Pokrewne
- Strona Główna
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec (SCAN dal 1
- Kossakowska Maja Lidia Siewca Wiatru.WHITE
- Hornby Nick Byl sobie chlopiec
- Hornby Nick Byl sobie chlopiec (2)
- Chmielewska Joanna Zlota mucha.WHITE (3)
- Niziurski Edmund Ksiega urwisow.WHITE
- Chmielewska Joanna Wszystko czerwone.WHITE
- Lem Stanislaw Kongres futurologiczny.WHITE
- White Stephen Program (SCAN dal 743)
- R 21 07 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniusiaczek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.151Bez względu na to, czy mieszkały w dużych białych willach, czy komunal-nych czynszówkach, matki zawsze omijały mnie szerokim łukiem.Zaczęło się topierwszego dnia szkoły i trwało nieprzerwanie dalej.Kobiety w opaskach na włosy miały więcej wspólnego z kobietami w bran-soletkach na kostkach aniżeli ze mną.Kobiety, które były samotnymi matkami,miały więcej wspólnego z kobietami żyjącymi w udanym związku aniżeli ze mną.Tak się w każdym razie zachowywały.Wszystko to było oczywiście bardzo angielskie i wstrzemięzliwe, lecz nie ule-gało wątpliwości, że moja osoba budzi podejrzenia i wprawia w zakłopotanie.Wświecie pracy traktowano być może samotnego ojca z małym dzieckiem w sposóbświatły i ze zrozumieniem, lecz tutaj na pierwszej linii frontu, przy bramie szkoły,nikt nie chciał o niczym wiedzieć.Tak jakbyśmy Pat i ja przypominali o kruchościwszelkich związków.Ale tamtego dnia, kiedy nie pojawiła się Bianca i czekałem na nią wraz zPatem i Peggy, poczułem, że chodzi o coś więcej.Najwyrazniej przypominałemtym matkom o tysiącu rzeczy, które mogą pójść nie tak z facetami.Miałem wrażenie, że jestem ambasadorem wszystkich wybrakowanych męż-czyzn na świecie.Mężczyzn, którzy nigdy nie byli tam, gdzie ich potrzebowano.Mężczyzn, którzy wypięli się na swoje partnerki.Mężczyzn, którym nie możnapowierzyć małych dzieci.Cóż, niech ich wszystkie trafi szlag.Miałem dosyć tego, że traktowano mniejak wroga.Nie przeszkadzało mi to, że uważano mnie za odmieńca.Spodziewałem siętego.W gruncie rzeczy wiedziałem, że jestem odmieńcem.Ale miałem dosyćponoszenia odpowiedzialności za każdego zdefektowanego samca na tej planecie.Przeklinałem opiekunkę Peggy tę nic niewartą rozkasłaną krowę, która niepotrafiła nawet stawić się o umówionej godzinie przed szkołą, której nie chciałosię zadzwonić do nauczycielki, żeby uprzedzić nas, że jej nie będzie, cholernąBiankę z jej nowomodnym imieniem i nowomodnym przekonaniem, że ktoś innyzrobi to, co należało do jej obowiązków.Ale Peggy nie była przynajmniej jej dzieckiem.I w znacznie większym stop-niu niż jej nic niewartą opiekunkę, przeklinałem jej nic niewartych rodziców.To prawda, nie wiedziałem o nich nic z wyjątkiem faktu, że ojciec był gdzieśdaleko, a matka pracowała do pózna.Miałem jednak wrażenie, że w gruncie rze-czy wiem o nich wszystko.Tato Peggy najwyrazniej traktował swoje ojcowskie obowiązki z taką samąpowagą jak wyjazd na dwutygodniową wycieczkę na Florydę.I tak naprawdę niemiało znaczenia, czy mama Peggy była jakąś grubą szychą w City, czy też uzu-pełniała wypłacane przez państwo kieszonkowe, pracując w szarej strefie.Dobrocórki umieściła najwidoczniej na ostatnim miejscu listy swoich życiowych prio-rytetów.152Byli typowymi współczesnymi rodzicami.Niezdolnymi do opiekowania siętym dzieckiem.I jeśli istniało coś, co budziło moją żywą nienawiść, to byli toludzie, którzy wydają dziecko na świat, a potem uważają, że najtrudniejsze jestjuż za nimi.Ich też niech trafi szlag.Kiedy najgorsze już minęło, gdy tłum młodych mam zaczął się przerzedzać iwłaściwie mogłem spokojnie stać dalej przy bramie, udaliśmy się do kancelarii,gdzie poinformowałem sekretarkę, że Peggy idzie z nami do domu.Uszczęśliwieni nieoczekiwaną okazją wspólnej zabawy, Pat i Peggy popiski-wali z radości, sadowiąc się na przednim siedzeniu MGF.A ja zorientowałem się,że z trudem powstrzymuję się od płaczu, co w tym miejscu przytrafiało mi siędość często.Współczułem Peggy w równym stopniu co Patowi.Schrzaniliśmynasze życie, a rachunek za to płaciły te porzucone małe istoty.Patrzyłem, jak bawi się spokojnie na podłodze, ignorowana nawet przez Pa-ta zasłuchanego w brutalne piosenki Sally, i kiedy dzwonek lodziarza zaczął sięoddalać, poczułem w sercu grudę żalu i wstydu. Chcesz loda? zapytałem, czując się tak niezręcznie, jak nie czułem sięjeszcze nigdy w życiu, wiedząc, że jestem jej winien jakąś formę przeprosin.Przepraszam cię za upadek instytucji małżeństwa, Peggy.Przepraszam, że do-rośli są dzisiaj tacy głupi i skoncentrowani na sobie samych, że nie potrafią nawetwychować własnych dzieci.Przepraszam, że świat jest tak skopsany, że poświę-camy naszym synom i córkom tyle samo myśli, co przeciętnemu zwierzęciu wzagrodzie.Ale co powiesz na cornetto w czekoladzie?* * *Płaciłem właśnie lodziarzowi za trzy lody 99, kiedy zza rogu wyszła Cyd. Chcesz dziewięćdziesiątkędziewiątkę? zapytałem ją. Co to jest dziewięćdziesiątkadziewiątka? To takie lody wyjaśniłem. Rożki z wiórkami czekolady.Są świetne. Nie, dziękuję odparła. Zachowam siły na kolację.Co u ciebie? Wszystko w porządku powiedziałem, pochylając się do przodu i całującją w usta.Nie wysiliła się zbytnio, by odwzajemnić pocałunek. Myślałem, żejesteś w pracy. Dostałam telefon, żeby odebrać Peggy oznajmiła. Bianca nie mogłapo nią przyjść.Przepraszam cię za kłopot.Wpatrywałem się w nią przez moment, nie potrafiąc w żaden sposób powiązaćze sobą tych dwóch światów. Znasz Peggy? zapytałem.153Cyd potrząsnęła głową.Nie umiałem przyjąć tego do wiadomości, prawda? To moja córka, Harry.Staliśmy przy frontowych drzwiach do mojego domu.Cyd spojrzała na mnietymi szeroko osadzonymi brązowymi oczyma.Czekając. Peggy jest twoją córką? Miałam zamiar ci to powiedzieć stwierdziła. Słowo daję. Roze-śmiała się cicho i ten śmiech świadczył o tym, że wiedziała, iż to wcale nie jesttakie zabawne. Czekałam po prostu na odpowiedni moment.To wszystko. Odpowiedni moment? Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? Dlaczego tonie był odpowiedni moment? Wyjaśnię ci pózniej. Wyjaśnij teraz. Dobrze odparła, przymykając frontowe drzwi, żeby nie usłyszały nasdzieci.Nasze dzieci. Ponieważ nie chcę, żeby moja córka poznawała obcychmężczyzn, którzy mogą wkrótce zniknąć z mojego życia. Nie chcesz, żeby poznawała obcych mężczyzn? O czym ty opowiadasz,Cyd? Ja nie jestem obcym mężczyzną.Ona spędza w tym domu więcej czasu niżgdziekolwiek indziej.Peggy dobrze mnie zna. Zna cię jako tatę Pata.Nie zna cię jako mojego.Kim ty właściwie dlamnie jesteś, Harry? Domyślam się, że moim chłopakiem, prawda? No więc niezna cię jako mojego chłopaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.151Bez względu na to, czy mieszkały w dużych białych willach, czy komunal-nych czynszówkach, matki zawsze omijały mnie szerokim łukiem.Zaczęło się topierwszego dnia szkoły i trwało nieprzerwanie dalej.Kobiety w opaskach na włosy miały więcej wspólnego z kobietami w bran-soletkach na kostkach aniżeli ze mną.Kobiety, które były samotnymi matkami,miały więcej wspólnego z kobietami żyjącymi w udanym związku aniżeli ze mną.Tak się w każdym razie zachowywały.Wszystko to było oczywiście bardzo angielskie i wstrzemięzliwe, lecz nie ule-gało wątpliwości, że moja osoba budzi podejrzenia i wprawia w zakłopotanie.Wświecie pracy traktowano być może samotnego ojca z małym dzieckiem w sposóbświatły i ze zrozumieniem, lecz tutaj na pierwszej linii frontu, przy bramie szkoły,nikt nie chciał o niczym wiedzieć.Tak jakbyśmy Pat i ja przypominali o kruchościwszelkich związków.Ale tamtego dnia, kiedy nie pojawiła się Bianca i czekałem na nią wraz zPatem i Peggy, poczułem, że chodzi o coś więcej.Najwyrazniej przypominałemtym matkom o tysiącu rzeczy, które mogą pójść nie tak z facetami.Miałem wrażenie, że jestem ambasadorem wszystkich wybrakowanych męż-czyzn na świecie.Mężczyzn, którzy nigdy nie byli tam, gdzie ich potrzebowano.Mężczyzn, którzy wypięli się na swoje partnerki.Mężczyzn, którym nie możnapowierzyć małych dzieci.Cóż, niech ich wszystkie trafi szlag.Miałem dosyć tego, że traktowano mniejak wroga.Nie przeszkadzało mi to, że uważano mnie za odmieńca.Spodziewałem siętego.W gruncie rzeczy wiedziałem, że jestem odmieńcem.Ale miałem dosyćponoszenia odpowiedzialności za każdego zdefektowanego samca na tej planecie.Przeklinałem opiekunkę Peggy tę nic niewartą rozkasłaną krowę, która niepotrafiła nawet stawić się o umówionej godzinie przed szkołą, której nie chciałosię zadzwonić do nauczycielki, żeby uprzedzić nas, że jej nie będzie, cholernąBiankę z jej nowomodnym imieniem i nowomodnym przekonaniem, że ktoś innyzrobi to, co należało do jej obowiązków.Ale Peggy nie była przynajmniej jej dzieckiem.I w znacznie większym stop-niu niż jej nic niewartą opiekunkę, przeklinałem jej nic niewartych rodziców.To prawda, nie wiedziałem o nich nic z wyjątkiem faktu, że ojciec był gdzieśdaleko, a matka pracowała do pózna.Miałem jednak wrażenie, że w gruncie rze-czy wiem o nich wszystko.Tato Peggy najwyrazniej traktował swoje ojcowskie obowiązki z taką samąpowagą jak wyjazd na dwutygodniową wycieczkę na Florydę.I tak naprawdę niemiało znaczenia, czy mama Peggy była jakąś grubą szychą w City, czy też uzu-pełniała wypłacane przez państwo kieszonkowe, pracując w szarej strefie.Dobrocórki umieściła najwidoczniej na ostatnim miejscu listy swoich życiowych prio-rytetów.152Byli typowymi współczesnymi rodzicami.Niezdolnymi do opiekowania siętym dzieckiem.I jeśli istniało coś, co budziło moją żywą nienawiść, to byli toludzie, którzy wydają dziecko na świat, a potem uważają, że najtrudniejsze jestjuż za nimi.Ich też niech trafi szlag.Kiedy najgorsze już minęło, gdy tłum młodych mam zaczął się przerzedzać iwłaściwie mogłem spokojnie stać dalej przy bramie, udaliśmy się do kancelarii,gdzie poinformowałem sekretarkę, że Peggy idzie z nami do domu.Uszczęśliwieni nieoczekiwaną okazją wspólnej zabawy, Pat i Peggy popiski-wali z radości, sadowiąc się na przednim siedzeniu MGF.A ja zorientowałem się,że z trudem powstrzymuję się od płaczu, co w tym miejscu przytrafiało mi siędość często.Współczułem Peggy w równym stopniu co Patowi.Schrzaniliśmynasze życie, a rachunek za to płaciły te porzucone małe istoty.Patrzyłem, jak bawi się spokojnie na podłodze, ignorowana nawet przez Pa-ta zasłuchanego w brutalne piosenki Sally, i kiedy dzwonek lodziarza zaczął sięoddalać, poczułem w sercu grudę żalu i wstydu. Chcesz loda? zapytałem, czując się tak niezręcznie, jak nie czułem sięjeszcze nigdy w życiu, wiedząc, że jestem jej winien jakąś formę przeprosin.Przepraszam cię za upadek instytucji małżeństwa, Peggy.Przepraszam, że do-rośli są dzisiaj tacy głupi i skoncentrowani na sobie samych, że nie potrafią nawetwychować własnych dzieci.Przepraszam, że świat jest tak skopsany, że poświę-camy naszym synom i córkom tyle samo myśli, co przeciętnemu zwierzęciu wzagrodzie.Ale co powiesz na cornetto w czekoladzie?* * *Płaciłem właśnie lodziarzowi za trzy lody 99, kiedy zza rogu wyszła Cyd. Chcesz dziewięćdziesiątkędziewiątkę? zapytałem ją. Co to jest dziewięćdziesiątkadziewiątka? To takie lody wyjaśniłem. Rożki z wiórkami czekolady.Są świetne. Nie, dziękuję odparła. Zachowam siły na kolację.Co u ciebie? Wszystko w porządku powiedziałem, pochylając się do przodu i całującją w usta.Nie wysiliła się zbytnio, by odwzajemnić pocałunek. Myślałem, żejesteś w pracy. Dostałam telefon, żeby odebrać Peggy oznajmiła. Bianca nie mogłapo nią przyjść.Przepraszam cię za kłopot.Wpatrywałem się w nią przez moment, nie potrafiąc w żaden sposób powiązaćze sobą tych dwóch światów. Znasz Peggy? zapytałem.153Cyd potrząsnęła głową.Nie umiałem przyjąć tego do wiadomości, prawda? To moja córka, Harry.Staliśmy przy frontowych drzwiach do mojego domu.Cyd spojrzała na mnietymi szeroko osadzonymi brązowymi oczyma.Czekając. Peggy jest twoją córką? Miałam zamiar ci to powiedzieć stwierdziła. Słowo daję. Roze-śmiała się cicho i ten śmiech świadczył o tym, że wiedziała, iż to wcale nie jesttakie zabawne. Czekałam po prostu na odpowiedni moment.To wszystko. Odpowiedni moment? Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? Dlaczego tonie był odpowiedni moment? Wyjaśnię ci pózniej. Wyjaśnij teraz. Dobrze odparła, przymykając frontowe drzwi, żeby nie usłyszały nasdzieci.Nasze dzieci. Ponieważ nie chcę, żeby moja córka poznawała obcychmężczyzn, którzy mogą wkrótce zniknąć z mojego życia. Nie chcesz, żeby poznawała obcych mężczyzn? O czym ty opowiadasz,Cyd? Ja nie jestem obcym mężczyzną.Ona spędza w tym domu więcej czasu niżgdziekolwiek indziej.Peggy dobrze mnie zna. Zna cię jako tatę Pata.Nie zna cię jako mojego.Kim ty właściwie dlamnie jesteś, Harry? Domyślam się, że moim chłopakiem, prawda? No więc niezna cię jako mojego chłopaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]