Pokrewne
- Strona Główna
- Crichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Norton N22 Michael Crichton (2)
- Crichton Michael Norton
- Jordan Robert Triumf chaosu (SCAN dal 716)
- Jordan Robert Triumf chaosu
- Katarzyna Grochola Upowaznienie do szczescia
- A19483 2
- Salvatore R.A Star Wars czesc 2. Atak Klonow
- Ashes on the Waves Mary Lindsey
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pozycb.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podświadomie przyglądała się wszystkim murom i ścianom, poszukując wskazówek, napisów, rysunków lub znaków.W martwym mieście było ich wiele.Znaki te były również w zielonej dolinie.Tutaj jednak nic nie wskazywało, by miała je odnaleźć.Weszła do jakiegoś pomieszczenia o nagich ścianach.Ich powierzchnia była tak gładka, że zapewne pokryto je kiedyś metalową, płaską powłoką, którą stopił dopiero ogień.Ściany były ciemnoszare, zatem…Simsa przykucnęła.Jej berło zaczęło kołysać się ostrzegawczo.Niespodziewanie zauważyła, że jakiś cień zaczął naśladować jej ruchy.Minęła długa chwila, pełna napięcia, zanim zorientowała się, że to czego się bała to jej własny cień.Odetchnęła z ulgą.Ruszyła w dalszą wędrówkę, zawstydzona, że tak drobna sprawa potrafiła wprowadzić ją w stan zaniepokojenia.W pewnej chwili natknęła się na lustro, dające odbicie czystsze, ze wszystkich jakie widziała do tej pory.Zaczęła przyglądać się swojej sylwetce.Jej długie włosy były rozwiane, spływające bezładną kaskadą na ramiona.Jej czarna skóra była niemal niewidoczna, gdyż do pomieszczenia, w którym się znajdowała, wpadało niewiele światła.Widziała wyraźnie jedynie włosy, kamizelkę, wysadzaną kamieniami, oraz berło w swej dłoni.Dotknęła drugą dłonią powierzchni lustra i przez chwilę gładziła je, a potem natrafiła na pustkę.Później odkryła, że lustro nie jest fragmentem ściany, lecz znajduje się na drzwiach.W chwili, gdy je dotknęła, drzwi otworzyły się.Ruszyła dalej tą niespodziewanie odkrytą drogą.Zdziwiła się, że za drzwiami jest jasno, mimo że nie potrafiła wykryć źródła tego światła.Zass, tkwiąca na ramieniu Simsy, niecierpliwie zaskrzeczała.Wysunąwszy łepek, poruszając czułkami, zorsal wyraźnie zdradzał objawy podekscytowania, jakby zbliżały się do miejsca, w którym będzie mogła przystąpić do polowania.Być może zorsalowi przypomniały się wielkie magazyny na Kuxortal, gdzie zawsze można było coś złapać? Właśnie! Wuule! Berło w dłoni Simsy zaczęło drżeć pod wpływem tego wspomnienia.Wuule, wstrętne stworzenia, które pożerały swe ofiary żywcem.— Wuul? — zawołała głośno Simsa do obrazu, który wdarł się do jej umysłu.Przez chwilę trwała cisza.Odpowiedziała sama sobie, gwałtownie, z mieszaniną strachu i irytacji w głosie.Wuule pojawiały się zawsze znikąd, istniały ponad czasem i ta realna Simsa dobrze o tym wiedziała.Jednak teraz myśl o nich była tak czysta, wyraźna, że dziewczyna zaczęła nasłuchiwać, zwalniając kroku, wytężając wzrok.Czego się spodziewała? Czegoś, co musiało żyć nie wiadomo gdzie i już dawno zamieniło się w pył.Czegoś, co istniało w pamięci Starszej i kolejnego intruza, który przenikał do Simsy od czasu do czasu — lotnika.Jeśli wędrówka przez to miejsce miała uwalniać podobne skrawki obcych pamięci, pomyślała Simsa, lepiej byłoby je opuścić i pozostawić pogrążone w martwym śnie.Dopiero, kiedy doszła do wniosku, że tak właśnie powinna postąpić, zorientowała się, że nie wie, w jaki sposób stąd wyjść.Nie była dotąd świadoma, że przez cały czas kieruje nią Starsza, że to ona doprowadziła do ruin, które okazały się prawdziwym labiryntem.Musiała się jej podporządkować.Korytarz, którym szła, co jakiś czas rozdzielał się.Przed każdym rozwidleniem dróg nie wahała się ani przez chwilę.Szła zdecydowanym krokiem, jakby ktoś o wiele silniejszy od niej popychał ją, nie pozwalając nawet na krótki postój.Zawsze wiedziała, czy skręcić w lewo, w prawo, czy też iść prosto.W ścianach znajdowały się otwory, które mogły być wejściami do jakichś bocznych pomieszczeń, żadne z nich nie wzbudziło jednak zainteresowania Simsy.Dwukrotnie wychodziła na otwartą przestrzeń i zawsze pewnym krokiem kierowała się do kolejnego wejścia.Wkrótce doszła do przekonania, że Starsza prowadzi ją do samego centrum wymarłego miasta, do fortu może pałacu?Nigdzie nie było śladów wcześniejszych mieszkańców miasta.Wszędzie tylko puste korytarze i ulice, niektóre proste, a niektóre wijące się łagodnymi zakrętami.Niespodziewanie trasa wędrówki Simsy zaczęła wieść pod górę, po lekko wznoszącej się dróżce.Trwało to tak długo, dopóki dziewczyna nie znalazła się w wielkim pomieszczeniu bez sufitu.Na środku znajdował się owalny basenik, z brzegiem lekko wyniesionym ponad powierzchnię gruntu.Mimo że nie świeciło słońce Simsa bez trudu zauważyła, że basenik wysadzany jest od zewnątrz szlachetnymi kamieniami, pięknymi, mieniącymi się wszystkimi kolorami.Nazw większości z nich dziewczyna nie znała.Wzdłuż brzegu stało siedem krzeseł — lub tronów, bowiem były tak wspaniale udekorowane, że z cała pewnością musiały służyć jedynie wielkim notablom.Na oparciu każdego z nich znajdował się symbol.Berło Simsy zakołysało się, rogi księżyców zaczęły po kolei wskazywać symbole.— Rhotgard.— Simsa odczytała pierwszy z nich.A potem: — Mzili, Gurret, Desak, Xytl, Tammyt i Ummano…Rzuciła się na ziemię przed tronami, berło ze stukotem opadło obok niej.Simsa tymczasem pochyliła głowę w pradawnym geście żałobniczki.Bała się, a jej przerażenie stopniowo przeradzało się w panikę.Simsa nie była w stanie kontrolować tej, która była wewnątrz niej.Starsza rozdzierała ją od wewnątrz, odbierając jej resztę tego, co dotąd zdawało się jej wolnością.Dołączył do niej bezimienny lotnik.Jak nigdy dotąd, Simsa pragnęła teraz być tylko jedną osobą.Niczego jednak nie była w stanie wskórać.Podpełzła do baseniku, wyciągnęła ręce w kierunku wody, ciemnej i mętnej do tego stopnia, że nie było widać dna.Być może to nie jest woda, może ten płyn jest niebezpieczny, docierało do Simsy ostrzeżenie z zakamarków mózgu, dziewczyna jednak o to nie dbała, nie była w stanie wycofać się.Palcami dotknęła cieczy.Spodziewała się, że woda będzie czarna jak noc.Tymczasem płyn, który pojawił się w jej dłoniach, okazał się zielony jak ten w dolinie, chłodny, ale nie zimny.Usta otworzyły się wbrew jej woli, kiedy uniosła ku nim dłonie z płynem i wypiła.Woda, która w dłoniach zdawała się chłodna, w gardle sprawiała wrażenie cierpkiej i gorącej.W Ziemiankach zwróciłaby ją natychmiast, teraz jednak przełknęła nie tylko pierwszą, ale jeszcze dwie pełne garście, niezdolna do odtrącenia tego, co pije.Cierpki i gorący płyn w gardle, stawał się wewnątrz jej ciała jeszcze bardziej gorącym, rozlewając się po każdym jego fragmencie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Podświadomie przyglądała się wszystkim murom i ścianom, poszukując wskazówek, napisów, rysunków lub znaków.W martwym mieście było ich wiele.Znaki te były również w zielonej dolinie.Tutaj jednak nic nie wskazywało, by miała je odnaleźć.Weszła do jakiegoś pomieszczenia o nagich ścianach.Ich powierzchnia była tak gładka, że zapewne pokryto je kiedyś metalową, płaską powłoką, którą stopił dopiero ogień.Ściany były ciemnoszare, zatem…Simsa przykucnęła.Jej berło zaczęło kołysać się ostrzegawczo.Niespodziewanie zauważyła, że jakiś cień zaczął naśladować jej ruchy.Minęła długa chwila, pełna napięcia, zanim zorientowała się, że to czego się bała to jej własny cień.Odetchnęła z ulgą.Ruszyła w dalszą wędrówkę, zawstydzona, że tak drobna sprawa potrafiła wprowadzić ją w stan zaniepokojenia.W pewnej chwili natknęła się na lustro, dające odbicie czystsze, ze wszystkich jakie widziała do tej pory.Zaczęła przyglądać się swojej sylwetce.Jej długie włosy były rozwiane, spływające bezładną kaskadą na ramiona.Jej czarna skóra była niemal niewidoczna, gdyż do pomieszczenia, w którym się znajdowała, wpadało niewiele światła.Widziała wyraźnie jedynie włosy, kamizelkę, wysadzaną kamieniami, oraz berło w swej dłoni.Dotknęła drugą dłonią powierzchni lustra i przez chwilę gładziła je, a potem natrafiła na pustkę.Później odkryła, że lustro nie jest fragmentem ściany, lecz znajduje się na drzwiach.W chwili, gdy je dotknęła, drzwi otworzyły się.Ruszyła dalej tą niespodziewanie odkrytą drogą.Zdziwiła się, że za drzwiami jest jasno, mimo że nie potrafiła wykryć źródła tego światła.Zass, tkwiąca na ramieniu Simsy, niecierpliwie zaskrzeczała.Wysunąwszy łepek, poruszając czułkami, zorsal wyraźnie zdradzał objawy podekscytowania, jakby zbliżały się do miejsca, w którym będzie mogła przystąpić do polowania.Być może zorsalowi przypomniały się wielkie magazyny na Kuxortal, gdzie zawsze można było coś złapać? Właśnie! Wuule! Berło w dłoni Simsy zaczęło drżeć pod wpływem tego wspomnienia.Wuule, wstrętne stworzenia, które pożerały swe ofiary żywcem.— Wuul? — zawołała głośno Simsa do obrazu, który wdarł się do jej umysłu.Przez chwilę trwała cisza.Odpowiedziała sama sobie, gwałtownie, z mieszaniną strachu i irytacji w głosie.Wuule pojawiały się zawsze znikąd, istniały ponad czasem i ta realna Simsa dobrze o tym wiedziała.Jednak teraz myśl o nich była tak czysta, wyraźna, że dziewczyna zaczęła nasłuchiwać, zwalniając kroku, wytężając wzrok.Czego się spodziewała? Czegoś, co musiało żyć nie wiadomo gdzie i już dawno zamieniło się w pył.Czegoś, co istniało w pamięci Starszej i kolejnego intruza, który przenikał do Simsy od czasu do czasu — lotnika.Jeśli wędrówka przez to miejsce miała uwalniać podobne skrawki obcych pamięci, pomyślała Simsa, lepiej byłoby je opuścić i pozostawić pogrążone w martwym śnie.Dopiero, kiedy doszła do wniosku, że tak właśnie powinna postąpić, zorientowała się, że nie wie, w jaki sposób stąd wyjść.Nie była dotąd świadoma, że przez cały czas kieruje nią Starsza, że to ona doprowadziła do ruin, które okazały się prawdziwym labiryntem.Musiała się jej podporządkować.Korytarz, którym szła, co jakiś czas rozdzielał się.Przed każdym rozwidleniem dróg nie wahała się ani przez chwilę.Szła zdecydowanym krokiem, jakby ktoś o wiele silniejszy od niej popychał ją, nie pozwalając nawet na krótki postój.Zawsze wiedziała, czy skręcić w lewo, w prawo, czy też iść prosto.W ścianach znajdowały się otwory, które mogły być wejściami do jakichś bocznych pomieszczeń, żadne z nich nie wzbudziło jednak zainteresowania Simsy.Dwukrotnie wychodziła na otwartą przestrzeń i zawsze pewnym krokiem kierowała się do kolejnego wejścia.Wkrótce doszła do przekonania, że Starsza prowadzi ją do samego centrum wymarłego miasta, do fortu może pałacu?Nigdzie nie było śladów wcześniejszych mieszkańców miasta.Wszędzie tylko puste korytarze i ulice, niektóre proste, a niektóre wijące się łagodnymi zakrętami.Niespodziewanie trasa wędrówki Simsy zaczęła wieść pod górę, po lekko wznoszącej się dróżce.Trwało to tak długo, dopóki dziewczyna nie znalazła się w wielkim pomieszczeniu bez sufitu.Na środku znajdował się owalny basenik, z brzegiem lekko wyniesionym ponad powierzchnię gruntu.Mimo że nie świeciło słońce Simsa bez trudu zauważyła, że basenik wysadzany jest od zewnątrz szlachetnymi kamieniami, pięknymi, mieniącymi się wszystkimi kolorami.Nazw większości z nich dziewczyna nie znała.Wzdłuż brzegu stało siedem krzeseł — lub tronów, bowiem były tak wspaniale udekorowane, że z cała pewnością musiały służyć jedynie wielkim notablom.Na oparciu każdego z nich znajdował się symbol.Berło Simsy zakołysało się, rogi księżyców zaczęły po kolei wskazywać symbole.— Rhotgard.— Simsa odczytała pierwszy z nich.A potem: — Mzili, Gurret, Desak, Xytl, Tammyt i Ummano…Rzuciła się na ziemię przed tronami, berło ze stukotem opadło obok niej.Simsa tymczasem pochyliła głowę w pradawnym geście żałobniczki.Bała się, a jej przerażenie stopniowo przeradzało się w panikę.Simsa nie była w stanie kontrolować tej, która była wewnątrz niej.Starsza rozdzierała ją od wewnątrz, odbierając jej resztę tego, co dotąd zdawało się jej wolnością.Dołączył do niej bezimienny lotnik.Jak nigdy dotąd, Simsa pragnęła teraz być tylko jedną osobą.Niczego jednak nie była w stanie wskórać.Podpełzła do baseniku, wyciągnęła ręce w kierunku wody, ciemnej i mętnej do tego stopnia, że nie było widać dna.Być może to nie jest woda, może ten płyn jest niebezpieczny, docierało do Simsy ostrzeżenie z zakamarków mózgu, dziewczyna jednak o to nie dbała, nie była w stanie wycofać się.Palcami dotknęła cieczy.Spodziewała się, że woda będzie czarna jak noc.Tymczasem płyn, który pojawił się w jej dłoniach, okazał się zielony jak ten w dolinie, chłodny, ale nie zimny.Usta otworzyły się wbrew jej woli, kiedy uniosła ku nim dłonie z płynem i wypiła.Woda, która w dłoniach zdawała się chłodna, w gardle sprawiała wrażenie cierpkiej i gorącej.W Ziemiankach zwróciłaby ją natychmiast, teraz jednak przełknęła nie tylko pierwszą, ale jeszcze dwie pełne garście, niezdolna do odtrącenia tego, co pije.Cierpki i gorący płyn w gardle, stawał się wewnątrz jej ciała jeszcze bardziej gorącym, rozlewając się po każdym jego fragmencie [ Pobierz całość w formacie PDF ]