[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zaraz policzę.Klasa spojrzała na niego zdumiona, a on, o dziwo, liczył na palcach, jakbyusiłując przypomnieć sobie. Siedem razy, proszę pana.Brwi Nowego ściągnęły się. Czym?  zapytał ostro. No.rzemykiem. Jak? Rzemykiem? Paskiem od spodni, znaczy się.Nowy patrzył oburzony. Jak on to robił? No, zwyczajnie, ściągał ze spodni i bił. Gdzie?Joniec milczał. No, powiedz! Kiedy.wstydzę się powiedzieć, proszę pana. Rozumiem, siadaj.W klasie narastał gwar. To nieprawda!  zerwał się Batura. Jak możesz tak kłamać! Pan Gon-dera nikogo palcem nie tknął.On nawet nie krzyczy! Co chcesz ode mnie?  nastroszył się Joniec. Przecież ja nie mówię,że pan Gondera.Nowy zmarszczył brwi. Jak to, a kto? No, a któż by, wiadomo, tata.Klasa znów wybuchnęła śmiechem.Nowy patrzył na klasę zdezorientowany. U nas w szkole nie biją  powiedział obrażonym tonem Joniec. Siadaj, siadaj!  mruknął Nowy.Wyjął notes z kieszeni, znów schował, wreszcie zapytał: Mieliście teraz mieć lekcję z panem Gonderą? Tak  odpowiedzieli.Nowy spojrzał na zegarek. Pokaż no mi zeszyt do przyrody, dziewczynko  zwrócił się do Jadzki.205  Nie mam, proszę pana. Aha, nie rysujecie zwierząt? Rysujemy.w blokach. Pan Gondera często się spóznia?Klasa milczała. Przewodniczący rady klasowej!Wstała zawstydzona Zosia Szkło. Czy zawsze tak długo czekacie na pana Gonderę? Czasami. odrzekła wystraszona.Chłopcy spojrzeli na nią ze złością.Musi paplać?!Nowy chodził wielkimi krokami, jakby się nad czymś zastanawiał.Klasa śledziła go podejrzliwie.Czego on chce od Gondery? Ledwo przyszedł,każdego się czepia.Tymczasem Nowy przystanął i zapytał Jońca ni stąd, ni zowąd: Kim chciałbyś być? Marynarzem. A co wiesz o marynarzach?I Joniec musiał opowiadać. A ty?  zapytał Karlika. Inżynierem górnikiem. A co wiesz o kopalni?I znów Karlik musiał opowiadać. A ty?  zapytał Stopę. Też górnikiem.I tak męczył jeszcze paru chłopców i parę dziewczynek.A potem zaczął py-tać wszystkich po kolei, ale już nie kazał tłumaczyć dlaczego, wystarczyło mupodanie zawodu.Odpowiedzi padały szybko: Traktorzystą, szoferem, maszynistą, lotnikiem, krawcową, nauczycielką.Nowy pytał coraz bardziej gorączkowo, zapuszczał się między rzędy, wybie-rał najbardziej przyczajonych.Potem powrócił na środek klasy i zapytał głośnoi dobitnie: A kto chce zostać rolnikiem?Klasa milczała grobowo.Nowy spuścił głowę, jakby zasmucił się bardzo. Więc nikt nie chce być rolnikiem?  powtórzył z wyrzutem. Nie ko-chacie ziemi?Wtedy podniosła się jedna ręka. Jak się nazywasz? Stachurka Jan. I ty chciałbyś zostać rolnikiem. Nie.tylko ja.ja chciałbym zostać przewodniczącym spółdzielni pro-dukcyjnej.Nowy przyjrzał mu się ciekawie.206  A skąd ty wiesz o spółdzielni? Byłem z wycieczką, proszę pana. Aha  mruknął z rozczarowaniem Nowy  a przedtem nic nie wiedziałeśo spółdzielni? No, wiedziałem.Dlatego chciałem pojechać, proszę pana. A skąd wiedziałeś, powiedz no mi? No, przecież nauczyciele mówili, pan Gondera opowiadał.pan Zającz-kowski.A najwięcej pan Sądej.Bo pan Sądej walczy o spółdzielnię  dodałz powagą.Nowy przypatrywał się klasie uważnie. Pan Sądej uczy was polskiego? Nie  zdziwił się Stachurka  arytmetyki i geografii.W tym momencie Batura pomyślał, że nadarza się sposobność wyjaśnieniatajemnicy, która nurtowała od godziny klasę.Wstał i zapytał: Proszę pana, a pan jakiego przedmiotu będzie nas uczył? Ja?  zdziwił się Nowy. %7ładnego. To pan będzie tylko drużynę prowadził? Drużynę? Co wam wpadło do głowy?Chłopcy patrzyli po sobie trochę z ulgą, a trochę z niepokojem. To panu w Komitecie nic nie mówili?  wykrztusił Batura. W Komitecie? Nie.Klasa milczała zakłopotana.Wszyscy chcieli zapytać: No, to kto, za przeproszeniem, pan jest?* * *Kierownik Zajączkowski zastukał nerwowo do drzwi klasy siódmej i wywołałstamtąd Stelmacha. Nagła wizytacja, kolego  szepnął podnieconym głosem. Przyjechałwizytator z Kielc. Wizytator?  powtórzył przejęty Stelmach. Tak.Na razie jest w sklepie.Kupuje papierosy. Nie wie pan, o co mu chodzi?  nerwowo zatarł ręce Stelmach. Nie wiem jeszcze dokładnie.Boję się, czy nie o szóstą.Musiał nas ktośoczernić. No to leżymy  jęknął Stelmach. Te gałgany nic nie umieją. Spokojnie, kolego  ścisnął go za rękę kierownik. W tej chwili chodzio to, gdzie jest Gondera.Godziny zajęć, a jego nie ma.Oszaleć można. Nie widziałem go od rana, pewnie znów go czymś zajęli  uśmiechnął sięzgryzliwie Stelmach. Juki nie są jeszcze zdjęte.207  Trzeba wysłać Kropę, niech go natychmiast odnajdzie.Panie kolego, bądz-cie łaskawi przypilnować.Kierownik wypchnął Stelmacha, a sam pośpieszył do szkoły.Po drodze wstą-pił do sklepu.Wizytatora już tu nie było. Dawno wyszedł?  zapytał Kwapiszówny. O, zaraz za panem kierownikiem.Kierownik popędził z powrotem do szkoły.Drzwi do szóstej były zamknięte.Stanął i słuchał przez chwilę.Wizytator już tam był!Zrozpaczony, przez resztę godziny kręcił się nerwowo koło klasy.Słyszał ja-kieś gromadne wybuchy śmiechu, to znów coś o biciu.Kilkakrotnie wspomina-no Gonderę.Potem dolatywały go urywane słowa: spółdzielnia.konstytucja.władza ludowa.Za każdym razem pot perlił mu czoło.Patrzył na zegarek.Zbli-żał się koniec lekcji, a Gondery nie było.Wreszcie zabrzmiał dzwonek i wizytator wyszedł z klasy z zagadkowymuśmiechem na twarzy. No cóż, lekcja się skończyła, a nauczyciela Gondery nie ma  zauważyłcierpko. Co robić  uśmiechnął się słabo kierownik. My tu na placówce.Je-steśmy filarami tutejszej organizacji, orzą nami, tak.praca społeczna, wizyta-torze.Wybory, Front Narodowy, akcja skupu, kontraktacje.Wszystkich nas turozrywają.ZMP, TPPR, LP%7ł.Komisje gminne.Niektóre organa terenowenie chcą zrozumieć, że w godzinach lekcji nauczyciela od pracy odrywać nie wol-no.Postawiliśmy tę sprawę w Komitecie Gminnym.Towarzysze przyznali namsłuszność i obiecali wpłynąć na Prezydium, ale na razie.rozumiecie.Dzisiajjeszcze tak nieszczęśliwie wypadło.Wizytator pokręcił surowo głową.Zajączkowski urywanym ze zdenerwowania głosem opowiedział o trudnychwarunkach pracy, o wypadku Sądeja, o nieprzybyciu nowej siły.Tymczasem do sieni wsadził głowę Kropa i dzwonił natarczywie.Wizytator przeprosił kierownika i udał się z powrotem do klasy szóstej.Ledwo zamknęły się za nim drzwi, wpadł zziajany Gondera.Ręce miał pokle-jone i trzymał je rozcapierzone z daleka od siebie. Gdzie się pan zadekował?  syknął kierownik. Przysłali po mnie z Prezydium, żebym pokierował pracą przy dekoracjach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl