[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Deszcz mżył bezustannie, jakoby kto drobnym szkliwem przysłaniał świat, że Lipce całe tonęły wgęstych tumanach szarugi, spod której tylko gdzieniegdzie czerniały dachy, to obmoknięte płotykamienne lub te brudne kołtuny dymów, co się wiły nad kominami i wlekły po sadach.Cicho było we wsi, tylko gdzieniegdzie młócono po stodołach, ale z rzadka, bo wieś cała była nakapuśniskach.Pustka leżała na błotnistej, rozmiękłej drodze i pusto było w obejściach i przed domami, czasami tylkoktoś zamajaczył we mgle i ginął wnetki, że tylko człapanie trepów po błocie było słychać, albo wóznaładowany kapustą wlókł się wolno od torfowisk i rozganiał gęsi, brodzące za liściami spadłymi zwozów.Staw szamotał się w ciasnych brzegach i przybierał ciągle, bo aż się przelewał w niższych miejscach nadrogę po Borynowwej stronie, sięgał płotów i bryzgał pianą na ściany chałup.Cała wieś była zajęta wycinaniem i zwożeniem kapusty; pełno jej było po klepiskach, sieniach i izbach,a jak u niektórych i pod okapami siniały kupy główek.Przed domami, wystawione na deszcz, mokły ogromne beczki.Spieszono się na gwałt, bo deszcz prawie nie ustawał, a drogi robiły się grząskie, nie do przebycia.I u Dominikowej dzisiaj wycinano.Już od rana pojechała na kapuśnisko Jagna z Szymkiem, bo Jędrzych ostał i łatał ano dach, że toprzeciekał w paru miejscach.Pod wieczór to już było i jakby się zdziebko mroczeć zaczynało, to stara raz w raz wychodziła przeddom i patrzała w mgły, ku młynowi, i nasłuchiwała, czy nie jadą jeszcze?.A na kapuśniskach, leżących nisko za młynem, w torfowiskach, wrzała jeszcze na dobre robota.Czarniawe mokre mgły leżały na łąkach, że tylko gdzieniegdzie błyskały szerokie rowy pełne siwej wody i wysokie zagony kapusty, siniejącej bladą zielenią albo rdzawej niby pasy blachy żelaznej, a tu iówdzie majaczyły we mgle czerwone wełniaki kobiet i kupy wyciętych główek.W dali przemglonej, nad rzeką, co płynęła z szumem wskroś gęstych zarośli, siniejących niby chmura,czerniały stogi torfu i wozy, do których donoszono kapustę w płachtach, bo z powodu rozmiękłegogruntu dojechać nie było można do kapuśnisków.Docinali już niektórzy i zabierali się do domu, więc i głosy coraz mocniejsze rozlegały się we mgle ileciały, z zagonu na zagon.Jagna skończyła dopiero co swój zagon, zmęczona była srodze, głodna i przemoczona do skóry, bonawet i trepy zapadały się w rudy, torfiasty grunt po kostki, że raz w raz je zzuwała, żeby wylać wodę.- Szymek, a dyć się ruchaj prędzej, bo już kulasów nie czuję !- wołała żałośnie, a widząc, że chłopaknie może sobie zadać, wyrwała mu niecierpliwie ogromny toboł, zarzuciła go na plecy i poniesła na wóz.- Parobek z ciebie tyli, miętki jesteś w grzbiecie kiej kobieta po rodach - szepnęła pogardliwie,wsypując kapustę do półkoszków wysłanych słomą.Szymek przywstydzony mamrotał coś pod nosem, skrobał się po kołtunach i zaprzęgał konia.- Spiesz się, Szymek, bo noc! - naganiała go znosząc co chwila kapustę na wóz.Jakoż i noc nadchodziła, mrok gęstniał i czerniał, a deszcz się wzmagał, że tylko pluskało po rozmiękłejziemi i rowach, jakby kto ziarnem sypał.- Józia ! skończycie to dzisiaj? - zawołała do Borynianki, która z Hanką i Kubą wycinała w podle.- Skończymy bo i czas do domu, taka plucha, że mnie już do koszuli przejęło.Jedziecie to już?- Juści.Noc zaruteńko i taka ćma, że się drogi nie rozezna.Jutro się zwiezie resztę.Sielną maciekapustę!- dodała pochylając się ku nim i patrząc na majaczące w mgle kupy.- I wasza niezgorsza, a już co korpiele, to macie największe.- Z nowego nasienia była rozsada, dobrodziej przywiezli z Warszawy.- Jagna! - ozwał się znowu z mgieł głos Józi - wiecie, a to jutro Walek Józefów śle z wódką do Marysipociotkowej.- Taki skrzat! A ma to ona już lata? Widzi mi się, że jeszcze łoni krowy pasała!.- La chłopa to już lata ma, ale i morgów ma tyla, że się parobki śpieszą.- Będą się i do ciebie śpieszyły, Józia, będą.- Jak się tatuś z trzecią nie ożenią! - zakrzyczała Jagustynka gdzieś z trzeciego zagona.- Co wam też w głowie, a toć dopiero na zwiesnę matkę pochowali - powiedziała przetrwożonymgłosem Hanka.- Co ta chłopu szkodzi.Kużden chłop to jak ten wieprzak, żeby nie wiem jak był nachlany, to donowego koryta ryj wrazi.Ho, ho, jedna jeszcze nie dojdzie.nie ostygnie całkiem, a już za drugą sięogląda.pieski to naród.A jak to zrobił Sikora? W trzy tygodnie po pochowku pierwszej z drugą sięożenił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl