[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Klucz – wyszeptała.Arin opuścił ręce.– Klucz?– Dałeś Cheatowi klucz do moich komnat! – W jaki inny sposób mężczyzna mógłby siętu po cichu zakraść? Arin zaprosił go, zaoferował mu wszystko, co posiadał, w tym i ją…– Nie.– Arin wyglądał, jakby miał zwymiotować.– Nigdy.Musisz mi uwierzyć, nie zrobiłbym tego.Kestrel zacisnęła zęby.– Pomyśl przez chwilę.Po co miałbym mu dawać klucze do twoich pokojów? Żeby go tutaj zabić?Potrząsnęła głową.Nie wiedziała.Arin potarł dłonią czoło, rozmazując na nim krew.Próbował otrzeć ją rękawem koszuli, ale gdy znów spojrzał na Kestrel, nad jego szarymi oczyma widniała gruba szkarłatna krecha.Dzikość, którą miał na twarzy, gdy wpadł do pokoju, znikła.Wyglądał strasznie młodo.Wstał, podszedł do ciała i wyciągnął z niego miecz.Potem przykląkł i przeszukałkieszenie odzienia Cheata.W jednej z nich znalazł żelazną obręcz z tuzinem kluczy.Obrócił ją w dłoniach, nasłuchując podzwaniania metalu.– Mój dom – powiedział zdławionym głosem, zaciskając klucze w dłoni.– Można je skopiować.– W jego oczach widniała prośba.– Nie wiem, ile kompletów zrobiła rodzina Ireksa.Cheat mógł je zdobyć jeszcze przed balem.Kestrel wiedziała, że Arin nie kłamie.Nie sądziła, by ktokolwiek mógł odegrać taką furię, w jaką wpadł, widząc ją na podłodze.Ani taki wzrok, jakim patrzył teraz na nią: jakby to, co przydarzyło się jej, przydarzyło się i jemu.– Uwierz mi – poprosił.Wierzyła… i nie wierzyła.Arin rozpiął kółko, zsunął z niego dwa klucze i podał je Kestrel.– Do twoich komnat.Zatrzymaj je.Spojrzała na przedmioty spoczywające na jej dłoni.Rozpoznała jeden z kluczy, ale drugi…– Do drzwi w ogrodzie? – zapytała.– Tak, ale – Arin uciekł wzrokiem – nie będziesz chciała go użyć.Kestrel domyśliła się, że mieszkał w zachodnim skrzydle, w dawnych pokojach ojca, a jej komnaty należały niegdyś do jego matki.Ale dopiero teraz zrozumiała przeznaczenie bliźniaczych ogrodów.Dzięki nim mąż i żona mogli odwiedzać się bez wiedzy całego domostwa.Wstała powoli.Miała już dość siedzenia na podłodze.– Kestrel… – Po głosie Arina poznała, że mężczyzna boi się zadać swoje pytanie.– Jak bardzo… jak bardzo jesteś ranna?– Jak widać – odparła.Miała opuchnięte powieki i nic nie widziała na jedno oko, a dywan otarł jej policzek do krwi.– Tylko moja twarz.Nic więcej.– Mógłbym go zabić tysiąc razy, a i tak nie miałbym dość.Spojrzała na martwe ciało Cheata i coraz większą plamę krwi na dywanie.– Niech ktoś to posprząta.Nie ja.Nie jestem twoją niewolnicą.– Nie, nie jesteś – mruknął cicho.– Uwierzyłabym, gdybyś dał mi wszystkie klucze.Kącik ust Arina uniósł się lekko.– Ach! Ale wtedy straciłabyś resztki szacunku dla mojej inteligencji.Gdy zapadła noc, Kestrel wypróbowała klucz do zewnętrznych drzwi.Ogród Arina byłtaki sam jak jej, równie nagi i okolony gładkimi ścianami.W wychodzącym na niego salonie było ciemno, ale korytarz prowadzący w głąb komnat przypominał świetlisty tunel.Gdzieś dalej, między ledwie zaznaczonymi przez poblask lamp meblami, poruszył siędługi cień.Arin nie spał.Kestrel uciekła do własnego ogrodu i zamknęła drzwi.Znów zaczęła się trząść.Tym razem dreszcze pochodziły gdzieś z samego środka jej jestestwa.Wmawiała sobie, że poszła do drugiego ogrodu, by znaleźć drogę ucieczki z posiadłości, jednak gdy ujrzała cień Arina, dotarło do niej, że tak naprawdę łaknęła jego towarzystwa.Nie mogła znieść samotności.Zaczęła spacerować, coraz szybciej i szybciej.Kamyki chrzęściły pod jej stopami.Może, jeśli będzie poruszać się wystarczająco energicznie, uda się jej wyrzucić z pamięci ciężar Cheata przygniatający ją do podłogi.Może zapomni chwilę, gdy zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie się obronić.Gdyby nie Arin… Wciąż jeszcze kurczowo zaciskała dłonie, gdy przerzucił sobie trupa przez ramię i wyniósł go z jej pokojów.Potem zwinął mokry od krwi dywan i wytargał go na zewnątrz.Prawdopodobnie naprawiłby również wiszące na jednym zawiasie wyważone drzwi, ale Kestrel kazała mu odejść.Posłuchał.Arin był człowiekiem, jakiego mógłby podziwiać jej ojciec.Niepowstrzymanym.Szybko podejmował decyzje, działał i zamykał sprawę, by przejść do kolejnej.Kestrel miała wrażenie, jakby był jej własnym odbiciem albo raczej kimś, kim ona powinna być.Córka generała Trajana nie powinna znaleźć się w takiej sytuacji.Nie powinna być przerażona.Podeszwy butów zazgrzytały na kamieniach.Nagle usłyszała coś i przystanęła.Kiedy pierwsza nuta wzbiła się w lodowatą ciemność, Kestrel nie miała pojęcia, co właściwie słyszy.Dźwięk był niski, wibrujący i piękny.Po chwili rozbrzmiał na nowo.Pieśń.Wznosiła się łagodnie w nocne niebo, ciepła i złocista niczym rozgrzane słońcem krople żywicy.Potem poszybowała wyżej, jakby Arin testował swój głos.Kolejne nuty płynęły ponad murem ogrodu, wsączały się w strach Kestrel i okrywały go niczym pled.Pozbawione słów ukojenie przybrało znajomy kształt.To była kołysanka.Enai śpiewała ją Kestrel dawno temu, a teraz śpiewał ją Arin.Może zobaczył ją w ogrodzie albo usłyszał jej kroki.Kestrel nie wiedziała, jak domyśliłsię, że potrzebuje pokrzepienia co najmniej tak bardzo, jak potrzebowała oddzielającej ich ściany.Kiedy zamilkł, noc rezonowała ciszą, która sama w sobie była rodzajem muzyki.Strach znikł.Kestrel wreszcie uwierzyła Arinowi.Uwierzyła we wszystko, co kiedykolwiek jej powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl