[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pospólstwo waÅ‚Ä™sajÄ…ce siÄ™ miÄ™dzykramami również zabawiaÅ‚o siÄ™ na swój sposób, że niekiedy wybuchaÅ‚ generalny Å›miech itakie wrzaski, przy których grozne beÅ‚koty wezbranej Sekwany zdawaÅ‚y siÄ™ miÅ‚ym szeptem.NiemaÅ‚a zwÅ‚aszcza uciecha panowaÅ‚a przy czerwonym wozie szarlatana, który wystrojonyw powłóczystÄ… togÄ™ i beret na konopiastej peruce, zalecaÅ‚ krzykliwie cudowne eliksiry nawszystkie dolegliwoÅ›ci, rwaÅ‚ zÄ™by i goliÅ‚ obywatelów, a w antraktach pisaÅ‚ billets doux iudzielaÅ‚ sekretnych rad bezdzietnym mężatkom.Nie zbrakÅ‚o też ulicznych Å›piewaków ni sztukmistrzów wzbudzajÄ…cych podziw poÅ‚yka-niem ognia i chodzeniem z gÅ‚owÄ… miÄ™dzy wÅ‚asnymi kolanami.%7Å‚ebracy, wystrojeni w najoso-bliwsze rany i kalectwa, natarczywie dopominali siÄ™ jaÅ‚mużny.Ale wÅ›ród rozkrzyczanychtÅ‚umów dojrzaÅ‚ tu i owdzie ludzi, wertujÄ…cych szpargaÅ‚y, pozwalane na kupy, lub odprawujÄ…-cych nieme medytacje przed obrazami.Chomentowski szperaÅ‚ niestrudzenie po kramach bukinistów, aż natrafiwszy na pisma wumiÅ‚owanej materii zapomniaÅ‚ o caÅ‚ym Å›wiecie i nawet nie zauważyÅ‚ znikniÄ™cia towarzysza.ZarÄ™ba kwaterowaÅ‚ na przedmieÅ›ciu St.Honoré, W hoteliku Pod DoskonaÅ‚ym SankiulotÄ…,wyobrażonym w postaci srogiego męża w czerwonej czapce i z pikÄ…, na której zatkniÄ™ta gÅ‚o-wa ociekaÅ‚a krwiÄ…, zaÅ› nadpis gÅ‚osiÅ‚ Å›mierć tyranom.Hotelik miaÅ‚ na dole kawiarniÄ™ licznie odwiedzanÄ…, gdzie gromadzili siÄ™ najkrwawsi terro-ryÅ›ci z caÅ‚ego przedmieÅ›cia i zbrojne sekcje jakobinów, zawsze gotowe do wystÄ…pienia wobronie wolnoÅ›ci.W niskich, niezbyt obszernych stancjach, sÅ‚abo oÅ›wietlonych, panowaÅ‚wieczny mrok, zaduch wina i wrzaÅ‚o od rana do póznej nocy.W pierwszej izbie od ulicy, nie-co wiÄ™kszej i widniejszej, siedziaÅ‚a za ladÄ… chuda jejmość w okularach, z rudym kotem naÅ‚onie, zajÄ™ta robieniem poÅ„czochy i dozorem córek usÅ‚ugujÄ…cych goÅ›ciom.Kiedy wszedÅ‚ ZarÄ™ba, kawiarnia byÅ‚a już peÅ‚na ludzi, gwarów i tytuniowego dymu.Przy-siadÅ‚ gdzieÅ› pod Å›cianÄ… i zażądaÅ‚ jedzenia, lecz nim mu przynieÅ›li, wypÅ‚ynÄ…Å‚ z kuchennychczeluÅ›ci sam patron, imć Filip, przechrzczony rewolucyjnÄ… wodÄ… na Brutusa, czÅ‚eczyna mier-nej postawy, ale bystrych oczu i rezolutnej twarzy.Persona to byÅ‚a znaczna na przedmieÅ›ciu iwpÅ‚ywami siÄ™gaÅ‚a aż do Komuny i dla wielu grozna.WyznawaÅ‚ bowiem najkrwawsze zasadyi mieniÄ…c siÄ™ prawdziwym filantropem i przyjacielem ludzkoÅ›ci, sporo już arystokratów izdrajców ludu wysÅ‚aÅ‚ na szafot.PozostawaÅ‚ kiedyÅ› w przyjazni z Aazowskim, jednym z gÅ‚o-Å›nych przywódców rewolucyjnego motÅ‚ochu, i miaÅ‚ zwiÄ…zki z Polakami.Sam Robespierre siÄ™z nim liczyÅ‚, a Couthon czÄ™sto odwiedzaÅ‚.To byÅ‚y racje, dla których Chomentowski zakwate-rowaÅ‚ u niego ZarÄ™bÄ™, że znalazÅ‚ siÄ™ jakby na samym dnie rewolucyjnego kotÅ‚a.SÅ‚uchaÅ‚ pilnie, usiÅ‚ujÄ…c zachwycić rewolucyjnych nowin, ale traktowano jeno partykularnesprawy przeplatajÄ…c je pieprznÄ… anegdotÄ… i grÄ… w domino.Trzask przewracanych kostek razpo raz grochotaÅ‚ wÅ›ród gwarów, szczÄ™ku farfurów i szkieÅ‚.Cztery fertyczne dziewczyny, cór-ki domu, jednakie wzrostem, strojem, urodÄ… i jakby wiekiem, krÄ™ciÅ‚y siÄ™ miÄ™dzy licznymistoÅ‚ami roznoszÄ…c trunki, wdziÄ™czne uÅ›miechy, a gdzieniegdzie i rubaszne szturchaÅ„ce dlazbyt natarczywych przyjaciół.W kawiarni stawaÅ‚o siÄ™ coraz dymniej, gwarniej i ciemniej.Wieczór siÄ™ robiÅ‚ i co chwila trzaskaÅ‚y wejÅ›ciowe drzwi.ZjawiaÅ‚y siÄ™ jakieÅ› tajemnicze per-sony, zakutane w obszerne pÅ‚aszcze, z kapeluszami nasuniÄ™tymi na oczy i poszeptawszy zpatronem znikaÅ‚y w dalszych izdebkach.WchodziÅ‚y lÄ™kliwie pary przygodnych kochanków ipo cichych targach z jejmoÅ›ciÄ… robiÄ…cÄ… poÅ„czochÄ™, któraÅ› z córek braÅ‚a klucz z czarnej, po-numerowanej tablicy, mosiężny Å›wiecznik z zapalonÄ… Å‚ojówkÄ… i wyprowadzaÅ‚a ich na piÄ™tro.Nie zwracaÅ‚o to niczyjej uwagi.Niekiedy wpadaÅ‚ z krzykiem gavroche z najnowszymi edy-cjami gazet lub uliczni handlarze.ZarÄ™ba, nudzÄ…c siÄ™ samotnymi penetracjami, spróbowaÅ‚ nawiÄ…zać dyskurs z sÄ…siadami,zbywano go jednak półsłówkami, niechÄ™tnie.Zbytnio siÄ™ bowiem wyróżniaÅ‚ z tÅ‚umu sankiu-lotów swojÄ… postaciÄ…, cerÄ… i manierami, że nikt siÄ™ nie przysiadaÅ‚ do jego stolika, z wielu stronleciaÅ‚y nieprzyjazne spojrzenia i rozpytywano patrona, wskazujÄ…c na niego bez ceremonii.90  Wzbudzasz, obywatelu, ciekawość!  szepnęła jedna z córek zaglÄ…dajÄ…c mu w oczy zbardzo bliska.PrzytrzymaÅ‚ jej rÄ…czkÄ™ i spytaÅ‚: I czymże to, moja Å›liczna?Nie pierzchnęła pÅ‚ochliwie od niego. Bo patrzysz na przebranego diuka!  spÅ‚onęła, lecz dajÄ…c folgÄ™ ciekawoÅ›ci, natarczywieindagowaÅ‚a o kraj, z jakiego pochodziÅ‚. PrzyjechaÅ‚eÅ› z daleka, nieprawdaż? Z koÅ„ca Å›wiata! Zajrzyj mi w oczy, a zobaczysz  Å›miaÅ‚ siÄ™ i nie szczÄ™dzÄ…c dwornychkomplementów i ognistych spojrzeÅ„ nie puszczaÅ‚ od siebie.Rada je przyjmowaÅ‚a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnieszka90.opx.pl