[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stary Asch nie chrapał teraz tak gwałtownie, z kuchni nie docho­dziły żadne dźwięki.Na dole w mieście huczała jakaś ciężarów­ką.Poza tym było cicho - słyszeli tylko własny oddech.Po upływie długich minut, w ciągu których płomień z sykiem wżerał się w świecę, usłyszeli, że ktoś włożył na dole klucz do drzwi wejściowych.Na schodach rozległy się kroki.Były to kro­ki Herberta Ascha.Stary Asch obudził się od razu, Barbara wy­skoczyła z kuchni.- Nareszcie, ty włóczęgo! - zawołał stary Asch starając się powiedzieć to dobrodusznie.- A jak tam na dworze - bezpiecznie? - zapytała Barbara.- Od lat nie zrobiłem tak spokojnego spaceru - odrzekł Her­bert Asch, usiadł naprzeciw Wedelmanna i zaczął mu się przy­glądać.- Niemcy powłazili do mysich dziur, Amerykanie do­skonale o tym wiedzą.Zbyt wiele mają zmysłu praktycznego i są zbyt leniwi, żeby pilnować pustych ulic.- W takim razie miał pan szczęście - powiedział Wedelmann.- A szczęście zawsze może się przydać.- Przekąsiłbyś coś? - zapytał stary Asch, rad, że znowu ma syna pod swoim dachem.- Napiłbyś się czegoś, zanim pójdziesz spać?- Tak, tak - powiedziała Barbara z rozbrajającą szczerością.- Chodźmy nareszcie spać.- Nä spanie zawsze będzie czas - oświadczył Herbert Asch.- Mam wrażenie, że ta noc będzie dla nas wszystkich bardzo długa i bezsenna.- Dla mnie nie! - zawołał Wedelmann wyczuwając jakieś żądania, gotów jednak się przed nimi bronić.- Przeciwnie, dla pana także.- Na miłość boską! - zawołał stary Asch, w którym zrodziły się niedobre przeczucia, - Dosyć już nabroiłeś i powinieneś być zadowolony, że możesz siedzieć tutaj zdrów i cały.- Jest nam pan potrzebny, kapitanie Wedelmann - rzekł podporucznik Asch.- Nie! - zawołała Magda.Barbara stanęła za nią.- Czy to szaleństwo nigdy się nie skończy?- Pułkownik Hauk - rzekł Herbert Asch nie spuszczając z Wedelmanna oka - znajduje się tutaj, w tym mieście.- Pułkownik Hauk - odparł ostro Wedelmann - nie mnie nie obchodzi.Nie znam go, nie chcę go poznać, nie chcę nic o nim wiedzieć.- Bardzo słusznie! - wykrzyknął stary Asch.- Czy pójdziemy nareszcie spać? - zapytała Barbara.- Pójdziemy spać, prawda? - zwróciła się Magda do swego męża.- Usuńcie się, moje panie! - zawołał Herbert Asch rozkazu­jącym tonem.- Zejdźcie ż pola walki.To sprawa czysto męska, która was nic nie obchodzi.- Mój synu.- zaczął Asch.- Nie mieszaj się do tego, ojcze.Najlepiej będzie, jeżeli za­tkasz sobie uszy.Będziesz mógł przynajmniej powiedzieć później z czystym sumieniem, żeś nic o tym nie wiedział.- Wyrzucę cię za drzwi, jeżeli nie.- Uważam się za wyrzuconego.- Po tych słowach usiadł okrakiem na krześle i wyciągając rękę w stronę Wedelmanna powiedział: - Potrzebujemy pana.- Hauk nie jest wart tego, żebym się nim zajmował.- A Luschke także nie? Generał został uznany za przestępcę wojennego.Czy wie pan, panie kapitanie Wedelmann, co to oz­nacza?Wedelmann patrzył w milczeniu na Herberta Ascha.Potem spojrzał na Magdę szukającą jego wzroku.Milczał jeszcze ciągle.- Chce pan pozostawić generała na lodzie? - zapytał Herbert Asch.- Co tam generał! Przecież tu chodzi o Luschkego! Chce się pan przyglądać temu, jak z naszego powodu stawiają go pod ścianę? Chce pan tego, panie kapitanie Wedelmann?Magda spuściła głowę i nie patrząc na Wedelmanna powiedzia­ła: - Zrób tak, jak musisz.Wedelmann wstał, skinął głową w stronę Herberta Ascha.Po chwili wyszli.Kapitan Ted Boernes należał do najbardziej pokojowych zwycięzców świata.Był przeciwnikiem tego, żeby słowo "oswobodzenie" wymawiane było z szerokim uśmiechem."U ludzi o wyjątkowej inteligencji - mówił sobie - dopuszczalny jest łagodny uśmieszek".- Drogi panie Brack - oświadczył swemu gościowi - niech pan zawsze liczy się z ludzkimi słabościami.Nie twierdzę, że na­leży je przebaczać w każdych okolicznościach, chcę tylko przez to powiedzieć, że nigdy nie wolno tych słabości lekceważyć.- W każdym razie - odparł Brack kręcąc się nerwowo na swym krześle - ten mister James I nie jest idealnym reprezen­tantem pańskiej sprawy.- Naszej sprawy - sprostował cierpliwie Ted Boernes - bo przecież pan również się nią zajmuje.Mam wrażenie, że się pan grubo myli przypuszczając, że poczciwy James I nie ma nic wspól­nego z ideałami.Ma ż nimi bardzo wiele wspólnego, jest idealistą.I to właśnie czyni go tak niebezpiecznym.Bo, jak się to przeważ­nie u ludzi tego pokroju zdarza - jest pozbawiony dobroci.- Tu teoriami daleko nie zajdziemy, kapitanie.Nie docenia pan sytuacji.- Ale znam i doceniam moich ludzi - powiedział skromnie Ted Boernes.- Poza tym są to teorie, które prowadzą do po­znania rzeczywistości.Tak oto stoją sprawy, mój wielce szanow­ny panie, ale niech się pan jeszcze napije whisky, to najlepsza whisky na świecie, nie amerykańska.O czymże to mówiliśmy? Aha, o idealistach.- Czy nie lepiej byłoby pomówić o Jamesie I?- Właśnie do tego zmierzam - rzekł Boernes pobłażliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl