[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wódz chce nas zamęczyć - wycharczał Torin.Krasnolud wściekle tarł zaczerwienione z niewyspania oczy.Piechoty nie miał kto zastąpić, jazda sama nie zsiadła z koni.Olmer natomiast miał sporo oddziałów do wymiany.Nadszedł dzień trzeci i wszystko powtórzyło się od początku.Dwukrotnie wróg rzucał się do ataku i dwukrotnie został odepchnięty za cenę dużych strat.Uzupełnione podczas odwrotu szeregi piechoty wyraźnie rzedły.Folko wiedział, że na pomoc nie ma co liczyć.Jeszcze dwa, trzy, może cztery dni i obrona się załamie.Olmer nie dawał im spokoju w nocy.Jednakże Heggowie szli do boju niechętnie, pomni olbrzymich strat; wystarczyło uderzyć na nich, a nieuporządkowane szeregi mieszały się i rzucały z powrotem przez rzekę.Wielu odnajdywały w wodzie celne strzały, ale wynik, jak to rozumiał hobbit, wart był strat - piechota z trudem już utrzymywała pozycje.Zmęczenie dawało o sobie znać.Czwarty dzień.Folko odczuwał zawroty głowy; bez przerwy strzelał, strzelał i strzelał do niekończących się fal wrogich oddziałów z uporem napływających z przeciwległego brzegu.Zaczynało brakować strzał, choć nie tak dawno wydawało się, że nigdy ich nie zabraknie; już wieczorami łucznicy przemierzali okolicę w poszukiwaniu wrażych strzał, sypiących się równie szczodrze.Taka sytuacja nie mogła już długo trwać.Oczekiwanie na przybycie wojska z Północnego Królestwa byłoby szaleństwem; dobrze, jeśli namiestnik już wyprowadził swoje pułki do Przygórza.Według Folka zostawało im tylko jedno - odwrót, póki jeszcze mają siły i straty nie są ogromne.A tam, na ziemi Południowego Królestwa, wśród mocnych i licznych twierdz, stanąć do ostatecznego boju.Droga po stepie jest krótka, co przeszkodzi Olmerowi w ciągu czterech, pięciu dni przerzucić zza Grzmiącej Wody kolejne świeże siły! Na południu będzie mu ciężej.Tam nie zdoła uzupełnić strat.Ale król Marchii zdecydował inaczej.W nocy wszyscy mieli położyć się spać, pozostawiwszy tylko wartę, żeby uniknąć zaskoczenia.Gońcy przywieźli rozkaz o fałszywym odwrocie.- Wybiją nas do ostatniego - rzucił Torin, splunąwszy po wysłuchaniu rozkazu dowódcy.Dzień piąty.Poprzedzał go krwawy świt; po niezwykle spokojnej nocy, ledwo zaczęło jaśnieć, piechota była gotowa do boju.Nikt nie znał planów Wodza, ale wszyscy czuli, że jego wojsko również odpoczywało, to znaczy, że można oczekiwać wielkiego szturmu.Na to liczył król Kraju Koni i jego marszałkowie.Zrobić fałszywy odwrót, ściągnąć na zachodni brzeg Iseny siły Olmera, które straciły już umiejętności walki w szyku, a potem ścisnąć je żelaznymi szeregami strzelającej jazdy i zniszczyć.Nie powtórzy się błąd, popełniony na Grzmiącej Wodzie.Wróg nie dokona szerokiego obejścia, jak tamtego dnia.Nie wszystkie jego pułki biją się z równym zapałem i są dobrze wyszkolone.Wiele jest niestrasznych dla Mistrzów Koni, wiele, ale nie Easterlingowie, Angmarczycy i, rzecz jasna, Hazgowie.Atak wroga nastąpił szybko.Na wzgórzach pojawili się niscy stepowi strzelcy, w dolinie, po obu stronach traktu, piechota za tarczami, wlokąca ze sobą worki do pływania.Świsnęły strzały, na wschodnim brzegu zahuczały rogi; dodając sobie ducha bojowymi okrzykami, Horwarowie rzucili się w wody Iseny.Rohańska falanga nie wykonała manewru, jaki powtarzany był od kilku dni - szyk w milczeniu czekał, wystawiając przed siebie ostre, żądne krwi żelazo.Niech zbierze się ich więcej.Armia Marchii odpowiedziała tylko strzałami, ale w niewielkiej liczbie, pamiętano bowiem o opróżnionych do połowy kołczanach.Horwarowie wydostali się na drugi brzeg.Podniosły się, zakrywając pierwsze szeregi, szerokie, niebiesko-czarne czworokątne tarcze, z wymalowanymi na nich szkarłatnymi runami.Większość łuczników Marchii opuściła łuki, strzelali tylko najlepsi strzelcy.Ze szczękiem i trzaskiem Horwarowie zderzyli się z rohańską piechotą; zderzyli i odskoczyli, odtrąceni, i ponownie zaatakowali.Widać było, że falanga opada z sił - nie mogli już nawet zepchnąć wroga do rzeki.Na pomoc tak udanie rozpoczynającym atak Horwarom zza wzgórz rzuciły się nowe szwadrony.Isena zapieniła się, tak wielu wrogów jednocześnie wskoczyło do wody; szybkonodzy Heggowie zaczęli się wspinać po zboczach, trafiając na oddziały łuczników, broniących flanek rohańskiego szyku.Falanga drgnęła, cofnęła się o dziesięć kroków.Wróg wywalczył kilka sążni przestrzeni na prawym brzegu, na drodze ze wschodu pojawili się pierwsi jeźdźcy.Folko nie mógł wiedzieć, co dzieje się w tej chwili na odcinkach sześćdziesięciomilowego Łuku, ale był pewien, że Olmerowi doniesiono już o nieoczekiwanym sukcesie w centrum, a on, wyśmienity taktyk, nie zaprzepaści tej szansy.Teraz na pewno ruszą do bezsensownych ataków stojące na jego skrzydłach pułki - tylko po to, by odciągnąć jazdę Mistrzów Koni, nie dać jej swymi siłami uderzyć na atakującą w centrum piechotę Wodza.Piechota Marchii, jakby ustępując przed mocnym naciskiem, cofnęła się jeszcze dalej od brzegu; na wolnej przestrzeni za plecami napierających Heggów i Horwarów mógł rozwinąć szyk niezbyt duży oddział jazdy.W tej chwili pierwsi Heggowie wspinający się po stokach wydostali się wreszcie na grzbiet stromizn; hobbit i inni łucznicy musieli chwycić za miecze.Nie było sensu tracić cennych już teraz strzał - umierając, Heggowie walili się z powrotem w dół, gdzie nie dało się nawet wyjąć strzały z ciała wroga.Łucznicy Marchii, pamiętając o surowym rozkazie, powalczyli trochę na pokaz, po czym zaczęli stopniowo cofać się, oszczędzając siły i życie swoich ludzi.Wróg zdobył sporą część zachodniego brzegu; atakujący napierali na falangę, zdołali nawet odepchnąć obrońców od barykady; z wizgiem pomknęli do przodu pierwsi jeźdźcy - Easterlingowie, a po drodze już waliła fala różnorodnego wojska, jazda mieszała się z piechotą.Mignęli niscy Hazgowie na koniach, wydawało się, że rzeczywiście Olmer uwierzył w powodzenie wymarzonego przerwania obrony.Wróg przeprawiał się szeroko.Tak szeroko, jak pozwalał wywalczony przyczółek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl