Pokrewne
- Strona Główna
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Norton Andre Lackey Mercedes Zguba elfow
- Michael Judith ÂŚcieżki kłamstwa 01 ÂŚcieżki kłamstwa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dmn.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bądź więc czujny, bo jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to zaraz go do ciebie, sprowadzę.Bez dalszych ceregieli, wysłał swe wampirze zmysły, by pełzły wśród jasnych świateł Nowego Miasta.Szperał w hotelach i tawernach, wewnątrz i dookoła barów, kiosków z gorącymi daniami.Zadanie nie było trudne.Umysły, których szukał, różniły się od innych i emitowały trochę mocy.Jeden z nich został już rozpoznany, uszkodzony, nieomal zniszczony.Zaiste, miał zostać zniszczony ze szczętem, ale jeszcze nie teraz.Janosz chciał dowiedzieć się wszystkiego, wyciągnąć od niego każdą sekretną myśl.Umysł mentalisty czy telepaty, jak to teraz nazywają, szpiegował go, a jeśli nawet nie jego osobiście, to operację przemycenia narkotyków, w której brał udział.Zarejestrował wystarczająco dużo, by stać się niebezpiecznym.Janosz czuł, że ten szpieg mentalny wie, kim on jest.Nie mógł ujawnić swej wampirzej natury tutaj, w tym nowoczesnym świecie.Niektórzy mogliby co najwyżej taką informację wyszydzić, ale inni nie.W mózgu telepaty pobrzmiewały odbicia, które wskazywały, że znał wielu podobnych Ferenczemu.Janosz przechwycił falę przestraszonych myśli.Znał ich woń.Rozpoznał je jak rozpoznaje się znajomą twarz.Zatrwożone, lękliwe myśli, posiniaczone i sponiewierane, ale znowu powracające do świadomości.Ferenczy przy wart do nich jak pies myśliwski do tropu, wślizgnął się do tego dygocącego umysłu.Ken Layard pielęgnował Trevora Jordana w jego pokoju hotelowym.Telepata leżał tu już dobre dwanaście godzin.Pierwszych sześć niczym zwłoki, z potężną dawką środków uspokajających zaaplikowanych przez greckiego lekarza; cztery następne w stanie zbliżonym do letargu; pozostałe dwie rzucając się, pocąc i pojękując w szponach jakiegoś nie dającego mu spokoju snu.Co zaś do przyczyny kłopotów, mogło to być cokolwiek, zdaniem doktora.Za dużo promieni słonecznych, podniecenie, alkohol, może jakiś insekt.Albo zwykła migrena.Twierdził, że nie ma czym się przejmować.Turyści zawsze padają ofiarą, jak nie tego, to tamtego.Layard zbliżył się do łóżka przyjaciela.- Co? Tak.tak.dobrze.- Usłyszał głos Jordana.Telepata szeroko otworzył oczy, następnie wyprostował się dopozycji siedzącej.Na stoliku koło łóżka stał słoik z wodą.Layard nalał do szklanki i podał Jordanowi, ale ten wydawał się go nie zauważyć.Jego oczy były szkliste.Ściągnął nogi z łóżka i sięgnął po ubranie przewieszone przez poręcz krzesła.Wróżbita zastanowił się, czy przyjaciel ma zamiar spacerować we śnie.- Trevor - powiedział cicho, ujmując jego ramię - czy wszystko.?- Co? - Jordan zwrócił się w jego kierunku, zamrugał gwałtownie oczami.- Tak, wszystko w porządku.Ale.- Ale? - Layard ponaglił go.Jordan jednak w dalszym ciągu ubierał się.Było w nim coś, co upodabniało go do robota.Zadzwonił telefon.Odebrał Layard.Dzwonił Manolis Papastamos i chciał się dowiedzieć, jak Jordan się czuje.Grecki obrońca sprawiedliwości wkroczył na scenę zaledwie w kilka sekund po zapaści telepaty, pomagał Layardowi dostarczyć go tutaj i wezwał lekarza.- Trevor czuje się lepiej - brzmiała odpowiedź na pełne niepokoju pytanie.- Tak sądzę.W każdym razie, właśnie się ubiera.A co z waszej strony?Papastamos mówił po angielsku tak samo jak po grecku: jak szybkostrzelny karabin maszynowy.- Obserwujemy obydwa statki, ale nic - mówił.- Jeżeli cokolwiek przedostało się na ląd z “Samotraki”, to nie mogło być tego bardzo dużo i na pewno nie ciężki asortyment, jakiego byśmy oczekiwali.Sprawdziłem także “Lazarusa”.Nie widać tu żadnego związku.Jego właścicielem jest Jianni Lazarides, archeolog i poszukiwacz skarbów, z nieposzlakowaną reputacją.Czy też.powiedzmy, że nic na niego nie mamy.Jeśli idzie o załogę “Samotraki”: kapitan i pierwszy oficer zeszli na ląd.Mogli wziąć z sobą co najwyżej niewielkie ilości słabych prochów.W tej chwili oglądają kabaret i piją kawę i brandy.Ale więcej kawy niż brandy.Widać chcą zachować trzeźwość.Jordan w tym czasie skończył się ubierać i skierował się w stronę drzwi.Poruszał się jak zombi.Miał na sobie ten sam strój, co rano.A noce bywały wietrzne.Widać nie zanadto zastanawiał się, zakładając lekkie, swobodne ciuchy.- Trevor? Myślisz, że dokąd idziesz? - zawołał za nim Layard.Jordan popatrzył za siebie.- Na przystań.- Brzmiała automatyczna odpowiedź.- Brama Św.Pawła i dalej, wzdłuż mola, do wiatraków.- Halo? Halo? - Papastamos był wciąż na linii.- Co się dzieje?- On mówi, że idzie do wiatraków na molo - powiedział Layard.- Idę za nim.Coś mi tu nie gra.Czuję to przez cały dzień.Przepraszam, Manolis, ale muszę odłożyć słuchawkę.- Zobaczymy się na miejscu - rzucił szybko Papastamos, ale do Layarda dotarła tylko połowa, jako że natychmiast rozłączył rozmowę.Narzucił marynarkę i podążył śladem Jordana, który sztywnym krokiem zszedł do hallu hotelowego, minął drzwi i pogrążył się w śródziemnomorskiej nocy.- Nie zaczekasz na mnie? - zawołał za nim, ale Jordan nie odpowiedział.Raz obejrzał się i wówczas Layard zobaczył nieprzytomne oczy.Nie zamierzał na niego czekać ani na nikogo innego.Layard nieomal zrównał się ze swym przypominającym robota towarzyszem, gdy ten przechodził przez ulicę, kierując się w stronę nabrzeża.Nagle zabłysło czerwone światło, zawyły silniki.Motorowery i samochody ruszyły niczym na motocrossie, z brawurą i bojowością tak charakterystyczną dla greckich użytkowników dróg.W jednej chwili Layard został oddzielony od Jordana nieprzerwanym potokiem pojazdów.Gdy wreszcie światła zmieniły się na powrót, nie było już śladu po telepacie, wchłoniętym przez tłum przewalający się po ulicach.Idąc pospiesznie, Layard zdawał sobie sprawę, że stracił trop.Wiedział jednak dokąd tamten zmierzał.Jordan czuł, że walczy z tym ze wszystkich sił.Zdawał sobie jednak sprawę, że to daremne.To tak, jakby się upić w nieznanym miejscu, wśród nieznanych ludzi, a następnie leżeć na plecach i patrzeć na wirujący sufit.Przez cały czas słyszał siebie uwięzionego we własnej czaszce jak mucha złapana w butelkę, bzycząca wściekle i uderzająca o szklane ścianki naczynia.Słyszał siebie powtarzającego w kółko: “O, Boże, zatrzymaj to! O, Boże, zatrzymaj to! O, Boże.zatrzymaj.to!” Była to powtórka z pierwszego gwałtownego doświadczenia z alkoholem.Zdarzyło się to na samym początku jego studiów uniwersyteckich, gdy nagle przeraźliwie zatęsknił za domem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Bądź więc czujny, bo jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to zaraz go do ciebie, sprowadzę.Bez dalszych ceregieli, wysłał swe wampirze zmysły, by pełzły wśród jasnych świateł Nowego Miasta.Szperał w hotelach i tawernach, wewnątrz i dookoła barów, kiosków z gorącymi daniami.Zadanie nie było trudne.Umysły, których szukał, różniły się od innych i emitowały trochę mocy.Jeden z nich został już rozpoznany, uszkodzony, nieomal zniszczony.Zaiste, miał zostać zniszczony ze szczętem, ale jeszcze nie teraz.Janosz chciał dowiedzieć się wszystkiego, wyciągnąć od niego każdą sekretną myśl.Umysł mentalisty czy telepaty, jak to teraz nazywają, szpiegował go, a jeśli nawet nie jego osobiście, to operację przemycenia narkotyków, w której brał udział.Zarejestrował wystarczająco dużo, by stać się niebezpiecznym.Janosz czuł, że ten szpieg mentalny wie, kim on jest.Nie mógł ujawnić swej wampirzej natury tutaj, w tym nowoczesnym świecie.Niektórzy mogliby co najwyżej taką informację wyszydzić, ale inni nie.W mózgu telepaty pobrzmiewały odbicia, które wskazywały, że znał wielu podobnych Ferenczemu.Janosz przechwycił falę przestraszonych myśli.Znał ich woń.Rozpoznał je jak rozpoznaje się znajomą twarz.Zatrwożone, lękliwe myśli, posiniaczone i sponiewierane, ale znowu powracające do świadomości.Ferenczy przy wart do nich jak pies myśliwski do tropu, wślizgnął się do tego dygocącego umysłu.Ken Layard pielęgnował Trevora Jordana w jego pokoju hotelowym.Telepata leżał tu już dobre dwanaście godzin.Pierwszych sześć niczym zwłoki, z potężną dawką środków uspokajających zaaplikowanych przez greckiego lekarza; cztery następne w stanie zbliżonym do letargu; pozostałe dwie rzucając się, pocąc i pojękując w szponach jakiegoś nie dającego mu spokoju snu.Co zaś do przyczyny kłopotów, mogło to być cokolwiek, zdaniem doktora.Za dużo promieni słonecznych, podniecenie, alkohol, może jakiś insekt.Albo zwykła migrena.Twierdził, że nie ma czym się przejmować.Turyści zawsze padają ofiarą, jak nie tego, to tamtego.Layard zbliżył się do łóżka przyjaciela.- Co? Tak.tak.dobrze.- Usłyszał głos Jordana.Telepata szeroko otworzył oczy, następnie wyprostował się dopozycji siedzącej.Na stoliku koło łóżka stał słoik z wodą.Layard nalał do szklanki i podał Jordanowi, ale ten wydawał się go nie zauważyć.Jego oczy były szkliste.Ściągnął nogi z łóżka i sięgnął po ubranie przewieszone przez poręcz krzesła.Wróżbita zastanowił się, czy przyjaciel ma zamiar spacerować we śnie.- Trevor - powiedział cicho, ujmując jego ramię - czy wszystko.?- Co? - Jordan zwrócił się w jego kierunku, zamrugał gwałtownie oczami.- Tak, wszystko w porządku.Ale.- Ale? - Layard ponaglił go.Jordan jednak w dalszym ciągu ubierał się.Było w nim coś, co upodabniało go do robota.Zadzwonił telefon.Odebrał Layard.Dzwonił Manolis Papastamos i chciał się dowiedzieć, jak Jordan się czuje.Grecki obrońca sprawiedliwości wkroczył na scenę zaledwie w kilka sekund po zapaści telepaty, pomagał Layardowi dostarczyć go tutaj i wezwał lekarza.- Trevor czuje się lepiej - brzmiała odpowiedź na pełne niepokoju pytanie.- Tak sądzę.W każdym razie, właśnie się ubiera.A co z waszej strony?Papastamos mówił po angielsku tak samo jak po grecku: jak szybkostrzelny karabin maszynowy.- Obserwujemy obydwa statki, ale nic - mówił.- Jeżeli cokolwiek przedostało się na ląd z “Samotraki”, to nie mogło być tego bardzo dużo i na pewno nie ciężki asortyment, jakiego byśmy oczekiwali.Sprawdziłem także “Lazarusa”.Nie widać tu żadnego związku.Jego właścicielem jest Jianni Lazarides, archeolog i poszukiwacz skarbów, z nieposzlakowaną reputacją.Czy też.powiedzmy, że nic na niego nie mamy.Jeśli idzie o załogę “Samotraki”: kapitan i pierwszy oficer zeszli na ląd.Mogli wziąć z sobą co najwyżej niewielkie ilości słabych prochów.W tej chwili oglądają kabaret i piją kawę i brandy.Ale więcej kawy niż brandy.Widać chcą zachować trzeźwość.Jordan w tym czasie skończył się ubierać i skierował się w stronę drzwi.Poruszał się jak zombi.Miał na sobie ten sam strój, co rano.A noce bywały wietrzne.Widać nie zanadto zastanawiał się, zakładając lekkie, swobodne ciuchy.- Trevor? Myślisz, że dokąd idziesz? - zawołał za nim Layard.Jordan popatrzył za siebie.- Na przystań.- Brzmiała automatyczna odpowiedź.- Brama Św.Pawła i dalej, wzdłuż mola, do wiatraków.- Halo? Halo? - Papastamos był wciąż na linii.- Co się dzieje?- On mówi, że idzie do wiatraków na molo - powiedział Layard.- Idę za nim.Coś mi tu nie gra.Czuję to przez cały dzień.Przepraszam, Manolis, ale muszę odłożyć słuchawkę.- Zobaczymy się na miejscu - rzucił szybko Papastamos, ale do Layarda dotarła tylko połowa, jako że natychmiast rozłączył rozmowę.Narzucił marynarkę i podążył śladem Jordana, który sztywnym krokiem zszedł do hallu hotelowego, minął drzwi i pogrążył się w śródziemnomorskiej nocy.- Nie zaczekasz na mnie? - zawołał za nim, ale Jordan nie odpowiedział.Raz obejrzał się i wówczas Layard zobaczył nieprzytomne oczy.Nie zamierzał na niego czekać ani na nikogo innego.Layard nieomal zrównał się ze swym przypominającym robota towarzyszem, gdy ten przechodził przez ulicę, kierując się w stronę nabrzeża.Nagle zabłysło czerwone światło, zawyły silniki.Motorowery i samochody ruszyły niczym na motocrossie, z brawurą i bojowością tak charakterystyczną dla greckich użytkowników dróg.W jednej chwili Layard został oddzielony od Jordana nieprzerwanym potokiem pojazdów.Gdy wreszcie światła zmieniły się na powrót, nie było już śladu po telepacie, wchłoniętym przez tłum przewalający się po ulicach.Idąc pospiesznie, Layard zdawał sobie sprawę, że stracił trop.Wiedział jednak dokąd tamten zmierzał.Jordan czuł, że walczy z tym ze wszystkich sił.Zdawał sobie jednak sprawę, że to daremne.To tak, jakby się upić w nieznanym miejscu, wśród nieznanych ludzi, a następnie leżeć na plecach i patrzeć na wirujący sufit.Przez cały czas słyszał siebie uwięzionego we własnej czaszce jak mucha złapana w butelkę, bzycząca wściekle i uderzająca o szklane ścianki naczynia.Słyszał siebie powtarzającego w kółko: “O, Boże, zatrzymaj to! O, Boże, zatrzymaj to! O, Boże.zatrzymaj.to!” Była to powtórka z pierwszego gwałtownego doświadczenia z alkoholem.Zdarzyło się to na samym początku jego studiów uniwersyteckich, gdy nagle przeraźliwie zatęsknił za domem [ Pobierz całość w formacie PDF ]