Pokrewne
- Strona Główna
- Preston Douglas, Child Lincoln Pendergast 08 Krag ciemnosci (2)
- Briggs Patricia Mercedes Thompson 08 Niespokojna Noc
- Forbes Colin Tweed 08 Zabójczy wir
- Terry Pratchett 08 Straz! Str
- Japanese Is Possible Lesson 08
- Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa (3)
- Joanna Chmielewska Krowa Niebianska
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przyciągając burzę
- Andrzejewski Jerzy Ciemnosci kryja ziemie
- Asimov Isaac Nagie slonce (SCAN dal 1013)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wrobelek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stary Asch nie chrapał teraz tak gwałtownie, z kuchni nie dochodziły żadne dźwięki.Na dole w mieście huczała jakaś ciężarówką.Poza tym było cicho - słyszeli tylko własny oddech.Po upływie długich minut, w ciągu których płomień z sykiem wżerał się w świecę, usłyszeli, że ktoś włożył na dole klucz do drzwi wejściowych.Na schodach rozległy się kroki.Były to kroki Herberta Ascha.Stary Asch obudził się od razu, Barbara wyskoczyła z kuchni.- Nareszcie, ty włóczęgo! - zawołał stary Asch starając się powiedzieć to dobrodusznie.- A jak tam na dworze - bezpiecznie? - zapytała Barbara.- Od lat nie zrobiłem tak spokojnego spaceru - odrzekł Herbert Asch, usiadł naprzeciw Wedelmanna i zaczął mu się przyglądać.- Niemcy powłazili do mysich dziur, Amerykanie doskonale o tym wiedzą.Zbyt wiele mają zmysłu praktycznego i są zbyt leniwi, żeby pilnować pustych ulic.- W takim razie miał pan szczęście - powiedział Wedelmann.- A szczęście zawsze może się przydać.- Przekąsiłbyś coś? - zapytał stary Asch, rad, że znowu ma syna pod swoim dachem.- Napiłbyś się czegoś, zanim pójdziesz spać?- Tak, tak - powiedziała Barbara z rozbrajającą szczerością.- Chodźmy nareszcie spać.- Nä spanie zawsze będzie czas - oświadczył Herbert Asch.- Mam wrażenie, że ta noc będzie dla nas wszystkich bardzo długa i bezsenna.- Dla mnie nie! - zawołał Wedelmann wyczuwając jakieś żądania, gotów jednak się przed nimi bronić.- Przeciwnie, dla pana także.- Na miłość boską! - zawołał stary Asch, w którym zrodziły się niedobre przeczucia, - Dosyć już nabroiłeś i powinieneś być zadowolony, że możesz siedzieć tutaj zdrów i cały.- Jest nam pan potrzebny, kapitanie Wedelmann - rzekł podporucznik Asch.- Nie! - zawołała Magda.Barbara stanęła za nią.- Czy to szaleństwo nigdy się nie skończy?- Pułkownik Hauk - rzekł Herbert Asch nie spuszczając z Wedelmanna oka - znajduje się tutaj, w tym mieście.- Pułkownik Hauk - odparł ostro Wedelmann - nie mnie nie obchodzi.Nie znam go, nie chcę go poznać, nie chcę nic o nim wiedzieć.- Bardzo słusznie! - wykrzyknął stary Asch.- Czy pójdziemy nareszcie spać? - zapytała Barbara.- Pójdziemy spać, prawda? - zwróciła się Magda do swego męża.- Usuńcie się, moje panie! - zawołał Herbert Asch rozkazującym tonem.- Zejdźcie ż pola walki.To sprawa czysto męska, która was nic nie obchodzi.- Mój synu.- zaczął Asch.- Nie mieszaj się do tego, ojcze.Najlepiej będzie, jeżeli zatkasz sobie uszy.Będziesz mógł przynajmniej powiedzieć później z czystym sumieniem, żeś nic o tym nie wiedział.- Wyrzucę cię za drzwi, jeżeli nie.- Uważam się za wyrzuconego.- Po tych słowach usiadł okrakiem na krześle i wyciągając rękę w stronę Wedelmanna powiedział: - Potrzebujemy pana.- Hauk nie jest wart tego, żebym się nim zajmował.- A Luschke także nie? Generał został uznany za przestępcę wojennego.Czy wie pan, panie kapitanie Wedelmann, co to oznacza?Wedelmann patrzył w milczeniu na Herberta Ascha.Potem spojrzał na Magdę szukającą jego wzroku.Milczał jeszcze ciągle.- Chce pan pozostawić generała na lodzie? - zapytał Herbert Asch.- Co tam generał! Przecież tu chodzi o Luschkego! Chce się pan przyglądać temu, jak z naszego powodu stawiają go pod ścianę? Chce pan tego, panie kapitanie Wedelmann?Magda spuściła głowę i nie patrząc na Wedelmanna powiedziała: - Zrób tak, jak musisz.Wedelmann wstał, skinął głową w stronę Herberta Ascha.Po chwili wyszli.Kapitan Ted Boernes należał do najbardziej pokojowych zwycięzców świata.Był przeciwnikiem tego, żeby słowo "oswobodzenie" wymawiane było z szerokim uśmiechem."U ludzi o wyjątkowej inteligencji - mówił sobie - dopuszczalny jest łagodny uśmieszek".- Drogi panie Brack - oświadczył swemu gościowi - niech pan zawsze liczy się z ludzkimi słabościami.Nie twierdzę, że należy je przebaczać w każdych okolicznościach, chcę tylko przez to powiedzieć, że nigdy nie wolno tych słabości lekceważyć.- W każdym razie - odparł Brack kręcąc się nerwowo na swym krześle - ten mister James I nie jest idealnym reprezentantem pańskiej sprawy.- Naszej sprawy - sprostował cierpliwie Ted Boernes - bo przecież pan również się nią zajmuje.Mam wrażenie, że się pan grubo myli przypuszczając, że poczciwy James I nie ma nic wspólnego z ideałami.Ma ż nimi bardzo wiele wspólnego, jest idealistą.I to właśnie czyni go tak niebezpiecznym.Bo, jak się to przeważnie u ludzi tego pokroju zdarza - jest pozbawiony dobroci.- Tu teoriami daleko nie zajdziemy, kapitanie.Nie docenia pan sytuacji.- Ale znam i doceniam moich ludzi - powiedział skromnie Ted Boernes.- Poza tym są to teorie, które prowadzą do poznania rzeczywistości.Tak oto stoją sprawy, mój wielce szanowny panie, ale niech się pan jeszcze napije whisky, to najlepsza whisky na świecie, nie amerykańska.O czymże to mówiliśmy? Aha, o idealistach.- Czy nie lepiej byłoby pomówić o Jamesie I?- Właśnie do tego zmierzam - rzekł Boernes pobłażliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Stary Asch nie chrapał teraz tak gwałtownie, z kuchni nie dochodziły żadne dźwięki.Na dole w mieście huczała jakaś ciężarówką.Poza tym było cicho - słyszeli tylko własny oddech.Po upływie długich minut, w ciągu których płomień z sykiem wżerał się w świecę, usłyszeli, że ktoś włożył na dole klucz do drzwi wejściowych.Na schodach rozległy się kroki.Były to kroki Herberta Ascha.Stary Asch obudził się od razu, Barbara wyskoczyła z kuchni.- Nareszcie, ty włóczęgo! - zawołał stary Asch starając się powiedzieć to dobrodusznie.- A jak tam na dworze - bezpiecznie? - zapytała Barbara.- Od lat nie zrobiłem tak spokojnego spaceru - odrzekł Herbert Asch, usiadł naprzeciw Wedelmanna i zaczął mu się przyglądać.- Niemcy powłazili do mysich dziur, Amerykanie doskonale o tym wiedzą.Zbyt wiele mają zmysłu praktycznego i są zbyt leniwi, żeby pilnować pustych ulic.- W takim razie miał pan szczęście - powiedział Wedelmann.- A szczęście zawsze może się przydać.- Przekąsiłbyś coś? - zapytał stary Asch, rad, że znowu ma syna pod swoim dachem.- Napiłbyś się czegoś, zanim pójdziesz spać?- Tak, tak - powiedziała Barbara z rozbrajającą szczerością.- Chodźmy nareszcie spać.- Nä spanie zawsze będzie czas - oświadczył Herbert Asch.- Mam wrażenie, że ta noc będzie dla nas wszystkich bardzo długa i bezsenna.- Dla mnie nie! - zawołał Wedelmann wyczuwając jakieś żądania, gotów jednak się przed nimi bronić.- Przeciwnie, dla pana także.- Na miłość boską! - zawołał stary Asch, w którym zrodziły się niedobre przeczucia, - Dosyć już nabroiłeś i powinieneś być zadowolony, że możesz siedzieć tutaj zdrów i cały.- Jest nam pan potrzebny, kapitanie Wedelmann - rzekł podporucznik Asch.- Nie! - zawołała Magda.Barbara stanęła za nią.- Czy to szaleństwo nigdy się nie skończy?- Pułkownik Hauk - rzekł Herbert Asch nie spuszczając z Wedelmanna oka - znajduje się tutaj, w tym mieście.- Pułkownik Hauk - odparł ostro Wedelmann - nie mnie nie obchodzi.Nie znam go, nie chcę go poznać, nie chcę nic o nim wiedzieć.- Bardzo słusznie! - wykrzyknął stary Asch.- Czy pójdziemy nareszcie spać? - zapytała Barbara.- Pójdziemy spać, prawda? - zwróciła się Magda do swego męża.- Usuńcie się, moje panie! - zawołał Herbert Asch rozkazującym tonem.- Zejdźcie ż pola walki.To sprawa czysto męska, która was nic nie obchodzi.- Mój synu.- zaczął Asch.- Nie mieszaj się do tego, ojcze.Najlepiej będzie, jeżeli zatkasz sobie uszy.Będziesz mógł przynajmniej powiedzieć później z czystym sumieniem, żeś nic o tym nie wiedział.- Wyrzucę cię za drzwi, jeżeli nie.- Uważam się za wyrzuconego.- Po tych słowach usiadł okrakiem na krześle i wyciągając rękę w stronę Wedelmanna powiedział: - Potrzebujemy pana.- Hauk nie jest wart tego, żebym się nim zajmował.- A Luschke także nie? Generał został uznany za przestępcę wojennego.Czy wie pan, panie kapitanie Wedelmann, co to oznacza?Wedelmann patrzył w milczeniu na Herberta Ascha.Potem spojrzał na Magdę szukającą jego wzroku.Milczał jeszcze ciągle.- Chce pan pozostawić generała na lodzie? - zapytał Herbert Asch.- Co tam generał! Przecież tu chodzi o Luschkego! Chce się pan przyglądać temu, jak z naszego powodu stawiają go pod ścianę? Chce pan tego, panie kapitanie Wedelmann?Magda spuściła głowę i nie patrząc na Wedelmanna powiedziała: - Zrób tak, jak musisz.Wedelmann wstał, skinął głową w stronę Herberta Ascha.Po chwili wyszli.Kapitan Ted Boernes należał do najbardziej pokojowych zwycięzców świata.Był przeciwnikiem tego, żeby słowo "oswobodzenie" wymawiane było z szerokim uśmiechem."U ludzi o wyjątkowej inteligencji - mówił sobie - dopuszczalny jest łagodny uśmieszek".- Drogi panie Brack - oświadczył swemu gościowi - niech pan zawsze liczy się z ludzkimi słabościami.Nie twierdzę, że należy je przebaczać w każdych okolicznościach, chcę tylko przez to powiedzieć, że nigdy nie wolno tych słabości lekceważyć.- W każdym razie - odparł Brack kręcąc się nerwowo na swym krześle - ten mister James I nie jest idealnym reprezentantem pańskiej sprawy.- Naszej sprawy - sprostował cierpliwie Ted Boernes - bo przecież pan również się nią zajmuje.Mam wrażenie, że się pan grubo myli przypuszczając, że poczciwy James I nie ma nic wspólnego z ideałami.Ma ż nimi bardzo wiele wspólnego, jest idealistą.I to właśnie czyni go tak niebezpiecznym.Bo, jak się to przeważnie u ludzi tego pokroju zdarza - jest pozbawiony dobroci.- Tu teoriami daleko nie zajdziemy, kapitanie.Nie docenia pan sytuacji.- Ale znam i doceniam moich ludzi - powiedział skromnie Ted Boernes.- Poza tym są to teorie, które prowadzą do poznania rzeczywistości.Tak oto stoją sprawy, mój wielce szanowny panie, ale niech się pan jeszcze napije whisky, to najlepsza whisky na świecie, nie amerykańska.O czymże to mówiliśmy? Aha, o idealistach.- Czy nie lepiej byłoby pomówić o Jamesie I?- Właśnie do tego zmierzam - rzekł Boernes pobłażliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]