[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy obecni wybiegli do Niecki w ślad za Władcami Weyru, chcąc zobaczyć, co się dzieje.— To nie Duchy! — zawołała Lessa i zatrzymała się tak gwałtownie, że F’lar musiał zrobić unik.Nic dziwnego, że smok–wartownik podniósł alarm: na niebie pojawiły się długie, płomienne wstęgi, niemal wprost nad Bendenem.Nagle wszyscy drgnęli; to wybuchła kolejna smuga — jakby od wielkiej kuli odpadł mały kawałeczek.— Na pewno nie! — zgodził się F’lar, wpatrując się w niebo i jednocześnie rozcierając zmarznięte ramiona swojej towarzyszki weyru.Willerth nie mówił, że to Duchy, przypomniała Ramoth i dodał; zaskoczona: Ruth twierdzi, że nad Ruathą też coś jest i Jaxom uważa, że to nie Duchy.Teraz już wszystkie smoki w całym Weyrze wpatrywały się w niebo.Ich oczy zaczęły wirować z podniecenia — całe wnętrze wygasłego krateru znalazło się w kręgu barwnych, plam.F’nor i F’les przyłączyli się do przywódców Weyru, spoglądając na zjawisko, które wciąż strzelało płomieniami.— Te wszystkie płomienne strzały — Lessa wskazała dłonią— pochodzą jakby z jednego źródła.— Chciałbym wiedzieć, z jakiego — powiedział F’lessan, przygładzając gęste włosy z nietypową dla siebie nachmurzoną miną.— To ty studiowałeś astronomię — oświadczył F’lar, zwracając twarz ku synowi, ale nie odrywając oczu od feerii kolorowych świateł.— Ale nie zajmowaliśmy się takimi rzeczami — odparł F’lessan.—To może być meteor spalający się w atmosferze.Niejeden już do na dotarł.— Tak, Stacja Kurierów w Kole to niezapomniany przypadek! — i mruknął kwaśno F’nor.— Czy są szansę, że spadnie na nas? — spytała Brekke, zaciskając dłoń na ramieniu F’nora.— Powinien się chyba poruszać? — w głosie Lessy zabrzmiało lekkie zdenerwowanie.— Mam wrażenie, że wisi wprost nad nami.— To tylko złudzenie — odparł F’lessan, starając się, by jego głos brzmiał pewnie.Zobaczył, jak F’lar unosi w górę brew i wzruszył ramionami.— Pewnie za moment zniknie.Choć Duchy zwykle przelatują z zachodu na wschód.Kiedy je widać.— Ale są bledsze — odparła Lessa.— A to jest coraz jaśniejsze! —zadygotała.F’lar otoczył ją ramionami, by zapewnić jej choć trochę ciepła w zimowy poranek.Jest bardzo wysoko, stwierdziła Ramoth.Robi się coraz jaśniejsze, dodała i opuściła na oko pierwszą ochronną powiekę.Zgadzam się.Zimowe Duchy są jeszcze wyżej, dodał Mnementh.Jak myślicie, czy z Yoko będzie to widać? spytała Lessa.Czy jest za bardzo na północ, poza zasiągiem czujników?Tiroth mówi, że zabiera cztery osoby na Lądowisko na obserwację.W głosie Ramoth zabrzmiało zaskoczenie.Lessa też była zdziwiona, gdy powtórzyła tę wiadomość otaczającym ją jeźdźcom.— No cóż, Wansor koniecznie powinien tam być i ten jego czeladnik także.Jak on ma na imię?— Erragon — podpowiedział jej F’lessan.— Właśnie, Erragon.Powinni zobaczyć raporty z Yoko — dokończyła Lessa.— Ja też pojadę, w imieniu Bendenu — szarmancko zaofiarował sią F’lessan.— Sellie — złapał za ramię swojego drugiego syna, Selessana; właściwie powinien nazywać go S’łan, bo chłopiec naznaczył brązowego smoka dwa Obroty wstecz.Sellie wybiegł na zewnątrz, żeby zobaczyć, co się dzieje.Był równie ciekawski, jak F’lessan w jego wieku.— Pobiegnij po mój sprzęt.Pierwszy stół na lewo.— Chłopiec popędził, by wypełnić polecenie.— Erragon ma ten wielki teleskop — stwierdził F’nor.— O świcie przerywa obserwacje — skrzywił się F’lessan.— Na co najmniej dwie godziny.— Czyżby miał nie widzieć takiego zjawiska? — Lessa wskazała w górę.Wydawało się, że smugi zniknęły, ale za chwilę przedświt rozjaśniła kolejna eksplozja.— Przecież to nie wzięło się znikąd, prawda?— Mamy raporty o podobnych zjawiskach — powiedział F’nor z celową obojętnością, by nie denerwować Brekke, która stojąc obok niego cała się trzęsła.— Wejdźmy do środka.— Pójdzie sobie, jak nie będziemy patrzeć? — spytała Brekke, uśmiechając się do niego z uczuciem, ale usłuchała i weszła do Weyru.— No cóż, sprawdzę, co to jest według Yoko — oświadczył F’lessan i wezwał Golantha ze skalnej półki.Zakładając uprząż, którą Przyniósł mu S’lan, nie odrywał oczu od długich wstęg na niebie.Wcisnął na głowę hełm.— Ale to nie spadnie na Weyr, prawda? — spytał jego syn, nerwowo przełykając ślinę.— Mnementh twierdzi, że nie — pocieszył F’lar wnuka.— Idź skończyć śniadanie, młody S’lanie.Brązowy jeździec posłusznie wrócił do jaskini.— Ciekaw jestem tego raportu z Yoko, F’larze — mruknął F’lessan.— Może to coś tylko przemyka się przez górną warstwę atmosfery i stąd te płomienie.— Ale nie jesteś pewien — powiedziała Lessa, przechylając głowę, by zajrzeć w oczy synowi.— Nie, ale nie wiem jeszcze bardzo wielu rzeczy o niebie nad Pernem — przyznał ze swoim zwykłym rozbrajającym uśmiechem.— Myślałem, że jednak używasz tej nowomodnej lornetki, i dostałeś od Jancis — powiedziała.— Ależ używam, Lesso, używam — potwierdził, gdy Golańth elegancko wylądował na czterech łapach w Niecce tuż za jeźdźcami! — Ale zostawiłem ją w Honsiu! Polecimy więc na Lądowisko i tam dowiem się wszystkiego.— Odbił się sprężyście i wskoczył na grzbiet swojego smoka.Lessa zamrugała.— Aha! Arwith Talliny mówi, że T’gellan też leci na Lądowisko.— Już mnie nie ma.Golanth będzie informować Ramoth.— F’lessan uniósł dłoń pożegnalnym gestem, wielki spiżowy smok podbiegł kilka kroków, by wystartować i w jednej chwili zniknął.— Musisz zamienić z nim słówko — krzywiąc się lekko, mruknęła Lessa do F’lara.— Dlaczego?— Nie powinien tak szybko startować i znikać na długość skrzydła od ziemi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl