Pokrewne
- Strona Główna
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Znikajaca Wi Sagi o Elryku Tom V (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Słowacki Juliusz Balladyna
- Desmond Morris Zachowania intymne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aniadka.keep
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie mogę tego uczynić…— Czemu? — zdumiał się Janek.— Bo to widzisz… ta pchła… czuję, jak się wierci… Jutro zrobię z nią koniec, ale dzisiaj muszę się trzymać od ciebie z daleka.Jest to stworzenie głupie, które nie odróżnia psa od człowieka.Dobranoc!— Strasznie ty jesteś śmieszny, Robaku! — rzekł Janek.— Spij dobrze i niech ci się przyśni zając.IIMijały dnie i mijały tygodnie, a oni wędrowali wciąż jeszcze; we dnie wielka parność lasu wyciskała z nich siły, nocami zaś trapił ich chłód, rosą kroplistą płaczący.Żywili się nędznie, chociaż Robak był w lepszym położeniu, udało mu się bowiem upolować czasem żabę, której nie mogły ocalić obłąkane skoki.Po pewnym czasie wyglądali tak, jak gdyby sprzedali swoje ciała, a wędrowali jako własne cienie, słaniające się ze zmęczenia i nadmiernego utrudzenia.Robak wypowiadał na ten temat myśli ponure i zgryźliwe.— Pies, uczciwy pies — powiadał — taki z dziada pradziada, dużo znieść potrafi, ale coś mi się tak widzi, że nawet jak na psa nieco już za wiele tej naszej nędzy.Niech mi kto powie, dlaczego psy nie jedzą trawy ani kwiatów, ani żołędzi.Byłbym najszczęśliwszym psem na świecie, bo tych specjałów jest dokoła, ile dusza zapragnie.I co z tego? Głupia dzika świnia naje się żołędzi, że ledwie nie pęknie, a mądry pies ginie z głodu.Czy to tak być powinno?— Najemy się jeszcze kiedyś, Robaczku, najemy! — pocieszał go Janek.— Wolałbym od razu najchudszą kość niż najbardziej tłustą obietnicę.— Taki jesteś głodny?— Czy jestem głodny? Mam ochotę zjeść samego siebie, bo nazywam się Robak, robak zaś jest stworzeniem jadalnym.Jakoś ja to jednak wszystko przetrzymam, ale co będzie z tobą, najdroższy biedaku? Zauważyłem, że nie lubisz ani żaby, ani nie zjadłeś nigdy chrabąszcza, czego nie rozumiem, bo chociaż są to kreatury niezbyt inteligentne, ale nie wpływa to bynajmniej na ich smakowitość.— Pożywiłem się niedawno, miły Robaku, i bardzo jestem najedzony.— Właśnie tak samo myślałem, bo widzę przez twój brzuch, co się dzieje za twoimi plecami.Wiesz co, Janeczku? Kiedy będziesz śmiertelnie głodny, najesz się doskonale…— W jaki sposób i czym?— W bardzo prosty sposób; rozpalisz wielki ogień, zapłaczesz, a potem zjesz jedno stworzenie, zupełnie na tym świecie niepotrzebne.— Jakie stworzenie?— Zjesz swego przyjaciela, uczciwego psa Robaka!— Mój przyjaciel Robak — odrzekł wzruszony Janek — jest to uczciwy pies, ale czasem bredzi tak jak sroka.Robaku!— Co się stało? Zobaczyłeś żabę?— Las się kończy!Poprzez gęstwinę widać było szeroki kraj, daleki i jasny w promiennym świetle poranka; na widnokręgu wyrastały góry, poszczerbione i niebieskie.— Więc to jest świat? — mówił cicho Janek.— O, jak szeroki, o, jaki piękny! Las jest piękny, ale tu jest piękniej jeszcze.Pójdziemy tam, Robaku?Robak patrzył oczarowany i wietrzył pilnie.— Bardzo mi się tutaj podoba — rzekł.— Jeżeli jeszcze znajdzie się cokolwiek do zjedzenia, możemy ten nowy świat zaszczycić naszą obecnością.Czuję w sercu dziwną błogość, choć w głowie mi się cokolwiek kręci, być może jednak dzieje się to z tego powodu, że w ostatnich czasach żołądek mój umieścił się w mojej głowie, aby być bliżej oczów.Czy zejdziemy w tę piękną dolinę?— Chodźmy, piesku najmilszy! Skończyły się nasze utrapienia.Nie może być, aby w tak rozkosznym kraju źle było uczciwym Bożym stworzeniom.Nowe wstąpiły w nich siły, kiedy zaczęli szybko schodzić chłodnym jarem ku jakiejś wielkiej wodzie, która w słonecznym blasku ciekąca i pomarszczona lekkim wiatrem tak wyglądała, jak srebrną łuską okryta ogromna ryba.Spieszyli ku tej wodzie, jak gdyby z nią miód płynął i mleko.Janek szedł wzruszony, po raz pierwszy w swym życiu kraj widząc otwarty i bez końca, niebem lazurowym nakryty, napełniony rzeźwością i przeczystym powietrzem — Robak zaś, jeszcze chudszy w pełnym świetle niż w mrokach lasu, podskakiwał zabawnie, a tak ostrożnie, jak gdyby się bał, że przy gwałtowniejszym ruchu porozlatują mu się bezmięsne kości.Ubiegli już szmat drogi, kiedy nagle Robak stężał w bezruchu, nastawił uszy i węszył pilnie.— Co się stało? — szepnął Janek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.— Nie mogę tego uczynić…— Czemu? — zdumiał się Janek.— Bo to widzisz… ta pchła… czuję, jak się wierci… Jutro zrobię z nią koniec, ale dzisiaj muszę się trzymać od ciebie z daleka.Jest to stworzenie głupie, które nie odróżnia psa od człowieka.Dobranoc!— Strasznie ty jesteś śmieszny, Robaku! — rzekł Janek.— Spij dobrze i niech ci się przyśni zając.IIMijały dnie i mijały tygodnie, a oni wędrowali wciąż jeszcze; we dnie wielka parność lasu wyciskała z nich siły, nocami zaś trapił ich chłód, rosą kroplistą płaczący.Żywili się nędznie, chociaż Robak był w lepszym położeniu, udało mu się bowiem upolować czasem żabę, której nie mogły ocalić obłąkane skoki.Po pewnym czasie wyglądali tak, jak gdyby sprzedali swoje ciała, a wędrowali jako własne cienie, słaniające się ze zmęczenia i nadmiernego utrudzenia.Robak wypowiadał na ten temat myśli ponure i zgryźliwe.— Pies, uczciwy pies — powiadał — taki z dziada pradziada, dużo znieść potrafi, ale coś mi się tak widzi, że nawet jak na psa nieco już za wiele tej naszej nędzy.Niech mi kto powie, dlaczego psy nie jedzą trawy ani kwiatów, ani żołędzi.Byłbym najszczęśliwszym psem na świecie, bo tych specjałów jest dokoła, ile dusza zapragnie.I co z tego? Głupia dzika świnia naje się żołędzi, że ledwie nie pęknie, a mądry pies ginie z głodu.Czy to tak być powinno?— Najemy się jeszcze kiedyś, Robaczku, najemy! — pocieszał go Janek.— Wolałbym od razu najchudszą kość niż najbardziej tłustą obietnicę.— Taki jesteś głodny?— Czy jestem głodny? Mam ochotę zjeść samego siebie, bo nazywam się Robak, robak zaś jest stworzeniem jadalnym.Jakoś ja to jednak wszystko przetrzymam, ale co będzie z tobą, najdroższy biedaku? Zauważyłem, że nie lubisz ani żaby, ani nie zjadłeś nigdy chrabąszcza, czego nie rozumiem, bo chociaż są to kreatury niezbyt inteligentne, ale nie wpływa to bynajmniej na ich smakowitość.— Pożywiłem się niedawno, miły Robaku, i bardzo jestem najedzony.— Właśnie tak samo myślałem, bo widzę przez twój brzuch, co się dzieje za twoimi plecami.Wiesz co, Janeczku? Kiedy będziesz śmiertelnie głodny, najesz się doskonale…— W jaki sposób i czym?— W bardzo prosty sposób; rozpalisz wielki ogień, zapłaczesz, a potem zjesz jedno stworzenie, zupełnie na tym świecie niepotrzebne.— Jakie stworzenie?— Zjesz swego przyjaciela, uczciwego psa Robaka!— Mój przyjaciel Robak — odrzekł wzruszony Janek — jest to uczciwy pies, ale czasem bredzi tak jak sroka.Robaku!— Co się stało? Zobaczyłeś żabę?— Las się kończy!Poprzez gęstwinę widać było szeroki kraj, daleki i jasny w promiennym świetle poranka; na widnokręgu wyrastały góry, poszczerbione i niebieskie.— Więc to jest świat? — mówił cicho Janek.— O, jak szeroki, o, jaki piękny! Las jest piękny, ale tu jest piękniej jeszcze.Pójdziemy tam, Robaku?Robak patrzył oczarowany i wietrzył pilnie.— Bardzo mi się tutaj podoba — rzekł.— Jeżeli jeszcze znajdzie się cokolwiek do zjedzenia, możemy ten nowy świat zaszczycić naszą obecnością.Czuję w sercu dziwną błogość, choć w głowie mi się cokolwiek kręci, być może jednak dzieje się to z tego powodu, że w ostatnich czasach żołądek mój umieścił się w mojej głowie, aby być bliżej oczów.Czy zejdziemy w tę piękną dolinę?— Chodźmy, piesku najmilszy! Skończyły się nasze utrapienia.Nie może być, aby w tak rozkosznym kraju źle było uczciwym Bożym stworzeniom.Nowe wstąpiły w nich siły, kiedy zaczęli szybko schodzić chłodnym jarem ku jakiejś wielkiej wodzie, która w słonecznym blasku ciekąca i pomarszczona lekkim wiatrem tak wyglądała, jak srebrną łuską okryta ogromna ryba.Spieszyli ku tej wodzie, jak gdyby z nią miód płynął i mleko.Janek szedł wzruszony, po raz pierwszy w swym życiu kraj widząc otwarty i bez końca, niebem lazurowym nakryty, napełniony rzeźwością i przeczystym powietrzem — Robak zaś, jeszcze chudszy w pełnym świetle niż w mrokach lasu, podskakiwał zabawnie, a tak ostrożnie, jak gdyby się bał, że przy gwałtowniejszym ruchu porozlatują mu się bezmięsne kości.Ubiegli już szmat drogi, kiedy nagle Robak stężał w bezruchu, nastawił uszy i węszył pilnie.— Co się stało? — szepnął Janek [ Pobierz całość w formacie PDF ]