[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zza kotary wyłonił się Piedro Usta-ze-Złota.Uśmiechnął się do mnie radośnie.– Piękna scena, mistrzu Mordimerze.Ale oświećcie mnie, jeśli łaska, czemu to zrobiliście? Przecież wiecie, że mój szacunek dla was jest tak wielki, że i tak napisałbym, co tylko zapragniecie.– Piedro – przerwałem mu.– Jesteś artystą.Mistrzem.I powinieneś wiedzieć, że łgarstwo prędzej czy później wychodzi na jaw.Ty napiszesz prześmiewczą piosenkę, która będzie na wskroś prawdziwa.Czyż to nie zabawne, że prosty inkwizytor odrzucił karesy największej śpiewaczki świata, gdyż miała kiepskie cycki? Widziałeś to na własne oczy i zaświadczysz swym talentem oraz swym honorem.– Największej? – skrzywił się Piedro.– Zaręczam wam, mistrzu, że niedługo ludzie nie będą pamiętali o jej śpiewie, lecz o tym, że z łóżka wyrzucił ją inkwizytor.Zaręczam wam też, że Rita Złotowłosa będzie, jak na swój gust, w zbyt wielu miejscach nazywana Ritą Padłocycką.– Szanuję artystyczną swobodę – powiedziałem, wzdychając.– I jestem ostatnim, który śmiałby krępować twórczą inwencję wielkiego poety.Wobec obcych postępujcie mądrze, wyzyskując każdą chwilę sposobną.Mowa wasza, zawsze miła, niech będzie zaprawiona solą, tak byście wiedzieli jak należy każdemu odpowiadać.św.Paweł, list do KolosonMroczny krąg– Boże, daj zdrowie – powiedział z namaszczeniem kancelista, kiedy kichnąłem.Podziękowałem mu skinieniem głowy, choć byłem pewien, że Bóg ma ważniejsze sprawy niż zastanawianie się nad stanem zdrowia Mordimera Madderdina.Wszakże byłem tylko jednym z tysięcy trybików potężnej machiny, naszego Świętego i Jedynego Kościoła, i nie miałem ambicji, by stać się czymkolwiek więcej.Nie na darmo Pismo mówiło, że do takich jak ja, cichych oraz pokornego serca, należeć będzie Królestwo Niebieskie.– Oto raporty, mistrzu.– Kancelista wyciągnął w moją stronę plik równo poukładanych kartek.– Pozwoliłem je sobie posegregować według dat.– Dziękuję.– Wziąłem dokumenty z jego rąk i westchnąłem, gdyż zapowiadało się, że spędzę wieczór przy naprawdę nudnym zajęciu.– Proszę pokwitować, jeśli łaska.Nachyliłem się nad stołem i wziąłem pióro w palce.Złożyłem zamaszysty podpis, a drugie „M” rozmazało mi się w kleksie.– Nic, nic, poprawię – zamruczał kancelista, sięgając po bibułę i piasek.Zostawiłem go temu jakże interesującemu, zajęciu i z dokumentami pod pachą wymaszerowałem z kancelarii.Wychodząc, rzuciłem jeszcze tylko okiem na równe szeregi stołów.Mężczyźni pochylający się nad księgami i dokumentami byli niemal tacy sami.Niby dostrzegałeś różnice – ot, jeden był zażywny, z wianuszkiem włosów dokoła głowy, inny siwy, trzeci chudy, łysy, ale mimo to wszyscy sprawiali równie przygnębiające wrażenie.Może przez czarne stroje, w które wszyscy byli ubrani? Może przez pozbawione blasku oczy, zmętniałe wieloletnim ślęczeniem nad dokumentami? Może przez niezdrową biel skóry albo palce i dłonie poznaczone plamami inkaustu? Wzruszyłem ramionami.W końcu każdemu Bóg wybiera taki los, by najlepiej przysłużył się Jego planom.Zamknąłem za sobą drzwi, ale zaraz na korytarzu dopadł mnie jeden z nowych zastępców sekretarza biskupa, młody człowiek o rozbieganym spojrzeniu.– Inkwizytorze – wydyszał.– Jego Ekscelencja prosi.Uniosłem tylko brwi, ale nic nie powiedziałem.Nie sądziłem, że Jego Ekscelencja Gersard – biskup Hez-hezronu – zaszczyci mnie dzisiaj audiencją, zwłaszcza że powierzone mi zadanie było jasne oraz proste.– Jak zdrowie Jego Ekscelencji? – zapytałem ostrożnie.Zastępca sekretarza obrzucił mnie przelotnym spojrzeniem i tylko pokręcił głową, wykrzywiając twarz w jednoznacznym grymasie.„Oho ho – pomyślałem – nie jest dobrze”.Ekscelencja biskup cierpiał, niestety, na przedłużające się ataki podagry, a przy tym lubił sobie wypić.Trunek czasami wprawiał go w dobry humor, a czasami nie.Po twarzy zastępcy sekretarza poznałem, że dzisiaj chyba było „czasami nie”.I faktycznie, kiedy wszedłem do gabinetu Gersarda, od razu poznałem, iż biskup nie ma dobrego dnia.Stał przy oknie, posępny niczym gradowa chmura.Widziałem go z profilu, ale trudno było nie dostrzec, że lewą dłoń ma owiązaną bandażem, a na policzkach niezdrowe, czerwone wypieki.– Leje – warknął wściekłym tonem.Westchnąłem współczująco, bo wiedziałem, że kiedy pada, ataki podagry znacznie się nasilają.Co prawda sądziłem, że Gersard bardzo lubi cały ten cyrk oraz zamieszanie wokół własnej osoby, ale nie wątpiłem również, iż naprawdę choruje.Tyle, że ja znałem dla niego receptę.Po miesiącu spędzonym w kamieniołomach albo przy wyrębie lasów wszystkie dolegliwości naszego biskupa pierzchłyby jak stado owieczek przed wilkiem.Rzecz jasna, nigdy nie ośmieliłbym się zażartować w podobny sposób przy kimkolwiek z otoczenia Jego Ekscelencji, a nawet z braćmi-inkwizytorami rzadko pozwalaliśmy sobie na podobne dowcipy.– A ty czego tak wzdychasz? – Obrócił się w moją stronę.W prawej dłoni trzymał srebrny pucharek, a oczy miał przekrwione z przepicia i niewyspania.Nawet siwe włosy, o które zwykle dbał, by były gładko zaczesane za uszy, teraz sterczały mu niczym wykrzywione różki.Na policzku i czole rozlewała mu się wściekle różowa plama, gdyż niestety Jego Ekscelencja cierpiał również na uczulenie skóry.Miałem niejasne podejrzenia, iż może się ono wiązać z ilością wypijanych trunków, ale tego typu opinie wolałem zachowywać dla siebie.Nie odezwałem się, tylko skłoniłem nisko.– Pokorny sługa Waszej Ekscelencji – powiedziałem.– Mordimer.– Podrapał się lewą dłonią w policzek, syknął z bólu i wściekle zaklął.– Czego ty znowu chcesz?– Wasza Ekscelencja mnie wzywał – rzekłem cicho, starając się nadać głosowi aksamitną łagodność.– Wzywał, wzywał – powtórzył i wyraźnie widziałem, że stara sobie przypomnieć, na diabła ja mu właściwie byłem potrzebny.– A wiesz, że to mleko działa? – ożywił się na moment.Pewnego razu miałem zaszczyt zakomunikować biskupowi, że mleko skutecznie zwalcza ból powodowany kwasami rodzącymi się w żołądku i, Bogu dziękować, recepta pomogła.– Tylko medyk przed każdym kubkiem każe mi odmawiać „Ojcze nasz” – dodał.– Konował przeklęty.– Cieszę się, że mogłem być na coś przydatny – zauważyłem.Przytrzymał się marmurowego parapetu i skupił na mnie wzrok.– Jedziesz teraz do.– zawahał się i poruszył dłonią, a wino pociekło mu na rękaw.– Do Gossburga, Wasza Ekscelencjo – podpowiedziałem.– Nie – rzekł z taką satysfakcją, jakby przyłapał mnie na karygodnym błędzie.– Jedziesz do Kassel.Proboszczem parafii pod wezwaniem Gniewu Pańskiego jest tam niejaki Melchior Wasselrode [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl