Pokrewne
- Strona Główna
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 01 Odzyskana miłoć
- LOGISTYKA JAKO KONCEPCJA ZINTEGROWANEGO ZARZĽDZANIA Tomasz Kochański
- Brooks Patsy Przyjań czy kochanie
- Gulland Sandra Kochanka Słońca
- Prevost Historia Manon Lescaut i kawalera des Grieux
- Chmielewska Wiekszy kawalek swiata
- Herbert Frank Zielony Mozg (SCAN dal 970)
- Eco Umberto Wachadlo Foucaulta (2)
- Klejenie
- Prus Boleslaw Lalka 9789185805365 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anndan.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pociąg wystukiwał rytmy po szynach, jak tępy z żelaznym łbem uczniak wystukuje heksametry.Panienka patrzyła w okna, w letni, żytni dzień, co po polach leniwo się wałęsał, młodzieniec patrzył na panienkę i najwyraźniej widział wiosnę, wcale bujną i rozkwieconą, chociaż w tej chwili pełną mroźnego podmuchu.Wreszcie panience znudziła się ojczysta panorama, przeniosła więc wzrok na przyrząd, oznajmiający, ze za pociągnięciem żelaznej rączki w lewo będzie ciepło, a za przesunięciem jej w prawo będzie zimno.Dowcipne to urządzenie nie było jednak aż tak bardzo dowcipne, aby mu się dziwować przez cały czas podróży, przeto, pojąwszy jego tajemnicę, panienka obejrzała wytworną walizkę młodzieńca, dla której też cieplejszego nie znalazła spojrzenia, jego płaszcz i kapelusz, które obdarowała ironiczną uwagą: „Pewnie nie zapłacone”, wreszcie poczęła pilnie oglądać końce swoich pantofelków, z nich dopiero po dłuższej chwili przeniosła ostrożne spojrzenie na buty płci męskiej.Ponieważ ze stanu i kształtu obuwia Sherlock Holmes jedynie umiał odgadnąć wiek, charakter i duszę właściciela, panienka patrzyła w czarną tajemnicę, związaną sznurowadłem, i nie odgadła nic więcej ponad to, że w butach tych tkwią nogi.Czuła natomiast, że w tym czasie młodzieniec obejrzał ją dokładnie i, przenosząc jej widok ponad widok mazowieckiej równiny, nie odejmuje od niej spojrzenia.Wedle rozsądnego jej rozumowania byłby głupi, gdyby tego nie czynił, jest jednak bezczelny, że to czyni.O tym pierwszym należy zamilczeć, o tym drugim jednakże należy mu powiedzieć spojrzeniem, pełnym zdumionej pogardy, W tym celu przeniosła wzrok z jego butów na jego twarz, aby po oznajmieniu oczyma tego, co miała zamiar oznajmić, powrócić znów do butów, jasno mu tym dając do poznania, że biegun północny jego osoby jest dla niej tak samo zajmujący, jak i południowy.Kiedy jednak spojrzała w jego oczy, dostrzegła taki zachwyt, usłyszała w jego wzroku taki okrzyk radości, że ją ogarnął niepokój.Szybko przeniosła wzrok na pola, chcąc z widoku macierzystej ziemi zaczerpnąć aa do obrony przed tą zachwyconą niebieskością spojrzenia.Przelatująca wrona, czarny kleks na słoneczności dnia, przypomniała jej, że należy patrzeć czarno na to, co jest zbyt niebieskie i zbyt uśmiechnięte.Tak rozumnie i w czas ostrzeżona, przelotnie, lecz już śmielej, musnęła spojrzeniem wytworną młodzieńczą postać, która poruszyła się niespokojnie, jakby szukając najbardziej kwietnych słów w ogrodzie swego zachwycenia.Młodzian musiał je znaleźć, gdyż rzekł niezmiernie kwieciście:- Czy pani daleko jedzie?- Daleko… - odrzekła po namyśle, ale bez gniewu i trwogi.- Och, to dalej jeszcze niż ja!- A pan… pan dokąd?- Na razie do raju.Panienka wydęła usta, co w języku międzynarodowym oznacza, że jeśli to miał być dowcip, to wcale głupi, a jeśli komplement, to płaski jak pierś chłopczycy.- Po cóż panu w takim razie walizka? - rzekła z politowaniem.- Mam w niej anielskie skrzydła - zaśmiał się młodzieniec.Miły chłopiec, przystojny chłopiec, ale bałwan - pomyślała panienka z odrobiną sympatii.Sympatia musi wydzielać z siebie leciutką woń kwiatu, gdyż młodzieniec poczuł ją natychmiast, przeto pokazał białe zęby w szerokim uśmiechu.- Pani pozwoli, że się przedstawię - rzekł powstając.- Broń Boże! - zawołała panienka.Młodzieniec ukrył czym prędzej zęby, szerzej natomiast otwarł oczy, co na scenie i w kinematografie oznacza zdziwienie nagłe i niespodziewane.- Jest pan bardzo uprzejmy - dodała szybko panienka - ale niech mi pan nie mówi swojego nazwiska.- Czy wolno wiedzieć, dlaczego?- Bo ja wtedy powinnam panu powiedzieć swoje, a ja… a ja… tego nie uczynię.Nazywa się Apolonia Rozporek - pomyślał młodzieniec, a głośno powiedział: - Bardzo słusznie.Czy jednak możemy rozmawiać incognito?- Rozmawiać zawsze wolno…- Znajomym byłoby łatwiej…- Dlaczego? Pan nie wie nic o mnie, ja nie wiem nie o panu, a wzajemna wymiana nazwisk też by niewiele pomogła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Pociąg wystukiwał rytmy po szynach, jak tępy z żelaznym łbem uczniak wystukuje heksametry.Panienka patrzyła w okna, w letni, żytni dzień, co po polach leniwo się wałęsał, młodzieniec patrzył na panienkę i najwyraźniej widział wiosnę, wcale bujną i rozkwieconą, chociaż w tej chwili pełną mroźnego podmuchu.Wreszcie panience znudziła się ojczysta panorama, przeniosła więc wzrok na przyrząd, oznajmiający, ze za pociągnięciem żelaznej rączki w lewo będzie ciepło, a za przesunięciem jej w prawo będzie zimno.Dowcipne to urządzenie nie było jednak aż tak bardzo dowcipne, aby mu się dziwować przez cały czas podróży, przeto, pojąwszy jego tajemnicę, panienka obejrzała wytworną walizkę młodzieńca, dla której też cieplejszego nie znalazła spojrzenia, jego płaszcz i kapelusz, które obdarowała ironiczną uwagą: „Pewnie nie zapłacone”, wreszcie poczęła pilnie oglądać końce swoich pantofelków, z nich dopiero po dłuższej chwili przeniosła ostrożne spojrzenie na buty płci męskiej.Ponieważ ze stanu i kształtu obuwia Sherlock Holmes jedynie umiał odgadnąć wiek, charakter i duszę właściciela, panienka patrzyła w czarną tajemnicę, związaną sznurowadłem, i nie odgadła nic więcej ponad to, że w butach tych tkwią nogi.Czuła natomiast, że w tym czasie młodzieniec obejrzał ją dokładnie i, przenosząc jej widok ponad widok mazowieckiej równiny, nie odejmuje od niej spojrzenia.Wedle rozsądnego jej rozumowania byłby głupi, gdyby tego nie czynił, jest jednak bezczelny, że to czyni.O tym pierwszym należy zamilczeć, o tym drugim jednakże należy mu powiedzieć spojrzeniem, pełnym zdumionej pogardy, W tym celu przeniosła wzrok z jego butów na jego twarz, aby po oznajmieniu oczyma tego, co miała zamiar oznajmić, powrócić znów do butów, jasno mu tym dając do poznania, że biegun północny jego osoby jest dla niej tak samo zajmujący, jak i południowy.Kiedy jednak spojrzała w jego oczy, dostrzegła taki zachwyt, usłyszała w jego wzroku taki okrzyk radości, że ją ogarnął niepokój.Szybko przeniosła wzrok na pola, chcąc z widoku macierzystej ziemi zaczerpnąć aa do obrony przed tą zachwyconą niebieskością spojrzenia.Przelatująca wrona, czarny kleks na słoneczności dnia, przypomniała jej, że należy patrzeć czarno na to, co jest zbyt niebieskie i zbyt uśmiechnięte.Tak rozumnie i w czas ostrzeżona, przelotnie, lecz już śmielej, musnęła spojrzeniem wytworną młodzieńczą postać, która poruszyła się niespokojnie, jakby szukając najbardziej kwietnych słów w ogrodzie swego zachwycenia.Młodzian musiał je znaleźć, gdyż rzekł niezmiernie kwieciście:- Czy pani daleko jedzie?- Daleko… - odrzekła po namyśle, ale bez gniewu i trwogi.- Och, to dalej jeszcze niż ja!- A pan… pan dokąd?- Na razie do raju.Panienka wydęła usta, co w języku międzynarodowym oznacza, że jeśli to miał być dowcip, to wcale głupi, a jeśli komplement, to płaski jak pierś chłopczycy.- Po cóż panu w takim razie walizka? - rzekła z politowaniem.- Mam w niej anielskie skrzydła - zaśmiał się młodzieniec.Miły chłopiec, przystojny chłopiec, ale bałwan - pomyślała panienka z odrobiną sympatii.Sympatia musi wydzielać z siebie leciutką woń kwiatu, gdyż młodzieniec poczuł ją natychmiast, przeto pokazał białe zęby w szerokim uśmiechu.- Pani pozwoli, że się przedstawię - rzekł powstając.- Broń Boże! - zawołała panienka.Młodzieniec ukrył czym prędzej zęby, szerzej natomiast otwarł oczy, co na scenie i w kinematografie oznacza zdziwienie nagłe i niespodziewane.- Jest pan bardzo uprzejmy - dodała szybko panienka - ale niech mi pan nie mówi swojego nazwiska.- Czy wolno wiedzieć, dlaczego?- Bo ja wtedy powinnam panu powiedzieć swoje, a ja… a ja… tego nie uczynię.Nazywa się Apolonia Rozporek - pomyślał młodzieniec, a głośno powiedział: - Bardzo słusznie.Czy jednak możemy rozmawiać incognito?- Rozmawiać zawsze wolno…- Znajomym byłoby łatwiej…- Dlaczego? Pan nie wie nic o mnie, ja nie wiem nie o panu, a wzajemna wymiana nazwisk też by niewiele pomogła [ Pobierz całość w formacie PDF ]