[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inkwizytor, ojciec Louvier, przystojny i bardzo dobrze odżywiony mężczyzna ze starannie wypielęgnowanymi włosami, bródką i błyszczącymi czarnymi oczyma, nie dostrzegł nic podejrzanego w mym zachowaniu; z wielką uniżonością, jakbym był wysłannikiem Watykanu, którym zresztą równie dobrze mogłem być, starał się rozproszyć me obawy, iż skazano na stos niewinną kobietę.– Nigdy nie widziałeś większej czarownicy – rzekła stara komtessa, wybuchając ohydnym, dobywającym się jakby z głębi gardła śmiechem.Podawszy mi kielich z winem przedstawiła mnie komtessie de Chamillart, siedzącej u jej boku, i zgromadzonym tu szlachcicom, którzy przybywszy w komplecie z okolicznych włości na jutrzejszą egzekucję, zatrzymali się na zamku.Każde zadane przeze mnie pytanie, podniesiona wątpliwość czy uczyniona sugestia rozbijały się niezmiennie o beztroską pewność owego zgromadzenia.Dla nich bitwa została stoczona i wygrana.Teraz czekała ich już tylko jutrzejsza okrutna uroczystość.Chłopcy płaczą w swych komnatach, to prawda, lecz wkrótce odzyskają dobry humor.Zapewniano mnie też, iż nie ma się czego obawiać ze strony Debory, bowiem gdyby jej demon był dość potężny, by ją uwolnić, uczyniłby to już dawno.I czyż nie tak właśnie było ze wszystkimi czarownicami? Gdy tylko je schwytano i zakuto w łańcuchy, ich czart ulatniał się i pozostawiał nieszczęsne własnemu losowi.– Lecz owa niewiasta nie przyznała się do niczego – oświadczyłem – a jej małżonek spadł był w lesie z konia, wedle jego własnych słów.Z całą pewnością nie możecie jej skazać mając tylko świadectwo człowieka umierającego w gorączce!Było to, jakbym rzucał im w twarze uschłe liście.Słowa moje nie przyniosły bowiem żadnego skutku.– Kochałam mego syna ponad wszystko na tym świecie – rzekła stara komtessa; jej wzrok twardy był jak kamień, a usta brzydko wykrzywione.Lecz zaraz, jakby przypomniawszy sobie, iż stać ją na więcej, dodała obłudnie: – Biedna Debora, czyż powiedziałam kiedykolwiek, iż jej nie kocham i czyż nie przebaczałam jej tak wiele?– Jesteś zbyt pobłażliwa, pani – oświadczył Louvier wielce świętoszkowatym tonem i gestykulując przesadnie, był bowiem ów łotr pijany.– Nie mam na myśli czarów – rzekła starucha, zupełnie nie zważając na zachowanie inkwizytora.– Mówię o słabostkach i tajemnicach mojej synowej.Któż bowiem nie wie w tym mieście, iż Charlotte urodziła się zbyt wcześnie od zaślubin.Zdawało się jednak, iż mój syn niczego nie dostrzegał tak był zaślepiony urokiem owej niewiasty i takim uwielbieniem darzył Charlotte i tak bardzo był wdzięczny Deborze za jej wiano, i w ogóle tak wielki był z niego pod każdym względem głupiec.– Czy musimy o tym mówić! – wyszeptała komtessa de Chamillart, i jakby zadrżała.– Charlotte już nie ma między nami.– Znajdą ją i spalą, jak jej matkę – oświadczył Louvier, a ze wszystkich stron odpowiedziało mu potakiwanie i kiwanie głowami.Następnie zaczęli rozprawiać pomiędzy sobą o tym, jak niezmiernie będą radzi po egzekucji, a gdy próbowałem zadawać im pytania, za całą odpowiedź otrzymywałem gesty nakazujące mi zamilknąć i oddać się ucztowaniu, i nie zawracać sobie tym wszystkim głowy.Przerażający był sposób, w jaki mnie ignorowali, jakby byli istotami ze snu, które nie mogą usłyszeć naszego krzyku.Ja jednak obstawałem uparcie, iż nie ma żadnych świadectw o nocnych lotach, ani sabatach, ani spółkowaniu z demonami, ani wszystkich pozostałych idiotycznych wymysłach, które zazwyczaj posyłają owe nieszczęsne stworzenia na stos.A jeżeli chodzi o uzdrawianie, to czyż było tu coś więcej niż zręczne znachorstwo, i czy to wystarczający powód do skazania na śmierć? Znaleziona laleczka mogła być niczym więcej, jak tylko sprzętem uzdrowicielki.Żadnego pożytku z moich słów!Jakże przyjacielscy i pewni siebie byli, wieczerzając za owym stołem, który przecież należał do Debory, jedząc z jej sreber; a ona w owej wstrętnej celi!Na koniec argumentowałem, iż powinni jej zezwolić na śmierć przez uduszenie przed spaleniem.– Ilu z was widziało na własne oczy czyjąś śmierć w płomieniach? – zapytałem, lecz usłyszałem jedynie znużone pomruki.– Owa czarownica nie okazała skruchy – rzekła komtessa de Chamillart, jedyna trzeźwa wśród obecnych, a nawet przejęta pewnym lękiem.– Jak długo będzie cierpieć? Kwadrans? – zapytał inkwizytor, wycierając usta brudną serwetką [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl