Pokrewne
- Strona Główna
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Foster Alan Dean Przekleci 03 Wojenne lupy
- Foster Alan Dean Przekleci 02 Krzywe zwierciadlo
- Koontz Dean R Mroczne sciezki serca (SCAN dal
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 1 Zabojca strachu
- Koontz R. Dean W okowach lodu (SCAN dal 1154)
- Michael Barrier Animated Man. A Life of Walt Disney (2007)
- Chmielewska Joanna Szajka bez konca
- Pacynski Tomasz Sherwood
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- metta16.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta prawda odnosi się nie tylko do mnie.Istoty ludzkie odznaczają się tą samą wadą.Zdawałem sobie z tego sprawę, gdy obserwowałem Arlinga.Wiedziałem, że nim podejmę ostateczną decyzję, co z nim zrobić, muszę zdobyć maksimum informacji.Nie mogłem sobie pozwolić na popełnianie kolejnych błędów.Aż do chwili, gdy będzie gotowe moje ciało.Tyle było do stracenia.Moja przyszłość.Moja nadzieja.Moje marzenia.Los świata.Korzystając z domofonu, zwróciłem się do byłego szefa służby głosem Susan:- Fritz? Co ty tu robisz?Powinien pomyśleć, że Susan widzi go na którymś z monitorów, przekazujących obraz z kamer.I rzeczywiście, spojrzał wprost w obiektyw, który znajdował się nad nim, po prawej strome.Następnie, nachylając się do mikrofonu umieszczonego w ścianie obok drzwi, Arling powiedział:Przykro mi panią niepokoić, pani Harris, ale sądziłem, że pani mnie oczekuje.Oczekuję cię? Po co?Zeszłego wieczoru ustaliliśmy, że dziś po południu dostarczę pani niezbędne rzeczy.Klucze i karty kredytowe, zgadza się.Ale wydawało mi się, że powinny być zwrócone panu Davendale.Arling znów zmarszczył czoło.Nie podobał mi się ten grymas.Cała sytuacja mi się nie podobała.Wyczuwałem kłopoty.Intuicja.Kolejna rzecz, której nie znajdziecie w zwykłej maszynie, a nawet w bardzo sprawnej maszynie.Intuicja.Pomyślcie o tym.Arling spojrzał uważnie na okna znajdujące się na lewo od drzwi.Na stalowe żaluzje antywłamaniowe za szybami.Ponownie spoglądając w obiektyw kamery, powiedział:- No i oczywiście pozostaje jeszcze sprawa samochodu.Samochodu? - spytałem.Bruzda na jego czole pogłębiła się.Zwracam pani samochód, pani Harris.Jedynym samochodem była honda stojąca na podjeździe.W mgnieniu oka przejrzałem wykazy stanu posiadania Susan.Do tej pory nie interesowały mnie, gdyż nie dbałem o to, ile ma pieniędzy ani jak duży jest jej majątek.Kochałem ją za umysł i piękno.I za łono, przyznaję.Będę w tej sprawie szczery.Brutalnie szczery.Kochałem ją również za jej piękne, przytulne łono, które miało mnie wydać na świat.Lecz nigdy nie dbałem ojej pieniądze.Nawet w najmniejszym stopniu.Nie jestem materialistą.Nie zrozumcie mnie źle.Nie jestem też, broń Boże, jakimś niedowarzonym spirytualistą, który nie troszczy się o materialne strony egzystencji.Jak we wszystkim, tak i w tej sprawie staram się zachować równowagę.Przeglądając wykazy finansowe Susan, odkryłem, że samochód, który prowadził Fritz Arling, należał do niej.Otrzymał go tylko do użytku służbowego.- Tak, oczywiście - odparłem głosem Susan, głosem o nienagannym brzmieniu i intonacji.-Samochód.Przypuszczam, że spóźniłem się z odpowiedzią o sekundę czy dwie.Wahanie może świadczyć o winie.Mimo to wciąż wierzę, że moje potknięcie nie mogło wydawać się niczym więcej jak tylko reakcją zaskoczonej kobiety, która boryka się ze zbyt wieloma problemami naraz.Dustin Hoffman, nieśmiertelny aktor, w Tootsie również z powodzeniem grał kobietę, zrobił to nawet bardziej wiarygodnie niż Gene Hackman i Tom Hanks.Nie chcę powiedzieć, że moja rola dałaby się pod jakimkolwiek względem porównać z występem Mr.Hoffmana, ale byłem całkiem niezły.Przepraszam, Fritz - ciągnąłem jako Susan - zjawiłeś się w nieodpowiedniej chwili.To moja wina, nie twoja.Powinnam była pamiętać, że przyjedziesz, ale obawiam się, że nie mogę się z tobą teraz spotkać.Och, nie ma potrzeby, pani Harris.- Podniósł neseser.- Zostawię klucze i karty kredytowe w hondzie.Dostrzegłem bez trudu, że cała ta sprawa - nagła dymisja personelu, reakcja Susan na zwrot samochodu -budzi jego niepokój.Nie był głupim człowiekiem i wiedział, że coś jest nie tak.Niech się niepokoi.Byleby sobie poszedł.Poczucie stosowności i dyskrecja powinny go powstrzymać przed okazywaniem zbytniego zainteresowania.- Jak wrócisz do domu? - spytałem, uświadamiając sobie, że Susan pomyślałaby o tym znacznie wcześniej.- Czy mam wezwać taksówkę?Przez długą chwilę wpatrywał się w obiektyw kamery.I znów ta rysa na czole.Do diabła z nią.Po jakimś czasie odpowiedział:-Nie.Proszę sobie nie robić kłopotu, pani Harris.W hondzie jest telefon komórkowy.Sam zadzwonię po taksówkę i zaczekam za bramą.Widząc, że Arling jest sam, prawdziwa Susan nie pytałaby, czy wezwać dla niego taksówkę, tylko od razu by to zrobiła na własny koszt.Mój błąd.Przyznaję się do błędów.A ty, doktorze Harris?Przyznajesz się do błędów?W każdym razie.Być może Misia Fozzy udawałem lepiej niż Susan.Cokolwiek powiedzieć, w porównaniu z aktorami jestem bardzo młody.Jako myśląca istota mam niespełna trzy lata.Czułem jednak, że mój błąd jest nieznaczny, że nawet w naszym spostrzegawczym zarządcy zachowanie Susan może budzić najwyżej lekką ciekawość.-No cóż-powiedział - pójdę już sobie.Poirytowany, pojąłem, że popełniłem kolejny błąd.Susan natychmiast zareagowałaby na jego wzmiankę o taksówce, nie czekałaby obojętnie i w milczeniu, aż sobie pójdzie.- Dziękuję, Fritz - powiedziałem.- Dziękuję za wszystkie lata nienagannej służby.To też było niewłaściwe.Sztywne.Drewniane.Niepodobne do Susan.Arling wpatrywał się w obiektyw.Był zamyślony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Ta prawda odnosi się nie tylko do mnie.Istoty ludzkie odznaczają się tą samą wadą.Zdawałem sobie z tego sprawę, gdy obserwowałem Arlinga.Wiedziałem, że nim podejmę ostateczną decyzję, co z nim zrobić, muszę zdobyć maksimum informacji.Nie mogłem sobie pozwolić na popełnianie kolejnych błędów.Aż do chwili, gdy będzie gotowe moje ciało.Tyle było do stracenia.Moja przyszłość.Moja nadzieja.Moje marzenia.Los świata.Korzystając z domofonu, zwróciłem się do byłego szefa służby głosem Susan:- Fritz? Co ty tu robisz?Powinien pomyśleć, że Susan widzi go na którymś z monitorów, przekazujących obraz z kamer.I rzeczywiście, spojrzał wprost w obiektyw, który znajdował się nad nim, po prawej strome.Następnie, nachylając się do mikrofonu umieszczonego w ścianie obok drzwi, Arling powiedział:Przykro mi panią niepokoić, pani Harris, ale sądziłem, że pani mnie oczekuje.Oczekuję cię? Po co?Zeszłego wieczoru ustaliliśmy, że dziś po południu dostarczę pani niezbędne rzeczy.Klucze i karty kredytowe, zgadza się.Ale wydawało mi się, że powinny być zwrócone panu Davendale.Arling znów zmarszczył czoło.Nie podobał mi się ten grymas.Cała sytuacja mi się nie podobała.Wyczuwałem kłopoty.Intuicja.Kolejna rzecz, której nie znajdziecie w zwykłej maszynie, a nawet w bardzo sprawnej maszynie.Intuicja.Pomyślcie o tym.Arling spojrzał uważnie na okna znajdujące się na lewo od drzwi.Na stalowe żaluzje antywłamaniowe za szybami.Ponownie spoglądając w obiektyw kamery, powiedział:- No i oczywiście pozostaje jeszcze sprawa samochodu.Samochodu? - spytałem.Bruzda na jego czole pogłębiła się.Zwracam pani samochód, pani Harris.Jedynym samochodem była honda stojąca na podjeździe.W mgnieniu oka przejrzałem wykazy stanu posiadania Susan.Do tej pory nie interesowały mnie, gdyż nie dbałem o to, ile ma pieniędzy ani jak duży jest jej majątek.Kochałem ją za umysł i piękno.I za łono, przyznaję.Będę w tej sprawie szczery.Brutalnie szczery.Kochałem ją również za jej piękne, przytulne łono, które miało mnie wydać na świat.Lecz nigdy nie dbałem ojej pieniądze.Nawet w najmniejszym stopniu.Nie jestem materialistą.Nie zrozumcie mnie źle.Nie jestem też, broń Boże, jakimś niedowarzonym spirytualistą, który nie troszczy się o materialne strony egzystencji.Jak we wszystkim, tak i w tej sprawie staram się zachować równowagę.Przeglądając wykazy finansowe Susan, odkryłem, że samochód, który prowadził Fritz Arling, należał do niej.Otrzymał go tylko do użytku służbowego.- Tak, oczywiście - odparłem głosem Susan, głosem o nienagannym brzmieniu i intonacji.-Samochód.Przypuszczam, że spóźniłem się z odpowiedzią o sekundę czy dwie.Wahanie może świadczyć o winie.Mimo to wciąż wierzę, że moje potknięcie nie mogło wydawać się niczym więcej jak tylko reakcją zaskoczonej kobiety, która boryka się ze zbyt wieloma problemami naraz.Dustin Hoffman, nieśmiertelny aktor, w Tootsie również z powodzeniem grał kobietę, zrobił to nawet bardziej wiarygodnie niż Gene Hackman i Tom Hanks.Nie chcę powiedzieć, że moja rola dałaby się pod jakimkolwiek względem porównać z występem Mr.Hoffmana, ale byłem całkiem niezły.Przepraszam, Fritz - ciągnąłem jako Susan - zjawiłeś się w nieodpowiedniej chwili.To moja wina, nie twoja.Powinnam była pamiętać, że przyjedziesz, ale obawiam się, że nie mogę się z tobą teraz spotkać.Och, nie ma potrzeby, pani Harris.- Podniósł neseser.- Zostawię klucze i karty kredytowe w hondzie.Dostrzegłem bez trudu, że cała ta sprawa - nagła dymisja personelu, reakcja Susan na zwrot samochodu -budzi jego niepokój.Nie był głupim człowiekiem i wiedział, że coś jest nie tak.Niech się niepokoi.Byleby sobie poszedł.Poczucie stosowności i dyskrecja powinny go powstrzymać przed okazywaniem zbytniego zainteresowania.- Jak wrócisz do domu? - spytałem, uświadamiając sobie, że Susan pomyślałaby o tym znacznie wcześniej.- Czy mam wezwać taksówkę?Przez długą chwilę wpatrywał się w obiektyw kamery.I znów ta rysa na czole.Do diabła z nią.Po jakimś czasie odpowiedział:-Nie.Proszę sobie nie robić kłopotu, pani Harris.W hondzie jest telefon komórkowy.Sam zadzwonię po taksówkę i zaczekam za bramą.Widząc, że Arling jest sam, prawdziwa Susan nie pytałaby, czy wezwać dla niego taksówkę, tylko od razu by to zrobiła na własny koszt.Mój błąd.Przyznaję się do błędów.A ty, doktorze Harris?Przyznajesz się do błędów?W każdym razie.Być może Misia Fozzy udawałem lepiej niż Susan.Cokolwiek powiedzieć, w porównaniu z aktorami jestem bardzo młody.Jako myśląca istota mam niespełna trzy lata.Czułem jednak, że mój błąd jest nieznaczny, że nawet w naszym spostrzegawczym zarządcy zachowanie Susan może budzić najwyżej lekką ciekawość.-No cóż-powiedział - pójdę już sobie.Poirytowany, pojąłem, że popełniłem kolejny błąd.Susan natychmiast zareagowałaby na jego wzmiankę o taksówce, nie czekałaby obojętnie i w milczeniu, aż sobie pójdzie.- Dziękuję, Fritz - powiedziałem.- Dziękuję za wszystkie lata nienagannej służby.To też było niewłaściwe.Sztywne.Drewniane.Niepodobne do Susan.Arling wpatrywał się w obiektyw.Był zamyślony [ Pobierz całość w formacie PDF ]