[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam osiedlili się Dorwagowie - lud krzepki i uparty, który w swych leśnych twierdzach przetrwał napór i nie poddał się władzy Zła.Mało o nich wiadomo, ale jest to lud spokojny i serdeczny, święcie przestrzegający zasad gościnności.Nie bardzo lubią koczujących Easterlingów, nie cierpią Baskanów za ich zwyczaj uderzania znienacka, w plecy; na granicy ziem Baskanów i Dorwagów trzeba było nawet stawiać „zapory” z innych ludów leśnych - mieszkańców Błękitnego Lasu, znajdującego się na brzegu Morza Rhun.Drużyny Dorwagów wraz z Easterlingami to jądro highburskiego wojska.Dało ono kiedyś nauczkę gondorskim gorliwcom, którzy chcieli położyć łapy na tych ziemiach! Więcej Gondor już się tu nie pokaże.Minąwszy lasy Dorwagów, szlak przechodzi przez Newbury i co tam dalej się dzieje, wiadomo tylko z opowieści, a Gondorczycy już się nie zapuszczali dalej na wschód.- Wiesz może, skąd przyszli Hazgowie? - zapytał Folko.- Oni żyją gdzieś strasznie daleko stąd, o wiele dni drogi z Newbury - odpowiedział Geret.- Jacyś wrogowie zaczęli ich naciskać na zachodzie i Rada Starszych wyprawiła duży oddział na poszukiwanie wolnych ziem, a prócz tego, by znaleźć złoto na wykup.Oto dlaczego, ledwie pojawili się w Nadruniu, a już zaatakowali krasnoludy z Żelaznych Wzgórz, a kiedy się nie udało, ruszyli dalej, dochodząc aż do Gundabadu.Mają dziką naturę i często rzucają się w bój bez potrzeby, kiedy zamroczy ich gniew.Tam też ich spotkaliśmy.- Geret zamilkł na chwilę.- Wódz w uczciwej walce odebrał życie ich wodzowi, od tego dnia oni są z nami.Wtedy widziałem ten sztylet.-Wskazał głową na ostrze wiszące na piersi hobbita.- Chodzi o to, że - zawahał się - boję się skłamać, bo Hazgowie mówią bardzo dziwnym językiem.Ale zrozumiałem, że dawno temu, niewiarygodnie dawno, żyli oni na dalekim zachodzie, skąd przegnali ich rycerze z Zamorza.Hazgowie marzą o powrocie tam.Sądzę - spojrzał ufnie na Torina - że Wódz udał się właśnie do nich, po resztę potężnego wojska.Przecież gdyby pod Fornostem liczyli nie trzy setki, ale trzy tysiące, nie obraźcie się, czcigodne krasnoludy, wasz hird nie utrzymałby się! Wybaczcie, jeśli niechcący was uraziłem.- Nie ma potrzeby przepraszania - powiedział spokojnie Torin.- To są nasi wspólni wrogowie.Zachowują się głupio w swojej pogoni za bogactwem, a my wierzymy, że do naszych podziemi też może dojść Niebiański Ogień, który schodzi po Wielkich Schodach.Folko bardzo chciał się dowiedzieć, dlaczego Geret zdecydował się służyć Olmerowi, ale uświadomił sobie, że podobnych pytań nie należy zadawać ludziom, którzy w taki czy inny sposób znaleźli się na niewłaściwej drodze, jeśli chce się zapewnić sobie ich życzliwość, chociażby po to, by uzyskać potrzebne informacje.Zapadła na chwilę cisza, a potem Torin zaczął wypytywać Gereta o szczegóły jego jesiennego pochodu.Ten opowiadał z goryczą, ale dość chętnie.- Wodzowi nigdy jeszcze nie udało się zebrać tylu wojowników z wolnych ziem.Wiecie, że powstał cały Angmar?! Dali sporo jazdy i odważnie się bili, klnę się na Wielkie Schody! Czekaliśmy na uzupełnienie z południa, ale Dunland przysłał tylko trochę piechoty, chociaż obiecywał o wiele więcej!- Tak, obiecywali jazdę, a dali tylko konie - wtrącił Malec.- Właśnie, ale skąd to wiecie?.Zresztą, wybaczcie, zapomniałem, że możecie wiedzieć znacznie więcej.- Geret popatrzył na nich z rosnącym szacunkiem.- Nie przyszli ci, których wzywaliśmy z Minhiriathu i Enedwaithu; podłe ludziki, mówię wam, ciągle jeszcze wierzą w elfijskie brednie.A wiecie, kto nie zawiódł? Nie zawiedli nasi ludzie z Arnoru i orkowie.Tak, wybaczcie, szlachetne krasnoludy, wiem, że ich nie lubicie, ale bili się wspaniale i poddali się ostatni.Wódz nie dzieli tych, którzy mu służą, bierze pod uwagę tylko zasługi i przewinienia.Ale niewielu jest karanych, wszyscy słuchają Wodza, zresztą, jak można go nie posłuchać? Dołączyli do nas również ci, którzy czczą Mogilniki, te z okolic Przygórza.- Co nieco o nich słyszeliśmy - rzucił Torin.- Ciekawy lud.- Tak, ciekawy i straszliwie nienawidzący elfów - podchwycił z zapałem Geret.- Wojownicy z nich, szczerze mówiąc, niespecjalnie zręczni, ale odwagi im nie brakuje.Kiedyś ich przodkowie dali popalić tym rycerzom z Zamorza, pohulali po Arnorze, co się zowie! Mieli takiego wspaniałego wodza.lecz zginął, to wielkie nieszczęście.Ale naszego Wodza uznali od pierwszej chwili i przyznali, że jest Wodzem prawdziwym.Od tej pory idą za nim w ogień i wodę.Nie dogadaliśmy się jeszcze z Morskim Ludem.- Wiemy, ze Skilludrem - wtrącił się znowu Malec.- Właśnie.- Geret skinął głową.- Jego wojownicy powinni byli napaść na ujście Brandywiny i odciągnąć na siebie część sił Namiestnika, podczas gdy my byśmy szli prosto na stolicę.Folko drgnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl