś kobietę, która miałaby choćby najmniejsze pojęcie oporządnym winie? Nigdy. I prawie tak samo z puddingiem.Jakie to jednak urocze dziewczęta! Zauwa\yłeś mo\e, jaknajstarsza z panien Williams trzymała w dłoni kieliszek i patrzyła przez wino na światłoświecy? Có\ za wdzięk.Piękny nadgarstek, cudowna dłoń i te długie, długie palce.Stephen Maturin drapał się z uporem i nie zwracał uwagi na słowa przyjaciela.Jack niezra\ony tym mówił dalej. A ta pani Villiers.Tak pięknie trzyma głowę.I jakie rumieńce.Chyba tylko ceraodrobinę gorsza ni\ u kuzynki.Mo\e na skutek pobytu w Indiach? No i te wspaniałeciemnoniebieskie oczy.Ile ta urocza dama mo\e mieć lat, Stephen? Niecałe trzydzieści.16  Pamiętam, jak uroczo wyglądała na koniu.Bo\e, rok lub dwa temu na pewno bym.Jakczłowiek się zmienia.Tak czy inaczej, lubię być otoczony kobietami.Są zupełnie inne ni\mę\czyzni.Pani Villiers powiedziała kilka bardzo ciepłych słów o flocie.Mówiła bardzorozsądnie.Dokładnie te\ rozumie, na czym polega \eglowanie ró\nymi kursami względemwiatru.Musi mieć chyba w rodzinie kogoś związanego z morzem.Mam nadzieję, \e znów jązobaczymy.\e zobaczymy je wszystkie.Te nadzieje spełniły się ju\ wkrótce, znacznie szybciej, ni\ mo\na się było tego spodziewać.Pani Williams przeje\d\ała właśnie przypadkiem koło Melbury i poleciła, by Thomas skręciłna tak dobrze jej znany podjazd.Gdzieś za drzwiami śpiewały donośne męskie głosy:Och, wy lubie\ne damyCo mieszkacie w burdelu.Cha-cha, cha-cha, cha-cha, cha-hej.Bez was byłoby nam zle,Kochacie nas tak wielu.Panie weszły do sieni, nie speszone tym wcale, gdy\ \adna z nich, oprócz Diany, nie była wstanie do końca zrozumieć słów piosenki, a młoda pani Villiers nie przejmowała się naszczęście zbytnio podobnymi rzeczami.Ju\ za to na progu wszystkie z wielką satysfakcjązauwa\yły, i\ słu\ący, który wpuścił je do środka, ma włosy splecione w sięgający do połowypleców warkoczyk.Wnętrze domu było jednak zaskakująco czyste.Pani Williams przesunęłapalcem po górnej krawędzi boazerii i stwierdziła, \e przedpokój musiał rano zostaćwyjątkowo dokładnie wysprzątany  chyba ju\ z racji wiosennych porządków.Jedynąrzeczą, jaka tutaj zwracała uwagę, było szczególnie staranne rozmieszczenie krzeseł  stałyustawione idealnie równo, jak reje na okręcie.Nietypowy był te\ sznur dzwonka  długa natrzy są\nie lina, zakończona mosię\nym blokiem topowym.Zpiew ucichł nagle i Diana uświadomiła sobie, \e czyjaś twarz musiała mocno się zarumienić.Rzeczywiście  kapitan Aubrey wyszedł im pośpiesznie na spotkanie wyrazniezaczerwieniony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl