Pokrewne
- Strona Główna
- Salvatore Robert Tom 03 Mroczne Oblezenie
- Salvatore Robert Tom 03 Morze Mieczy
- Salvatore R.A Star Wars czesc 2. Atak Klonow
- Salvatore Robert Tom 01 Bezglosna Klinga
- Salvatore Robert Tom 04 Droga do switu
- Salvatore Robert Tom 1 Miecz Rodu Bedwyrow
- Salvatore Robert Tom 3 Krol Smok
- Andre Norton SC 2.6 Krysztalowy Gryf
- Anne McCaffrey Piesn krysztalu
- Verne Juliusz Dwa lata wakacji
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- freerunner.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Demony, a szczególnie rozmiarów i siły Errtu, stanowiły inne zagadnienie.Wiele razy w młodości Drizzt był świadkiem wściekłości takich potworów.Widział zwalone budynki, twarde kamienie starte przez wielkie, szponiaste ręce.Widział potężnych ludzkich wojowników, zadających potworom ciosy, które powaliłyby ogra, a później przekonujących się w śmiertelnym przerażeniu, że ich broń była bezużyteczna przeciwko tak potężnym istotom z niższych planów.Jego lud był w lepszym położeniu w stosunku do demonów, zachowujących pewną dozę respektu dla niego.Demony często sprzymierzały się z drowami na równych prawach, lub nawet służyły ciemnym elfom otwarcie, gdyż były świadome potężnej broni i magii, którymi władały drowy.Lecz to było dawno, w podziemnym świecie, gdzie dziwne emanacje unikalnych formacji skalnych błogosławiły metale używane przez rzemieślników drowów, tajemniczymi i magicznymi właściwościami.Drizzt nie miał żadnej broni pochodzącej z jego ojczyzny, gdyż jej dziwna magia nie mogła ostać się przy świetle dziennym; chociaż trzymał ją ostrożnie, chroniąc ją od słońca, gdy wyszedł na powierzchnię wkrótce stała się bezużyteczna.Wątpił aby broń, którą miał przy sobie była zdolna do uczynienia krzywdy Errtu.Nawet gdyby tak było, demony rozmiarów Errtu nie mogły zostać naprawdę zniszczone poza swym naturalnym planem.Gdyby doszło do wymiany ciosów, Drizzt mógł mieć najwyżej nadzieję na wygnanie stwora z Planu Materialnego na sto lat.Nie miał zamiaru walczyć.Jednak musiał próbować uczynić coś przeciw czarnoksiężnikowi, który zagrażał miastom.Jego celem było teraz dowiedzenie się czegoś, co mogło wskazać na jakąś słabość czarnoksiężnika, a jego metodą był podstęp i maskowanie się, w nadziei, że Errtu pamięta wystarczająco dużo o ciemnych elfach, aby uwierzyć w jego historię, lecz nie tak dużo, aby zedrzeć delikatną warstwę, która powinna ją spajać.Miejsce, które wybrał na spotkanie, było osłonioną dolinką odległą o kilka jardów od czoła urwiska.Strzępiasty dach, utworzony przez zbiegające się ściany, pokrywał połowę powierzchni, druga połowa otwierała się w niebo, lecz całe to miejsce leżało za zboczem góry, zaraz za wysokimi ścianami, zabezpieczone przed widokiem z Cryshal-Tirith.Teraz Drizzt pracował sztyletem, wydrapując na ścianach i podłodze przed miejscem, na którym siedział runy odwracające niebezpieczeństwo.Myślowe wyobrażenie tych magicznych symboli było już niewyraźne po tylu latach i wiedział, że ich kształty dalekie są od doskonałości.Stwierdził jednak, że potrzebuje każdego możliwego zabezpieczenia, jakie mogą one zaoferować na wypadek, jeśli Errtu wystąpiłby przeciw niemu.Gdy skończył, usiadł w zadaszonej części ze skrzyżowanymi nogami i wyciągnął małą statuetkę, którą nosił w plecaku.Guenhwyvar powinna być dobrym testem dla jego odwracających niebezpieczeństwo napisów.Wielki kot odpowiedział na wezwanie.Ukazał się po drugiej stronie zacisza, jego bystre oczy przeszukiwały teren w poszukiwaniu możliwego niebezpieczeństwa, które mogłoby zagrażać jego panu.Potem, nie poczuwszy nic, zwrócił pytające spojrzenie na Drizzta.- Chodź do mnie - zawołał Drizzt kiwając ręką.Kot ruszył ku niemu i nagle zatrzymał się, jakby wszedł na ścianę.Drizzt westchnął z ulgą gdy zobaczył, że jego runy posiadają jakąś moc.Jego przekonanie wzrosło znacznie, gdy stwierdził, że Errtu powinien popchnąć runy do ich ostatnich granic - i prawdopodobnie poza nie.Guenhwyvar zwiesiła głowę próbując zrozumieć co ją powstrzymuje.Opór w istocie nie był zbyt silny, lecz sprzeczne sygnały od jej pana, wzywające ją, a jednocześnie odpychające ją, zupełnie zbiły z tropu kota.Postanowiła zebrać swe siły i przejść przez chwiejną barierę, lecz wydawało się, że jego pan jest zadowolony z tego, że się zatrzymała.Usiadła więc i czekała.Drizzt zajęty był badaniem okolicy, poszukując najlepszego miejsca, z którego Guenhwyvar mogłaby wyskoczyć i zaskoczyć demona.Głęboka półka skalna na jednej z wysokich ścian, tuż poza częścią zbiegającą się w dach, wydawała się zapewniać najlepszą kryjówkę.Wysłał kota na tę pozycję i poinstruował go, żeby nie atakował dopóty, dopóki nie da znaku.Potem usiadł znowu i usiłował się odprężyć, zajęty końcowymi przygotowaniami mentalnymi przed wezwaniem demona.* * * * *Po drugiej stronie doliny, w magicznej wieży, Errtu przycupnął w zacienionym kącie haremu Kessella, trzymając swą nieustanną straż nad złym czarnoksiężnikiem w czasie jego zabaw z bezmyślnymi dziewczętami.Wrzący ogień nienawiści płonął w oczach Errtu ilekroć spojrzał na głupawego Kessella.Tego popołudnia zrujnował mag prawie wszystko swą manifestacją mocy i odmową starcia pozostałych wież, co dalej wydrenowało moc Crenshinibona.Errtu odczuwał ponurą satysfakcję, gdy Kessell wrócił do Cryshal-Tirith i potwierdził, używając luster śledzących, że dwie pozostałe wieże rozpadły się na kawałki.Errtu ostrzegał Kessella przed wzniesieniem trzeciej wieży, lecz czarnoksiężnik o słabym „ego” wraz z każdym upływającym dniem kampanii, stawał się coraz bardziej uparty, uważając demona, a nawet samego Crenshinibona, za narzędzia chcące podminować jego absolutną kontrolę.Tak więc Errtu był gotowy, a nawet zadowolony, gdy usłyszał wezwanie Drizzta płynące doliną.W pierwszej chwili nie wierzył w możliwość takiego wezwania, lecz zew jego prawdziwego imienia wywołał mimowolny dreszcz, który przebiegł po kręgosłupie demona.Bardziej zaciekawiony, niż rozgniewany impertynencją jakiegoś śmiertelnika, który odważył się wypowiedzieć jego imię, Errtu wymknął się od oszołomionego czarnoksiężnika i wyszedł z wieży.Nagłe wezwanie nadeszło znowu, przecinając harmonię nieskończonej pieśni wiatru, jak spieniona fala na spokojnym jeziorze.Errtu rozpostarł swe wielkie skrzydła i wystrzelił na północ nad równinami, śpiesząc do wzywającego.Przerażone gobliny uciekały przed ciemnością przelatującego cienia demona, gdyż nawet w delikatnym blasku małego księżyca stwór z Otchłani pozostawiał ślad ciemności, w porównaniu z którym noc wydawała się jasna.Drizzt wstrzymał oddech.Czuł precyzyjne zbliżanie się demona, który teraz zmienił kierunek z Bremen's Run i wzleciał w górę nad niższymi stokami Kelvin's Cairn.Guenhwyvar podniosła głowę z przednich łap i warknęła, także czując zbliżanie się potwora zła.Kot cofnął się na swej głębokiej półce i położył się płasko, bez ruchu, czekając na rozkaz swego pana, przekonany, że jego wzmożona zdolność do ukrywania się ochroni go nawet przed czułymi zmysłami demona.Skórzaste skrzydła Errtu złożyły się ściśle, gdy wylądował na półce.Natychmiast zlokalizował dokładne położenie wzywającego i mimo, że musiał ścieśnić swe szerokie ramiona, aby przejść przez wąskie wejście do dolinki, rzucił się natychmiast do przodu, chcąc zaspokoić swoją ciekawość, a potem zabić bluźnierczego głupca, który odważył się głośno wymówić jego imię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl agnieszka90.opx.pl
.Demony, a szczególnie rozmiarów i siły Errtu, stanowiły inne zagadnienie.Wiele razy w młodości Drizzt był świadkiem wściekłości takich potworów.Widział zwalone budynki, twarde kamienie starte przez wielkie, szponiaste ręce.Widział potężnych ludzkich wojowników, zadających potworom ciosy, które powaliłyby ogra, a później przekonujących się w śmiertelnym przerażeniu, że ich broń była bezużyteczna przeciwko tak potężnym istotom z niższych planów.Jego lud był w lepszym położeniu w stosunku do demonów, zachowujących pewną dozę respektu dla niego.Demony często sprzymierzały się z drowami na równych prawach, lub nawet służyły ciemnym elfom otwarcie, gdyż były świadome potężnej broni i magii, którymi władały drowy.Lecz to było dawno, w podziemnym świecie, gdzie dziwne emanacje unikalnych formacji skalnych błogosławiły metale używane przez rzemieślników drowów, tajemniczymi i magicznymi właściwościami.Drizzt nie miał żadnej broni pochodzącej z jego ojczyzny, gdyż jej dziwna magia nie mogła ostać się przy świetle dziennym; chociaż trzymał ją ostrożnie, chroniąc ją od słońca, gdy wyszedł na powierzchnię wkrótce stała się bezużyteczna.Wątpił aby broń, którą miał przy sobie była zdolna do uczynienia krzywdy Errtu.Nawet gdyby tak było, demony rozmiarów Errtu nie mogły zostać naprawdę zniszczone poza swym naturalnym planem.Gdyby doszło do wymiany ciosów, Drizzt mógł mieć najwyżej nadzieję na wygnanie stwora z Planu Materialnego na sto lat.Nie miał zamiaru walczyć.Jednak musiał próbować uczynić coś przeciw czarnoksiężnikowi, który zagrażał miastom.Jego celem było teraz dowiedzenie się czegoś, co mogło wskazać na jakąś słabość czarnoksiężnika, a jego metodą był podstęp i maskowanie się, w nadziei, że Errtu pamięta wystarczająco dużo o ciemnych elfach, aby uwierzyć w jego historię, lecz nie tak dużo, aby zedrzeć delikatną warstwę, która powinna ją spajać.Miejsce, które wybrał na spotkanie, było osłonioną dolinką odległą o kilka jardów od czoła urwiska.Strzępiasty dach, utworzony przez zbiegające się ściany, pokrywał połowę powierzchni, druga połowa otwierała się w niebo, lecz całe to miejsce leżało za zboczem góry, zaraz za wysokimi ścianami, zabezpieczone przed widokiem z Cryshal-Tirith.Teraz Drizzt pracował sztyletem, wydrapując na ścianach i podłodze przed miejscem, na którym siedział runy odwracające niebezpieczeństwo.Myślowe wyobrażenie tych magicznych symboli było już niewyraźne po tylu latach i wiedział, że ich kształty dalekie są od doskonałości.Stwierdził jednak, że potrzebuje każdego możliwego zabezpieczenia, jakie mogą one zaoferować na wypadek, jeśli Errtu wystąpiłby przeciw niemu.Gdy skończył, usiadł w zadaszonej części ze skrzyżowanymi nogami i wyciągnął małą statuetkę, którą nosił w plecaku.Guenhwyvar powinna być dobrym testem dla jego odwracających niebezpieczeństwo napisów.Wielki kot odpowiedział na wezwanie.Ukazał się po drugiej stronie zacisza, jego bystre oczy przeszukiwały teren w poszukiwaniu możliwego niebezpieczeństwa, które mogłoby zagrażać jego panu.Potem, nie poczuwszy nic, zwrócił pytające spojrzenie na Drizzta.- Chodź do mnie - zawołał Drizzt kiwając ręką.Kot ruszył ku niemu i nagle zatrzymał się, jakby wszedł na ścianę.Drizzt westchnął z ulgą gdy zobaczył, że jego runy posiadają jakąś moc.Jego przekonanie wzrosło znacznie, gdy stwierdził, że Errtu powinien popchnąć runy do ich ostatnich granic - i prawdopodobnie poza nie.Guenhwyvar zwiesiła głowę próbując zrozumieć co ją powstrzymuje.Opór w istocie nie był zbyt silny, lecz sprzeczne sygnały od jej pana, wzywające ją, a jednocześnie odpychające ją, zupełnie zbiły z tropu kota.Postanowiła zebrać swe siły i przejść przez chwiejną barierę, lecz wydawało się, że jego pan jest zadowolony z tego, że się zatrzymała.Usiadła więc i czekała.Drizzt zajęty był badaniem okolicy, poszukując najlepszego miejsca, z którego Guenhwyvar mogłaby wyskoczyć i zaskoczyć demona.Głęboka półka skalna na jednej z wysokich ścian, tuż poza częścią zbiegającą się w dach, wydawała się zapewniać najlepszą kryjówkę.Wysłał kota na tę pozycję i poinstruował go, żeby nie atakował dopóty, dopóki nie da znaku.Potem usiadł znowu i usiłował się odprężyć, zajęty końcowymi przygotowaniami mentalnymi przed wezwaniem demona.* * * * *Po drugiej stronie doliny, w magicznej wieży, Errtu przycupnął w zacienionym kącie haremu Kessella, trzymając swą nieustanną straż nad złym czarnoksiężnikiem w czasie jego zabaw z bezmyślnymi dziewczętami.Wrzący ogień nienawiści płonął w oczach Errtu ilekroć spojrzał na głupawego Kessella.Tego popołudnia zrujnował mag prawie wszystko swą manifestacją mocy i odmową starcia pozostałych wież, co dalej wydrenowało moc Crenshinibona.Errtu odczuwał ponurą satysfakcję, gdy Kessell wrócił do Cryshal-Tirith i potwierdził, używając luster śledzących, że dwie pozostałe wieże rozpadły się na kawałki.Errtu ostrzegał Kessella przed wzniesieniem trzeciej wieży, lecz czarnoksiężnik o słabym „ego” wraz z każdym upływającym dniem kampanii, stawał się coraz bardziej uparty, uważając demona, a nawet samego Crenshinibona, za narzędzia chcące podminować jego absolutną kontrolę.Tak więc Errtu był gotowy, a nawet zadowolony, gdy usłyszał wezwanie Drizzta płynące doliną.W pierwszej chwili nie wierzył w możliwość takiego wezwania, lecz zew jego prawdziwego imienia wywołał mimowolny dreszcz, który przebiegł po kręgosłupie demona.Bardziej zaciekawiony, niż rozgniewany impertynencją jakiegoś śmiertelnika, który odważył się wypowiedzieć jego imię, Errtu wymknął się od oszołomionego czarnoksiężnika i wyszedł z wieży.Nagłe wezwanie nadeszło znowu, przecinając harmonię nieskończonej pieśni wiatru, jak spieniona fala na spokojnym jeziorze.Errtu rozpostarł swe wielkie skrzydła i wystrzelił na północ nad równinami, śpiesząc do wzywającego.Przerażone gobliny uciekały przed ciemnością przelatującego cienia demona, gdyż nawet w delikatnym blasku małego księżyca stwór z Otchłani pozostawiał ślad ciemności, w porównaniu z którym noc wydawała się jasna.Drizzt wstrzymał oddech.Czuł precyzyjne zbliżanie się demona, który teraz zmienił kierunek z Bremen's Run i wzleciał w górę nad niższymi stokami Kelvin's Cairn.Guenhwyvar podniosła głowę z przednich łap i warknęła, także czując zbliżanie się potwora zła.Kot cofnął się na swej głębokiej półce i położył się płasko, bez ruchu, czekając na rozkaz swego pana, przekonany, że jego wzmożona zdolność do ukrywania się ochroni go nawet przed czułymi zmysłami demona.Skórzaste skrzydła Errtu złożyły się ściśle, gdy wylądował na półce.Natychmiast zlokalizował dokładne położenie wzywającego i mimo, że musiał ścieśnić swe szerokie ramiona, aby przejść przez wąskie wejście do dolinki, rzucił się natychmiast do przodu, chcąc zaspokoić swoją ciekawość, a potem zabić bluźnierczego głupca, który odważył się głośno wymówić jego imię [ Pobierz całość w formacie PDF ]