Pokrewne
- Strona Główna
- Smith Lisa Jane Pamiętniki Wampirów 06 Dusze cieni (bez korekty)
- Chryzostom Pasek Jan Pamietnik
- Castillo Pamietnik zolnierza Korteza
- Pasek Jan Chryzostom Pamietniki
- Pamietniki.Rudolfa.Hössa
- de Gaulle Pamietniki wojenne
- Pamietnik Z Konferencji Zydozna
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii
- Roger Zelazny Mroz i Ogien (2)
- Robert Cialdini Wywieranie wplywu na ludzi. Teoria i praktyka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- negatyw24.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miałam pojęcia, dlaczegogo to interesuje.Potem zaraz spojrzał na zegarek, przeprosił mnie na chwilę i wyszedł zkuchni.Wrócił jakby trochę zdenerwowany i powiedział, że niestety, nie może mnie dłużejzatrzymać, bo spodziewa się wizyty jednego interesanta, o którym na śmierć zapomniał.Byłjakby trochę zwarzony.Może niepotrzebnie mu powiedziałam o tym podobieństwie.Nikomunie sprawia przyjemności podobieństwo osób nie z towarzystwa.Postarałam się zatrzeć towrażenie i zdaje się, że to mi się udało.Pożegnał mnie bardzo czule i prosił, bym jutrozadzwoniła.Wracałam do domu w świetnym nastroju.Zabawne, jak się czasem pamięta niektóretwarze.Wychodząc od Roberta spotkałam na ulicy tego jegomościa, który obżerał sięjajecznicą w mleczarence na %7łoliborzu.Sądzę, że dlatego zapamiętałam tak dobrze jego rysy,że jest to chyba najbardziej bezmyślna twarz, jaką w życiu widziałam.W domu przekonałam się, że Jacek naprawdę wziął do serca to, co mu powiedziałam.Jużw przedpokoju Józef mi zakomunikował, że ciotka Magdalena jutro rano wyjeżdża na wieś.Nareszcie pozbędę się z domu tej obrzydliwej kobiety.Prędko wzięłam kąpiel i pojechałamdo fryzjera.Dziś mamy bal w ambasadzie francuskiej.NiedzielaTo straszne! Do tej chwili nie mogę się otrząsnąć z wrażenia.Jakie szczęście, że Jacek oniczym nie wie! Do śmierci nie zapomnę pułkownikowi tej jego delikatności.Jest naprawdędla mnie bardzo dobry.Nie wyobrażam sobie, o co Jacek mógłby mnie posądzić, gdyby siędowiedział.W kostnicy omal nie zemdlałam.Dowiedziałam się o wszystkim wczoraj rano.Gdy zadzwoniłam do Roberta po wyjściuJacka, usłyszałam jakiś zupełnie obcy głos.Odłożyłam słuchawkę, co było rzeczą zupełniezrozumiałą.Kiedy jednak po paru minutach wzięłam ją ponownie do ręki, przekonałam się,że tam się nie rozłączono.Ponieważ miałam pilną sprawę do Toli Woszczewskicj, zaczęłamsię irytować, tym bardziej że wcale nie zależało mi na tym, by mój aparat był połączony zaparatem Roberta.Trwało to prawie pól godziny, zanim mogłam uzyskać połączenie z Tolą.A w pięć minut pózniej zjawili się jacyś dwaj panowie.Tu rozgardiasz, ciotka wyjeżdża, a oni58mi pokazują jakieś legitymacje i zaczynają wypytywać, czy to ja telefonowałam pod numerpana Roberta Tonnora.Oczywiście zaprzeczyłam kategorycznie.Byłam przerażona.Oświadczyli mi wówczas, ze wszyscy domownicy muszą być natychmiast przesłuchani, boktoś z mego aparatu telefonował do pana Tonnora.Nie miałam wobec tego innego wyjścia iprzyznałam się, że to ja.Ostatecznie telefon jest rzeczą zwykłą.Telefonuje się tak samo doróżnych osób, z którymi nas nic nie łączy, poza znajomością czy doraznym interesem.Wtedy poprosili mnie, bym ubrała się i pojechała z nimi.Gdy powiedziałam, że nie mamczasu, starszy z nich uśmiechnął się i najspokojniej w świecie powiedział: W takim razie będę musiał panią aresztować.Zmartwiałam.Mnie aresztować?! Pan oszalał?! Jestem żoną radcy Jacka Renowickiego. Choćby pani była żoną samego ministra, nic by to nie pomogło.Daję pani pięć minutczasu na ubranie się.Chciałam zadzwonić do Jacka, by mnie ratował, lecz nie pozwolili.Gdyby nie to, żemiałam świeżo zrobione oczy, rozpłakałabym się. Za co.za co mnie panowie aresztują? Co ja złego zrobiłam?!. Wcale pani nie aresztujemy.Musi pani tylko złożyć zeznania.I proszę się śpieszyć.Cóż miałam począć? Pojechałam z nimi na wpół przytomna ze strachu.Uspokoiłam sięnieco dopiero wtedy, gdy skonstatowałam, że przywiezli mnie do biura pułkownikaKorczyńskiego.Tu już wiedziałam, że nic mi złego nie zrobią.Pułkownika jednak nie było.Wprowadzono mnie do innego gabinetu i tam przyjął mnie ten jego przyjaciel, któregoniedawno poznałam.Był teraz w mundurze majora.Przywitał mnie bardzo chłodno.Wprostnie ten sam człowiek.Zapytał surowo: Od jak dawna pani zna Alfreda Vallo?Zrobiłam wielkie oczy. Vallo? Wcale nie znam takiego człowieka. Więc wszystko jedno.Od jak dawna pani zna Tonnora?Na wszelki wypadek powiedziałam: Też go nie znam.To jest znam go bardzo mało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Nie miałam pojęcia, dlaczegogo to interesuje.Potem zaraz spojrzał na zegarek, przeprosił mnie na chwilę i wyszedł zkuchni.Wrócił jakby trochę zdenerwowany i powiedział, że niestety, nie może mnie dłużejzatrzymać, bo spodziewa się wizyty jednego interesanta, o którym na śmierć zapomniał.Byłjakby trochę zwarzony.Może niepotrzebnie mu powiedziałam o tym podobieństwie.Nikomunie sprawia przyjemności podobieństwo osób nie z towarzystwa.Postarałam się zatrzeć towrażenie i zdaje się, że to mi się udało.Pożegnał mnie bardzo czule i prosił, bym jutrozadzwoniła.Wracałam do domu w świetnym nastroju.Zabawne, jak się czasem pamięta niektóretwarze.Wychodząc od Roberta spotkałam na ulicy tego jegomościa, który obżerał sięjajecznicą w mleczarence na %7łoliborzu.Sądzę, że dlatego zapamiętałam tak dobrze jego rysy,że jest to chyba najbardziej bezmyślna twarz, jaką w życiu widziałam.W domu przekonałam się, że Jacek naprawdę wziął do serca to, co mu powiedziałam.Jużw przedpokoju Józef mi zakomunikował, że ciotka Magdalena jutro rano wyjeżdża na wieś.Nareszcie pozbędę się z domu tej obrzydliwej kobiety.Prędko wzięłam kąpiel i pojechałamdo fryzjera.Dziś mamy bal w ambasadzie francuskiej.NiedzielaTo straszne! Do tej chwili nie mogę się otrząsnąć z wrażenia.Jakie szczęście, że Jacek oniczym nie wie! Do śmierci nie zapomnę pułkownikowi tej jego delikatności.Jest naprawdędla mnie bardzo dobry.Nie wyobrażam sobie, o co Jacek mógłby mnie posądzić, gdyby siędowiedział.W kostnicy omal nie zemdlałam.Dowiedziałam się o wszystkim wczoraj rano.Gdy zadzwoniłam do Roberta po wyjściuJacka, usłyszałam jakiś zupełnie obcy głos.Odłożyłam słuchawkę, co było rzeczą zupełniezrozumiałą.Kiedy jednak po paru minutach wzięłam ją ponownie do ręki, przekonałam się,że tam się nie rozłączono.Ponieważ miałam pilną sprawę do Toli Woszczewskicj, zaczęłamsię irytować, tym bardziej że wcale nie zależało mi na tym, by mój aparat był połączony zaparatem Roberta.Trwało to prawie pól godziny, zanim mogłam uzyskać połączenie z Tolą.A w pięć minut pózniej zjawili się jacyś dwaj panowie.Tu rozgardiasz, ciotka wyjeżdża, a oni58mi pokazują jakieś legitymacje i zaczynają wypytywać, czy to ja telefonowałam pod numerpana Roberta Tonnora.Oczywiście zaprzeczyłam kategorycznie.Byłam przerażona.Oświadczyli mi wówczas, ze wszyscy domownicy muszą być natychmiast przesłuchani, boktoś z mego aparatu telefonował do pana Tonnora.Nie miałam wobec tego innego wyjścia iprzyznałam się, że to ja.Ostatecznie telefon jest rzeczą zwykłą.Telefonuje się tak samo doróżnych osób, z którymi nas nic nie łączy, poza znajomością czy doraznym interesem.Wtedy poprosili mnie, bym ubrała się i pojechała z nimi.Gdy powiedziałam, że nie mamczasu, starszy z nich uśmiechnął się i najspokojniej w świecie powiedział: W takim razie będę musiał panią aresztować.Zmartwiałam.Mnie aresztować?! Pan oszalał?! Jestem żoną radcy Jacka Renowickiego. Choćby pani była żoną samego ministra, nic by to nie pomogło.Daję pani pięć minutczasu na ubranie się.Chciałam zadzwonić do Jacka, by mnie ratował, lecz nie pozwolili.Gdyby nie to, żemiałam świeżo zrobione oczy, rozpłakałabym się. Za co.za co mnie panowie aresztują? Co ja złego zrobiłam?!. Wcale pani nie aresztujemy.Musi pani tylko złożyć zeznania.I proszę się śpieszyć.Cóż miałam począć? Pojechałam z nimi na wpół przytomna ze strachu.Uspokoiłam sięnieco dopiero wtedy, gdy skonstatowałam, że przywiezli mnie do biura pułkownikaKorczyńskiego.Tu już wiedziałam, że nic mi złego nie zrobią.Pułkownika jednak nie było.Wprowadzono mnie do innego gabinetu i tam przyjął mnie ten jego przyjaciel, któregoniedawno poznałam.Był teraz w mundurze majora.Przywitał mnie bardzo chłodno.Wprostnie ten sam człowiek.Zapytał surowo: Od jak dawna pani zna Alfreda Vallo?Zrobiłam wielkie oczy. Vallo? Wcale nie znam takiego człowieka. Więc wszystko jedno.Od jak dawna pani zna Tonnora?Na wszelki wypadek powiedziałam: Też go nie znam.To jest znam go bardzo mało [ Pobierz całość w formacie PDF ]