Pokrewne
- Strona Główna
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Moreta Pani Smokow z Pern
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Renegaci z Pern
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Niebiosa Pern
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Delfiny z Pern
- McCaffrey Anne Niebiosa Pern (SCAN dal 1040)
- McCaffrey Anne Moreta Pani Smokow z Pern
- Boyd William Jak lody w słońcu
- Pol dzialje weneckie Kraszewski
- Cortazar Julio Gra w klasy (SCAN dal 1110)
- Little Bentley Dominium
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pozycb.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego właśnie S’loner okazał się nieodpowiedzialny, decydując się na lot mimo złego samopoczucia.Robinton wiedział, że ludzkie serce potrafi zatrzymać się w jednej sekundzie.W tej samej sekundzie Chendith uświadomił sobie, że jego jeździec nie żyje, a obecność pasażera nie powstrzyma żadnego smoka od samobójstwa.I spowodowania tragicznej śmierci — takiej jak Lorda Maidira.F’lon spał, rozciągnięty na łóżku.Robinton przykrył jeźdźca kocem, by zimno nie obudziło go przed czasem.Słońce już się chyliło ku zachodowi i w pokoju zrobiło się chłodno.Zamknął drzwi na klucz, wsadził go do kieszeni, wziął ze schowka lekką futrzaną narzutę i położył się na mniejszym łóżku w pokoju, gdzie mieszkał w dzieciństwie.Zasnął, ledwie zdążył zaniknąć oczy.— Hej, gdzie jest klucz? — mówił mu ktoś do ucha, a czyjaś ręka potrząsała nim szorstko.W pokoiku było ciemno; w dziennym pokoju palił się jeden jedyny koszyk z żarami, ale długie buty na nogach postaci stojącej nad łóżkiem powiedziały mu, że to F’lon, który się obudził i chce już odlecieć.— Och, przepraszam, F’lonie.Jeździec niecierpliwie pstrykał palcami, czekając na klucz, podczas gdy Robinton przeszukiwał kieszenie spodni.— Jeśli się dowiem, że ludzie z Wysokich Rubieży odlecieli na innym smoku, będę bardzo niezadowolony.— A ja będę niezadowolony, jeśli jeszcze zastaniesz ich w Warowni — odparł Robinton.Oddał mu klucz i położył się z powrotem, żałując, że nie może przespać całego dnia.Słyszał, jak F’lon hałaśliwie przechodzi przez dzienny pokój, majstruje kluczem w zamku i otwiera drzwi tak gwałtownie, że huknęły o ścianę.— Lepiej pójdę za nim — mruknął do siebie, pocieszając się myślą, że C’vrel dawno już odwiózł trójkę z Wysokich Rubieży do domu.Miał rację.F’lon też się tego zdążył dowiedzieć od Hayona, bo gdy Robinton dotarł do szczytu schodów, spiżowy jeździec rzucił mu przez ramię wściekłe spojrzenie.Za chwilę jednak, w tak charakterystycznym dla niego przeskoku od nastroju do nastroju, F’lon uśmiechnął się i machnął ręką.Napięcie zniknęło z jego twarzy i powędrował do splądrowanego stołu z przekąskami, by sprawdzić, czy nie zostało tam coś do jedzenia.Hayon z młodszym rodzeństwem tworzyli żałobną grupkę z jednej strony kominka; z drugiej siedziała Lady Hayara w towarzystwie swoich braci i sióstr, którzy przybyli, by dotrzymać jej towarzystwa.Robinton zszedł na dół, zatrzymując po drodze jedną ze służących.— Czy Mistrz Harfiarzy jest tu jeszcze? — zapytał.Machnęła ręką w stronę korytarza, a potem pokazała palcem w lewo, w kierunku małej jadalni.Znalazł tam Mistrza Gennella z Lordem Grogellanem i Mistrzynią Uzdrowicieli.— F’lon wstał — powiedział — ale, o ile się nie mylę, goście z Wysokich Rubieży dawno już odjechali.Grogellan zachichotał, a Mistrz Gennell się uśmiechnął.— Mistrzyni Giniu, czy miałaś okazję, by zbadać Lorda Faroguya? — spytał Grogellan.Kiwnęła głową.— Jego syn zapewni mu najlepszą opiekę przez czas, jaki mu jeszcze pozostał — odparła poważnie.— To choroba krwi, na którą nie ma lekarstwa dla człowieka w tym wieku.— Czy Faks o tym wie? — zapytał Robinton wprost.Grogełlan parsknął; Mistrz Gennell już chciał skarcić swojego czeladnika, ale Ginia uniosła dłoń.— Ten młody człowiek wie o wiele za dużo o sprawach, którymi nie powinien się interesować mały — powiedziała to z naciskiem — dzierżawca.— Który może już niedługo przestanie być mały — uzupełnił Robinton.— To bardzo ambitny, chciwy typ.— Miałeś z nim jakieś starcie w Dalekich Rubieżach? — spytał Gennell.— Nic takiego, Mistrzu, ale czułem się zobowiązany poinformować cię, po powrocie z kontraktu, że nie pozwala on harfiarzom uczyć dzierżawców podstawowych przedmiotów.Grogellan ze zdziwieniem uniósł brwi i zwrócił się do Gennella:— To prawda?— Obawiam się, że tak.— Ale z pewnością ktoś tak akuratny jak Faroguy wywarłby jakiś nacisk…— Faroguy jest stary, zmęczony i chory — odparł Robinton — i uważa, że Karta daje gospodarzom autonomię w obrębie ich ziem.— Rodzi się tylko pytanie, czy rzeczone gospodarstwo rządzi się zasadami Karty — podjęła myśl Ginia.Gdy Robinton przytaknął, dodała: — Szczerze mówiąc, nie podoba mi się zachowanie Faksa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Dlatego właśnie S’loner okazał się nieodpowiedzialny, decydując się na lot mimo złego samopoczucia.Robinton wiedział, że ludzkie serce potrafi zatrzymać się w jednej sekundzie.W tej samej sekundzie Chendith uświadomił sobie, że jego jeździec nie żyje, a obecność pasażera nie powstrzyma żadnego smoka od samobójstwa.I spowodowania tragicznej śmierci — takiej jak Lorda Maidira.F’lon spał, rozciągnięty na łóżku.Robinton przykrył jeźdźca kocem, by zimno nie obudziło go przed czasem.Słońce już się chyliło ku zachodowi i w pokoju zrobiło się chłodno.Zamknął drzwi na klucz, wsadził go do kieszeni, wziął ze schowka lekką futrzaną narzutę i położył się na mniejszym łóżku w pokoju, gdzie mieszkał w dzieciństwie.Zasnął, ledwie zdążył zaniknąć oczy.— Hej, gdzie jest klucz? — mówił mu ktoś do ucha, a czyjaś ręka potrząsała nim szorstko.W pokoiku było ciemno; w dziennym pokoju palił się jeden jedyny koszyk z żarami, ale długie buty na nogach postaci stojącej nad łóżkiem powiedziały mu, że to F’lon, który się obudził i chce już odlecieć.— Och, przepraszam, F’lonie.Jeździec niecierpliwie pstrykał palcami, czekając na klucz, podczas gdy Robinton przeszukiwał kieszenie spodni.— Jeśli się dowiem, że ludzie z Wysokich Rubieży odlecieli na innym smoku, będę bardzo niezadowolony.— A ja będę niezadowolony, jeśli jeszcze zastaniesz ich w Warowni — odparł Robinton.Oddał mu klucz i położył się z powrotem, żałując, że nie może przespać całego dnia.Słyszał, jak F’lon hałaśliwie przechodzi przez dzienny pokój, majstruje kluczem w zamku i otwiera drzwi tak gwałtownie, że huknęły o ścianę.— Lepiej pójdę za nim — mruknął do siebie, pocieszając się myślą, że C’vrel dawno już odwiózł trójkę z Wysokich Rubieży do domu.Miał rację.F’lon też się tego zdążył dowiedzieć od Hayona, bo gdy Robinton dotarł do szczytu schodów, spiżowy jeździec rzucił mu przez ramię wściekłe spojrzenie.Za chwilę jednak, w tak charakterystycznym dla niego przeskoku od nastroju do nastroju, F’lon uśmiechnął się i machnął ręką.Napięcie zniknęło z jego twarzy i powędrował do splądrowanego stołu z przekąskami, by sprawdzić, czy nie zostało tam coś do jedzenia.Hayon z młodszym rodzeństwem tworzyli żałobną grupkę z jednej strony kominka; z drugiej siedziała Lady Hayara w towarzystwie swoich braci i sióstr, którzy przybyli, by dotrzymać jej towarzystwa.Robinton zszedł na dół, zatrzymując po drodze jedną ze służących.— Czy Mistrz Harfiarzy jest tu jeszcze? — zapytał.Machnęła ręką w stronę korytarza, a potem pokazała palcem w lewo, w kierunku małej jadalni.Znalazł tam Mistrza Gennella z Lordem Grogellanem i Mistrzynią Uzdrowicieli.— F’lon wstał — powiedział — ale, o ile się nie mylę, goście z Wysokich Rubieży dawno już odjechali.Grogellan zachichotał, a Mistrz Gennell się uśmiechnął.— Mistrzyni Giniu, czy miałaś okazję, by zbadać Lorda Faroguya? — spytał Grogellan.Kiwnęła głową.— Jego syn zapewni mu najlepszą opiekę przez czas, jaki mu jeszcze pozostał — odparła poważnie.— To choroba krwi, na którą nie ma lekarstwa dla człowieka w tym wieku.— Czy Faks o tym wie? — zapytał Robinton wprost.Grogełlan parsknął; Mistrz Gennell już chciał skarcić swojego czeladnika, ale Ginia uniosła dłoń.— Ten młody człowiek wie o wiele za dużo o sprawach, którymi nie powinien się interesować mały — powiedziała to z naciskiem — dzierżawca.— Który może już niedługo przestanie być mały — uzupełnił Robinton.— To bardzo ambitny, chciwy typ.— Miałeś z nim jakieś starcie w Dalekich Rubieżach? — spytał Gennell.— Nic takiego, Mistrzu, ale czułem się zobowiązany poinformować cię, po powrocie z kontraktu, że nie pozwala on harfiarzom uczyć dzierżawców podstawowych przedmiotów.Grogellan ze zdziwieniem uniósł brwi i zwrócił się do Gennella:— To prawda?— Obawiam się, że tak.— Ale z pewnością ktoś tak akuratny jak Faroguy wywarłby jakiś nacisk…— Faroguy jest stary, zmęczony i chory — odparł Robinton — i uważa, że Karta daje gospodarzom autonomię w obrębie ich ziem.— Rodzi się tylko pytanie, czy rzeczone gospodarstwo rządzi się zasadami Karty — podjęła myśl Ginia.Gdy Robinton przytaknął, dodała: — Szczerze mówiąc, nie podoba mi się zachowanie Faksa [ Pobierz całość w formacie PDF ]