Pokrewne
- Strona Główna
- Ziemia obiecana Reymont
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec.BLACK
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec.WHITE
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec (SCAN dal 1
- Rok1794 t. 3 Reymont
- Rok1794 t.2 Reymont
- Fermenty t. 1 i 2 Reymont W
- Sw. Jan od Krzyza DZIELA WSZY
- Sw. Faustyna Kowalska DZIENNICZEK DUCHOWY(1)
- assollant alfred niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- euro2008.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przycichły Lipce, pusto się zrobiło przed kościołem, ale jeszcze pod chałupami siedzieli gęsto ludziezażywając chłodu i wczasówCichy zmierzch stawał się na świecie, mroczniały pola, dale stapiały się już z niebem, wszystko sięspokoiło, śpik z wolna morzył ziemię i obtulał ją ciepłą rosą, zaś ze sadów tryskały kiej niekiej ptasiegłosy, jakoby tym wieczornym pacierzem.Bydło wracało z pastwisk, raz po raz buchały długie, tęskliwe ryki, a rogate łby pokazywały się nadstawem, rozgorzałym ogniami zachodu jakoby krwawym zarzewiem.Kajś pod młynem baraszkowały zwrzaskiem kąpiące się chłopaki, zaś po obejściach trzęsły się dzieuszyne piesneczki, to beki owiec, togęsie gęgoty.Jeno u Borynów było cicho i pusto.Hanka poniesła się z dziećmi do którejś z kum, Pietrek się też kajśzapodział, a Jagusia nie pokazała się jeszcze od nieszporów, że tylko Józka zwijała się kole wieczornychobrządków.Zlepy dziad siedział w ganku, nastawiał gęby na chłodnawy wiater, mruczał pacierz, a pilnienasłuchiwał Witkowego boćka; któren kręcił się wpodle rychtując przyczajonym dziobem w jego nogi.- Cie.%7łebyś skisł, zbóju jeden! A to me kujnął! - mruczał zbierając pod siebie kulasy i machał wielkimróżańcem, bociek odleciał parę kroków i znowu zachodził przemyślnie z boku z wyciągniętym dziobem.- Słyszę cię dobrze! Już ci się nie dam.Jaka to jucha zmyślna! - szeptał, ale że w podwórzu rozległo sięgranie, to oganiając się kiej niekiej różańcem zasłuchał się w, muzyce z lubością.- Józia, a kto tak szczerze rzępoli?- A Witek! Wyuczył się od Pietrka i teraz cięgiem i dudli, jaże uszy puchną! Witek, przestań, a załóżkoniczyny zrebakom! - wrzasnęła.Skrzypki umilkły, zaś dziad cosik se umyślił, bo skoro Witek przyleciał pod chałupę, rzekł do niegowielce dobrotliwie:- Wez tę dziesiątkę, kiej tak galancie wyciągasz nutę.Chłopak uradował się ogromnie.- A zagrałbyś to i pobożne pieśnie, co?- Co ino posłyszę, to wygram.- Hale, każda liszka swój ogon chwali.A taką nutę wygrasz, co? - i beknął po swojemu piskliwie azawodzący.Ale Witek nawet nie dosłuchał, skrzypki przyniósł, zasiadł pobok i przegrał rychtyk to samo, a potemrznął insze, jakie tylko słyszał w kościele, i tak sprawnie, jaże się dziad zdumiał.- Cie, na organistę byłbyś zdatny!- Wszyćko wygram, wszyćko, nawet i takie dworskie, i takie, co je śpiewają po karczmach -przechwalał się rozradowany, wycinając od ucha, jaże kury zagdakały na grzędach, gdy Hankanadeszła i zaraz go przepędziła, bych Józce pomagał.Do cna już ściemniało na świecie, ostatnie zorze gasły, a wysokie, ciemne niebo rosiło się gwiazdami,wieś już kładła się spać, jeno od karczmy zalatywały dalekie pokrzyki i brzękliwe głosy muzyki.Hanka siedziała przed gankiem karmiąc dziecko i pogadując z dziadkiem o tym i owym; cyganił jucha,jaże się kurzyło, ale nie przeciwiła mu się, myśląc swoje i tęsknie w noc poglądając.Jagna nie wróciła jeszcze, nie siedziała również i u matki, bo zaraz z wieczora poszła na wieś dodzieuch, jeno co nikiej nie wysiedziała, tak ją cosik ponosiło.Jakby ją kto za włosy wyciągał, że wkońcu już sama jedna łaziła po wsi.Długo patrzyła we wody pogasłe i drżące od powiewów, wrozruchane zdziebko cienie, we światła, co leciały z okien na gładz stawu i marły nie wiada kaj i przezco! Rwało ją gdziesik, że poleciała za młyn, aż na łąki, kaj już leżały ciepłe kożuchy białych mgieł iczajki śmigały nad nią z krzykiem.Słuchała wód padających z upustu w czarną gardzie! rzeki, pod olchy wyniosłe i jakby śpiące, ale tenszum zdał się jej jakimś żałosnym wołaniem i skargą nabrzmiałą płaczem.Uciekła i patrzała w młynarzowe okna, buchające światłem, gwarami a brzękiem talerzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Przycichły Lipce, pusto się zrobiło przed kościołem, ale jeszcze pod chałupami siedzieli gęsto ludziezażywając chłodu i wczasówCichy zmierzch stawał się na świecie, mroczniały pola, dale stapiały się już z niebem, wszystko sięspokoiło, śpik z wolna morzył ziemię i obtulał ją ciepłą rosą, zaś ze sadów tryskały kiej niekiej ptasiegłosy, jakoby tym wieczornym pacierzem.Bydło wracało z pastwisk, raz po raz buchały długie, tęskliwe ryki, a rogate łby pokazywały się nadstawem, rozgorzałym ogniami zachodu jakoby krwawym zarzewiem.Kajś pod młynem baraszkowały zwrzaskiem kąpiące się chłopaki, zaś po obejściach trzęsły się dzieuszyne piesneczki, to beki owiec, togęsie gęgoty.Jeno u Borynów było cicho i pusto.Hanka poniesła się z dziećmi do którejś z kum, Pietrek się też kajśzapodział, a Jagusia nie pokazała się jeszcze od nieszporów, że tylko Józka zwijała się kole wieczornychobrządków.Zlepy dziad siedział w ganku, nastawiał gęby na chłodnawy wiater, mruczał pacierz, a pilnienasłuchiwał Witkowego boćka; któren kręcił się wpodle rychtując przyczajonym dziobem w jego nogi.- Cie.%7łebyś skisł, zbóju jeden! A to me kujnął! - mruczał zbierając pod siebie kulasy i machał wielkimróżańcem, bociek odleciał parę kroków i znowu zachodził przemyślnie z boku z wyciągniętym dziobem.- Słyszę cię dobrze! Już ci się nie dam.Jaka to jucha zmyślna! - szeptał, ale że w podwórzu rozległo sięgranie, to oganiając się kiej niekiej różańcem zasłuchał się w, muzyce z lubością.- Józia, a kto tak szczerze rzępoli?- A Witek! Wyuczył się od Pietrka i teraz cięgiem i dudli, jaże uszy puchną! Witek, przestań, a załóżkoniczyny zrebakom! - wrzasnęła.Skrzypki umilkły, zaś dziad cosik se umyślił, bo skoro Witek przyleciał pod chałupę, rzekł do niegowielce dobrotliwie:- Wez tę dziesiątkę, kiej tak galancie wyciągasz nutę.Chłopak uradował się ogromnie.- A zagrałbyś to i pobożne pieśnie, co?- Co ino posłyszę, to wygram.- Hale, każda liszka swój ogon chwali.A taką nutę wygrasz, co? - i beknął po swojemu piskliwie azawodzący.Ale Witek nawet nie dosłuchał, skrzypki przyniósł, zasiadł pobok i przegrał rychtyk to samo, a potemrznął insze, jakie tylko słyszał w kościele, i tak sprawnie, jaże się dziad zdumiał.- Cie, na organistę byłbyś zdatny!- Wszyćko wygram, wszyćko, nawet i takie dworskie, i takie, co je śpiewają po karczmach -przechwalał się rozradowany, wycinając od ucha, jaże kury zagdakały na grzędach, gdy Hankanadeszła i zaraz go przepędziła, bych Józce pomagał.Do cna już ściemniało na świecie, ostatnie zorze gasły, a wysokie, ciemne niebo rosiło się gwiazdami,wieś już kładła się spać, jeno od karczmy zalatywały dalekie pokrzyki i brzękliwe głosy muzyki.Hanka siedziała przed gankiem karmiąc dziecko i pogadując z dziadkiem o tym i owym; cyganił jucha,jaże się kurzyło, ale nie przeciwiła mu się, myśląc swoje i tęsknie w noc poglądając.Jagna nie wróciła jeszcze, nie siedziała również i u matki, bo zaraz z wieczora poszła na wieś dodzieuch, jeno co nikiej nie wysiedziała, tak ją cosik ponosiło.Jakby ją kto za włosy wyciągał, że wkońcu już sama jedna łaziła po wsi.Długo patrzyła we wody pogasłe i drżące od powiewów, wrozruchane zdziebko cienie, we światła, co leciały z okien na gładz stawu i marły nie wiada kaj i przezco! Rwało ją gdziesik, że poleciała za młyn, aż na łąki, kaj już leżały ciepłe kożuchy białych mgieł iczajki śmigały nad nią z krzykiem.Słuchała wód padających z upustu w czarną gardzie! rzeki, pod olchy wyniosłe i jakby śpiące, ale tenszum zdał się jej jakimś żałosnym wołaniem i skargą nabrzmiałą płaczem.Uciekła i patrzała w młynarzowe okna, buchające światłem, gwarami a brzękiem talerzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]