[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Laurel zdryfowała na dół pózniej, jejkroki były tak słabe, że ledwie usłyszałam skrzypiące schody.Zajęła swoje miejsce przy ogniu,owinięta w kołdrę, z włosami zwisającymi mizernie za jej plecami.Przyniosłam jej herbatę ichleb z masłem.Podziękowała mi, ale jej oczy nie opuściły dzikich, pełnych śniegu wichrów,wzywających ją za oknem.Pózniej do drzwi zastukał Perrin, zaskakując mnie.Laurel musiała widzieć jak nadchodzi,jej wyraz twarzy się nie zmienił.Albo, pomyślałam z nagłym przerażeniem, powitałabyCorbeta z tą samą beznamiętnością.Teraz czekała na coś całkowicie innego.Perrin dał mi garnek zupy, którą jego matka zrobiła dla Laurel.Zabrałam ją do Bedy, którapostawiła ją nad ogniem i wysłała mnie z powrotem z kubkiem brandy dla Perrina.Wyglądał, prowadząc rozmowę za dwoje, jakby tego potrzebował. Jak ci się udało znalezć przez to drogę?  Zapytałam go.Rzucił mi ponure spojrzenie, a potem zdał sobie sprawę, że miałam na myśli pogodę. Niepada, jest tylko wietrznie.Jeśli śnieg zacznie padać, mogę musieć zamieszkać tu na jakiś czas,przy tak silnym wietrze. Popatrzył na Laurel, która była bladym profilem wśród wiotkichwłosów.Lekko dotknął wyszytego fiołka na jej kołdrze. Zjesz trochę zupy mojej matki?Będzie chciała wiedzieć.yle się poczuje, jeśli tego nie zrobisz.Zrobiła ją dla ciebie.Laurel oderwała oczy od okna.Popatrzyła na niego jak przez zaśnieżone pola. To miło zjej strony. Powiedziała uprzejmie. Powiedz jej, proszę, że była dobra.Oboje milczeli, gdy wróciłam z zupą.Podałam Laurel miskę.Wzięła pół łyżki, powiedziałacoś zdawkowego, a potem siedziała, trzymając ją niezręcznie, pozwalając jej ostygnąć.Jej oczypodążyły do okna.Usłyszałam Perrina, biorącego nierówny oddech.Ale utrzymał spokojnygłos, mówiąc do mnie, gdy Laurel nie odpowiedziała.Gdy słowa w końcu zawiodły nas oboje,przypomniał sobie o flecie na półce za Laurel.Podniósł go i zaczął cicho grać.Twarz Laurel odwróciła się szybko od okna przypierwszych, słodkich nutach.Wpatrywała się w Perrina, jakby nie wiedziała, że tam był.Potempoczuła miskę w swoich rękach.Odstawiła ją i odchyliła się, naciągając kołdrę ciasno wokół siebie.Zwiatło ognia musnęło jej twarz, roztapiając jej sztywność, gdy obserwowała Perrina,pojawił się zapomniany wyraz twarzy.Zostawiłam ich tam by usiąść na schodach i słuchałam,i przypomniałam sobie, jacy wszyscy byliśmy ten nieskończony czas temu, gdy Laurel kochałaPerrina, a ja nie kochałam nikogo i tylko pory roku się zmieniały.Perrin mówił do Laurel i grał, i znów mówił.Słyszałam jej mruknięcie raz czy dwa.W końcują zostawił.Poszedł do drzwi, wyglądając blado i na zmęczonego.Zapinając płaszcz powiedziałcicho. Słuchała, ale ledwie się odezwała i nic nie zjadła.Gdy przestałem grać, słuchaławiatru, a jej uwaga znów uciekała.Jakby była pod wpływem zaklęcia. Tak. Powiedziałam pusto. Wrócisz niedługo? Jutro.Nawet, gdybym musiał iść na oślep przez śnieżycę.Najpierw pójdę do wioski,zobaczę czy Blane może wymyślić coś, żeby jej pomóc. Dziękuję. Nie tak dawno temu życzyłem sobie, żeby Corbet zniknął z powierzchni ziemi.Terazoddałbym moje serce, żeby zobaczyć go z powrotem, ponieważ właśnie je by mnie tokosztowało.Ale oddałbym je dla jej dobra.Pocałował mnie w policzek i poszedł ścieżką mojego ojca do stodoły.Następnego ranka Laurel wie wyszła z łóżka.Przeprosiła naszego ojca, gdy poszedł do niejna górę.Zacisnął żeby wokół niezapalonej fajki, dostrzegając kolejny koszmar.Zobaczyłamprzerażenie w jego oczach. Nic mi nie będzie. Powiedziała mu Laurel.Wydawało się, że było jej szczerze przykro,że martwi go robiąc coś, co tylko ja robiłam zimą. Muszę tylko trochę odpocząć.Czuję siępo prostu zmęczona.Nie wiem, dlaczego.Jednak nie spała.Gdy zanosiłam jej herbatę albo zupę, albo jedno z imbirowych ciastekBedy, znajdowałam ją przytomną, obserwującą śnieg z twarzą spokojną, odległą, równiebezbarwną jak śnieg.Desperacko zapragnęłam, żeby chodziła w te i z powrotem, alboszlochała, albo przeklinała Corbeta za opuszczenie jej i odda go śmiertelnemu uśmiechowi ibezwzględnym objęciom zimy.Chciałam rzucić jej filiżanką przez pokój, krzyczeć na nią zabycie tak ślepą, tak samolubną i okrutną, żeby nie wybrać życia, dla naszego dobra, jeśli niemogła znalezć żadnego, innego powodu.Ale znów powiedziałaby mi tylko, że jest zima iwyobrażam sobie rzeczy, z nią było w porządku i po prostu nie była teraz głodna.Póznym popołudniem siedziałam z nią, czesząc jej włosy, które były nieupięte i dłuższe niżpamiętałam.Były teraz cieńsze, straciły swój ciemny połysk.Wichry w końcu ustały,pozostawiając na świecie dziwny bezruch.Zobaczyłam Perrina daleko na drodze, w saniach,który ze swoimi futrami i pomalowanymi płozami sań, wyglądał jednocześnie odważnie ibezsilnie, gdy przemieszczał się między rozległymi, białymi płaszczyznami ziemi i nieba.Zabrał ze sobą Blane a. Aptekarz stanął twarzą w twarz z tym samym koszmarem, choć lepiej to ukrył.Przyciągnąłkrzesło obok łóżka, słuchając z nieporuszoną twarzą jak Laurel przepraszała go za wyciąganiego z domu bez żadnego powodu, w tak zła pogodę.Wysłał naszego ojca i Perrina na dół, wczasie, gdy ją badał, a potem wysłał na dół mnie, gdy ją wypytywał.Znalazłam mojego ojca, żującego wspomnienia i swoją, niezapaloną fajkę przy ogniu.Perrinsiedział z fletem w dłoniach, obracając go powoli, obserwując jak światło ognia błyska srebremwzdłuż niego i znika. Zagraj. Poprosiłam.Spróbował, kilka słodkich nut zagwizdało wpowietrzu i znów go opuścił, nie mówiąc niczego, by obserwować światło.Blane w końcu zszedł na dół.Jego oczy powędrowały najpierw do mojego ojca, a potem doPerrina. Corbet Lynn. Powiedział.To było pytanie.Mój ojciec wysilił się, machnął ręką, kierując całe pytanie do Perrina i sięgnął po świecę. Złapał ją wytrąconą z równowagi. Odpowiedział znużony Perrin. Nas wszystkich. A potem zniknął. Blane potarł oczy. Albo umarł.Niestety on jest jedynymlekarstwem, jakie mogę znalezć dla Laurel. To wszystko?  Zapytał niedowierzająco mój ojciec. Corbet Lynn?Aptekarz przez chwile patrzył na niego w milczeniu. To więcej  Powiedział ostrożnie. niż mieliśmy wcześniej. Podszedł do ognia i zapatrzył się w niego, ze szczupłą twarząbezkrwistą, udręczoną.Niechętnie dodał. Nie wiem czy teraz chce nawet Corbeta. Więc, co w takim razie  Mój ojciec podszedł o krok, z własną twarzą napiętą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl