[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedział pan, że chce pan specjalnej? Masz pan rację.No i może jeszcze sprawdzimy filtry oleju i wycieraczki? - Był większy od swojego kumpla.Pochylił się nad lekarzem, jakby chciał mu wyjawić jakąś tajemnicę.- Czy uwierzy pan, że osiemdziesiąt osiem procent samochodów potrzebuje nowych filtrów i nowych wycieraczek?Jego uśmiech był czarny od wyciągania zębami świec samo­chodowych.Mechanik stał pochylony nad lekarzem, wprawiając go w zakłopotanie swoim uśmieszkiem, i czekał, aż ten zrozu­mie, że nie ma wyboru.- A poza tym czy ci pańscy robotnicy mają okulary przeciw­słoneczne? U nas można kupić bardzo dobre.Lekarz czuł, że się nie wybroni.Ale kiedy już miał otworzyć usta i powiedzieć “tak”, poddać się, zgodzić na wszystko, rozległ się głośny furkot i dach naszego samochodu zaczął podjeżdżać w górę.McMurphy klął, walcząc z fałdującym się powoli wierz­chem i usiłował zwinąć go prędzej, niż to robił automat.Po tym, jak grzmocił pięścią w podnoszący się dach, widać było, że jest wściekły; gdy wreszcie sklął go i wcisnął na miejsce, przelazł nad dziewczyną, zeskoczył na ziemię, stanął między lekarzem i mechanikiem i spojrzał facetowi prosto w rozdziawioną gębę.- Słuchaj, Hank, bierzemy zwyczajną, tak jak ci pan doktor powiedział.Dwa baki zwyczajnej.To wszystko.Zapomnij o tych innych cudach.A za benzynę płacimy po cencie mniej od litra, bo jesteśmy, cholera, wyprawą subsydiowaną przez rząd.Gość ani drgnął.- Tak! A profesor powiedział, że nie jesteście pacjentami?- Słuchaj, Hank, nie rozumiesz, że powiedział to z dobroci serca, żeby was nie przestraszyć.Cholera, pan doktor nie kłamałby tak o pierwszych lepszych pacjentach, ale my nie je­steśmy zwykli pomyleńcy; wszyscy co do jednego siedzieliśmy na oddziale obłąkanych przestępców, a teraz jedziemy do San Quentin, gdzie lepiej potrafią sobie z nami poradzić.Widzisz tego piegusa? Może i wygląda jak z okładki “Saturday Evening Post”, ale to szalony nożownik, artysta w tym fachu; wykończył trzech facetów.Gość obok niego znany jest jako Herszt Wariat­kowa, nieobliczalny jak dzika świnia.A widzisz tego drągala? To Indianin, zatłukł sześciu białych na śmierć trzonkiem od kilofa, kiedy go chcieli oszukać na skórkach piżmaków.Wstań, Wodzu, żeby cię mogli lepiej zobaczyć.Harding dźgnął mnie kciukiem - wstałem, nie wychodząc z samochodu.Gość przysłonił ręką oczy, spojrzał do góry na mnie i nic nie powiedział.- Paskudna banda - oświadczył McMurphy - ale to zaplano­wana, zatwierdzona wyprawa, mamy poparcie rządu i prawo do zniżki, podobnie jak FBI.Gość przeniósł wzrok na McMurphy’ego; rudzielec zahaczył kciuki o kieszenie spodni i zaczął się kołysać na piętach, przy­patrując mu się znad blizny na nosie.Mechanik obejrzał się za siebie, żeby sprawdzić, czy jego koleś wciąż tkwi przy skrzy­ni z pustymi butelkami, a potem znów wyszczerzył zęby do McMurphy’ego.- Mówisz, rudy, że twardzi z was goście, co? Mamy stulić uszy i robić, co nam każesz, tak? A powiedz mi, rudy, za co ciebie przymknęli? Chciałeś zamordować prezydenta?- Tego mi nie udowodnili, Hank.Siedzę, bo mnie wrobiły gliny.Kiedyś zabiłem człowieka na ringu i już w tym zasma­kowałem.- Jeden z tych morderców w bokserskich rękawicach, co, rudy?- Tego nie powiedziałem.Nigdy jakoś nie mogłem przywyknąć do poduszek na łapach.Nie, to nie było żadne z tych spotkań w Cow Palace, które można obejrzeć w telewizji, je­stem, że tak powiem, bokserem ulicznym.Facet zahaczył kciuki o kieszenie, naśladując McMurphy’ego.- Powiedz raczej: ulicznym zalewajłą.- Słuchaj, koleś, zalewać też potrafię, ale przyjrzyj się do­brze.- Podsunął ręce pod nos facetowi i zaczął nimi powoli obracać.- Widziałeś kiedy, żeby ktoś sobie tak pokiereszował graby tylko od zalewania? Widziałeś?Przez dłuższą chwilę trzymał mu ręce pod nosem i czekał, co facet powie.Mechanik spojrzał na ręce, potem na mnie i znowu na ręce.Kiedy było już całkiem jasne, że stracił ochotę do dalszej rozmowy, McMurphy zostawił go i podszedł do jego kumpla czekającego przy pustych butelkach, wyjął mu z garści dziesięciodolarowy banknot lekarza i ruszył w kierunku sklepu spo­żywczego znajdującego się obok stacji.- Podliczcie, ile się należy za benzynę, i wyślijcie rachunek do szpitala! - zawołał przez ramię.- Za tę forsę idę kupić coś do picia dla ludzi.To lepsze od wycieraczek i osiemdziesięcioośmioprocentowych filtrów.Poczuliśmy się odważni jak tresowane koguty i do jego po­wrotu wykrzykiwaliśmy rozkazy mechanikom.Kazaliśmy im sprawdzić ciśnienie w zapasowym kole, powycierać szyby i ze­skrobać ptasie łajno z maski, zupełnie jakby do nas należał cały ten majdan.Kiedy większy facet wytarł szybę za mało starannie jak na gust Billy’ego, chłopak przywołał go z powrotem.- Nie wytarłeś t-t-tego miejsca, gdzie p-pacnął owad.- Żaden owad - warknął facet, zdrapując plamę paznok­ciem.- Ptak.Martini krzyknął z drugiego samochodu, że to nie mógł być ptak.- Gdyby pacnął ptak, byłyby pióra i kości!Jakiś człowiek przejeżdżający na rowerze zatrzymał się i za­pytał, skąd te zielone ubrania; czy to jakiś klub? Harding od razu się zerwał, żeby mu odpowiedzieć.- Nie, przyjacielu.Jesteśmy szaleńcami z tego szpitala przy szosie, psychoceramikami, stukniętymi garnkami ludzkości.Roz­szyfrować panu tekst Rorschacha? Nie? Spieszy się pan! Ha, już go nie ma.Szkoda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl