Pokrewne
- Strona Główna
- Chmielewska Joanna Zlota mucha.WHITE (3)
- Niziurski Edmund Ksiega urwisow.WHITE
- Chmielewska Joanna Wszystko czerwone.WHITE
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec.WHITE
- Lem Stanislaw Kongres futurologiczny.WHITE
- White Stephen Program (SCAN dal 743)
- Chmielewska Joanna Zlota mucha.WHITE
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Gibson William Swiatlo wirtualne
- Writing From Sources Brenda Spatt
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- metta16.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kruki chmur z wolna odfruwały znad wyspy, wiatr, zawstydzony swoim gnie-wem, ukrył się gdzieś między drzewami w ocalałej części lasu.Anielica uważniewpatrywała się w taflę zwierciadła. Szukaj! rozkazała.Obraz przesuwał się, ukazując szczątki drzew, dosłownie zmiecionych z po-wierzchni ziemi.Krajobraz wydawał się martwy, lecz Hija wiedziała, że za wcze-śnie na to, żeby odetchnąć z ulgą.Nagle jej zrenice rozszerzyły się ze zdumie-nia.Zacisnęła pięści i zaklęła.Między połamanymi pniami brnęli żołnierze.Byliprzemoczeni, zmordowani, niektórzy poranieni, ale nie wyglądali na skłonnychdo kapitulacji niedobitków.Prowadził ich Atanael.Z włosami w mokrych strą-kach, oblepiających wykrzywioną wściekłością twarz, wyglądał jak żądna zemstygorgona.Miteasz też przeżył.Ponaglał swój oddział okrzykami i gwałtownymwymachiwaniem rąk.Obok, niby satelicki księżyc, pojawiła się czerwona z wy-siłku, zacięta gęba żołdaka z pierścieniami na palcach.Hija z pozornym spoko-jem liczyła żołnierzy, choć już na pierwszy rzut oka zorientowała się, że przeżyłaprzynajmniej połowa, jeśli nie więcej.Dużo.Znacznie za dużo.Zagryzła wargę.Odległość, jaka dzieliła oddziały Atanaela od bramy parku, zmniejszyła się znacz-nie.Jak, na Głębię, zdołali poruszać się w trakcie nawałnicy, którą rozpętała? Nieumiała znalezć odpowiedzi.Widocznie pomógł im talent Atanaela.Przesunęła dłońmi po twarzy, rozmasowała skronie.Zerknęła w zwierciadło.Lada chwila żołnierze dotrą do muru otaczającego sady i ogrody zamku.Tam nieczeka ich nic grozniejszego niż kilka prostych sztuczek przeciw włamywaczom.Niewiele więcej magicznych pułapek chroniło wnętrze budynku.Wyspa nigdy niemiała pełnić roli twierdzy, Gabriel nie spodziewał się żadnych zbrojnych napadóww sercu swoich dominiów na Księżycu, a pewność taka wydawała się zupełnieuzasadniona.Aż do dzisiaj.Najemnicy dotarli tymczasem do furty w murze.Przez chwilę panowało lekkiezamieszanie, gdy dwóch śmiałków stanęło w płomieniach, dotknąwszy klamki,lecz Atanael, kwitując pogardliwym skrzywieniem ust prymitywne zabezpiecze-nie, przełamał blokady jednym czarodziejskim słowem.Teraz droga była właści-wie otwarta.Hija nie mogła pozwolić sobie na żadne potężne zaklęcie mogącezagrozić takiej liczbie żołnierzy chronionych przez maga klasy Atanaela, bez re-alnej grozby zniszczenia zamku wraz z jego mieszkańcami.Pozostawała jej tylkoucieczka.Lecz na to też nie była przygotowana.Nie potrafiła skorzystać z mocyi przenieść się w dowolny kraniec Wszechświata, gdyż tą umiejętnością dyspo-205nowali tylko najwyżsi Zwietliści, archaniołowie Tronu.Większość życia spędzałana wyspie, podróżowała niewiele, więc nigdy nie zatroszczyła się o latający dy-wan lub chociaż jego skrawek.Nie potrzebowała go.Gdy pragnęła odwiedzićGabriela, Razjela czy Michała, przybywali po nią osobiście albo wysyłali zaufa-nego posłańca.Teraz brak magicznej szmatki mógł kosztować ją życie.W taflizwierciadła spostrzegła, że oddziały wmaszerowały już do sadu.Bardzo blada, obróciła się w stronę otwartych drzwi pracowni.Starała sięzachowywać zimną krew, lecz przychodziło jej to z trudem.Nigdy jeszcze niestanęła w obliczu realnego niebezpieczeństwa.Myśl!, nakazała sobie stanowczo,w końcu jesteś potężną wiedzmą.Czego mogłaby w tej chwili użyć? Szybkimkrokiem przespacerowała się wzdłuż stołu, stwierdziła, że nerwowo wyłamujepalce.W żadnym wypadku nie może pozwolić sobie na panikę.Ani kapitulację.Zamknęła oczy i na moment zobaczyła pod powiekami suchą twarz, okoloną czar-nymi włosami, bezdenne zrenice z fosforyzującymi zielonymi otoczkami, podob-nymi do pierścieni z nefrytu.Ogarnęła ją fala ogromnego żalu, ale i determinacji.Uderzyła pięścią prawej ręki w otwartą dłoń.Nie wolno jej umrzeć! Rozwiązaniepojawiło się samo, jakby wyczytała je w oczach Daimona.Było cholernie ryzy-kowne, niemal samobójcze, lecz co miała do stracenia? Skoro nie może opuścićwyspy, zniknie.Przeniesie się w inny wymiar, obszar między światami, pustko-wie, gdzie nie istnieje czas ani życie.Wielcy magowie udawali się tam, żeby me-dytować, odpoczywać od świata lub chronić się przed niebezpieczeństwami.Tobędzie prawdziwe zniknięcie, nie prymitywny czar niewidzialności.Gdyby użyłatak banalnej sztuczki, Atanael natychmiast by ją odnalazł.Zginęłaby upokorzona.Zacisnęła usta, zebrała fałdy sukni, pewnym krokiem ruszyła do pracowni.Zaklęcie niebytu należało do szczególnie trudnych i ryzykownych.Potrzebowałaabsolutnej koncentracji i czasu, a obu tych czynników rozpaczliwie brakowało.Wzięła kilka głębokich wdechów, starając się działać możliwie spokojnie.Ręka,sięgająca po niezbędne akcesoria, drżała bardzo nieznacznie.Hija zapaliła świe-ce, czarną i czerwoną kredą poczęła wyrysowywać na posadzce skomplikowanewzory.Drgnęła, gdy z dziedzińca dobiegł ją hałas otwieranych wrót, przerażonegłosy służby, tupot nóg i przeciągły krzyk jakiejś nimfy.Kreda trzymana w dło-ni ześliznęła się, misterny znak przecięła gruba linia.W tej chwili przed oczamianielicy pojawił się obraz wściekłych, wrzeszczących żołdaków demolujących jejdom.Rozbite meble, wytłuczone szyby, ciała faunów z potrzaskanymi czaszka-mi, gwałcone nimfy, gargulce z brzuchami rozprutymi mieczem, miotające sięw kłębach własnych wnętrzności.I Szafir.Piękny Szafir z dziko wyszczerzonymizębami, błękitną sierścią, zlaną krwią, jakby na boki i grzbiet ktoś narzucił muczerwoną derkę, z onyksowymi oczami pełnymi żalu i nienawiści.Na Jasność,pomyślała.Nie wolno mi ich zostawić.To moi poddani, moja służba.Ufają mi,a ja nie mam prawa ich porzucić.Musi zrobić coś, czego nikt przedtem nie ośmie-lił się uczynić.Przerzucić w niebyt i sprowadzić z powrotem całą wyspę.Kie-206dy podjęła postanowienie, odczuła dziwny, chłodny spokój.Dłonie pewnie, choćjakby bezwiednie, kreśliły znaki, umysł bez wysiłku uzyskiwał kolejne stopniekoncentracji.Rzeczywistość skurczyła się, zogniskowała wyłącznie na zaklęciu.Hija popadła w rodzaj transu, bardzo trudnego do osiągnięcia, lecz niezbędnegoprzy tak silnych czarach.Czuła skupianie się mocy.Energia przepełniała ją, roz-lewała się wokoło, podobna do niepowstrzymanej fali, krórą przywołała z morza,ale potężniejszej, po wielekroć potężniejszej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Kruki chmur z wolna odfruwały znad wyspy, wiatr, zawstydzony swoim gnie-wem, ukrył się gdzieś między drzewami w ocalałej części lasu.Anielica uważniewpatrywała się w taflę zwierciadła. Szukaj! rozkazała.Obraz przesuwał się, ukazując szczątki drzew, dosłownie zmiecionych z po-wierzchni ziemi.Krajobraz wydawał się martwy, lecz Hija wiedziała, że za wcze-śnie na to, żeby odetchnąć z ulgą.Nagle jej zrenice rozszerzyły się ze zdumie-nia.Zacisnęła pięści i zaklęła.Między połamanymi pniami brnęli żołnierze.Byliprzemoczeni, zmordowani, niektórzy poranieni, ale nie wyglądali na skłonnychdo kapitulacji niedobitków.Prowadził ich Atanael.Z włosami w mokrych strą-kach, oblepiających wykrzywioną wściekłością twarz, wyglądał jak żądna zemstygorgona.Miteasz też przeżył.Ponaglał swój oddział okrzykami i gwałtownymwymachiwaniem rąk.Obok, niby satelicki księżyc, pojawiła się czerwona z wy-siłku, zacięta gęba żołdaka z pierścieniami na palcach.Hija z pozornym spoko-jem liczyła żołnierzy, choć już na pierwszy rzut oka zorientowała się, że przeżyłaprzynajmniej połowa, jeśli nie więcej.Dużo.Znacznie za dużo.Zagryzła wargę.Odległość, jaka dzieliła oddziały Atanaela od bramy parku, zmniejszyła się znacz-nie.Jak, na Głębię, zdołali poruszać się w trakcie nawałnicy, którą rozpętała? Nieumiała znalezć odpowiedzi.Widocznie pomógł im talent Atanaela.Przesunęła dłońmi po twarzy, rozmasowała skronie.Zerknęła w zwierciadło.Lada chwila żołnierze dotrą do muru otaczającego sady i ogrody zamku.Tam nieczeka ich nic grozniejszego niż kilka prostych sztuczek przeciw włamywaczom.Niewiele więcej magicznych pułapek chroniło wnętrze budynku.Wyspa nigdy niemiała pełnić roli twierdzy, Gabriel nie spodziewał się żadnych zbrojnych napadóww sercu swoich dominiów na Księżycu, a pewność taka wydawała się zupełnieuzasadniona.Aż do dzisiaj.Najemnicy dotarli tymczasem do furty w murze.Przez chwilę panowało lekkiezamieszanie, gdy dwóch śmiałków stanęło w płomieniach, dotknąwszy klamki,lecz Atanael, kwitując pogardliwym skrzywieniem ust prymitywne zabezpiecze-nie, przełamał blokady jednym czarodziejskim słowem.Teraz droga była właści-wie otwarta.Hija nie mogła pozwolić sobie na żadne potężne zaklęcie mogącezagrozić takiej liczbie żołnierzy chronionych przez maga klasy Atanaela, bez re-alnej grozby zniszczenia zamku wraz z jego mieszkańcami.Pozostawała jej tylkoucieczka.Lecz na to też nie była przygotowana.Nie potrafiła skorzystać z mocyi przenieść się w dowolny kraniec Wszechświata, gdyż tą umiejętnością dyspo-205nowali tylko najwyżsi Zwietliści, archaniołowie Tronu.Większość życia spędzałana wyspie, podróżowała niewiele, więc nigdy nie zatroszczyła się o latający dy-wan lub chociaż jego skrawek.Nie potrzebowała go.Gdy pragnęła odwiedzićGabriela, Razjela czy Michała, przybywali po nią osobiście albo wysyłali zaufa-nego posłańca.Teraz brak magicznej szmatki mógł kosztować ją życie.W taflizwierciadła spostrzegła, że oddziały wmaszerowały już do sadu.Bardzo blada, obróciła się w stronę otwartych drzwi pracowni.Starała sięzachowywać zimną krew, lecz przychodziło jej to z trudem.Nigdy jeszcze niestanęła w obliczu realnego niebezpieczeństwa.Myśl!, nakazała sobie stanowczo,w końcu jesteś potężną wiedzmą.Czego mogłaby w tej chwili użyć? Szybkimkrokiem przespacerowała się wzdłuż stołu, stwierdziła, że nerwowo wyłamujepalce.W żadnym wypadku nie może pozwolić sobie na panikę.Ani kapitulację.Zamknęła oczy i na moment zobaczyła pod powiekami suchą twarz, okoloną czar-nymi włosami, bezdenne zrenice z fosforyzującymi zielonymi otoczkami, podob-nymi do pierścieni z nefrytu.Ogarnęła ją fala ogromnego żalu, ale i determinacji.Uderzyła pięścią prawej ręki w otwartą dłoń.Nie wolno jej umrzeć! Rozwiązaniepojawiło się samo, jakby wyczytała je w oczach Daimona.Było cholernie ryzy-kowne, niemal samobójcze, lecz co miała do stracenia? Skoro nie może opuścićwyspy, zniknie.Przeniesie się w inny wymiar, obszar między światami, pustko-wie, gdzie nie istnieje czas ani życie.Wielcy magowie udawali się tam, żeby me-dytować, odpoczywać od świata lub chronić się przed niebezpieczeństwami.Tobędzie prawdziwe zniknięcie, nie prymitywny czar niewidzialności.Gdyby użyłatak banalnej sztuczki, Atanael natychmiast by ją odnalazł.Zginęłaby upokorzona.Zacisnęła usta, zebrała fałdy sukni, pewnym krokiem ruszyła do pracowni.Zaklęcie niebytu należało do szczególnie trudnych i ryzykownych.Potrzebowałaabsolutnej koncentracji i czasu, a obu tych czynników rozpaczliwie brakowało.Wzięła kilka głębokich wdechów, starając się działać możliwie spokojnie.Ręka,sięgająca po niezbędne akcesoria, drżała bardzo nieznacznie.Hija zapaliła świe-ce, czarną i czerwoną kredą poczęła wyrysowywać na posadzce skomplikowanewzory.Drgnęła, gdy z dziedzińca dobiegł ją hałas otwieranych wrót, przerażonegłosy służby, tupot nóg i przeciągły krzyk jakiejś nimfy.Kreda trzymana w dło-ni ześliznęła się, misterny znak przecięła gruba linia.W tej chwili przed oczamianielicy pojawił się obraz wściekłych, wrzeszczących żołdaków demolujących jejdom.Rozbite meble, wytłuczone szyby, ciała faunów z potrzaskanymi czaszka-mi, gwałcone nimfy, gargulce z brzuchami rozprutymi mieczem, miotające sięw kłębach własnych wnętrzności.I Szafir.Piękny Szafir z dziko wyszczerzonymizębami, błękitną sierścią, zlaną krwią, jakby na boki i grzbiet ktoś narzucił muczerwoną derkę, z onyksowymi oczami pełnymi żalu i nienawiści.Na Jasność,pomyślała.Nie wolno mi ich zostawić.To moi poddani, moja służba.Ufają mi,a ja nie mam prawa ich porzucić.Musi zrobić coś, czego nikt przedtem nie ośmie-lił się uczynić.Przerzucić w niebyt i sprowadzić z powrotem całą wyspę.Kie-206dy podjęła postanowienie, odczuła dziwny, chłodny spokój.Dłonie pewnie, choćjakby bezwiednie, kreśliły znaki, umysł bez wysiłku uzyskiwał kolejne stopniekoncentracji.Rzeczywistość skurczyła się, zogniskowała wyłącznie na zaklęciu.Hija popadła w rodzaj transu, bardzo trudnego do osiągnięcia, lecz niezbędnegoprzy tak silnych czarach.Czuła skupianie się mocy.Energia przepełniała ją, roz-lewała się wokoło, podobna do niepowstrzymanej fali, krórą przywołała z morza,ale potężniejszej, po wielekroć potężniejszej [ Pobierz całość w formacie PDF ]