Pokrewne
- Strona Główna
- Nora Roberts Czas niepamięci [Księżniczka i tajny agent] DZIEDZICTWO 01
- Heart of the Mind by Connirae Andreas & Steve Andreas
- Asimov Isaac Agent Fundacji (2)
- Asimov Isaac Agent Fundacji
- Isaac Asimov Agent Fundacji
- 007 Błędny rycerz John Jackson Miller
- 007 Błędny rycerz John Jackson Miller (2)
- Walter Miller Kantyk dla Leibowitza
- Gregory Philippa Biała księżniczka
- Tołstoj Lew Anna Karenina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wywoz-sciekow.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dźwięk otwieranych drzwi szybko uniósł głowę.Miri była ubrana w granatową suknię, która miejscami przylegała do niej niczym druga skóra, miejscami zaś tworzyła fałdy, spływające ku ziemi na kształt wodospadu.Długie miedziane włosy, zwykle splecione w warkocz, teraz opadały jej na ramiona.Po prawej stronie wetknęła we włosy cienką błyszczącą pałeczkę.Nie założyła prawie żadnej biżuterii.Miała odkrytą szyję i dłonie wolne od pierścionków.Zbliżyła się do Szlifierza i złożyła należyty ukłon.Val Con wstał cicho z fotela i zniknął w swoim pokoju.— Tak, moja najmłodsza siostro.— zadudnił T’carais.— Mądrze wybrałaś kolor.Znakomicie podkreśla płomień twoich włosów.Miri skłoniła się z wdzięcznością.— Doprawdy nie wiem, jak mam dziękować.Nigdy w życiu nie miałam na sobie czegoś równie pięknego.— Twój widok wart jest tego.Tak samo jak mojego urodziwego brata.A gdzie on się podział? — Szlifierz rozejrzał się na boki.— Już jestem! — oznajmił Val Con, stając w drzwiach sypialni.— Po prostu czegoś zapomniałem.Rzeczywiście mógł się podobać.Włożył białą koszulę z bufiastymi rękawami, ciasno spiętymi w nadgarstkach.Koronkowe mankiety sięgały mu do połowy dłoni.Miękkie ciemno wiśnio we spodnie były uszyte z materiału, który aż się prosił, żeby go pogładzić.W jego prawym uchu połyskiwała zielona łezka, a na lewej dłoni pysznił się złoty sygnet z zielonym oczkiem.Ciemne włosy błyszczały w żółtawym świetle jak najprzedniejszy jedwab.Val Con skłonił się przed dziewczyną i podał jej małe puzderko.— Wybacz, że cię uraziłem.— Nic nie szkodzi.Ostrożnie uchyliła wieczko.W środku znalazła srebrny naszyjnik z kunsztownie rżniętym błękitnym kamieniem i pierścień w kształcie baśniowego węża, ściskającego w paszczy klejnot tej samej barwy.Przez chwilę stała nieruchomo.Potem wzięła głęboki oddech i podniosła wzrok na Val Cona.Spojrzała mu prosto w oczy.— Dziękuję.Ja.— Pokręciła głową i zaczęła od nowa.— Palesci modassa.— To była oficjalna formuła podziękowań.Val Con uśmiechnął się.— Proszę bardzo — odparł.Uznał, że ze względu na liczne niuanse liadeńskiej mowy, bezpieczniej będzie nadal rozmawiać po terrańsku.Wskazał na naszyjnik.— Mogę?Miri uśmiechnęła się.— No pewnie.Najpierw wsunęła na palec pierścień, a później uniosła obie ręce, żeby odgarnąć włosy z szyi.Val Con zręcznie zapiął naszyjnik.Widać było, że robi to nie po raz pierwszy.Miri zagryzła usta, żeby nie zdradzić swego podniecenia, i z niewzruszonym wyrazem twarzy spojrzała na Szlifierza.Val Con stanął koło niej i skłonił się żółwiowi.— Już jesteśmy gotowi, starszy bracie — powiedział.— Zechcesz nam towarzyszyć?ROZDZIAŁ ÓSMYCharlie Naranshek wsunął pistolet do rękawa tuniki.Zawsze zabierał go ze sobą, chociaż właściciel Grotto dał mu inną broń — większą i bardziej zdobioną — z przykazaniem, by ją nosił w pracy na widoku.Ale Charlie czuł się bezpieczniej jako wykidajło, wiedząc, że tuż pod ręką ma swojego starego druha.Wolałby w chwili zagrożenia nie korzystać z tego cacka, które dyndało mu u pasa.Mijając biurko, uniósł dłoń na pożegnanie.— Dobranoc, Pat.— Charlie? — Ruchem dłoni wezwała go do siebie i odwróciła monitor, żeby mógł przeczytać świecący pomarańczowy napis.— Zerknij na to.A nuż ich gdzieś zobaczysz.Zmarszczył brwi.„Poszukiwani.”— Cztery żółwie i dwoje ludzi? Zupełnie powariowali?Pat wzruszyła ramionami.— A twoim zdaniem to niemożliwe, żeby żółwie przyszły do Grotto? Nawet na małą potańcówkę w sali bez grawitacji? — Energicznie potrząsnęła głową i wykonała kilka szybkich ruchów, w parodii tańca, który zapewne wciąż był w modzie w jakimś zakątku dżungli — tam, gdzie włócznię i zwykłe czółno uważano za szczyt techniki.Charlie zamruczał pod nosem.— Jasne.Tyle tylko, że tam jednak jest grawitacja.Wprawdzie niewielka, ale jest.— Znowu spojrzał na monitor.— „Obserwacja, żadnych kontaktów.Natychmiastowy raport do Komendy Głównej, Mbda.Dalsza inwigilacja.Mogą być uzbrojeni”.Teraz Pat stuknęła palcem w jakiś klawisz i pojawiły się rysopisy dwojga podejrzanych towarzyszących Clutchom.— „Mężczyzna o ciemnych włosach i zielonych oczach, szczupłej budowy ciała, wzrostu około metr sześćdziesiąt, pomiędzy osiemnastym i dwudziestym piątym rokiem życia.Kobieta o rudych włosach i szarych oczach, szczupłej budowy ciała, wzrostu około metr pięćdziesiąt, pomiędzy osiemnastym i dwudziestym piątym rokiem życia”.— Wyprostował się i odwrócił monitor w stronę Pat.— Uzbrojeni? Przecież na dobrą sprawę żadne z nich nie udźwignie pistoletu! Żółwie to co innego.Trzeba uważać, żeby jeden z drugim przypadkiem człowieka nie nadepnął.Pat roześmiała się i odprawiła go ruchem ręki.— Idź już, bo stracisz fuchę.Niewiele można się spodziewać po ludziach, którzy nie potrafią wyżyć ze zwykłej policyjnej pensji.Charlie wyszczerzył zęby i skierował się w stronę wyjścia.— To na razie.Nie pozwól jakimś małolatom szarogęsić się na posterunku, dobrze?— A ty, staruszku, nie tańcz z żółwiami.Jej śmiech ucichł za zamkniętymi drzwiami.Charlie szybkim krokiem ruszył na postój taksówek.Musiał się spieszyć, jeśli chciał na czas dotrzeć do roboty.* * *Trzonek przeszedł sam siebie.Nie dość, że wynajął elegancką lożę z widokiem na orkiestrę, słynną „salę tańca” i dwa z sześciu barów, to jeszcze postanowił, że jego kompani — z uwagi na to, że obcują z ludźmi — będą podczas kolacji używali terrańskich sztućców.Szlifierz powoli rozwinął serwetkę i badawczym wzrokiem przyjrzał się łyżkom, nożom i widelcom.— Co o tym myślicie, bracia? — spytał w końcu, pokazując łyżkę.— To też odmiana noża?Trzonek przez chwilę pokiwał swoją łyżką, jakby sprawdzał jej wyważenie.— Ma w sobie wiele z noża, starszy bracie — przyznał.— I moim skromnym zdaniem, bez trudu dałoby się toto wyhodować.Ale inne? — Sięgnął po widelczyk.— Trzy czubki? Sześć krawędzi?— Bagatela! — zapewnił go Szlifierz.— Wystarczy, że spojrzymy na problem od tej strony.— Reszta przemowy utonęła w głębokich i dudniących dźwiękach, które — jak to zauważyła Miri — były językiem Clutchów.Nachyliła się do Val Cona.— Oni tak na poważnie?— Hm? — Drgnął i spojrzał na nią.Jego rękaw niechcący otarł się o jej nagie ramię.— Jak najbardziej.W świecie Szlifierza najlepsze noże wytwarza właśnie klan Średniej Rzeki.To zaś oznacza, że są twórcami najlepszych noży w całej galaktyce.— Co to znaczy: najlepszych? Najpiękniejszych, najbardziej użytecznych, czy może niezniszczalnych? Uśmiechnął się i ponownie napełnił kieliszki.— Trzy razy tak — odparł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Na dźwięk otwieranych drzwi szybko uniósł głowę.Miri była ubrana w granatową suknię, która miejscami przylegała do niej niczym druga skóra, miejscami zaś tworzyła fałdy, spływające ku ziemi na kształt wodospadu.Długie miedziane włosy, zwykle splecione w warkocz, teraz opadały jej na ramiona.Po prawej stronie wetknęła we włosy cienką błyszczącą pałeczkę.Nie założyła prawie żadnej biżuterii.Miała odkrytą szyję i dłonie wolne od pierścionków.Zbliżyła się do Szlifierza i złożyła należyty ukłon.Val Con wstał cicho z fotela i zniknął w swoim pokoju.— Tak, moja najmłodsza siostro.— zadudnił T’carais.— Mądrze wybrałaś kolor.Znakomicie podkreśla płomień twoich włosów.Miri skłoniła się z wdzięcznością.— Doprawdy nie wiem, jak mam dziękować.Nigdy w życiu nie miałam na sobie czegoś równie pięknego.— Twój widok wart jest tego.Tak samo jak mojego urodziwego brata.A gdzie on się podział? — Szlifierz rozejrzał się na boki.— Już jestem! — oznajmił Val Con, stając w drzwiach sypialni.— Po prostu czegoś zapomniałem.Rzeczywiście mógł się podobać.Włożył białą koszulę z bufiastymi rękawami, ciasno spiętymi w nadgarstkach.Koronkowe mankiety sięgały mu do połowy dłoni.Miękkie ciemno wiśnio we spodnie były uszyte z materiału, który aż się prosił, żeby go pogładzić.W jego prawym uchu połyskiwała zielona łezka, a na lewej dłoni pysznił się złoty sygnet z zielonym oczkiem.Ciemne włosy błyszczały w żółtawym świetle jak najprzedniejszy jedwab.Val Con skłonił się przed dziewczyną i podał jej małe puzderko.— Wybacz, że cię uraziłem.— Nic nie szkodzi.Ostrożnie uchyliła wieczko.W środku znalazła srebrny naszyjnik z kunsztownie rżniętym błękitnym kamieniem i pierścień w kształcie baśniowego węża, ściskającego w paszczy klejnot tej samej barwy.Przez chwilę stała nieruchomo.Potem wzięła głęboki oddech i podniosła wzrok na Val Cona.Spojrzała mu prosto w oczy.— Dziękuję.Ja.— Pokręciła głową i zaczęła od nowa.— Palesci modassa.— To była oficjalna formuła podziękowań.Val Con uśmiechnął się.— Proszę bardzo — odparł.Uznał, że ze względu na liczne niuanse liadeńskiej mowy, bezpieczniej będzie nadal rozmawiać po terrańsku.Wskazał na naszyjnik.— Mogę?Miri uśmiechnęła się.— No pewnie.Najpierw wsunęła na palec pierścień, a później uniosła obie ręce, żeby odgarnąć włosy z szyi.Val Con zręcznie zapiął naszyjnik.Widać było, że robi to nie po raz pierwszy.Miri zagryzła usta, żeby nie zdradzić swego podniecenia, i z niewzruszonym wyrazem twarzy spojrzała na Szlifierza.Val Con stanął koło niej i skłonił się żółwiowi.— Już jesteśmy gotowi, starszy bracie — powiedział.— Zechcesz nam towarzyszyć?ROZDZIAŁ ÓSMYCharlie Naranshek wsunął pistolet do rękawa tuniki.Zawsze zabierał go ze sobą, chociaż właściciel Grotto dał mu inną broń — większą i bardziej zdobioną — z przykazaniem, by ją nosił w pracy na widoku.Ale Charlie czuł się bezpieczniej jako wykidajło, wiedząc, że tuż pod ręką ma swojego starego druha.Wolałby w chwili zagrożenia nie korzystać z tego cacka, które dyndało mu u pasa.Mijając biurko, uniósł dłoń na pożegnanie.— Dobranoc, Pat.— Charlie? — Ruchem dłoni wezwała go do siebie i odwróciła monitor, żeby mógł przeczytać świecący pomarańczowy napis.— Zerknij na to.A nuż ich gdzieś zobaczysz.Zmarszczył brwi.„Poszukiwani.”— Cztery żółwie i dwoje ludzi? Zupełnie powariowali?Pat wzruszyła ramionami.— A twoim zdaniem to niemożliwe, żeby żółwie przyszły do Grotto? Nawet na małą potańcówkę w sali bez grawitacji? — Energicznie potrząsnęła głową i wykonała kilka szybkich ruchów, w parodii tańca, który zapewne wciąż był w modzie w jakimś zakątku dżungli — tam, gdzie włócznię i zwykłe czółno uważano za szczyt techniki.Charlie zamruczał pod nosem.— Jasne.Tyle tylko, że tam jednak jest grawitacja.Wprawdzie niewielka, ale jest.— Znowu spojrzał na monitor.— „Obserwacja, żadnych kontaktów.Natychmiastowy raport do Komendy Głównej, Mbda.Dalsza inwigilacja.Mogą być uzbrojeni”.Teraz Pat stuknęła palcem w jakiś klawisz i pojawiły się rysopisy dwojga podejrzanych towarzyszących Clutchom.— „Mężczyzna o ciemnych włosach i zielonych oczach, szczupłej budowy ciała, wzrostu około metr sześćdziesiąt, pomiędzy osiemnastym i dwudziestym piątym rokiem życia.Kobieta o rudych włosach i szarych oczach, szczupłej budowy ciała, wzrostu około metr pięćdziesiąt, pomiędzy osiemnastym i dwudziestym piątym rokiem życia”.— Wyprostował się i odwrócił monitor w stronę Pat.— Uzbrojeni? Przecież na dobrą sprawę żadne z nich nie udźwignie pistoletu! Żółwie to co innego.Trzeba uważać, żeby jeden z drugim przypadkiem człowieka nie nadepnął.Pat roześmiała się i odprawiła go ruchem ręki.— Idź już, bo stracisz fuchę.Niewiele można się spodziewać po ludziach, którzy nie potrafią wyżyć ze zwykłej policyjnej pensji.Charlie wyszczerzył zęby i skierował się w stronę wyjścia.— To na razie.Nie pozwól jakimś małolatom szarogęsić się na posterunku, dobrze?— A ty, staruszku, nie tańcz z żółwiami.Jej śmiech ucichł za zamkniętymi drzwiami.Charlie szybkim krokiem ruszył na postój taksówek.Musiał się spieszyć, jeśli chciał na czas dotrzeć do roboty.* * *Trzonek przeszedł sam siebie.Nie dość, że wynajął elegancką lożę z widokiem na orkiestrę, słynną „salę tańca” i dwa z sześciu barów, to jeszcze postanowił, że jego kompani — z uwagi na to, że obcują z ludźmi — będą podczas kolacji używali terrańskich sztućców.Szlifierz powoli rozwinął serwetkę i badawczym wzrokiem przyjrzał się łyżkom, nożom i widelcom.— Co o tym myślicie, bracia? — spytał w końcu, pokazując łyżkę.— To też odmiana noża?Trzonek przez chwilę pokiwał swoją łyżką, jakby sprawdzał jej wyważenie.— Ma w sobie wiele z noża, starszy bracie — przyznał.— I moim skromnym zdaniem, bez trudu dałoby się toto wyhodować.Ale inne? — Sięgnął po widelczyk.— Trzy czubki? Sześć krawędzi?— Bagatela! — zapewnił go Szlifierz.— Wystarczy, że spojrzymy na problem od tej strony.— Reszta przemowy utonęła w głębokich i dudniących dźwiękach, które — jak to zauważyła Miri — były językiem Clutchów.Nachyliła się do Val Cona.— Oni tak na poważnie?— Hm? — Drgnął i spojrzał na nią.Jego rękaw niechcący otarł się o jej nagie ramię.— Jak najbardziej.W świecie Szlifierza najlepsze noże wytwarza właśnie klan Średniej Rzeki.To zaś oznacza, że są twórcami najlepszych noży w całej galaktyce.— Co to znaczy: najlepszych? Najpiękniejszych, najbardziej użytecznych, czy może niezniszczalnych? Uśmiechnął się i ponownie napełnił kieliszki.— Trzy razy tak — odparł [ Pobierz całość w formacie PDF ]