Pokrewne
- Strona Główna
- Christie Agatha Slonie maja dobra pamiec (SCAN
- Christie Agatha Slonie maja dobra pamiec (5)
- Carrithers M. Dlaczego ludzie majš kultury całoć
- Kress Nancy Zebracy nie maja wyboru
- Kossakowska Maja Lidia Obroncy Krolestwa
- Kossakowska Maja Lidia Siewca Wiatru.WHITE
- Kossakowska Maja Lidia Siewca Wiatru.BLACK
- Le Guin, Ursula K Tehanu
- Kiernan Denise Dziewczyny atomowe
- Anne McCaffrey Mistrz harfiarzy z Pern
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anndan.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobię, co w mojej mocy.Hej — rozejrzał się — zepsuliście mi zabawkę?Kamael wzruszył ramionami.— Chciała zdążyć na dobranockę.Samael pokazał w uśmiechu równe mocne zęby, bielsze niż śnieg.— Znajdę lepszą, chłopaki.Wypijmy za niebyt.— Za niebyt — powtórzył Daimon, podnosząc szklankę.***— Jezdniiii! — zawołał ktoś przeciągle głosem pełnym lęku.Kołodziej Sapo rzucił narzędzia.— Luka! — krzyknął do żony.— Zabieraj dzieci i chowaj się! Prędko!Przerażona kołodziejowa połapała usmarkane, brudne dzieciaki.Jej usta wykrzywiły się jak do płaczu.— Sapo, co znowu? — jęknęła.— Nie chlipaj, babo — sarknął.— Pod podłogę, ale już!Sam pozostał na środku podwórza, niepewny, co robić.Gnać do lasu krowę? Chować zapasy? Rozglądać się za jakąś bronią? Stawić opór zbrojnym jeźdźcom to pewna śmierć, lecz zdesperowany kołodziej postanowił nie dać wziąć siebie i rodziny żywcem.Mocno ścisnął rękojeść toporka, ale drewno ślizgało się w mokrych od potu dłoniach.Jezdni wpadli do wioski.Galopowali główną drogą, w tumanach kurzu podobni do zjaw ze starych wierzeń.Wielkie, bojowe rumaki z bukranionami na łbach wyglądały jak smoki.Dosiadający ich aniołowie, zakuci w srebrzyste pancerze, powiewali czarnymi płaszczami niby dodatkowym skrzydłem.To skrzydlaci, stwierdził kołodziej.Z Królestwa.Ale co to, na Otchłań, za różnica? Z Królestwa czy z Głębi, tacy sami bandyci.Milczące, okute żelazem zjawy przemknęły przez wioskę, znikając w chmurze pyłu.O ich przejeździe świadczyły tylko połamane płoty, zniszczone przydomowe poletka warzyw i droga zryta kopytami niczym pługiem.Sapo obtarł rękawem spocone czoło.Tym razem się udało, Jasność uchroniła.Ale jak będzie następnym? Kołodziej splunął, smarknął w palce.Straszne czasy przyszły dla mieszkańców Limbo.***— Zbrodzienie! Zbrodzienie walą! — zawył przerażony głos.— Uciekajcieeee!Spokojna osada, szykująca się do snu przedwieczorną porą, zawrzała.Mieszkańcy w panice chwytali dobytek, zaganiali wystraszone zwierzęta, zwoływali dzieci.Część, dźwigając toboły, ciężkim truchtem biegła do lasu.Nie zdążyli.Wyjąca banda konnych wsiadła im na karki, siekła bezbronnych mieczami, toporami, drewnianymi pałkami jak bydło na ubój.Padali między płaty słoniny, rozsypaną kaszę i gomółki sera, które wyleciały z rozdartych zawiniątek.Krew plamiła koszule, źdźbła trawy, wsiąkała w ziemię.Rozbójnicy wpadli do wioski, podpalili strzechy.Ogień strzelił w górę, wesoły na tle ciemniejącego nieba.Napastnicy, upojeni wrzaskiem, krwią i płomieniem, zadawali śmierć dla samej rozkoszy zabijania.Czuli się jak mroczni bogowie, władni dla kaprysu zabierać życie.Ściągali tańczące, podniecone zapachem krwi i widokiem ognia wierzchowe, zeskakiwali gwałcić baby, dobijać rannych, mordować, zarzynać zwierzęta.Nie dbali o łup.Bo co można znaleźć w ubogiej wiosce? Pszenicę? Smalec? Chcieli zabawy i urządzili zabawę.Jakaś demonica, zawodząc, rzuciła się na ziemię obok drgającego trupka dziecka.Wielki Głębianin zdzielił ją przez łeb toporem.Nie obejrzawszy się pobiegł dalej.Ogień strzelał jasno, wesoło.Straszne czasy nadeszły dla mieszkańców Przedpiekla, pierwszego kręgu Otchłani.***Ucieczka Gabriela wstrząsnęła posadami Królestwa.Nikt nie spodziewał się, do jakiego stopnia archanioł jest klamrą, spinającą ład i porządek.Oficjalnie postawiono go w stan oskarżenia, odsuwając od władzy.Próbowano także zmusić do ustąpienia pozostałych archaniołów, lecz ich pozycja była zbyt silna.Zawiązywały się jakieś Tymczasowe Komitety, jakieś na pół legalne koterie.Do władzy aspirowali przywódcy spisku: Dubiel, Nitael i, jak się okazało, trzeci wspólnik, alchemik Och.Popierało ich środowisko wysokich urzędników, prawników i sędziów, z Soter Aszielem i Azbugą na czele.Z kolei podniosła głowy stara, przedwieczna arystokracja, powołując się na swoje dawne prawa.Dyskusje przemieniały się we wrzaski i wzajemne obrzucanie inwektywami, spory zaczęto rozwiązywać siłą.Arystokraci wystawili poczty prywatnych żołnierzy i najemników niczym bogaci Głębianie, urzędnicy odpowiedzieli uzbrojonymi bojówkami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Zrobię, co w mojej mocy.Hej — rozejrzał się — zepsuliście mi zabawkę?Kamael wzruszył ramionami.— Chciała zdążyć na dobranockę.Samael pokazał w uśmiechu równe mocne zęby, bielsze niż śnieg.— Znajdę lepszą, chłopaki.Wypijmy za niebyt.— Za niebyt — powtórzył Daimon, podnosząc szklankę.***— Jezdniiii! — zawołał ktoś przeciągle głosem pełnym lęku.Kołodziej Sapo rzucił narzędzia.— Luka! — krzyknął do żony.— Zabieraj dzieci i chowaj się! Prędko!Przerażona kołodziejowa połapała usmarkane, brudne dzieciaki.Jej usta wykrzywiły się jak do płaczu.— Sapo, co znowu? — jęknęła.— Nie chlipaj, babo — sarknął.— Pod podłogę, ale już!Sam pozostał na środku podwórza, niepewny, co robić.Gnać do lasu krowę? Chować zapasy? Rozglądać się za jakąś bronią? Stawić opór zbrojnym jeźdźcom to pewna śmierć, lecz zdesperowany kołodziej postanowił nie dać wziąć siebie i rodziny żywcem.Mocno ścisnął rękojeść toporka, ale drewno ślizgało się w mokrych od potu dłoniach.Jezdni wpadli do wioski.Galopowali główną drogą, w tumanach kurzu podobni do zjaw ze starych wierzeń.Wielkie, bojowe rumaki z bukranionami na łbach wyglądały jak smoki.Dosiadający ich aniołowie, zakuci w srebrzyste pancerze, powiewali czarnymi płaszczami niby dodatkowym skrzydłem.To skrzydlaci, stwierdził kołodziej.Z Królestwa.Ale co to, na Otchłań, za różnica? Z Królestwa czy z Głębi, tacy sami bandyci.Milczące, okute żelazem zjawy przemknęły przez wioskę, znikając w chmurze pyłu.O ich przejeździe świadczyły tylko połamane płoty, zniszczone przydomowe poletka warzyw i droga zryta kopytami niczym pługiem.Sapo obtarł rękawem spocone czoło.Tym razem się udało, Jasność uchroniła.Ale jak będzie następnym? Kołodziej splunął, smarknął w palce.Straszne czasy przyszły dla mieszkańców Limbo.***— Zbrodzienie! Zbrodzienie walą! — zawył przerażony głos.— Uciekajcieeee!Spokojna osada, szykująca się do snu przedwieczorną porą, zawrzała.Mieszkańcy w panice chwytali dobytek, zaganiali wystraszone zwierzęta, zwoływali dzieci.Część, dźwigając toboły, ciężkim truchtem biegła do lasu.Nie zdążyli.Wyjąca banda konnych wsiadła im na karki, siekła bezbronnych mieczami, toporami, drewnianymi pałkami jak bydło na ubój.Padali między płaty słoniny, rozsypaną kaszę i gomółki sera, które wyleciały z rozdartych zawiniątek.Krew plamiła koszule, źdźbła trawy, wsiąkała w ziemię.Rozbójnicy wpadli do wioski, podpalili strzechy.Ogień strzelił w górę, wesoły na tle ciemniejącego nieba.Napastnicy, upojeni wrzaskiem, krwią i płomieniem, zadawali śmierć dla samej rozkoszy zabijania.Czuli się jak mroczni bogowie, władni dla kaprysu zabierać życie.Ściągali tańczące, podniecone zapachem krwi i widokiem ognia wierzchowe, zeskakiwali gwałcić baby, dobijać rannych, mordować, zarzynać zwierzęta.Nie dbali o łup.Bo co można znaleźć w ubogiej wiosce? Pszenicę? Smalec? Chcieli zabawy i urządzili zabawę.Jakaś demonica, zawodząc, rzuciła się na ziemię obok drgającego trupka dziecka.Wielki Głębianin zdzielił ją przez łeb toporem.Nie obejrzawszy się pobiegł dalej.Ogień strzelał jasno, wesoło.Straszne czasy nadeszły dla mieszkańców Przedpiekla, pierwszego kręgu Otchłani.***Ucieczka Gabriela wstrząsnęła posadami Królestwa.Nikt nie spodziewał się, do jakiego stopnia archanioł jest klamrą, spinającą ład i porządek.Oficjalnie postawiono go w stan oskarżenia, odsuwając od władzy.Próbowano także zmusić do ustąpienia pozostałych archaniołów, lecz ich pozycja była zbyt silna.Zawiązywały się jakieś Tymczasowe Komitety, jakieś na pół legalne koterie.Do władzy aspirowali przywódcy spisku: Dubiel, Nitael i, jak się okazało, trzeci wspólnik, alchemik Och.Popierało ich środowisko wysokich urzędników, prawników i sędziów, z Soter Aszielem i Azbugą na czele.Z kolei podniosła głowy stara, przedwieczna arystokracja, powołując się na swoje dawne prawa.Dyskusje przemieniały się we wrzaski i wzajemne obrzucanie inwektywami, spory zaczęto rozwiązywać siłą.Arystokraci wystawili poczty prywatnych żołnierzy i najemników niczym bogaci Głębianie, urzędnicy odpowiedzieli uzbrojonymi bojówkami [ Pobierz całość w formacie PDF ]