Pokrewne
- Strona Główna
- Baka Józef Uwagi o mierci niechybnej i inne wiersze (2)
- Flawiusz Jozef Dawne dzieje Izraela
- Szczypka Jozef Kalendarz Polski
- Flawiusz Jozef Wojna zydowska
- Jozef Flawiusz Wojna Zydowska (2)
- Józef Piłsudski Bibuła
- bliziński józef komedie (2)
- Gloria Victis Orzeszkowa
- Chalker Jack L. Poszukiwanie
- Pullman Philip Mroczne materie 1 Zorza północna (Złoty Kompas)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fopke.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałem Chrobrego koronie blask dawnyprzywrócić.Jakże ją włożyć na skroń, na której ludzie krew niewinną widzą?Załamał ręce. Uspokój się, Książę odparł Zwinka. Co Kościół może dla uspokojenia Was i pokrze-pienia, to uczyni.Wielkie posłannictwo twoje.Obok niego wszystko małym.Lecz czystymbyć Wam potrzeba.w sumieniu.To mówiąc, powstał. Pokutujcie dokończył my się za Was modlić będziemy.Przemysław przystąpił doń i ze łzami ściskając go zaczął.95 Ojcze zawołał ratuj mnie od samego siebie! W opiekę ci się oddaję.Nieszczęśliwyjestem nad słowo wszelkie.Cichym szeptem skończyła się rozmowa, z której Zwinka wyszedł poruszony, zadumany ismutny.Wprędce następujące uroczyste wyświęcenie arcybiskupa, na które już następnego dnia doKalisza wybierać się było potrzeba, nie dało księciu w samotności dręczyć się myślami, które,gdy sam pozostał, trapiły go strasznie.Z wielkim i wspaniałym dworem towarzyszył Zwincedo Kalisza, gdzie znalezli już oczekujących na nich biskupów.Nie wszyscy może oni, równie z księdzem Janem poznańskim radzi byli wyborowi wodzanowego.Doszła już do nich wiadomość o nim, znano go z energii i rozumu.Miał to być wódzi głowa nie z imienia tylko, ale rzeczą samą, nie dający się powodować nikomu.Z pewnąobawą spoglądano na tę postać rycerską, poważną, która wyrażała obawę, zdając się jakby zmiedzi wykutą.Gdy wyświęcony arcybiskup, któremu Przemysław ofiarował drogocenny pierścień, razpierwszy od ołtarza stanął błogosławić ludowi zebranemu, w tym, przeobrażonym łaską arcy-kapłanie, ujrzeli wszyscy i poczuli wodza, który potęgę swą znał i siłę. Ten mówili cicho duchowni nie ulęknie się nikogo.Na zamku kaliskim, w którym Przemysław duchowieństwo przyjmował, kasztelanem byłpostawiony od niedawna, Sędziwój, syn dawnego wojewody poznańskiego Jana, mąż, któryna dworze Przemysława i z nim prawie zrósł razem, zdolny, śmiały, lecz opryskliwy i dumny.Mimo tego stanowiska, jakie zajmował, mówili ludzie, iż upokorzonym się czuł, było mu goza mało i przeciw księciu niechęć żywił.Sądził pewnie, iż po ojcu swym województwo po-znańskie wezmie w spadku.Przed przybyciem księcia i duchowieństwa na dni parę, Sędziwój, nie bardzo rad zapowie-dzianemu zjazdowi, przy którym on, co tu panował, podrzędne miał stanowisko, rozporządzałwłaśnie gotując się na umieszczenie gości, gdy do wrót postrzegł idącego ku sobie pieszodobrze znanego Zarębę.Wiedział dobrze, co go spotkało i że on jezdził po swoich, podburzając tajemnie powino-watych i Nałęczów przeciwko księciu.Za młodu Zaręba z Sędziwojem byli w zażyłości wiel-kiej.Oba charakterów podobnych, tym się tylko różnili może od siebie, iż Zaręba nie krył sięnigdy z tym, co myślał i wybuchał otwarcie, a kasztelan skrytym był i umiał się za takiegopodać, jakim mu być było potrzeba.Z dawnych czasów wiedział to Zaręba, iż Sędziwój ząb miał do księcia, choć płaszczył sięprzed nim dla łaski.Tymi pokłony i pochlebstwy doszedł do tego, że mu kaliski zamek zda-no.Tego mu było za mało.Wojewodą w Poznaniu i u boku księcia chciał być, aby nim za-władnąć, a to mu się nie powiodło.Przy pozorze rubasznym, Sędziwój skryty był i zręczny, a całkiem się nigdy nie zwierzałnikomu.Zdziwiło go, iż wywołany92 Zaręba, jawny wróg księcia, śmiał mu się tu stawić wchwili, gdy właśnie gotował się na przyjęcie jego.Nie na rękę mu to było, sądził wszakże, iżmoże ukorzony i żałujący porywczości swej, chce przez niego prosić o przebaczenie.Zaręba śmiałym krokiem zbliżał się ku niemu, z dawną poufałością, dziś już niewłaściwą,bo jeden był teraz u góry, a drugi spadł nisko. Nie zaprzecie się mnie przecie w niewoli mej? odezwał się przybywający. Dziwić się muszę odparł Sędziwój iż macie odwagę mnie, urzędnika z książęcegoramienia i sługę jego, do dawnej wyżywać przyjazni.Głoszą cię wszyscy wrogiem naszegopana.92Wywołany tzn.ogłoszony przestępcą i ścigany96 I jestem nim rzekł głośno Zaręba. Wy, panie kasztelanie dodał kładnąc przycisk natytule nie bądzcie zbyt dumni z łaski, jaką macie u pana! Co mnie spotkało wczoraj, wamsię jutro może przygodzić.Potem i taki wywołaniec jak ja zda się. Dość tego w podwórzu zamruczał Sędziwój. Szczęście, że was tu nikt nie zna,chodzcie do izby za mną. Ano, nie uwięzicie mnie przecie! rozśmiał się śmiały Michno. Póki nie muszę, nie zrobię tego rzekł kasztelan.Szli do zabudowania oba jakoś nieochoczo.Kasztelan na zamku zajmował izby przednie po księciu Bolesławie, ale właśnie z nich dlaksięcia i gości ustępować musiał.Powiódł więc Zarębę do komory, w której nieład panował,bo do niej zrzucono ruchomości jego własne, nie mając ich czasu ustawić.Spojrzawszy naZarębę, który opalił się srodze, schudł i twarz miał pofałdowaną namiętnością, jaka w nimwrzała, Sędziwój uśmiechnął się litościwie. Cóż spytał. Nie sprzykrzyło ci się jeszcze, jak lisowi przez psy gnanemu, wymykać?Chcesz przebłagać pana? Kto? Ja? Przebłagać? Jego?! wybuchnął Zaręba. Ja? Toś zgadł! Tak ci ty go kochaszi znasz jako i ja, choć niby on łaskaw na cię, a ty na niego.Starzyśmy towarzysze, nie kłam-myż przed sobą, bo to na nic.Ja nie myślę kryć, co w głowie mam, a do ciebie nie przychodzęprosić o wstawiennictwo, ale cię buntować. Toś bardzo zle padł odrzekł zimno kasztelan. Jam nie dla was. A któż to wie? poufale się rozsiadając, ciągnął Zaręba dalej. Pogadajmy no, po sta-remu.Sędziwój ciekawy być musiał, nie zamknął mu ust, czekał. Książę ciebie nie bardzo lubi mówi Michno to wszystkim wiadoma rzecz i tobie.Dałci, zbywając się, kasztelanią dla pamięci ojca twego i żeś mu się nisko kłaniał.O wojewódz-twie ci się śni, ale nadaremnie.Ty go nie dostaniesz.Zresztą, co tu wodę warzyć? Przemy-sław wasz na swym księstwie się nie ostoi.Ziemianie go wyżeną.Zbójcą jest żony własnej,wszetecznikiem, a tyranem chce być nad nami.Brandeburgi na niego zęby ostrzą, Zlązacy gonie cierpią i zabierą, co ma, Pomorza nie doczeka.Zni mu się korona, będzie ją miał w piekleu Lucypera! Milczże! ponuro przerwał Sędziwój. Dlaczego mam milczeć? odparł Zaręba. Słuchaj czy nie, ja mówić muszę.Gdybyśrozum miał, a mnie posłuchał, wyżej byś poszedł, niż jesteś.Kasztelan przerwał znowu niecierpliwie: Bzdurstwa pleciesz! Sądz, jak chcesz! Ja jadę z Wrocławia od księcia Henryka.Kazano mi cię wymacać!Przelękły i zdziwiony Sędziwój się rzucił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Chciałem Chrobrego koronie blask dawnyprzywrócić.Jakże ją włożyć na skroń, na której ludzie krew niewinną widzą?Załamał ręce. Uspokój się, Książę odparł Zwinka. Co Kościół może dla uspokojenia Was i pokrze-pienia, to uczyni.Wielkie posłannictwo twoje.Obok niego wszystko małym.Lecz czystymbyć Wam potrzeba.w sumieniu.To mówiąc, powstał. Pokutujcie dokończył my się za Was modlić będziemy.Przemysław przystąpił doń i ze łzami ściskając go zaczął.95 Ojcze zawołał ratuj mnie od samego siebie! W opiekę ci się oddaję.Nieszczęśliwyjestem nad słowo wszelkie.Cichym szeptem skończyła się rozmowa, z której Zwinka wyszedł poruszony, zadumany ismutny.Wprędce następujące uroczyste wyświęcenie arcybiskupa, na które już następnego dnia doKalisza wybierać się było potrzeba, nie dało księciu w samotności dręczyć się myślami, które,gdy sam pozostał, trapiły go strasznie.Z wielkim i wspaniałym dworem towarzyszył Zwincedo Kalisza, gdzie znalezli już oczekujących na nich biskupów.Nie wszyscy może oni, równie z księdzem Janem poznańskim radzi byli wyborowi wodzanowego.Doszła już do nich wiadomość o nim, znano go z energii i rozumu.Miał to być wódzi głowa nie z imienia tylko, ale rzeczą samą, nie dający się powodować nikomu.Z pewnąobawą spoglądano na tę postać rycerską, poważną, która wyrażała obawę, zdając się jakby zmiedzi wykutą.Gdy wyświęcony arcybiskup, któremu Przemysław ofiarował drogocenny pierścień, razpierwszy od ołtarza stanął błogosławić ludowi zebranemu, w tym, przeobrażonym łaską arcy-kapłanie, ujrzeli wszyscy i poczuli wodza, który potęgę swą znał i siłę. Ten mówili cicho duchowni nie ulęknie się nikogo.Na zamku kaliskim, w którym Przemysław duchowieństwo przyjmował, kasztelanem byłpostawiony od niedawna, Sędziwój, syn dawnego wojewody poznańskiego Jana, mąż, któryna dworze Przemysława i z nim prawie zrósł razem, zdolny, śmiały, lecz opryskliwy i dumny.Mimo tego stanowiska, jakie zajmował, mówili ludzie, iż upokorzonym się czuł, było mu goza mało i przeciw księciu niechęć żywił.Sądził pewnie, iż po ojcu swym województwo po-znańskie wezmie w spadku.Przed przybyciem księcia i duchowieństwa na dni parę, Sędziwój, nie bardzo rad zapowie-dzianemu zjazdowi, przy którym on, co tu panował, podrzędne miał stanowisko, rozporządzałwłaśnie gotując się na umieszczenie gości, gdy do wrót postrzegł idącego ku sobie pieszodobrze znanego Zarębę.Wiedział dobrze, co go spotkało i że on jezdził po swoich, podburzając tajemnie powino-watych i Nałęczów przeciwko księciu.Za młodu Zaręba z Sędziwojem byli w zażyłości wiel-kiej.Oba charakterów podobnych, tym się tylko różnili może od siebie, iż Zaręba nie krył sięnigdy z tym, co myślał i wybuchał otwarcie, a kasztelan skrytym był i umiał się za takiegopodać, jakim mu być było potrzeba.Z dawnych czasów wiedział to Zaręba, iż Sędziwój ząb miał do księcia, choć płaszczył sięprzed nim dla łaski.Tymi pokłony i pochlebstwy doszedł do tego, że mu kaliski zamek zda-no.Tego mu było za mało.Wojewodą w Poznaniu i u boku księcia chciał być, aby nim za-władnąć, a to mu się nie powiodło.Przy pozorze rubasznym, Sędziwój skryty był i zręczny, a całkiem się nigdy nie zwierzałnikomu.Zdziwiło go, iż wywołany92 Zaręba, jawny wróg księcia, śmiał mu się tu stawić wchwili, gdy właśnie gotował się na przyjęcie jego.Nie na rękę mu to było, sądził wszakże, iżmoże ukorzony i żałujący porywczości swej, chce przez niego prosić o przebaczenie.Zaręba śmiałym krokiem zbliżał się ku niemu, z dawną poufałością, dziś już niewłaściwą,bo jeden był teraz u góry, a drugi spadł nisko. Nie zaprzecie się mnie przecie w niewoli mej? odezwał się przybywający. Dziwić się muszę odparł Sędziwój iż macie odwagę mnie, urzędnika z książęcegoramienia i sługę jego, do dawnej wyżywać przyjazni.Głoszą cię wszyscy wrogiem naszegopana.92Wywołany tzn.ogłoszony przestępcą i ścigany96 I jestem nim rzekł głośno Zaręba. Wy, panie kasztelanie dodał kładnąc przycisk natytule nie bądzcie zbyt dumni z łaski, jaką macie u pana! Co mnie spotkało wczoraj, wamsię jutro może przygodzić.Potem i taki wywołaniec jak ja zda się. Dość tego w podwórzu zamruczał Sędziwój. Szczęście, że was tu nikt nie zna,chodzcie do izby za mną. Ano, nie uwięzicie mnie przecie! rozśmiał się śmiały Michno. Póki nie muszę, nie zrobię tego rzekł kasztelan.Szli do zabudowania oba jakoś nieochoczo.Kasztelan na zamku zajmował izby przednie po księciu Bolesławie, ale właśnie z nich dlaksięcia i gości ustępować musiał.Powiódł więc Zarębę do komory, w której nieład panował,bo do niej zrzucono ruchomości jego własne, nie mając ich czasu ustawić.Spojrzawszy naZarębę, który opalił się srodze, schudł i twarz miał pofałdowaną namiętnością, jaka w nimwrzała, Sędziwój uśmiechnął się litościwie. Cóż spytał. Nie sprzykrzyło ci się jeszcze, jak lisowi przez psy gnanemu, wymykać?Chcesz przebłagać pana? Kto? Ja? Przebłagać? Jego?! wybuchnął Zaręba. Ja? Toś zgadł! Tak ci ty go kochaszi znasz jako i ja, choć niby on łaskaw na cię, a ty na niego.Starzyśmy towarzysze, nie kłam-myż przed sobą, bo to na nic.Ja nie myślę kryć, co w głowie mam, a do ciebie nie przychodzęprosić o wstawiennictwo, ale cię buntować. Toś bardzo zle padł odrzekł zimno kasztelan. Jam nie dla was. A któż to wie? poufale się rozsiadając, ciągnął Zaręba dalej. Pogadajmy no, po sta-remu.Sędziwój ciekawy być musiał, nie zamknął mu ust, czekał. Książę ciebie nie bardzo lubi mówi Michno to wszystkim wiadoma rzecz i tobie.Dałci, zbywając się, kasztelanią dla pamięci ojca twego i żeś mu się nisko kłaniał.O wojewódz-twie ci się śni, ale nadaremnie.Ty go nie dostaniesz.Zresztą, co tu wodę warzyć? Przemy-sław wasz na swym księstwie się nie ostoi.Ziemianie go wyżeną.Zbójcą jest żony własnej,wszetecznikiem, a tyranem chce być nad nami.Brandeburgi na niego zęby ostrzą, Zlązacy gonie cierpią i zabierą, co ma, Pomorza nie doczeka.Zni mu się korona, będzie ją miał w piekleu Lucypera! Milczże! ponuro przerwał Sędziwój. Dlaczego mam milczeć? odparł Zaręba. Słuchaj czy nie, ja mówić muszę.Gdybyśrozum miał, a mnie posłuchał, wyżej byś poszedł, niż jesteś.Kasztelan przerwał znowu niecierpliwie: Bzdurstwa pleciesz! Sądz, jak chcesz! Ja jadę z Wrocławia od księcia Henryka.Kazano mi cię wymacać!Przelękły i zdziwiony Sędziwój się rzucił [ Pobierz całość w formacie PDF ]