Pokrewne
- Strona Główna
- Briggs Patricia Mercedes Thompson 08 Niespokojna Noc
- Huelle Pawel Mercedes Benz (2)
- Huelle Pawel Mercedes Benz
- Feist Raymond E Mistrz magii (SCAN dal 735)
- Pierce Tamora Krag Magii [Tam Ksiega Daji
- Feist Raymond E Adept magii (SCAN dal 734)
- Lackey Mercrdes Przesilenie
- Brust Steven Jhereg
- Andreas Eschbach Time Out
- Gabriela Zapolska KaÂśka Kariatyda
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniusiaczek.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lores odwrócił się od rumowiska, przyciskając ramiona do piersi, i powoli przestawał się trząść.Jego wzrok padł znów na Tashira i sam widok chłopca zdał się rozniecić na nowo jego gniew.- Co w tym szalonego? - zapytał.- Dar przenoszenia może siać spustoszenie, a nawet zabijać.Wiem to lepiej niż ty.To przecież mój dar.- To także jeden z moich darów, ty przeklęty głupcze! - warknął Vanyel.- I pewnego razu niemal straciłem nad nim panowanie, bo mój dar wybuchł niespodziewanie i cierpiałem męki, które nawet silnego mężczyznę mogłyby doprowadzić do szaleństwa.Ale tutaj nie stało się nic podobnego! Ten chłopak nigdy nie przejawiał aż takiej mocy! I w dodatku wcale nie był kształcony, tak? To niemożliwe!- Skąd mamy wiedzieć, że nikt go nie uczył? - W oczach Loresa iskrzyły się błękitne refleksy z magicznego światełka nad głową Vanyela.- Tylko on został przy życiu! To on musiał to zrobić!Vanyel miał na to tuzin gotowych ripost na końcu języka, lecz żadna z nich nie wydała mu się dość mądra.Ty idioto, ciekawe, jak to możliwe, że z ciebie taki ekspert w kwestii darów i magii? A czy szukałeś kogoś, kto mógł się ukryć do czasu, aż ty znajdziesz Tashira i w swojej głupocie rozprawisz się z nim? Albo czy zidentyfikowałeś, lub przynajmniej policzyłeś wszystkie ciała, tak żeby ich liczba zgadzała się z liczbą osób, o których wiadomo było, że przebywają w pałacu?Zacisnął zęby, aby tylko żadne z tych pytań nie wyrwało się z jego ust.Było rzeczą oczywistą, że Lores pokpił sprawę, a ruganie go i tak nie mogłoby odwrócić skutków jego nieudolności.- Sami nie mogliśmy w to uwierzyć, na początku - niechętnie przyznał Lores.- Myśleliśmy, że musiał to być.och, jakiś stwór z dzikich ostępów Pelagris, albo nawet coś, co zmajstrowali sami Mavelanowie.Naprawdę nie mieliśmy pojęcia, co to mogło być, a kiedy usiłowaliśmy pytać o cokolwiek Tashira, ten nie chciał odpowiadać.Z początku był.jakby zamroczony.A potem zwyczajnie odmawiał mówienia czegokolwiek, z wyjątkiem tego, że nic nie pamięta.- Lores potrząsnął głową.-Nie pamięta? Jakże on może nie pamiętać czegoś, co uczyniło coś takiego? Chyba że kłamał albo zrobił to wszystko w napadzie złości, a potem wymazał z pamięci.- Lores jeszcze bardziej przycisnął do piersi swe splecione ramiona, jak gdyby usiłował w ten sposób zapewnić sobie bezpieczeństwo.- Co mogliśmy zrobić? Straż była struchlała ze strachu, nikt nie chciał brać czegoś takiego na swoje barki.W końcu wrzuciliśmy chłopaka do wartowni, tam przy głównej bramie, bo mieszczanie nie chcieli go w swym więzieniu i nikt nie chciał schodzić do cel w podziemiach pałacu.Pchnęliśmy posłańca, który ma sprowadzić Verdika, bo to przecież on siał największy ferment w sprawie chłopca.Verdik jest co prawda Mavelanem, ale i tak nie ma szans, żeby przemówić chłopakowi do rozumu.Będzie musiał się nim zająć, a jest magiem.Uznaliśmy, że lepiej będzie, jeśli magiem zajmie się inny mag.Szczególnie mordercą.- Morderstwa mu nie udowodniono.Lores przeszył Vanyela piorunującym spojrzeniem.Ten z uporem powtórzył swe słowa:- Morderstwa mu nie udowodniono.Nic nie udowodniono.I co więcej, chciałbym wiedzieć, jak, u diabła, herold mógł napaść na Towarzysza.Lores zaczął się przechadzać, cztery kroki od Vanyela, cztery z powrotem.- Wepchnęliśmy go tam, pozbieraliśmy ciała.to, co z nich zostało.Wszystko się uspokoiło.I wtem, zaledwie jedną miarkę świecy temu, pojawił się ten demon.- Towarzysz.Lores odwrócił się, aby znów ugodzić go swym ostrym spojrzeniem, lecz wyraz oczu Vanyela przeląkł go.- Pojawił się Towarzysz i zaczął forsować drzwi.Straż zawiadomiła mnie o tym, a ja posłałem po posiłki.Myślałem, że to demon.Pomoc dotarła tu mniej więcej wtedy, gdy de.Towarzysz stratował drzwi i zaczął uciekać razem z chłopcem.W wartowni był ten bat, więc wziąłem go.myślałem sobie: demon, nie demon, ma ciało konia.- Wzruszył ramionami.-Dalszy ciąg znasz.- Nie przesłuchałeś go nawet pod zaklęciem Prawdy? - warknął Vanyel, tracąc cierpliwość do bezmyślności i zatwardziałej głupoty tego człowieka.Lores zdał się zbity z tropu.- Pod zaklęciem Prawdy? Dlaczego? Co to ma ze mną wspólnego?- O Bogini Wcielona! Każdy herold zna zaklęcie Prawdy pierwszego stopnia! Czy twój mentor nigdy.- Vanyel przerwał na widok ogłupiałej twarzy Loresa.- Twój mentor nigdy ci nie mówił?Lores potrząsnął głową.- Bogowie! - Vanyel podszedł do chłopca, który nadal siedział bezwładnie z głową obwisłą między kolanami.- Tashirze? - powiedział łagodnie, klękając obok niego.Gdy młodzieniec uniósł głowę, Vanyel zebrał się w sobie, jednakże widok oczu chłopca, jego twarz.i ten błędny, zagubiony i błagalny wzrok chwyciły go za serce.- Tashirze, pamiętasz coś z wydarzeń ostatniej nocy? Cokolwiek?Oczy Tashira wciąż jeszcze przesłaniała mgła, chłopiec tępo potrząsnął głową.Vanyel szarpnął nim delikatnie.- Zastanów się.Kolacja.Pamiętasz, jak ojciec wezwał cię do siebie podczas kolacji?- Ja.- Chłopiec miał głos niski, niemal identyczny z barytonem Vanyela.- Chyba tak.Tak.Chciał.abym dokądś pojechał.- Dokąd, Tashirze? - dopytywał się Vanyel.- Ja.nie pamiętam.- Pamiętasz, żeście się kłócili?Niezdecydowane skinienie głową.Pod oczami Tashira zaczaiły się cienie, które nie miały nic wspólnego ze sposobem, w jaki światło padało na jego twarz.- Nie chciałem jechać.Chciał mnie gdzieś posłać.Nie pamiętam dokąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Lores odwrócił się od rumowiska, przyciskając ramiona do piersi, i powoli przestawał się trząść.Jego wzrok padł znów na Tashira i sam widok chłopca zdał się rozniecić na nowo jego gniew.- Co w tym szalonego? - zapytał.- Dar przenoszenia może siać spustoszenie, a nawet zabijać.Wiem to lepiej niż ty.To przecież mój dar.- To także jeden z moich darów, ty przeklęty głupcze! - warknął Vanyel.- I pewnego razu niemal straciłem nad nim panowanie, bo mój dar wybuchł niespodziewanie i cierpiałem męki, które nawet silnego mężczyznę mogłyby doprowadzić do szaleństwa.Ale tutaj nie stało się nic podobnego! Ten chłopak nigdy nie przejawiał aż takiej mocy! I w dodatku wcale nie był kształcony, tak? To niemożliwe!- Skąd mamy wiedzieć, że nikt go nie uczył? - W oczach Loresa iskrzyły się błękitne refleksy z magicznego światełka nad głową Vanyela.- Tylko on został przy życiu! To on musiał to zrobić!Vanyel miał na to tuzin gotowych ripost na końcu języka, lecz żadna z nich nie wydała mu się dość mądra.Ty idioto, ciekawe, jak to możliwe, że z ciebie taki ekspert w kwestii darów i magii? A czy szukałeś kogoś, kto mógł się ukryć do czasu, aż ty znajdziesz Tashira i w swojej głupocie rozprawisz się z nim? Albo czy zidentyfikowałeś, lub przynajmniej policzyłeś wszystkie ciała, tak żeby ich liczba zgadzała się z liczbą osób, o których wiadomo było, że przebywają w pałacu?Zacisnął zęby, aby tylko żadne z tych pytań nie wyrwało się z jego ust.Było rzeczą oczywistą, że Lores pokpił sprawę, a ruganie go i tak nie mogłoby odwrócić skutków jego nieudolności.- Sami nie mogliśmy w to uwierzyć, na początku - niechętnie przyznał Lores.- Myśleliśmy, że musiał to być.och, jakiś stwór z dzikich ostępów Pelagris, albo nawet coś, co zmajstrowali sami Mavelanowie.Naprawdę nie mieliśmy pojęcia, co to mogło być, a kiedy usiłowaliśmy pytać o cokolwiek Tashira, ten nie chciał odpowiadać.Z początku był.jakby zamroczony.A potem zwyczajnie odmawiał mówienia czegokolwiek, z wyjątkiem tego, że nic nie pamięta.- Lores potrząsnął głową.-Nie pamięta? Jakże on może nie pamiętać czegoś, co uczyniło coś takiego? Chyba że kłamał albo zrobił to wszystko w napadzie złości, a potem wymazał z pamięci.- Lores jeszcze bardziej przycisnął do piersi swe splecione ramiona, jak gdyby usiłował w ten sposób zapewnić sobie bezpieczeństwo.- Co mogliśmy zrobić? Straż była struchlała ze strachu, nikt nie chciał brać czegoś takiego na swoje barki.W końcu wrzuciliśmy chłopaka do wartowni, tam przy głównej bramie, bo mieszczanie nie chcieli go w swym więzieniu i nikt nie chciał schodzić do cel w podziemiach pałacu.Pchnęliśmy posłańca, który ma sprowadzić Verdika, bo to przecież on siał największy ferment w sprawie chłopca.Verdik jest co prawda Mavelanem, ale i tak nie ma szans, żeby przemówić chłopakowi do rozumu.Będzie musiał się nim zająć, a jest magiem.Uznaliśmy, że lepiej będzie, jeśli magiem zajmie się inny mag.Szczególnie mordercą.- Morderstwa mu nie udowodniono.Lores przeszył Vanyela piorunującym spojrzeniem.Ten z uporem powtórzył swe słowa:- Morderstwa mu nie udowodniono.Nic nie udowodniono.I co więcej, chciałbym wiedzieć, jak, u diabła, herold mógł napaść na Towarzysza.Lores zaczął się przechadzać, cztery kroki od Vanyela, cztery z powrotem.- Wepchnęliśmy go tam, pozbieraliśmy ciała.to, co z nich zostało.Wszystko się uspokoiło.I wtem, zaledwie jedną miarkę świecy temu, pojawił się ten demon.- Towarzysz.Lores odwrócił się, aby znów ugodzić go swym ostrym spojrzeniem, lecz wyraz oczu Vanyela przeląkł go.- Pojawił się Towarzysz i zaczął forsować drzwi.Straż zawiadomiła mnie o tym, a ja posłałem po posiłki.Myślałem, że to demon.Pomoc dotarła tu mniej więcej wtedy, gdy de.Towarzysz stratował drzwi i zaczął uciekać razem z chłopcem.W wartowni był ten bat, więc wziąłem go.myślałem sobie: demon, nie demon, ma ciało konia.- Wzruszył ramionami.-Dalszy ciąg znasz.- Nie przesłuchałeś go nawet pod zaklęciem Prawdy? - warknął Vanyel, tracąc cierpliwość do bezmyślności i zatwardziałej głupoty tego człowieka.Lores zdał się zbity z tropu.- Pod zaklęciem Prawdy? Dlaczego? Co to ma ze mną wspólnego?- O Bogini Wcielona! Każdy herold zna zaklęcie Prawdy pierwszego stopnia! Czy twój mentor nigdy.- Vanyel przerwał na widok ogłupiałej twarzy Loresa.- Twój mentor nigdy ci nie mówił?Lores potrząsnął głową.- Bogowie! - Vanyel podszedł do chłopca, który nadal siedział bezwładnie z głową obwisłą między kolanami.- Tashirze? - powiedział łagodnie, klękając obok niego.Gdy młodzieniec uniósł głowę, Vanyel zebrał się w sobie, jednakże widok oczu chłopca, jego twarz.i ten błędny, zagubiony i błagalny wzrok chwyciły go za serce.- Tashirze, pamiętasz coś z wydarzeń ostatniej nocy? Cokolwiek?Oczy Tashira wciąż jeszcze przesłaniała mgła, chłopiec tępo potrząsnął głową.Vanyel szarpnął nim delikatnie.- Zastanów się.Kolacja.Pamiętasz, jak ojciec wezwał cię do siebie podczas kolacji?- Ja.- Chłopiec miał głos niski, niemal identyczny z barytonem Vanyela.- Chyba tak.Tak.Chciał.abym dokądś pojechał.- Dokąd, Tashirze? - dopytywał się Vanyel.- Ja.nie pamiętam.- Pamiętasz, żeście się kłócili?Niezdecydowane skinienie głową.Pod oczami Tashira zaczaiły się cienie, które nie miały nic wspólnego ze sposobem, w jaki światło padało na jego twarz.- Nie chciałem jechać.Chciał mnie gdzieś posłać.Nie pamiętam dokąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]