[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zalegająca niżej ciemnośćrozproszy ła się; Luke zobaczy ł ceglane ściany i podłogę jakieś dziesięć metrów pod sobą.Jakprzewidy wał, pierwsze trzy metry będzie musiał zsuwać się po linie, bez oparcia, dopóki stopy nie znajdą ściany.Pózniej spokojnie opuścił się na samo dno chłodni.Tak samo będzie podczaspowrotu na górę.Dzięki Bogu by ł w doskonałej formie.Zjazd i wspinaczka nie powinny stanowićprob lemu.Wy łączy ł latarkę i wepchnął ją do kieszeni spodni.Nałoży wszy skórzane rękawice, ruszy ł nadół.Zastanawiał się z podziwem, ileż wy siłku musiało kosztować wy kopanie takiej jamy dwieścielat temu, ty lko przy uży ciu kilofów i łopat.Oczy wiście, Madi son miał niewolników  według tego,co mówiła Katie, około stu.Siła robocza nie stanowiła więc problemu.A jednak wy siłek, którynależało włoży ć w wy kopanie tak szerokiej i głębokiej dziury , robił wrażenie.Jego stopy natrafiły na ścianę; zszedł na podłogę.Spojrzał w górę i wy obraził sobie scenę sprzed wielu lat.Podczas zimy musiało znajdowaćsię tu mnóstwo lodu.Jezioro za domem, które wcześniej podziwiał, co roku zamarzało.Wówczasniewolnicy wy cinali z niego lodowe bloki, zaciągali do tej jamy i owijali w słomę dla lepszejizolacji.Ty le lodu, który przechowy wano tu aż do kolejnej zimy , gdy ów proces znów siępowtarzał.Luke przeczy tał na stronie internetowej Montpelier, że ulubiony m jedzeniemMadisona by ły lody.Jego żona, Dolley , zasły nęła nawet z populary zowania tego przy smaku,podała go podczas balu inaugurującego drugą kadencję męża.Luke włączy ł latarkę i zlustrował wnętrze.Czerwony promień sięgał ty lko na niewielkąodległość, sprawiając, że wszy stko spowijała szarzy zna; zary zy kował i przełączy ł światło na białe.Trudno by ło ocenić, ile teraz widział wokół siebie cegieł.Z pewnością ty siące, o wy blakły chbarwach, ich złączenia i spękania pokry wał żółtawy mech.Nieuniknione zjawisko, biorąc poduwagę wilgotną glebę oraz upły w czasu.Ogólnie jednak ściany by ły stosunkowo dobrzeutrzy mane.Pozostawanie w zamknięciu niewątpliwie miało tu swoją zasługę.Promień latarki natrafił na coś.Luke zawrócił i skupił się na powierzchni cegieł.Ledwie widoczne.Ale jest.Podszedł bliżej i zerknął w górę, starając się przebić wzrokiem mrok. To te pieprzone cy fry  wy szeptał.XIII.Zaczął się im uważnie przy glądać w świetle latarki.Na kolejny ch cegłach pojawiały się wy ry te znaki.XIX.LXX.XV.LIX.XCIX.Nie znał łaciny.Oczy wiście, rzy mskie cy fry nie by ły mu obce.Nauczy ł się ich dziękirozgry wkom Super Bowl.Nigdy właściwie nie zrozumiał, dlaczego NFL wolało uży wać ichzamiast dobry ch, stary ch amery kańskich liczb.Może dzięki temu chcieli wy dawać się lepsi?Nie przestawał oglądać ścian; zauważy ł, że wiele znaków ma swoje duplikaty.Szy bkonaliczy ł aż pięć liczb LXX.Osiem XV.Przy pomniał sobie to, co Stephanie pokazy wała mu nadole notatki Madisona.Nabazgrane IV.Szukał tego znaku, smagając cy lindry czne ścianyświatłem latarki.I znalazł.IV.Prawie u samej góry , jakieś dwa metry od otworu. Postanowił sprawdzić, czy przeczucie go nie my li.Nigdzie indziej nie zauważy ł już kolejnejIV.Pasowało mu to.Potrzebował teraz łomu.Niestety , znajdował się na górze.Luke zgasił latarkę, chwy cił za linęi zaczął się wspinać.Dotarłszy do krawędzi, podciągnął się przez właz i już miał złapać za łom,kiedy nagle coś zwróciło jego uwagę.Daleko.Za dworkiem.Ciemność nocy rozpraszało ry tmiczne pulsowanie niebieskiego światła i zawodzenie sy ren.A potem jeszcze kolejne dwa zestawy niebieskich świateł.Wszy stkie zmierzały w jego stronę. O cholera  szepnął. Niedobrze. Rozdział 41W ASZY NGT ON, DY ST RY KT KOLUMBIIGODZINA 1.4 0Rowan wy siadł z taksówki.Po drugiej stronie Pierwszej Ulicy widniała jasno oświetlona fasadaKapitolu.Kiedy obradował Kongres, wielokrotnie przy jeżdżał tu wieczorami, zwłaszcza przedlaty , podczas swoich dwóch pierwszy ch kadencji.Teraz robił to rzadziej, choć niekiedy jakaśważna kwestia nakazy wała ciału ustawodawczemu pokazową pracę do póznej nocy.Ale ty lko czasami.Pokaz.Prawdziwa robota nigdy nie odby wała się na poziomie legislatury.Decy zje rodziły sięw gabinetach za zamknięty mi drzwiami lub przy restauracy jny ch stołach, albo też podczasspaceru po National Mall.Rząd federalny by ł obciążony fundamentalną wadą, i to od dawna.Utracił zdolność dokonania czegoś naprawdę konstrukty wnego.Natomiast doskonale umiałwy sy sać wszelkie środki zarówno od oby wateli, jak i z poszczególny ch stanów.Robił niewiele, byrozwiązy wać problemy , jednocześnie nie pozwalając ich rozwiązać nikomu innemu.To, coRowan przeczy tał wczorajszego ranka o pety cji Teksasu doty czącej secesji, mocno utkwiło muw głowie.Biorąc pod uwagę fakt, że stan Teksas zachowywał zbilansowany budżet i sam stanowiłpiętnastą gospodarkę świata, mógł z powodzeniem odłączyć się od Unii bez uszczerbku dla poziomużycia swoich obywateli oraz ich praw i wolności, zgodnie z pierwotnymi ideami i poglądami OjcówZałożycieli, których odzwierciedleniem rząd federalny przestał być już dawno.Doskonale powiedziane.Rowan nie pamiętał dokładnie owej chwili, gdy stał się secesjonistą, by ł jednak całkowicieprzekonany , że stanowisko to jest słuszne.Kiedykolwiek jakakolwiek forma rządu stałaby siędestrukcyjna, naród ma prawo taki rząd zmienić lub obalić i powołać nowy, którego podwalinamibędą takie zasady i taka organizacja władzy, jakie wydadzą się narodowi najbardziej sprzyjającedla szczęścia i bezpieczeństwa.Thomas Jefferson oraz pięćdziesięciu pięciu inny ch patriotów,którzy podpisali się pod Deklaracją Niepodległości, mieli rację.Interesujące, bo wtedy właśnieludzie ci przy znali sobie naturalne i niezby walne prawo do zbrojnego przeciwstawienia siębry ty jskiej opresji.Gdy by jednak ich potomkowie próbowali uczy nić to samo względem StanówZjednoczony ch Amery ki, wy ciągnięto by całe miriady statutów federalny ch, aby podważy ćkażde ich działanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl