Pokrewne
- Strona Główna
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Chattam Maxime Otchłań zła 01 Otchłań zła
- Krotoschin Henry Huna (2)
- Rice Anne Wywiad z wampirem
- Frank Herbert Dune 6 Chapterhouse Dune
- IGRZYSKA ÂŚMIERCI 02 W pierÂścieniu ognia
- 1 Juliusz Cezar
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zsz5.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może Alex domyśla się, że jestem przerażona, bo nachylasię w moją stronę i przez chwilę szuka palcami mojego ucha.Uderza ustami o moją szyję, ociera się lekko o policzek comimo lęku przyprawia mnie o przyjemny dreszcz a potemmuska nimi płatek ucha. Wszystko będzie dobrze szepcze i robi mi się nieco Wszystko będzie dobrze szepcze i robi mi się niecolepiej.Nic złego się nie stanie, kiedy jestem z nim.Po chwili ruszamy dalej.Przemykamy szybko i cicho oddrzewa do drzewa, przy każdym przystajemy, a Alex nasłuchuje,czy nic się nie zmieniło, czy nie słychać krzyków albo kroków.Im bliżej granicy, tym drzewa stają się rzadsze, a chwile gdybiegniemy bez żadnej osłony dłuższe.Tuż przy granicy wszelkaroślinność zanika zupełnie, a więc trzeba będzie biec po otwartejprzestrzeni.Odległość między ostatnim krzakiem a ogrodzeniemto zaledwie kilkanaście metrów, ale dla mnie równie dobrzemogłoby to być morze ognia.Za pozostałościami drogi, która istniała, zanim Portlandotoczono granicą, znajduje się samo ogrodzenie, srebrzące się wświetle księżyca niczym ogromna pajęczyna.Miejsce, na któremożna się nadziać, zostać złapanym i zjedzonym.Alexpowiedział mi wcześniej, żeby się nie spieszyć, żeby sięskoncentrować, kiedy będę przechodzić przez drut kolczasty,ale nie potrafię odgonić wizji siebie nadzianej na te ostre,wystające kolce.I nagle opuszczamy to nędzne schronienie, jakiego udzielająnam drzewa, i ruszamy biegiem po żwirze i gruzach pozostałychpo starej drodze.Alex z przodu, zgięty niemal wpół, ja równieżmaksymalnie pochylona, ale wcale nie czuję się przez to mniejwidoczna.Strach krzyczy, uderza we mnie nagle ze wszystkichstron naraz.Nigdy nie zaznałam czegoś podobnego.Nie wiem,czy to wiatr się w tej chwili zerwał, czy to po prostu przerażenie,ale czuję, jak całe moje ciało lodowacieje.Ciemność zdaje się ożywać, wypełniają ją ruchome cienie iCiemność zdaje się ożywać, wypełniają ją ruchome cienie izłośliwe, niewyrazne kształty, gotowe w każdej chwili zmienić sięw strażnika, i nagle w wyobrazni słyszę, jak tę ciszę przerywająkrzyki, jęki, megafony, świst kul.Wyobrażam sobie rosnący ból,jasne światła.Zwiat zdaje się przekształcać w seriechaotycznych obrazów: jasny biały krąg otaczający budkęstrażniczą numer dwadzieścia jeden coraz bardziej się rozszerza,jest jak wygłodniała bestia gotowa nas pochłonąć; w środkustrażnik, zwieszona głowa, otwarte usta, śpi; Alex odwraca siędo mnie, uśmiecha czy to możliwe, żeby się uśmiechał? akamienie tańczą pod jego stopami.Wszystko wydaje sięoddalone, a przy tym nierealne i niematerialne niczym cienierzucane przez ogień.Nawet ja sama nie czuję się realna, nieczuję, jak się poruszam czy oddycham, choć pewnie robię to ito.I wtedy tuż przed nami wyrasta ogrodzenie.Alexwyskakuje w górę i na chwilę zawisa w powietrzu.Chcękrzyknąć: Stój! Stój! , wyobrażam sobie trzask i skwierczenie,gdy jego ciało styka się z pięćdziesięcioma tysiącami woltów, alewtedy Alex ląduje na siatce, która kołysze się w ciszy: zimna imartwa, tak jak mówił.Powinnam się wspiąć zaraz za nim, ale nie mogę.Nie odrazu.Ogarnia mnie zdumienie powoli wypierające strach.Granica przerażała mnie od samego dzieciństwa.Nigdy niepodeszłam do niej bliżej niż na kilka kroków.Ostrzegano nasprzed tym, wpojono nam to.Mówiono nam, że się usmażymy.Mówiono, że nasze serca natychmiast przestaną bić, że zginiemyMówiono, że nasze serca natychmiast przestaną bić, że zginiemyna miejscu.A teraz wyciągam rękę i wkładam palce międzymetalową siatkę, przeciągam po niej dłonią.Martwa, zimna inieszkodliwa, taka sama jak ogrodzenie placów zabaw iszkolnych boisk.I w tej chwili dociera do mnie, jak głębokie izłożone są kłamstwa, którymi się nas karmi, że biegną one przezPortland niczym sieć kanałów, wciskając się wszędzie,napełniając miasto smrodem: całe miasto jest oplecione sieciąkłamstw.Alex wspina się szybko, jest już w połowie drogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Może Alex domyśla się, że jestem przerażona, bo nachylasię w moją stronę i przez chwilę szuka palcami mojego ucha.Uderza ustami o moją szyję, ociera się lekko o policzek comimo lęku przyprawia mnie o przyjemny dreszcz a potemmuska nimi płatek ucha. Wszystko będzie dobrze szepcze i robi mi się nieco Wszystko będzie dobrze szepcze i robi mi się niecolepiej.Nic złego się nie stanie, kiedy jestem z nim.Po chwili ruszamy dalej.Przemykamy szybko i cicho oddrzewa do drzewa, przy każdym przystajemy, a Alex nasłuchuje,czy nic się nie zmieniło, czy nie słychać krzyków albo kroków.Im bliżej granicy, tym drzewa stają się rzadsze, a chwile gdybiegniemy bez żadnej osłony dłuższe.Tuż przy granicy wszelkaroślinność zanika zupełnie, a więc trzeba będzie biec po otwartejprzestrzeni.Odległość między ostatnim krzakiem a ogrodzeniemto zaledwie kilkanaście metrów, ale dla mnie równie dobrzemogłoby to być morze ognia.Za pozostałościami drogi, która istniała, zanim Portlandotoczono granicą, znajduje się samo ogrodzenie, srebrzące się wświetle księżyca niczym ogromna pajęczyna.Miejsce, na któremożna się nadziać, zostać złapanym i zjedzonym.Alexpowiedział mi wcześniej, żeby się nie spieszyć, żeby sięskoncentrować, kiedy będę przechodzić przez drut kolczasty,ale nie potrafię odgonić wizji siebie nadzianej na te ostre,wystające kolce.I nagle opuszczamy to nędzne schronienie, jakiego udzielająnam drzewa, i ruszamy biegiem po żwirze i gruzach pozostałychpo starej drodze.Alex z przodu, zgięty niemal wpół, ja równieżmaksymalnie pochylona, ale wcale nie czuję się przez to mniejwidoczna.Strach krzyczy, uderza we mnie nagle ze wszystkichstron naraz.Nigdy nie zaznałam czegoś podobnego.Nie wiem,czy to wiatr się w tej chwili zerwał, czy to po prostu przerażenie,ale czuję, jak całe moje ciało lodowacieje.Ciemność zdaje się ożywać, wypełniają ją ruchome cienie iCiemność zdaje się ożywać, wypełniają ją ruchome cienie izłośliwe, niewyrazne kształty, gotowe w każdej chwili zmienić sięw strażnika, i nagle w wyobrazni słyszę, jak tę ciszę przerywająkrzyki, jęki, megafony, świst kul.Wyobrażam sobie rosnący ból,jasne światła.Zwiat zdaje się przekształcać w seriechaotycznych obrazów: jasny biały krąg otaczający budkęstrażniczą numer dwadzieścia jeden coraz bardziej się rozszerza,jest jak wygłodniała bestia gotowa nas pochłonąć; w środkustrażnik, zwieszona głowa, otwarte usta, śpi; Alex odwraca siędo mnie, uśmiecha czy to możliwe, żeby się uśmiechał? akamienie tańczą pod jego stopami.Wszystko wydaje sięoddalone, a przy tym nierealne i niematerialne niczym cienierzucane przez ogień.Nawet ja sama nie czuję się realna, nieczuję, jak się poruszam czy oddycham, choć pewnie robię to ito.I wtedy tuż przed nami wyrasta ogrodzenie.Alexwyskakuje w górę i na chwilę zawisa w powietrzu.Chcękrzyknąć: Stój! Stój! , wyobrażam sobie trzask i skwierczenie,gdy jego ciało styka się z pięćdziesięcioma tysiącami woltów, alewtedy Alex ląduje na siatce, która kołysze się w ciszy: zimna imartwa, tak jak mówił.Powinnam się wspiąć zaraz za nim, ale nie mogę.Nie odrazu.Ogarnia mnie zdumienie powoli wypierające strach.Granica przerażała mnie od samego dzieciństwa.Nigdy niepodeszłam do niej bliżej niż na kilka kroków.Ostrzegano nasprzed tym, wpojono nam to.Mówiono nam, że się usmażymy.Mówiono, że nasze serca natychmiast przestaną bić, że zginiemyMówiono, że nasze serca natychmiast przestaną bić, że zginiemyna miejscu.A teraz wyciągam rękę i wkładam palce międzymetalową siatkę, przeciągam po niej dłonią.Martwa, zimna inieszkodliwa, taka sama jak ogrodzenie placów zabaw iszkolnych boisk.I w tej chwili dociera do mnie, jak głębokie izłożone są kłamstwa, którymi się nas karmi, że biegną one przezPortland niczym sieć kanałów, wciskając się wszędzie,napełniając miasto smrodem: całe miasto jest oplecione sieciąkłamstw.Alex wspina się szybko, jest już w połowie drogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]