[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na jegowargach leżał pył.Nic się nie działo.Ta sama godzina mijała w nieskończoność.Starszybrat siedział nieruchomo z przystojną, spokojną twarzą pochyloną nad gazetą.Czytałpowoli; Stefan musiał czekać z wymianą stron; widział, jak oczy Kostanta przesuwają sięod słowa do słowa.Potem wracała Rosana, głośno żegnając się z koleżankami na ulicy,wracała matka, trzaskały drzwi, pokoje rozbrzmiewały głosami, w kuchni pojawiał siędym, trzaskały garnki, dzwoniły talerze, godzina mijała.Pewnego wieczoru Kostant odłożył gazetę, ledwie zaczął ją czytać.Nastąpiła długachwila bez żadnych wydarzeń.Zaczytany Stefan udawał, że tego nie zauważa. Stefanie, obok ciebie leży moja fajka.Jasne  mruknął Stefan, podał bratu fajkę, Kostant napełnił ją i zapalił, pociągnąłkilka razy i odłożył.Jego prawa dłoń spoczywała na poręczy krzesła, twarda i spokojna.Stefan ukrył się za gazetą i cisza trwała nadal.Przeczytam mu o tej koalicji związkowej, pomyślał Stefan, ale tego nie zrobił.Jegooczy z uporem szukały następnego artykułu.Dlaczego nie potrafię z nim rozmawiać? Ros dorasta  odezwał się Kostant. Radzi sobie  mruknął Stefan. Przydałoby jej się trochę opieki.Tak myślę.To nie jest miasto dla dorastającejdziewczyny.Nieobliczalni młodzieńcy i twardzi mężczyzni. Można ich znalezć wszędzie. Na pewno  rzekł Kostant, przyjmując stwierdzenie Stefana bez zastrzeżeń.Ko-stant nigdy nie wyjeżdżał z karstu, ze Sfaroy Kampe.Znał wyłącznie wapień, ulice Ar-dure, Chorin i Gulhelma, odległe góry i olbrzymie niebo. Widzisz  powiedział, biorąc do ręki fajkę  ona jest chyba trochę samowolna. Chłopcy zastanowią się dwa razy, nim zaczną kręcić z siostrą Fabbrego  rzekiStefan. W każdym razie ona cię posłucha. I ciebie. Mnie? Dlaczego miałaby słuchać mnie? Z tych samych powodów  odparł Kostant, lecz Stefan odzyskał już mowę:65  Za cóż miałaby mnie szanować? Ma dość własnego rozsądku.My wcale nie słu-chaliśmy taty, prawda? Ty nie jesteś jak on.Jeżeli o to ci chodzi.Ty jesteś wykształcony.Tak, jestem prawdziwym profesorem.Chryste! Jeden rok w szkole średniej! Dlaczego ci się tam nie wiodło?Pytanie to nie zostało zadane bezmyślnie; pochodziło z jądra milczenia Kostan-ta, z jego surowej, zadumanej niewiedzy.Zaniepokojony tym, że podobnie jak Rosanaznajduje się tak głęboko w myślach swego powściągliwego i wspaniałego brata, Stefanpowiedział pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy: Bałem się, że zawiodę.Więc się nie uczyłem.No i pojawiła się prawda, jasna jak szklanka wody, prawda, do której nigdy nie przy-znawał się nawet przed samym sobą.Kostant skinął głową, zastanawiając się nad tą koncepcją niepowodzenia, któraz pewnością była mu obca, a następnie powiedział swoim dzwięcznym, łagodnym gło-sem: Marnujesz tu w Kampe swój czas. Ja? A ty? Ja niczego nie marnuję.Nigdy nie miałem żadnego stypendium. Kostantuśmiechnął się, a radość tego uśmiechu rozzłościła Stefana. Nie, ty nigdy nie próbowałeś, poszedłeś prosto do kamieniołomu, jak skończyłeśpiętnaście lat.Posłuchaj, czy ty kiedykolwiek się zastanawiałeś, czy kiedykolwiek choćprzez minutę zastanawiałeś się nad pytaniem, co tu robisz, dlaczego poszedłeś do ka-mieniołomu, po co tu pracujesz, czy będziesz tu pracował sześć dni w tygodniu przezwszystkie tygodnie w roku przez wszystkie lata życia? Dla pieniędzy, owszem, ale sąinne sposoby zarabiania na życie.Po co to wszystko? Dlaczego ktokolwiek tu zosta-je, w tym zapomnianym przez Boga mieście na tym zapomnianym przez Boga kawał-ku skały, gdzie nic nie rośnie? Dlaczego ci wszyscy ludzie nie ruszą się i dokądś nie pój-dą? I ty mówisz o marnowaniu czasu! Po co to wszystko, na Boga  czy nie ma w tymjuż nic więcej? Myślałem o tym. Ja od lat nie myślę o niczym innym. No to dlaczego nie wyjedziesz? Bo się boję.Byłoby jak w Brailavie, jak w szkole.Ale ty. Ja swoją pracę mam tutaj.Jest moja, potrafię ją wykonywać.Dokądkolwiek pój-dziesz, wciąż możesz pytać, po co to wszystko. Wiem. Stefan wstał; drobny mężczyzna niespokojnie poruszający się i mówią-cy, nie kończący gestów ani słów. Wiem.Człowiek wszędzie z sobą zabiera siebie.Tojednak oznacza jedno dla mnie, a coś innego dla ciebie.Ty się tu marnujesz, Kostancie.66 To to samo, co to całe bohaterstwo, to poświęcenie się dla tego Sachika, który nawet niewidział spadającej na niego lawiny kamieni. On jej nie słyszał  wtrącił Kostant, ale Stefan już się rozpędził. Nie o to chodzi; chodzi o to, żeby taki ktoś sam się sobą zajmował, kim on dla cie-bie jest, czym jest dla ciebie jego życie? Dlaczego poszedłeś za nim, kiedy zobaczyłeś la-winę? Z tego samego powodu, z którego poszedłeś do kamieniołomu, z tej samej przy-czyny, dla której wciąż tam pracujesz.Czyli bez powodu.Bo lawina po prostu nadeszła.Stało się.Pozwalasz, żeby różne rzeczy ci się przytrafiały, bierzesz to, co ci się daje, kiedymógłbyś wszystko wziąć w swoje ręce i zrobić z tym, co tylko zechcesz!Nie to chciał powiedzieć, wcale nie to chciał powiedzieć.Chciał, żeby mówił Kostant.Słowa jednak wypadały mu z ust i podskakiwały wokół niego niczym kulki gradu.Ko-stant siedział w milczeniu, z mocno zaciśniętą, silną dłonią; w końcu odparł: Uważasz mnie za kogoś, kim nie jestem. To nie była skromność.Nie miał jej.Jego cierpliwość brała się z dumy.Rozumiał tęsknotę Stefana, lecz jej nie podzielał, bonic mu nie brakło; był nienaruszony.Będzie szedł na spotkanie wszystkiego, co spotkana swej drodze, z tą samą wspaniałą, kruchą niepodzielnością ciała i umysłu, niczymkról na wygnaniu w kraju kamienia, trzymając całe swoje królestwo  miasta, drzewa,ludzi, góry, pola i stada ptaków na wiosnę  w zamkniętej dłoni, jak ziarno na siew;a ponieważ nie było nikogo, do kogo mógłby przemówić w swoim języku, będzie szedł,milcząc.Ale posłuchaj, powiedziałeś, że o tym myślisz, po co to wszystko, czy tylko o to cho-dzi w życiu  jeśli o tym myślałeś, to musiałeś szukać odpowiedzi!Po długim milczeniu Kostant odparł: Prawie ją znalazłem.W maju.Stefan przestał się kręcić, w milczeniu wyjrzał przez frontowe okno.Był przestraszo-ny. To [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl